"Wiecie tylko jak kraść". Sędziowski skandal i mafijne oskarżenia. Tak narodziła się wojna Juventusu z Milanem

"Wiecie tylko jak kraść". Sędziowski skandal i mafijne oskarżenia. Tak narodziła się wojna Juventusu z Milanem
Paolo Bona/shutterstock.com
W 2011 roku Juventus był klubem pogrążonym w desperacji. Kolejne zmiany na ławce trenerskiej nie przynosiły poprawy, kolejne obiecujące transfery okazywały się wpadkami, “Stara Dama” rok w rok zawodziła oczekiwania. Wypisz wymaluj - AC Milan w ostatnich sześciu latach. I nagle wydarzyło się coś wręcz niewytłumaczalnego.
Nagle ekipa z Turynu rozegrała - pod pewnymi względami - wręcz perfekcyjny sezon i nieoczekiwanie wróciła na tron. Po dziewięciu latach “Rossoneri” wkroczyli na tę samą ścieżkę i tym razem to oni mogą zdetronizować turyńczyków. Dziś mają wymarzoną okazję, by wykonać doskonały krok w tę stronę. Zagrają właśnie z broniącą tytułu drużyną prowadzoną przez Andreę Pirlo.
Dalsza część tekstu pod wideo

Tytuł znikąd?

Przed startem sezonu 2011/12 w Turynie trudno było znaleźć optymistów. Oczywiście przed każdym sezonem wydawało się, że to już musi być TEN, w którym w końcu zaczną grać na miarę swojej historii i oczekiwań. W w końcu ile czasu można taplać się w szarości? Jednak poprzednie dwa sezony, oba zakończone na siódmym miejscu tabeli i podkreślone kompromitacją w Lidze Europy, sprawiały, że za sukces odebrano by powrót do Ligi Mistrzów. Brzmi podobnie do obecnego Milanu, prawda?
Podobieństw i związków z drużyną z czerwonej części Mediolanu będzie w tej historii więcej. Nowym trenerem Juventusu została co prawda klubowa legenda, jednak Antonio Conte przed objęciem turyńskiej ławki nie należał do trenerów cieszących się wielką estymą. Jego jedyna przygoda w Serie A zakończyła się po kilku miesiącach, a jej przebieg można podsumować tym, że Włoch po meczu przeciwko Napoli prawie pobił się z kibicami Atalanty i musiał opuszczać stadion w eskorcie policji. Dzień później złożył rezygnację i zostawił drużynę z Bergamo na 19. miejscu w tabeli.
Wielkich powodów do optymizmu nie przysparzały także wzmocnienia klubu. Co prawda Beppe Marotta był na rynku aktywny i dokonał kilku ciekawych ruchów (z perspektywy czasu wręcz kapitalnych), jednak umówmy się, że wówczas sprowadzenie Arturo Vidala, Stephana Lichtsteinera, Mirko Vucinicia czy podpisanie kontraktu z odpuszczonym przez Milan Andreą Pirlo nie było powodem do przesadnego wypinania piersi i prężenia muskułów. Ot, normalne okno, mniej więcej na poziomie wcześniejszych.
Jednak właśnie w tych okolicznościach narodził się Juventus, który dał podwaliny jednej z najlepszych drużyn w annałach Serie A i rozpoczął serię dziewięciu mistrzostw z rzędu. Co więcej, Juventus który przez cały sezon nie przegrał ani jednego ligowego meczu, jako pierwsza ekipa w historii rozgrywek z dwudziestoma zespołami.

