Wielki powrót Christiana Eriksena. Duńczyk rządzi nie tylko na boisku. Przed nim ważna misja

Wielki powrót Christiana Eriksena. Duńczyk rządzi nie tylko na boisku. Przed nim ważna misja
Mark D Fuller/Focus Images/MB Media/PressFocus
Christian Eriksen w ubiegłym roku otarł się o śmierć, ale postanowił nie rezygnować z tego, co kocha. Od jego debiutu w barwach Brentford minął już ponad miesiąc i wygląda na to, że odcisnął na ekipie beniaminka Premier League duże piętno. Coś pięknego.
26 lutego wszyscy fani futbolu mogli się uśmiechnąć. Właśnie wtedy, 259 dni po zawale serca i tym, jak “umarł na pięć minut” w trakcie spotkania z Finlandią na EURO, na profesjonalne boiska piłkarskie powrócił Christian Eriksen. 30-letni Duńczyk wszedł na murawę w 52. minucie meczu Brentford z Newcastle United. W tym momencie zaczął zupełnie nowy rozdział, który okazał się również szalenie ważny dla jego nowego pracodawcy.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wbrew wszystkiemu

Gdy wychowanek Odense w czerwcu ubiegłego roku upadał na murawę Parken, wszyscy zamarli z przerażeniem. Długa reanimacja, obrazki jego poruszonej dziewczyny pocieszanej przez Simona Kjaera, a wreszcie zdjęcia pokazujące, że pomocnika zwożono na noszach już przytomnego - to wszystko jest zapewne wciąż żywe w naszej pamięci. Nikt z nas, kibiców, nie zastanawiał się nawet, czy powrót na boisko Eriksena to możliwa sprawa. Wszyscy, w tym sam piłkarz, odetchnęliśmy z ulgą, wiedząc, że żyje.
Sam Eriksen również wątpił w szanse na to, że jeszcze kiedyś będzie zawodowo kopał piłkę. Ratownikom z przewożącej go do szpitala karetki powiedział nawet, by zatrzymali jego korki, gdyż “nie będzie ich już potrzebował”. Po pewnym czasie postanowił jednak spróbować. Inspiracji nie musiał szukać daleko. Kolega z czasów gry w Ajaksie, Daley Blind, od kilku lat występuje z kardiowerterem-defibrylatorem serca. Takie urządzenie wszczepiono też 30-latkowi.
Rozgrywający opracował więc z pomocą odpowiednich specjalistów harmonogram rehabilitacji. Trenował z Odense oraz rezerwami Ajaksu, próbując powrócić do formy. Nie mógł już wrócić na boisko we Włoszech, gdzie gra z urządzeniami wspomagającymi pracę serca jest zabroniona. Kontrakt z Interem Mediolan rozwiązano więc za porozumieniem stron. Został wolnym strzelcem, mógł szukać nowego domu, kontynuując pracę nad dyspozycją.
Ponowne pojawienie się na murawie stanowiło jednak nie tylko wielkie wyzwanie fizyczne, ale i mentalne, zwłaszcza dla jego najbliższych, którzy jeszcze niedawno przeżyli ogromną traumę. Dlatego postarał się też o pomoc psychologa - nie tylko dla siebie, ale i rodziny. Postarał się, żeby wszelkie obawy odsunięto na bok, wszystko dopiął na ostatni guzik. Dlatego też, gdy pojawiła się poważna oferta, nie wahał się i ją przyjął. Zasilił beniaminka Premier League - Brentford.

