W Premier League o koronę króla strzelców powalczy aż 5 piłkarzy. Czy Mohamed Salah obroni tytuł sprzed roku?

Jeden tytuł, pięciu kandydatów. Kto zdobędzie koronę króla strzelców Premier League?
własne
W Niemczech i Hiszpanii totalitarnie rządzą Lewandowski i Messi, we Francji książę Mbappe powoli staje się królem. Za to w Anglii, mimo, że finisz sezonu zbliża się wielkimi krokami, wciąż nie wiadomo kto zdobędzie tytuł najskuteczniejszego zawodnika w lidze. Kandydatów jest wielu, a miejsce na tronie tylko jedno.
Do mety pozostało siedem spotkań (niektóre drużyny rozegrają 8 meczów za sprawą pauzy w poprzedniej kolejce spowodowaną przez udział w FA Cup), ale mimo rychłego końca rozgrywek najważniejsze rozstrzygnięcia dopiero nastąpią.
Dalsza część tekstu pod wideo
Poza kwestiami drużynowymi z mistrzostwem i miejscami w Top 4 gwarantującymi udział w Lidze Mistrzów, elektryzująco zapowiada się również walka na polu indywidualnym między najlepszymi bombardierami na „Wyspach”.
Mimo upływu kolejnych tygodni losy korony króla strzelców wciąż nie są przesądzone. Wręcz przeciwnie, do wyścigu o miano najskuteczniejszego snajpera cyklicznie dołączają kolejni zawodnicy.
Jeszcze kilkanaście kolejek temu wydawało się, że rywalizacja rozstrzygnie się między Aubameyangiem a Kane'em. Następnie formę odzyskał Salah i znów dał o sobie znać Kun Aguero. W ostatnich tygodniach brylować zaczął również Sadio Mane, dzięki czemu sytuacja na szczycie klasyfikacji strzelców stała się jeszcze bardziej elektryzująca.

Abdykacja

W trakcie poprzedniej kampanii tego typu dywagacje nie mogły mieć miejsca. Wszystko było wówczas rozstrzygnięte za sprawą najlepszego debiutanta w historii ligi – Mohameda Salaha. 26-latek podsumowując sezon mógł rzec niczym Juliusz Cezar: „Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem”.
Byłyby to całkowicie adekwatne słowa, biorąc pod uwagę, że Egipcjanin, nie zważając na konieczność aklimatyzacji, w pierwszych miesiącach gry dla nowego klubu zanotował najlepszy indywidualny sezon w historii ligi.
Jedynym klubem, któremu Salah nie strzelił bramki w ubiegłym sezonie ligowym był Manchester United. Cała reszta drużyn Premier League chociaż raz została ukąszona przez egipskiego skrzydłowego.
Znakomita forma w debiutanckiej kampanii oraz poczynione przez Liverpool transfery sprawiały, że Salah przed startem rozgrywek wydawał się murowanym kandydatem do obrony tytułu. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem.
„Faraon” nadal utrzymuje się w czołówce najlepszych strzelców, ale ewidentnie widać regres względem ubiegłego roku. W sezonie 2017/18 Salah bez zdobyczy bramkowej kończył tylko 12 spotkań Premier League, w których brał udział.
Z kolei w bieżącej kampanii aż 17 spośród 31 spotkań rozegranych przez Liverpool kończyło się bez trafienia byłego zawodnika Romy. Kolejne mecze z zerowym dorobkiem goli ewidentnie odciskają piętno na samym zawodniku, któremu trudno jest wyjść z dołka formy.
Szczególnie widoczne było to choćby w ostatniej kolejce ligowej, gdy Liverpool mierzył się z przedostatnim w tabeli Fulham. „The Cottagers” mogą się „pochwalić” zdecydowanie najgorszą defensywą w lidze, ale nawet to nie wystarczyło, aby Salah się odblokował. Egipcjanin oddał 5 strzałów i żaden nie znalazł drogi do siatki.
Frustrować może również fakt, iż w decydującym momencie, przy wyniku 1:1 do rzutu karnego podszedł Milner. Król strzelców poprzedniego sezonu najwyraźniej obawiał się presji i kontynuowania passy meczów bez gola.
Problemem Salaha jest również terminarz Liverpoolu. Do końca sezonu pozostało 7 spotkań, w tym 2 z rywalami z tzw. „Big Six” – Tottenhamem i Chelsea. Patrząc na dyspozycję 26-letniego skrzydłowego w meczach z drużynami z najwyższej półki można domniemywać, że tak naprawdę Salahowi zostało tylko 5 kolejek na podreperowanie statystyk.

