W Realu Madryt mają już dość Garetha Bale'a. Jak i dlaczego upadł "Książę Walii"?

Upadek „Księcia Walii”. Dlaczego w Realu mają dość Garetha Bale'a?
Anton_Ivanov/Shutterstock
Rok po roku rozpada się legendarne zestawienie BBC. W zeszłym roku Cristiano, tego lata najpewniej „Królewskich” opuści Bale. Będzie to rozstanie gorzkie, oczekiwane przez fanów, jednocześnie piłkarz pozostawi w ich wspomnieniach słodycz wielkich sukcesów. Jak to się stało, że wynoszony na piedestał stał się persona non grata? Oto jego upadek w kilku aktach.
Niemal dokładnie pięć lat temu był na ustach wszystkich kibiców na świecie. W finale Pucharu Hiszpanii odebrał piłkę w środku boiska, przy samej linii. Puścił ją daleko przed siebie, z tyłu też zostawiając Marca Bartrę z Barcelony.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wszystko, co działo się w trzech kolejnych sekundach wprawiło fanów w osłupienie, a genialny sprint Walijczyka i wykończenie akcji jeszcze przez wiele dni zdobiło czołówki nie tylko sportowych serwisów informacyjnych. Był na fali wznoszącej. Dziś, przykrywa go fala krytyki, a on sam potrzebuje szybko koła ratunkowego.

14 skalpów w 6 sezonów

Bale kończy latem trzydzieści lat. W obecnej sytuacji najbardziej utytułowany brytyjski piłkarz swojego pokolenia stoi w obliczu wielkiej niepewności. Musi wybrać tak, by na nowo zdefiniować kolejne lata swojej kariery.
Jest fascynującą postacią na wiele sposobów. Trzeba pamiętać, że wliczając ten sezon Walijczyk spędził więcej czasu w Madrycie niż w jakimkolwiek innym klubie wcześniej. To jest jego piłkarski dom, miejsce, w którym zostawił najlepsze chwile swojej kariery. Tu odniósł najważniejsze sukcesy. Cztery triumfy w Lidze Mistrzów czynią Bale’a najbardziej udanym brytyjskim eksportem piłkarskim wszech czasów.
Podania, sprinty, strzały z każdej pozycji. To wszystko cechowało bożyszcza madryckich kibiców. Ale trzeba też powiedzieć, że świetnie obracał się na rynku zawodniczym. Doskonale spieniężył kryzys w Realu związany z zakazem dokonywania transferów w 2016 roku. Wtedy bowiem zawarł sześcioletnią umowę o wartości ponad 17 milionów euro, czyniąc siebie najlepiej (w owym czasie) opłacanym piłkarzem na świecie.

Geneza upadku

Dlaczego więc musi opuścić i najpewniej opuści klub? Najkrócej mówiąc, a klasyka cytując: coś się zepsuło. W nim, z klubem, a może nawet i w całym futbolowym świecie. W Realu rozpoczął się czas rozliczeń, który w normalnym klubie zostałby nazwany „polowaniem na czarownice”.
Na Santiago Bernabeu głośno nie mówi się o ewentualnych odejściach, zwolnieniach czy wystawianiu na listę transferową. Wszystko odbywa się w białych rękawiczkach. I nie jest tajemnicą, że na Bale'u postawiono już krzyżyk, a dokonał tego powracający na ławkę trenerską Zinedine Zidane.
Przyczyn należy upatrywać w wielu kwestiach. O pierwszej już wspominałem. Gareth wyciska klubową skarbonkę każdego miesiąca, a „Królewscy” muszą zrobić miejsce w czapce płacowej dla kolejnych „cracków”, którzy prawdopodobnie przekroczą próg klubu latem tego roku.
W Realu dodatkowo wysokości kontraktów są dostosowane do reguły „zarabiasz tyle, ile wnosisz do zespołu”. Po odejściu Cristiano Ronaldo to Walijczyk miał być kołem zamachowym kolejnego, fantastycznego etapu „Los Blancos”. Na dobrą sprawę okazał się jego grabarzem.
Poniżej wartość Bale'a na przestrzeni lat (źródło: Transfermarkt):
Wartość rynkowa Bale'a na przestrzeni lat
Transfermarkt
Tu dochodzimy do głównego powodu niechybnego rozbicia idealnego, wydawałoby się, związku. Katastrofalny wręcz regres dyspozycji. Umówmy się, już po przeprowadzce do Madrytu szybko odkryto największe braki u skrzydłowego.
Przygotowanie fizycznie (nie motoryczne!) i niestabilność formy. Od czasu debiutu z Villarreal, gdzie zresztą potrafił pokonać bramkarza, liczne hiszpańskie media częściej lub rzadziej stawiały Brytyjczyka pod ostrą krytyką.
Dochodziło jednak do także do niesprawiedliwych znieważeń, np. kiedy dziennikarz „Marki” stwierdził w swoim artykule, że „Bale nie wie, jak się gra w piłkę nożną, on tylko wie, jak szybko biegać”. Takim krytykom potrafił zamykać usta wiele razy.
Jeśli jednak zbadać bramkowe zdobycze, podliczyć asysty, stwarzane sytuacje – mamy do czynienia z trendem spadkowym. Dokładnie w tym momencie Bale rozegrał tyle samo meczów w klubie, co w poprzednim roku. Strzelił równo dwa razy mniej goli (8 do zeszłorocznych 16), tylko dwa razy zanotował ostatnie podania przy golu, a jednocześnie stwarzał również dwa razy mniej sytuacji.
Poniżej przedstawiam także graf użytkownika Twittera, pokazujący wpływ skrzydłowego na jakość gry Realu Madryt, porównując najlepszy jego sezon 2015/16 (19 goli i 10 asyst) do obecnego. Podczas, gdy trzy lata temu wypełniał „matrycę” będąc w TOP 5 zawodników na swojej pozycji na świecie, w tym roku – ledwo przekracza ligową przeciętną.
To tylko statystyki, a patrząc na grę, wygląda to jeszcze gorzej. Gra dużo bardziej asekuracyjnie, brakuje mu kreacji i szukania ryzykownych rozwiązań. Ot, jeden z wielu piłkarzy w grupie. Mowa jednak o graczu, który jest siódmym najdroższym transferem w historii.