Potrzebowali siebie nawzajem

Londyński klub odezwał się do Eriksena nieprzypadkowo. Popularne “Pszczoły” są mocno związane z Danią. Ich właściciel, Matthew Benham, jest również większościowym udziałowcem tamtejszego Midtjylland. Oba zespoły funkcjonują zgodnie z nowatorskim, niestandardowym modelem zarządzania, opartym na analizie danych statystycznych. Wymiana pracowników i wspólny pion skautingowy sprawiły, że dużą część kadry ekipy z brytyjskiej stolicy stanowi duński zaciąg. Dość powiedzieć, że w kadrze pierwszej drużyny mają tyle samo piłkarzy z tamtejszym paszportem, co z angielskim. Zespół prowadzi też pochodzący ze skandynawskiego kraju Thomas Frank. To właśnie on przekonał powracającego do profesjonalnej piłki piłkarza, by dołączył do jego zespołu. Panowie pracowali ze sobą w duńskiej reprezentacji do lat 17, więc znali się od dawna.
To idealne dopasowanie. Eriksen znalazł przyjazne środowisko, łatwe do asymilacji. Do tego wrócił do świetnie znanego miasta - wcześniej grał bowiem dla Tottenhamu. Beniaminek Premier League zyskał za to coś, czego mu brakowało - piłkarza z dużym doświadczeniem, zaprawionego w bojach o najwyższe cele i znającego realia ligi angielskiej. A dodatkowo dostał pozytywnego “kopa” w obliczu spadku formy i nadchodzącej batalii o utrzymanie.
Kadra Brentford, choć budowana w bardzo przemyślany i pomysłowy sposób, opierała się w dużej mierze na “niestandardowych” wyborach personalnych. Piłkarzach, którzy dla większości przeciętnych kibiców byli jeszcze niedawno kompletnie anonimowi. Gdy rozpoczynali rywalizację w najwyższej klasie rozgrywkowej, mieli tylko dwóch zawodników z doświadczeniem z jej boisk: Ivana Toneya i Sergiego Canosa. W przypadku obu mowa jedynie o “ochłapach”.
W trakcie sezonu do ekipy dołączyli jeszcze Jonas Loessl i Mathias Jorgensen, znany lepiej jako “Zanka”. Obaj mieli w CV po kilkadziesiąt meczów w Premier League. Żaden z nich nie może się jednak równać z Eriksenem - swego czasu jednym z najlepszych piłkarzy ligi. Rozegrał w niej grubo ponad 200 spotkań, do tego ma prawie 50 gier w Lidze Mistrzów, a w dodatku może się pochwalić m.in. wicemistrzostwem Anglii i wygraną w Serie A. Obecność w składzie takiej postaci sporo zmienia.

Jakość na boisku i poza nim

Duńczyk, największa gwiazda w historii klubu, dołączył do drużyny w końcówce stycznia. Brentford przegrało wówczas aż sześć z ostatnich siedmiu meczów ligowych. Potrzebowano tam impulsu, lecz na debiut doświadczonego pomocnika londyńczycy musieli jeszcze poczekać. Ten pracował bez wytchnienia i swą postawą zaskakiwał nawet sztab medyczny. Nad wyraz dobra forma stanowiła efekt wcześniejszej indywidualnej pracy i treningów z drużynami, w których grał wcześniej. W związku z tym na debiut udało się zapracować nadzwyczajnie szybko. W tym czasie nadeszły kolejne trzy starcia Brentford w Premier League - dwie porażki i remis oraz odpadnięcie z FA Cup. Przywitanie podczas spotkania z Newcastle również okazało się słodko-gorzkie dla Eriksena, bo skończyło się 2:0 dla gości z Tyneside.
- Pomijając rezultat, to jestem naprawdę szczęśliwy. Powrót na boisko po tym, co przeszedłem wraz z rodziną to wspaniałe uczucie i jestem po prostu szczęśliwy, że to się stało - cytowało wówczas jego słowa “Evening Standard”. - To było wyjątkowe. Od samego początku mnie wspierali. Pojawienie się tutaj to ogromna przyjemność. (...) Chcę odzyskać czucie piłki i pomóc Brentford w pozostaniu w Premier League.
Okazało się, że Duńczyk nie rzuca słów na wiatr. Już przy okazji debiutu w nowych barwach było widać jego wielkie umiejętności i instynkt - choć mowa jedynie o przebłyskach. Już tydzień później dostał jednak szansę od pierwszej minuty w starciu z Norwich City. Zaliczył udany występ, w pełnym wymiarze czasowym. “The Bees” wygrali 3:1, a jedna z bramek padła po wykonanym przez niego rzucie rożnym.
Drugi start Eriksena? Również wygrana, tym razem z Burnley. I nawet okraszona asystą! Te dwa zwycięstwa z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie pomogły złapać oddech podopiecznym Thomasa Franka. Nawet pomimo późniejszej porażki z Leicester City (Eriksen nie grał z uwagi na pozytywny wynik testu na Covid) “Pszczoły” plasują się osiem punktów nad kreską. A były zawodnik Tottenhamu ma w tym duży udział, nie tylko, jeśli chodzi o postawę na boisku i niepodważalną piłkarską klasę, którą momentami ponownie pokazuje.
Na łamach portalu “The Athletic” Jay Harris informował, że Christian natychmiast zdobył posłuch w szatni i wszedł w rolę wzoru do naśladowania. Zaraża swoim profesjonalizmem, zaangażowaniem, stanowi inspirację dla kolegów i zawsze służy poradą. Imponować może zwłaszcza fakt, że jeszcze przed pierwszym treningiem poprosił nowych partnerów, by nie dawali mu taryfy ulgowej i atakowali go, jak gdyby nigdy nic. Chciał bowiem dać z siebie wszystko. I to właśnie robi.