Bratobójcza walka

Klasą rywali pod żadnym pozorem nie musi przejmować się kolega z drużyny Salaha, czyli Sadio Mane, który dołączył już do wyścigu o miano najskuteczniejszego zawodnika Premier League. Senegalczyk kompletnie nie zważa na jakość linii defensywnych kolejnych przeciwników „The Reds”. On po prostu strzela każdemu.
Warto odnotować, że Mane jest jedynym zawodnikiem walczącym o koronę króla strzelców, który ani jednego gola nie zdobył z rzutu karnego. Gdyby odliczyć ten stały fragment gry Senegalczyk przewodziłby stawce, ale oczywiście jest to tylko ciekawostka statystyczna, która nie ma wpływu na końcowy rozrachunek.
Trzeba docenić Mane za próbę trzymania strzeleckiego tempa mimo braku możliwości zdobywania goli z jedenastu metrów i jednocześnie mieć na uwadze, iż pozostali bombardierzy są w porównaniu z „dziesiątką” Liverpoolu na uprzywilejowanej pozycji.
Chociaż sam zawodnik raczej nie zwraca na to uwagi tylko po prostu robi swoje. Podczas gdy Salah albo unika strzelania rywalom z topu, albo w ogóle zacina się na dobre, Mane nie zawodzi i zachwyca wszystkich obserwatorów ligi niebywałą regularnością.

Gdzie dwóch się bije…

Duet z Liverpoolu może zostać pogodzony przez kolejnego zawodnika rodem z Afryki – Pierre’a-Emericka Aubemeyanga. Gabończyk trafił do Premier League jeszcze później niż Salah, ale były zawodnik BVB również nie potrzebował ani minuty na wdrożenie się do nowego otoczenia.
Od momentu debiutu przeciwko Evertonowi, skwitowanego pierwszym golem w barwach Arsenalu, Aubameyang właściwie nie przestaje znajdować drogi do siatki kolejnych przeciwników.
„Auba” mógłby wysforować się na pierwsze miejsce w rankingu faworytów do ostatecznego triumfu w klasyfikacji strzelców, ale pojawiają się dwa czynniki, które mogą stanąć 29-latkowi na drodze – metody Emery’ego i…klubowy kolega, czyli Alexandre Lacazette.
Hiszpańskiemu szkoleniowcowi chyba przypadło do gustu dawanie odpoczynku swojemu najlepszemu strzelcowi w trakcie spotkania. Aubameyangowi udało się wytrwać do 90 minuty bez zmiany tylko w połowie meczów rozegranych w tym sezonie Premier League. Jeśli tendencja drobnego rotowania Gabończykiem się utrzyma, jego szanse na koronę dla najlepszego strzelca zmaleją.
Może się tak stać również z powodu obecności na placu gry drugiej armaty, czyli wspomnianego już Lacazette’a. Francuz w ostatnich tygodniach utrzymuje niezwykle wysoką formę z jednej strony przysługując się drużynie, a z drugiej nieco zmniejszając szanse Aubameyanga na odskoczenie reszcie stawki w liczbie bramek.

Priorytety

Tego typu zagwozdkami na pewno nie musi się martwić Harry Kane, od którego zależy niemal cała ofensywa Tottenhamu. Anglika, podczas nieobecności spowodowanej kontuzją, w zdobywaniu bramek skutecznie wyręczał Heung-Min Son (11 bramek w lidze), ale po powrocie do pełni sił znów wszystko spoczywa w nogach Kane’a.
Problem w tym, że dobra dyspozycja strzelecka 25-letniego napastnika (3 gole w 4 meczach po wyleczeniu urazu kostki) nie przekłada się na wyniki osiągane przez całą drużynę.
Trudna do wytłumaczenia niekorzystna zależność wyników od obecności Kane’a na boisku może jednak ostatecznie skłonić Mauricio Pochettino do poczynienia dosyć drastycznych kroków dla dobra całej drużyny. Całkowite odsunięcie 25-latka od składu byłoby szalone, ale nie można wykluczyć, że Kane z kilku powodów będzie nieco częściej rotowany.
Ewentualny odpoczynek dla Anglika w spotkaniach z mniej wymagającymi rywalami pokroju Brighton czy Huddersfield pozwoliłby zweryfikować czy rzeczywiście drużyna, wbrew logice, lepiej radzi sobie bez swojego najlepszego strzelca.
Kane mógłby wówczas złapać oddech przed najważniejszymi spotkaniami w tym sezonie, czyli ćwierćfinałowym dwumeczem w Lidze Mistrzów przeciwko Manchesterowi City. Na arenie europejskiej bramki kapitana reprezentacji Anglii miały już większe znaczenie niż na krajowym podwórku.
Dublet Kane’a w meczu grupowym z PSV, zakończonym zwycięstwem „Kogutów” 2:1, zapewnił podopiecznym Pochettino awans do 1/8 finału. Tam Kane również zaznaczył swoją obecność, zdobywając zwycięską bramkę na 1:0 w wyjazdowej konfrontacji z BVB.
Pozycja Kane’a w najważniejszych starciach jest niepodważalna, ale nie można wykluczyć, że Pochettino zdecyduje się na eksperymentowanie składem w spotkaniach z rywalami z dolnych rejonów tabeli. Eksploatowane dotychczas gwiazdy drużyny mogłyby odsapnąć przed kluczowymi rozstrzygnięciami, a do gry wkroczyliby zmiennicy pokroju Fernando Llorente, który już zdążył udowodnić swoją wartość.
Jeśli powyższe przewidywania staną się faktem Kane straci możliwość nabijania statystyk z ligowymi słabeuszami icokazja na zdobycie trzeciej korony króla strzelców Premier League może przejść Anglikowi koło nosa.