Człowiek ze szkła

Rzecz kolejna - fizyczność. Gareth Bale od sezonu 2010/11 aż 25 razy wpisywany był na listę zawodników kontuzjowanych. Tych urazów było multum i dotykały przeróżnych części ciała. Od nadwyrężonych dolnych partii pleców do stłuczeń stopy.
W samych tylko 5 ostatnich sezonach takich kontuzji stwierdzono 15, a głównie (bo 12) były to przyczyny mięśniowe. W całym tym okresie (ujmijmy to: hospitalizacji) Walijczyk opuścił 70 meczów i był niedostępny dla Realu przez 329 dni – czyli niemal cały rok!
Wyjątkowej urazowości Bale’a nie można przypisywać jedynie genom. Jako gwiazda i ważny gracz formacji drugiej linii, jest częściej poniewierany przez rywali. Musi ryzykować, częściej przyspieszać, zmagać się z nierzadko ciężką defensywą, co sprzyja w łapaniu „ran”.
Należy przy tym pamiętać, że Gareth jest (był?) jednym z najszybszym skrzydłowych na świecie, a pokonywanie sprintów na najwyższych prędkościach niezwykle obciąża mięśnie. Można więc śmiało stwierdzić, że styl gry Bale’a miał znaczący wpływ na jego stan zdrowia.

Planeta Bale

Czy można mieszkać w obcym kraju przez 6 lat i nie uczyć się języka swojego pracodawcy? Otóż można. Bale’owi ciężko dotrzeć do swoich kolegów, a właściwie to im do niego. Tę trudną do pojęcia tajemnicę zdradził zresztą bardzo niedawno Marcelo.
- Kiedyś w szatni siedział koło mnie Kiko Casilla i mówił do mnie: cześć, co u ciebie? Teraz go nie ma. Po drugiej stronie siedzi Bale, ale on mówi tylko po angielsku, więc porozumiewamy się gestami – powiedział dziennikarzom Brazylijczyk.
Introwertyzm Bale’a nie pomagał mu w robieniu kariery w Madrycie. Zwykle kibice, dla których tyle ważnych bramek strzela jeden zawodnik, nie odwracają się od swojego gracza. Walijczyk ma na koncie mnóstwo ważnych i trochę tych mniej istotnych trafień.
To jednak nie wystarcza, trzeba się angażować w życie klubu, z dumą reprezentować Real. Jak jednak można mówić o zbieraniu szacunku u fanów, gdy na godzinę przed meczem wychodzi się z autokaru i ogląda na tablecie… turniej golfowy?
„Marsjanin” i „golfista”. To dwa pseudonimy, które na dobre do niego przylgnęły. „Marsjanin” nie oznacza bynajmniej kosmiczności gry lecz całkowitą izolację od drużyny. Oddam głos Thibautowi Courtoisowi, który tak opisuje Walijczyka.
- Mieliśmy kolację z zespołem, ok. 22:00 podawano posiłki, o północy piliśmy kawę. Bale nie przyszedł, bo uznał, że to za późno. O pierwszej w nocy skończyliśmy jeść, a o jedenastej mieliśmy zaplanowany trening. Mnóstwo czasu na regenerację. A on powiedział, że o 23:00 chodzi spać – opowiadał belgijski bramkarz. Kosmita z planety Bale. Z własnym mini polem golfowym w ogródku.

Życie po Madrycie

To wszystko jest trochę niepotrzebne. Gareth ze wszystkimi swoimi zasługami, atutami i wadami jest pod każdym względem prawdziwie miłą i skromną supergwiazdą. Kiedy strzelił tego przecudownego gola w finale Ligi Mistrzów – świat oniemiał. Biorąc tylko pod uwagę fakt, że był to jego pierwszy kontakt z piłką, byliśmy świadkami najpiękniejszego gola w historii. Przejaw geniuszu, którego w Realu w jego wykonaniu często brakowało.
Aż nad wyraz widoczne było, że nie został stworzony do czarowania jak Cristiano Ronaldo, a do bezwzględnego traktowania przeciwników. Do nokautowania ich z zimną krwią. Rodzaj maszyny, która niestety często się psuła, a dziś nie wiadomo, czy nie trafi na piłkarskie złomowisko. Przyszłości w Madrycie nie ma, ale czy jest w stanie odbudować się gdziekolwiek indziej?
Złośliwi wskazują, że bliższa powinna być mu Floryda. Liga MLS – ciepłe klimaty, względnie duże pieniądze, przyjazny język i dużo turniejów golfowych. Jednak byłaby to kapitulacja. Powiedzenie sobie: jestem za słaby mentalnie i fizycznie na europejskie rozgrywki.
Dziś trudno nawet odgadnąć, gdzie Walijczyk mógłby zagrzać sobie miejsce na sezon lub dwa. W każdym mocnym klubie od skrzydłowego lub bocznego napastnika wymaga się kreatywności, pazerności na gole, elektryczności. Obawiam się, że u Bale’a po sześciu latach spędzonych w Madrycie największe pokłady talentu zostały wyczerpane.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również