Antonio majsterkowicz

Dzisiaj Antonio Conte jest kojarzony jako taktyczny “beton”. Człowiek, który ma jedną wizję gry i uparcie się jej trzyma. Co prawda ten stan zaczął się już w Juventusie, jednak dopiero na dalszym etapie. W pierwszym sezonie Włoch był wręcz przeciwieństwem tego, jak obecnie jest postrzegany. Zdecydowanie bliżej było mu do majsterkowicza, który regularnie dłubał w taktyce i nie miał oporów, by ją regularnie modyfikować. Andrea Pirlo wspominał, że miał w swojej karierze wielu świetnych trenerów, jednak żaden nie był aż tak przygotowany oraz dokładny w swojej pracy i potrafił najlepiej ze wszystkich przekazać swoje wizje. - Pod względem taktycznym, Conte jest lepszy od Carlo Ancelottiego i Marcello Lippiego - mówił.
Juventus rozpoczął tamten sezon od 4-4-2, które jego trener podpatrzył u Giampiero Ventury, jednak dość szybko Włoch zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze - boczni napastnicy nie spełniali jego oczekiwań, dotyczyło to zwłaszcza Milosa Krasicia, na którego Conte regularnie wydzierał się w trakcie meczów. Po drugie, włoski trener już w pierwszym spotkaniu przeciwko Parmie zdał sobie sprawę z tego, jak wiele może mu dać na boisku Arturo Vidal.
Początkowo podstawowymi pomocnikami mieli być Andrea Pirlo oraz Claudio Marchisio, a Chilijczyka typowano jako zawodnika do rotacji. Ze względu na Copa America późno dołączył do letnich przygotowań, nie znał jeszcze za bardzo języka włoskiego, ale przede wszystkim nie był gotowy pod względem taktycznym. Podobno w trakcie pierwszy treningów Conte dosłownie przestawiał Vidala, łapał go za ramię i ciągnął po boisku, żeby pokazać mu gdzie i jak ma się przesuwać w trakcie meczu.
Jednak Arturo udowodnił - wchodząc z ławki - że jest piłkarzem, którego Conte po prostu musi bardziej wykorzystywać. Jego nieustępliwość i ciągłe bieganie sprawiało, że mógł nadrabiać kilometry za Andreę Pirlo, a jednocześnie uwolnić Claudio Marchisio, który zaczął grać bardziej ofensywnie i w końcu po latach oczekiwań udowodnił, że ma potencjał na bycie znakomitym pomocnikiem. Juventus po trzech meczach przeszedł na 4-3-3, a nie był to jeszcze koniec zmian. W trakcie sezonu Conte wprowadził także swoje późniejsze opus magnum, 3-5-2, jednak na tym etapie była to jeszcze taktyka “wyjątkowa”, wyłącznie na specjalne okazje.

Conte psycholog

Jednak być może jeszcze ważniejszym aspektem pracy Włocha było to, że zdołał wpłynąć na głowy piłkarzy Juventusu. Wcześniej “Bianconeri” przez lata stawali się drużyną, której nikt się już nie bał. Nawet Bari, Cesena czy Catania wiedziały, że “Stara Dama” straszy już tylko nazwą, można jej spokojnie urwać punkty - i to robiły.
Conte sprawił, że piłkarze “Juve” uwierzyli w siebie. Natchnął w nich nową energię, zbudował w nich mentalność zwycięzców, tak samo jak zrobił to w Milanie Stefano Pioli. Uwierzyli w to, że z każdym mogą wygrać, jeśli będą walczyli do końca, jeśli będą nieustannie biegali i próbowali. Było mu o tyle łatwiej, że to właśnie cechy i przekonanie, na którym Conte zbudował całą swoją karierę. Podważano jego zdolności techniczne i talent, jednak Włoch zawsze odpowiadał na wątpliwości swoim zaangażowaniem i fizycznością.
Zresztą włoski trener sam zdawał sobie z tego sprawę:
- Szybko zrozumiałem, że na ławce trenerskiej miałem talent, którego brakowało mi jako piłkarzowi. Jako zawodnik mogłem biegać, walczyć, poświęcać się dla drużyny, ale to by było na tyle - podkreślał.
Giampiero Ventrone, trener od przygotowania fizycznego Juventusu w czasach, gdy Conte był piłkarzem (a później także trenerem), wspomina, że Włoch doskonale nadrabiał swoje niedoskonałości zaangażowaniem. - Świetnie znał swoje ograniczenia. Ze względu na nie bardzo ciężko trenował i wygrał wszystko dzięki codziennej pracy i wylewaniu potu na treningach.
Tego samego oczekiwał jako trener. Doskonale potrafił trafić do piłkarzy, którym urządzał płomienne przemówienia w trakcie treningów i przygotowań do meczów. Wiedział co zrobić żeby nie “odpływali”, nie czuli się zbyt pewnie. Dziennikarzom udało się nagrać jedno z takich wystąpień podczas treningu, kiedy Juventus był powszechnie chwalony i zawodnicy mogli zacząć obrastać w piórka.
- Zalewają nas teraz pochwałami, ale to wywołuje u mnie dreszcze. Dlaczego? Bo się boję, boję się, że ktoś z nas poczuje się zrelaksowany. Są wokół nas brawa i uznanie, ale jaka jest rzeczywistość? - pytał.
- Rzeczywistość to boisko, rzeczywistość to pot, rzeczywistość do poświęcenie. To nas doprowadziło do miejsca w którym teraz jesteśmy, a niczego jeszcze nie osiągnęliśmy. Skupmy się na kolejnym rywalu, bo jesteśmy dość dojrzali, by walczyć do samego końca. Oni (Milan) będą musieli pluć krwią do ostatniej kolejki.
Miało to jednak także swoje ciemne strony. Antonio Conte po prostu nie potrafił przegrywać. Pirlo wspominał, że był uzależniony od wygrywania. Kiedy mu się to nie udawało, zamieniał się w diabła. Brat włoskiego trenera zwierzał się, że jego rodzina boi się pierwszej porażki Juventusu, ponieważ Conte i jako piłkarz i jako trener w przeszłości bardzo je przeżywał. Stawał się trudny w kontakcie, nie wychodził z domu, ciągle siedział, zamartwiał się i analizował błędy, które popełnił w meczu lub przed nim.

