W tym klubie weterani mają po 20 lat. Oto piłkarskie przedszkole obracające milionami

W tym klubie weterani mają po 20 lat. Oto piłkarskie przedszkole obracające milionami
Michael715/shutterstock.com
Duńska drużyna FC Nordsjaelland to ewenement na skalę europejską, a pewnie i światową. Ma najmłodszy skład “seniorów” spośród wszystkich lig w Europie: każdy, kto liczy sobie więcej niż 15 wiosen i jest wystarczająco dobry, może spokojnie walczyć o miejsce na boisku. I to nie z konieczności, a z przekonania. A także z komercyjnego punktu widzenia.
Andreas Raedegard Schljelderup mógłby już dawno zasilić szeregi Liverpoolu. Albo Bayernu Monachium. 16-letni Norweg pochodzący z juniorów Bodo/Glimt miał zeszłego lata propozycje dołączenia do wszystkich wiodących akademii piłkarskich na Starym Kontynencie: od Tottenhamu, Manchesteru United, poprzez słynny kampus Red Bulla w Salzburgu, aż do Juventusu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jednak 15-letni wówczas chłopak wolał pojechać do zimnego duńskiego miasta Farum. Brzmi może trochę jak “fatum”, ale tam nic przykrego go spotkać nie mogło, raczej los puścił mu oczko. To tu, niedaleko Kopenhagi, pierwszoligowy FC Nordsjaelland zbudował w ostatnich latach jeden z najbardziej prestiżowych ośrodków młodzieżowych w Europie. Czym się charakteryzuje? Ano tym, że ci, którzy wyróżniają się spośród reszty, mogą całkowicie pominąć występy w zespołach juniorskich. Od razu trafiają do teamu A. Do “starszaków”. I słowo “starszacy” trzeba wziąć w pogrubiony cudzysłów.

Szybkie dojrzewanie

Kwietniowe spotkanie ligowe z Aarhus. 2:0. Zawodnicy uśmiechają się od ucha do ucha, zmęczeni, ale szczęśliwi. Trzy punkty trafiają na ich konto. Pną się w ekstraklasowej tabeli. Ale jest coś jeszcze, co sprawiło, że mecz trzeba traktować ze szczególną uwagą. Trzynastu na piętnastu zawodników, którzy tego dnia wyszli na boisko w barwach FC Nordsjaelland, było absolwentami akademii. Dziesięciu nie skończyło dwudziestu lat. Jeden z nich nie miał nawet 17. Średni wiek? Zaledwie 20 lat i 20 dni. Bramki zdobyło dwóch 19-latków: Ghańczyk Kameldeen Sulemana oraz Fin Oliver Antman.
Dla nich to żaden wyczyn, ani nawet specjalne wydarzenie. W ciągu ostatniej dekady “Dzikie Tygrysy”, jak się ich nazywa w Danii, stały się znane ze swojej niezachwianej wiary we własne piłkarskie produkty. To istota ich klubu. DNA. Żadna próba bicia rekordów, chęć wybicia się w zagranicznych mediach. To podejście motywowane tylko i wyłącznie filozofią zespołu. Rekordy to tylko wpisy do statystyk, a trzeba im oddać, że do nich należy 18 najmłodszych składów w historii duńskiej ekstraklasy.
Żeby było jasne, nie odbywa się to kosztem wyników. Ekipa z Farum przez pięć lat z rzędu zajmowała miejsce w pierwszej szóstce. W tym roku również awansowali do grupy mistrzowskiej rozgrywek i zabrakło zaledwie kilku punktów do tego, by bić się o europejskie puchary. Robią wynik ponad stan, mimo że co lato nie wydają nawet eurocenta na transfery. Decyzja o nowym kierunku klubu zapadła, paradoksalnie, w chwili zdobycia pierwszego tytułu mistrzowskiego dokładnie dekadę temu. Duńczycy stanęli na rozdrożu: pieniądze wydawać na lepszych graczy czy doszkalać młodzież i rozbudować infrastrukturę? Postawiono na to drugie i choć od tamtej pory nie udało się powtórzyć sukcesu, wychowanie zdolnej młodzieży sprawia kierownictwu nie mniejszą satysfakcję.

