Walka dwóch światów o awans do Premier League. Pieniądze czy idea? Fulham czy Brentford?

Walka dwóch światów o awans do Premier League. Pieniądze czy idea? Fulham czy Brentford?
Mark D Fuller / PressFocus
Dziś dowiemy się, kto dołączy do West Bromu Kamila Grosickiego i Leeds Mateusza Klicha, uzupełniając skład drużyn Premier League na przyszły sezon. W batalii o upragniony awans do elity zmierzą się kluby, które dzieli niemal wszystko. Od wysokości budżetu, przez historię, aż po model zarządzania. Łączy jeden cel - wygrać finał baraży.
Murawa Wembley jeszcze nie ostygła po finale Pucharu Anglii, a już musi być przygotowana na kolejny emocjonujący pojedynek. Brentford i Fulham czekają na pierwszy gwizdek meczu o wszystko. Ci pierwsi teoretycznie nie mieli prawa znaleźć się w tym miejscu. Z kolei “The Cottagers” będą chcieli za wszelką cenę naprawić błędy przeszłości. Zwycięzca może być tylko jeden. Premier League przygotowała tylko jedno miejsce wśród najlepszych
Dalsza część tekstu pod wideo

Wbrew angielskiej myśli

Sam udział ekipy Brentford w finale baraży trzeba rozpatrywać w kategorii sensacji. Choć brzmi to niewiarygodnie, “Pszczoły” dysponują czwartym najniższym budżetem w Championship. Powinni drżeć o utrzymanie, a za chwilę mogą rywalizować z finansowymi gigantami pokroju Manchesteru City czy Chelsea. Gdzie tkwi sekret ich sukcesu? W zaciszu klubowych biur. To tam właściciel Matthew Benham od lat prowadzi drużynę do kolejnych osiągnięć. W Brentford gwiazdą nie jest żaden piłkarz czy trener, ale “szef wszystkich szefów”.
Benham dorobił się sporego majątku, tworząc system matematyczny wykorzystywany przez firmy bukmacherskie. Anglik jest fanatykiem wszelkich statystyk, cyferek, analiz. Niczego nie zostawia subiektywnej ocenie. Kilka lat temu połączył siły z Rasmusem Ankersenem - duńskim trenerem i… pisarze. Obaj myślą podobnie i od lat kierują Brentford oraz FC Midtjylland. Ekscentryczny tandem już poprowadził Duńczyków w minionym sezonie do pierwszego tytułu w historii. A teraz również “Pszczółki” są o krok od historycznego wydarzenia.
- Musisz uwierzyć w ten projekt, żeby się w niego zaangażować. Sukces Matta jest oparty na przezwyciężaniu intuicji za pomocą namacalnych danych. Oczywiście, dane też nie zawsze są doskonałe, ale na pewno dokładniejsze, niż nasze oczy i ludzka zdolność do wydawania osądów - tłumaczył Ankersen.
Metody pracy przy Griffin Park od wielu sezonów są podporządkowane temu, co widnieje w tabelkach. Niejednokrotnie cyferki w Excelu potrafiły mocniej wpływać na właściciela, niż wydarzenia na murawie. Warto wspomnieć bezprecedensową sytuację sprzed kilku lat, gdy zwolniono trenera Marka Warburtona, mimo że zajął wysokie piąte miejsce. Drużyna osiągała satysfakcjonujące wyniki, ale nie dzięki dobrej grze. Benham szybko wyłapał czynnik szczęścia, który mógł się wyczerpać w każdej chwili.
- Ligowe tabele są notorycznie niedokładne. Ludzie nie rozumieją, jak wiele przypadkowości decyduje o tym, że jedni są na podium, a inni gdzie indziej. Nauczyłem się, że jeśli idziesz do menedżera i mówisz, że miał pecha i zasługuje na wyższą pozycję, to wszystko jest naturalne. Gorzej, jeśli musisz powiedzieć “Miałeś szczęście, zasługujesz na to, by być niżej”. To trudne do przełknięcia, ale liczby nie kłamią - mówił Benham cytowany na łamach “Sports Illustrated”.
- Spotkałem się z głosami krytyki ze strony angielskich mediów, bo zmieniłem menedżera. Od razu powiedzieli, że to błąd i właściciel chce być dyktatorem. Chodzi o to, żeby zaangażować wielu błyskotliwych ludzi, debatować, analizować możliwości poprawy. Pamiętam sytuację, gdy Thomas Tuchel wygrał jakiś mecz w BVB, a potem zrobił sześć zmian w kolejnym spotkaniu. Media też krzyczały: “Nie można tak robić, przecież nie zmienia się zwycięskiego składu” - dodał.
Z pozoru niepotrzebne roszady opłaciły się. Brentford poczyniło jeszcze jeden krok naprzód. Metodyczny sposób działania sprawił, że skromny zespół od czterech lat nie wypadł poza górną połówkę Championship i właśnie puka do bram Premier League. Dobre wyniki są efektem nowoczesnego myślenia i wykorzystania nowatorskich systemów analizy boiskowych zdarzeń.
Mimo solidnego majątku właściciela, klub wymyka się transferowym trendom. Zamiast szaleć na rynku, Benham i spółka inwestują w specjalistów, którzy oferują długoterminowy wpływ na cały skład. W Brentford nic nie jest pozostawione przypadkowi. Grupa wyspecjalizowanych analityków czuwa nad opracowaniem stałych fragmentów gry, wyrzutów z autu, rzutów karnych, strzałów z dystansu i innych detali. Piłkarzy kupuje się w promocyjnych cenach, co później procentuje.