Odrodziciel

Metody Conte sprawdziły się doskonale. Juventus odrodził się jako drużyna, ale przede wszystkim odrodzili się jego piłkarze. Leonardo Bonucci po tragicznym, pełnym błędów debiutanckim sezonie w końcu zaczął wyglądać jak piłkarz na poziomie godnym Juventusu. Andrea Barzagli, sprowadzony zimą 2011 roku za marne 300 tysięcy euro, z czasem stał się jednym z czołowych obrońców Europy i razem z Giorgio Chiellinim i Bonuccim stworzył tercet, który stał się murem trudnym do przebicia. Juventus stracił zaledwie 20 bramek (rok wcześniej - 47!) i zanotował aż 21 czystych kont. Oba osiągnięcia były rekordami ligi. Dziś o tak pewnej obronie Juventus może tylko marzyć.
Claudio Marchisio, wcześniej ironicznie nazywany ninją lub kameleonem ze względu na tendencję do znikania w trakcie meczów, został kluczowym elementem zespołu. Zdobył aż dziewięć bramek, w całej drużynie przebił go tylko Alessandro Matri, zaledwie jednym golem.
Andrea Pirlo, geniusz rozgrywania, ale wydawało się, że już u schyłku kariery, ponownie stał się najlepszym rozgrywającym ligi, mózgiem zespołu i architektem, który projektował każdą akcję “Bianconerich”. Włoch został najlepszym asystentem ligi z aż 13 asystami. Jego długie prostopadłe przerzuty do wbiegającego w pole karne Stephana Lichtsteinera stały się znakiem firmowym Juventusu. Po sezonie zachwycał także w reprezentacji podczas Euro 2012. Nie bez powodu zajął aż 7. miejsce w klasyfikacji Złotej Piłki za tamten rok.
Doskonale wyglądał także Mirko Vucinić, piłkarz obdarzony wyborną techniką, który jednak często nie potrafił odblokować swojego potencjału, sprawiał wrażenie boiskowego lenia i grał poniżej możliwości. Pod Antonio Conte rozegrał być może najlepszy sezon w życiu. Nie można było mu odmówić zaangażowania, strzelał bramki cudownej urody, a jego umiejętność gry na ścianę i odgrywania do wbiegających w pole karne Marchisio i Vidala stała się wyjątkowo groźną bronią “Juve”. W ten sposób padła chociażby kluczowa bramka włoskiego pomocnika w pierwszym meczu przeciwko Milanowi.
Przede wszystkim jednak widać było, że nie jest to zespół opierający się na jednej czy dwóch gwiazdach, tylko doskonale funkcjonujący kolektyw. Dość powiedzieć, że najlepszym strzelcem z dziesięcioma trafieniami był wspomniany Alessandro Matri, a do siatki trafiło w trakcie sezonu aż 21 piłkarzy. W wielu aspektach ten Juventus przypominał reprezentację Włoch z 2006 roku. Nawet Alessandro Del Piero, mając 38 lat na karku, choć nie grał wiele, miał duży wpływ na zdobycie scudetto. Zdobył dające wygraną bramki z Interem i Lazio.