Niebezpieczne związki

Działacze poszli krok naprzód. Dwadzieścia lat temu na nieczynnym stadionie piłkarskim w mieście Dawu we wschodnim regionie Ghany powstała akademia Right to Dream. Założył ją niejaki Tom Vernon, angielski trener futbolu i były skaut Manchesteru United. Przeprowadził się do Afryki, bo wierzył w swoją misję, by poprzez sport i edukację dzieci ze skrajnego ubóstwa mogły zbudować lepsze życie. Po kilkunastu latach udało mu się zbudować niemalże “fabrykę” zdolnej młodzieży. Ok, ale co to ma wspólnego z FC Nordsjaelland?
Otóż Vernon w grudniu 2015 roku postanowił kupić duński klub. Przejęcie zwiększyło finansowanie szkółki i sprawiło, że do drużyny zaczęli spływać najzdolniejsi zawodnicy z Afryki Północnej. Anglik wykorzystał duński zespół jako platformę sprzedaży młodych zawodników z połowy świata. Nie przeszkadza mu to, że w świetle tego modelu biznesowego oskarża się go o współczesny handel ludźmi.
To zresztą niejedyny zarzut. W świetle dokumentów zebranych z “Football Leaks”, pod jego rządami FC Nordsjaelland miał wejść w zakazany związek z Manchesterem City i jego właścicielem Sheikhiem Mansourem. Według przecieków porozumienie zapewniało Anglikom swego rodzaju prawo do pierwszej odmowy transferu któregoś z absolwentów FCN do klubu trzeciego. FIFA wszczęła nawet dochodzenie w tej sprawie, ale niczego nie zdziałała, być może dlatego, że nigdy żaden z graczy nie trafił do “Citizens”. A innych dowodów brak.

Za przyszłych mistrzów trzeba płacić

No dobrze, ale o co, a raczej o kogo ten cały hałas? Lista absolwentów prezentuje się naprawdę okazale. Mohammed Kudus, obywatel Ghany, który przybył do Danii z Right To Dream w 2018 roku, jest teraz jednym z najbardziej obiecujących talentów w Ajaksie Amsterdam. To prawdopodobnie największy dotychczasowy sukces szkoleniowy Nordsjaelland. Sama jego sprzedaż przyniosła 9 milionów euro, a przecież w umowie są zapisy, że po kolejnym transferze z jego udziałem odpowiedni procent z zysku również trafi na konto Duńczyków.
Kolejny znany produkt “Dzikich Tygrysów” to Emre Mor, który latem 2016 roku w wieku 18 lat trafił do Borussii Dortmund. Niemcy zapłacili prawie 10 milionów euro. Dziś pomocnik terminuje w Celcie Vigo, ale według informatorów fakt, że Duńczyk o tureckich korzeniach zawiódł w BVB, wynikał bardziej z jego charakteru niż deficytu czysto piłkarskiego. Wielu innych adeptów szkółki rozsianych po całej Europie radzi sobie znacznie lepiej. Bramkarz Arsenalu Alex Runarsson, Andreas Skov Olsen w Bologni czy Mikkel Damsgaard z Sampdorii. Wszyscy opuścili Skandynawię przed ukończeniem 21 lat, po zaledwie kilku sezonach gry z seniorami.
Następnym prawdopodobnie będzie wspomniany już Sulemana, 19-letni skrzydłowy, wiązany obecnie z Manchesterem United i Ajaksem. Drużyna chwali się, że dochód netto z transferów z ostatnich pięciu lat wyniósł około 55 milionów euro. Całkiem spory zysk. Jeszcze może nie równa się z bilansem transferowym Ajaxu czy Borussii Dortmund, ale biorąc pod uwagę to, że wydatki na program akademii to koszt raptem 6 milionów euro, nietrudno zrozumieć, dlaczego piąta ekipa duńskiej ekstraklasy już teraz czuje się zwycięzcą.
Inne kluby w kraju od dawna próbują skopiować model Nordsjaelland. Na próżno. Tu, oprócz gigantycznych darczyńców, są lata przewagi w know-how i najlepsze centrum młodych talentów w Danii. Rok temu FCN otrzymał pięć gwiazdek od Duńskiej Federacji Piłkarskiej za akademię. Jako jedyny. To nagroda za poświęcenie punktów, mistrzowskich tytułów i innych trofeów. Coś za coś. Drużyna nie może marzyć o budowie mocnej kadry w perspektywie długoterminowej. Latem bowiem ponownie sprzeda pół tuzina futbolowych klejnotów. Za kilka lat będzie mogła się szczycić czymś innym. Tym, że przyszli mistrzowie świata, Europy, zdobywcy Ligi Mistrzów pierwsze sportowe kroki stawiali właśnie u nich.

Przeczytaj również