Pieniądze to nie wszystko

Gdy Benham zastanawia się pod jakim kątem i z jaką siłą Ollie Watkins powinien kopnąć piłkę, w Fulham nikt nie przejmuje się budżetem. Ten jest nieograniczony. W 2013 r. właścicielem został Shahid Khan, multimiliarder, który zbił fortunę na sprzedaży innowacyjnych części samochodowych. Jego majątek oscyluje w granicach ośmiu miliardów dolarów.
O szczodrości bogacza rodem z Pakistanu przekonaliśmy się przed startem sezonu 2018/19. To właśnie wtedy “The Cottagers” wywalczyli awans po czterech latach terminowania w Championship. Do elity wrócili z przytupem. Khan wymienił połowę kadry, próbując zgarnąć najcenniejsze kąski z rynku transferowego.
Na papierze nowe nabytki prezentowały się spektakularnie, ale dobrze wiemy, że papier przyjmie wszystko, murawa niekoniecznie. Szybko przekonano się, że pieniądze utrzymania nie dają. Zawiedli Luciano Vietto, Jean Seri czy Andre Schuerrle, a drużyny nie uratował nawet Claudio Ranieri. Światełko w tunelu pojawiło się dopiero wraz z przybyciem aktualnego szkoleniowca, Scotta Parkera. Były pomocnik reprezentacji Anglii sprawdza się idealnie, choć w roli trenera zadebiutował dopiero rok temu. Brak doświadczenia nie przeszkadza zawodnikom, którzy gorliwie wierzą w 39-latka.
Fulham radzi sobie bardzo dobrze, a przedsezonowe zakupy wreszcie spłacają się na boisku. Ivan Cavaleiro i Bobby Reid zanotowali w lidze po sześć trafień, solidny poziom prezentował też wypożyczony z Brighton Anthony Knockaert. Tym razem wydatki nie przekroczyły stu milionów, co jedynie ukazuje bezsens transferowego szaleństwa po poprzednim awansie.

Dwie drogi

Włodarze Fulham i Brentford wyznają skrajnie odmienne filozofie kierowania klubem. Pomimo znaczących różnic, obie ekipy przykuwają uwagę i oferują kibicom dużą sportową jakość. Niezależnie od wyniku finału, Premier League z pewnością zyska ciekawego beniaminka. Shahid Khan chyba wyciągnął wnioski i ewentualnego awansu nie będzie celebrował poprzez wyrzucanie dziesiątek milionów funtów w błoto. Z kolei Brentford to projekt, który niedługo będzie stawiany za wzór drogi z dna na szczyt.
- W życiu są tylko dwie opcje. Możesz usiąść i płakać, myśląc że świat jest niesprawiedliwy i wszystko jest przeciwko tobie, albo możesz wstać i walczyć. To jedyne opcje i my zdecydowaliśmy się walczyć. Mamy wpływ na to jaką historię Brentford napiszemy. Jestem gotowy odwrócić los i wiem, że moi zawodnicy myślą podobnie - mówił trener Thomas Frank na jednej z konferencji prasowych.
Odyseja Fulham do dzisiejszego finału również obfitowała w trudne momenty. Po szesnastej kolejce zajmowali miejsce, które nie gwarantowało udziału w play-offach. Piłkarze wyszli jednak z dołka i na koniec rozgrywek - tak jak Brentford - stracili do drugiego West Bromu zaledwie dwa oczka. Dotarli do finału baraży, chociaż nie mieli łatwo, bo Cardiff City postawiło trudne warunki w półfinałowym dwumeczu. Jednak dziś to wszystko odchodzi w niepamięć. Liczy się tylko 90 minut na najpiękniejszym obiekcie na Wyspach Brytyjskich.
Na Wembley rozstrzygnie się nie tylko kwestia awansu do elity, ale też niejako odwieczny spór - pieniądze czy idea? Które z nich jest gwarantem sukcesu? Fulham czy Brentford? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Choć to mecz drużyn z zaplecza angielskiej ekstraklasy, zgodnie z tradycją Premier League zapinamy pasy i startujemy już o 20:45.

Przeczytaj również