Klucz do utrzymania?

W walce o utrzymanie często decydują detale. Pojawienie się Eriksena może się właśnie takim detalem okazać. Ma wpływ nie tylko na boisku, ale i poza nim, oferuje ogromną jakość. Jego stałe fragmenty gry już teraz okazały się wartościową bronią. Zarówno w sparingach, jak i na ligowych boiskach przyniosły kilka goli, więc w ostatecznym rozrachunku mogą okazać się kluczowe.
30-latek musi tylko dojść do optymalnej dyspozycji po dłuższym rozbracie z futbolem. Pokazać sobie i całemu światu, że nic nie stracił w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Niedawno poczynił ku temu kolejny krok, wracając do reprezentacji. Strzelił dla niej nawet bramkę w spotkaniu z Holandią, zaledwie kilka minut po wejściu z ławki. Z kolei w spotkaniu przeciwko Serbii założył kapitańską opaskę i ponownie trafił do siatki.
Pomocnik wraca do normalności. Nie widać po nim kompleksów, nie widać strachu i wspomnień strasznych wydarzeń z Parken. Skupia się tylko na tym, co przed nim, a najchętniej wydarzenia z pamiętnego meczu z Finlandią pozostawiłby daleko za sobą.
- Nie czuję bólu spowodowanego tym, co się stało. To dziwne, bo nie czuję bólu, którzy w związku z moją sprawą czują inni ludzie. (...) Gdybym się bał, nie wróciłbym - odpowiadał na pytania podczas pierwszej konferencji po dołączeniu do Brentford. - (...) Choć bardzo tego pragnę, to (zatrzymaniu akcji serca podczas meczu na EURO - przyp. red.) nigdy nie zostanie zapomniane.
Teraz pora pomóc “Pszczołom” w osiągnięciu ich celu. Jeżeli wraz z nimi przystąpi do rywalizacji w kolejnym sezonie Premier League, to będzie mógł mówić o pierwszym sukcesie zawodowym po dłuższej przerwie. Osobisty sukces ma już za sobą - wrócił na murawę.
- Wciąż czuję tę samą ekscytację, miłość do futbolu i chcę brać w tym udział. Właśnie na to czekałem kilka miesięcy i wyjście na boisko razem z kolegami z zespołu to wielka przyjemność oraz ukojenie - mówił po sparingu z Rangersami, jeszcze przed powrotem na murawy angielskiej ekstraklasy.
Z tego, że znowu kopie piłkę na najwyższym poziomie cieszą się zresztą nie tylko on sam, jego najbliżsi i ludzie związani z Brentford, ale praktycznie cały piłkarski świat. Kibice rywali oklaskują go niezależnie od tego, gdzie się pojawi, rywale - jak Brandon Williams w meczu z Norwich - potrafią, zamiast skoczyć mu do gardła po ostrym starciu, zwyczajnie się uśmiechnąć. Christian Eriksen został “gołąbkiem pokoju”, jednoczącym środowisko piłkarskie, promyczkiem nadziei.
Pomimo tego, że przez pięć minut znajdował się "po drugiej stronie", to wciąż świetny piłkarz. Teza, że w dolnych rejonach tabeli nikt nie może się mu równać, nie będzie chyba kontrowersyjna. Jego umiejętności to gigantyczna pomoc dla zespołu. A już sama obecność w szatni dowodzi partnerom, że nigdy nie należy się poddawać, bo nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego Duńczyk może okazać się kluczem do utrzymania Brentford - na naprawdę wielu płaszczyznach.

Przeczytaj również