Wiecznie drugi

Wszystko to może wykorzystać aktualny lider klasyfikacji strzelców – Sergio Aguero. Może wydawać się to nieprawdopodobne, ale Argentyńczyk tylko raz – w sezonie 2014/15 – zdobył tytuł dla najskuteczniejszego snajpera. Trudno to sobie wyobrazić jeśli spojrzymy, jak okazałymi liczbami może się pochwalić napastnik Manchesteru City.
Aguero cechuje niespotykana wręcz regularność i systematyczność w zakresie zdobywania bramek, ale niemal w każdym sezonie wychowankowi Independiente brakowało kilku zdobyczy do możliwości mianowania się królem strzelców.
W tym sezonie Argentyńczyk wreszcie może po raz drugi w swej obfitej karierze osiągnąć cel. Aktualna pozycja w tabeli strzelców oraz nadzwyczajna forma w ostatnich miesiącach sprawiają, że to właśnie w napastniku „Obywateli” można upatrywać głównego faworyta do tytułu.

Lider „dream-teamu”

Argentyńczyk, w przeciwieństwie do pozostałych kontrkandydatów, nie musi zmagać się właściwie z żadnymi trudnościami. O ile dobra forma Mane negatywnie wpływa na Salaha, tak np. znakomita dyspozycja strzelecka Sterlinga w ogóle nie przeszkadza Aguero w zdobywaniu kolejnych bramek.
Manchester City to najbardziej bramkostrzelna drużyna w całej lidze, zatem pokaźny dorobek bramkowy Sterlinga z całą pewnością nie stanie Aguero na drodze ku koronie króla strzelców. Za to skłonności do gry kombinacyjnej Anglika potwierdzone 11 asystami w lidze mogą jeszcze bardziej przybliżyć snajpera Manchesteru City do upragnionej zdobyczy.
Z kolei hurtowa liczba bramek zdobywanych przez Aguero przybliży drużynę „Obywateli” do obrony tytułu mistrzowskiego. Szkoleniowiec Manchesteru – Pep Guardiola znany jest z zamiłowania do rotacji składem, ale argentyński napastnik niemal w ogóle im nie podlega.
Aguero na przestrzeni całego sezonu tylko 2 razy rozpoczynał spotkania na ławce rezerwowych. W decydujących o mistrzostwie meczach odpowiedzialność za zdobywanie bramek przez Manchester City będzie spoczywać głównie na barkach 30-letniego napastnika rodem z Buenos Aires.
To wszystko pozwala nam przypuszczać, iż po raz pierwszy od 2015 roku na najwyższym stopniu podium w rankingu najlepszych strzelców znów ujrzymy Sergio Aguero. Oczywiście nie można skreślać żadnego z czwórki pozostałych kandydatów, którzy tracą do Argentyńczyka zaledwie jednego gola, ale zarówno Mane, Salah, Aubemayang, jak i Kane muszą borykać się z drobnymi przeciwnościami.
Aguero ma wszystko – możliwość wykonywania rzutów karnych, umiejętność skutecznego punktowania z topowymi drużynami oraz pewne miejsce na placu gry u boku ultrakreatywnych skrzydłowych i pomocników. W tak komfortowych warunkach niemal grzechem byłoby nieskorzystanie z okazji sięgnięcia po tytuł dla najlepszego strzelca. A wygląda na to, że Aguero pod żadnym pozorem grzeszyć nie zamierza.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również