Nie przekroczyła, jestem pewny

Kluczowy jednak okazał się właśnie mecz z Milanem, który przeszedł do historii Serie A. W 25. kolejce Juventus jechał do Mediolanu jako wicelider i gdyby przegrał, prowadzący “Rossoneri” mieliby autostradę do tytułu. Rozpoczęło się od typowego gola od ex-piłkarza, kiedy do siatki Juventusu trafił Antonio Nocerino, jednak było to tylko preludium do prawdziwych emocji i skandalicznej decyzji sędziego. W 25 minucie Sulley Muntari oddał strzał głową, a Gianluigi Buffon wyjął piłkę zdecydowanie zza linii bramkowej - powinno być 2:0.
Jednak sędzia liniowy, Roberto Romagnoli, przekazał na słuchawce głównemu sędziemu, że piłka na pewno nie przekroczyła linii bramkowej, więc Paolo Tagliavento - który początkowo ręką wskazywał na środek boiska - nie uznał bramki. Kibice Milanu zaczęli skandować “sapete solo rubare”, czyli “wiecie tylko jak kraść’. Tagliavento sam później przyznał, że był to największy błąd w jego karierze.
Popełnił zresztą kolejny błąd, po tym jak ten sam asystent zasygnalizował spalonego przy prawidłowej bramce Matriego na 2:1 dla Juventusu, ale to już didaskalia. “Bramka duch” Muntariego przeszła do historii ligi, choć sam Ghańczyk przyznawał, że trudno oceniać, czy gdyby ją uznano, to Milan zostałby mistrzem. Mediolańczycy wciąż byli po tym meczu liderem, jednak wypuścili scudetto z rąk w końcówce sezonu.
Muntari był jednak przekonany co do jednego - że Buffon wiedział, że bramka była prawidłowa. I miał do włoskiego bramkarza słuszne pretensje, zwłaszcza o pomeczowe komentarze. Buffon stwierdził: - Muszę być szczery, wszystko działo się tak szybko, byłem skupiony na piłce, nie zdawałem sobie sprawy, że przeszła za linię. Ale nawet gdybym o tym wiedział, to na pewno nie powiedziałbym tego sędziemu!
Jeszcze w trakcie meczu Adriano Galliani powiedział prezydentowi federacji sędziów, Marcello Nicchiemu, że powinien się wstydzić, po czym wdał się w ostrą słowną przepychankę z Andreą Agnellim. W przerwie meczu zaatakował jeszcze Conte, twierdząc, że jego ciągłe narzekania na sędziów (Juventusowi na tym etapie przyznano zaledwie jeden rzut karny w całym sezonie) wywarły wpływ na Tagliavento. - Zobacz, co się dzieje jak przez cały tydzień płaczesz - rzucił Galliani, na co włoski trener odparł, że łysy działacz Milanu jest kaznodzieją i mafią futbolu. Dotychczas relacje na linii Mediolan-Turyn były bardzo dobre, jednak to zdarzenie doprowadziło do otwartej wojny.
Medialnie ten mecz ciągnął się tygodniami. Massimiliano Allegri, ówczesny trener Milanu, regularnie wbijał Juventusowi szpilki. Stwierdził, że być może popełniono błąd przy rysowaniu boiska i linia bramkowa była zbyt gruba, po czym dodał, że nie będzie się więcej wypowiadał na temat decyzji sędziów, chyba że dostanie pozwolenie od Beppe Marotty. Jednym z niewielu, którzy zachowali chłodną głowę był Silvio Berlusconi - co prawda powiedział, że błąd zafałszował wynik meczu, ale nie winił sędziego, tylko domagał się wprowadzenia… VAR-u.

Powtórka z rozrywki

Dzisiaj można znaleźć wiele podobieństw do tamtego Juventusu w obecnym Milanie. Stefano Pioli także zdołał odbudować mentalność “Rossonerich”, stworzył doskonale funkcjonujący kolektyw, który nie sypie się gdy zabraknie w nim dwóch, czy trzech ważnych ogniw. Tak jak w tamtym “Juve”, tak i w zespole Piolego panuje wspaniała atmosfera. Tak jak wtedy “Bianconeri”, tak i teraz ekipa z Mediolanu pędzi przez sezon bez ani jednej porażki.
Identycznie jak Juventus w 2011, wbrew oczekiwaniom, bez wielkich transferów, zespół z tylnego siedzenia stał się nagle pretendentem do tytułu - i tym razem to Milan może odebrać tytuł Starej Damie i zakończyć jej dominację. Oby tylko w ich bezpośrednim starciu obyło się bez skandalu “a la Muntari”. Przekonamy się wieczorem. Pierwszy gwizdek o 20:45. Pół godziny wcześniej w naszym serwisie rozpocznie się relacja na żywo z tego szlagieru. Zapraszamy!

Przeczytaj również