Wielki talent wraca na właściwe tory. Renato Sanches przypomniał sobie jak się gra w piłkę

Wielki talent wraca na właściwe tory. Renato Sanches przypomniał sobie jak się gra w piłkę
daykung / shutterstock.com
Był wielkim odkryciem. Pojechał na Euro do Francji w wieku zaledwie 18 lat i wybrano go najlepszym młodym graczem turnieju. Polscy kibice na pewno dobrze go pamiętają, bo w końcu to właśnie on pokonał Łukasza Fabiańskiego w ćwierćfinale. Renato Sanches, bo o nim mowa, dwa lata temu był jednym z największych piłkarskich talentów na świecie.
Zaraz po turnieju przeniósł się z Benfiki do Bayernu za 35 milionów euro. Oczekiwania były wielkie, ale coś nie zagrało. Od transferu wydawał się nieuchronnie zsuwać po równi pochyłej. Niedawno jednak coś się zmieniło i być może nadchodzą dla niego lepsze czasy.
Dalsza część tekstu pod wideo

Za wysokie progi

Wszystko jednak po kolei. Po transferze do Monachium nikt nie oczekiwał od młodego chłopaka cudów. Konkurencja w środku pola była ogromna. Thiago Alcantara, Arturo Vidal, Xabi Alonso i Javi Martinez byli naprawdę poważnymi rywalami. Do tego jako „dziesiątka” grywał Thomas Müller.
Jasne więc było, że mistrz Europy będzie musiał pogodzić się z rolą rezerwowego. Doborowe towarzystwo mogło mu jednak pomóc w rozwoju. Takich mentorów jak na Allianz Arena naprawdę trudno było znaleźć.
Okazało się jednak, że poziom dopasowania niedoświadczonego piłkarza mocno odstawał od wymagań Carlo Ancelottiego. Początkowy kredyt zaufania, który gwarantował regularne okazje do gry, szybko się wyczerpał. Wraz z upływem czasu Sanches dostawał coraz mniej szans od Włocha.
Do przerwy zimowej w sezonie 2016/17 rozegrał 612 z 2250 możliwych minut, co nie było powalającym wynikiem. Po niej zaledwie 293 na dokładnie tyle samo. Zanim spytacie, żadnej dłuższej kontuzji nie złapał.
Nic się nie układało, praktycznie z występu na występ było coraz gorzej. Szybko stało się jasne, że lepiej będzie zmienić otoczenie i poszukać okazji do gry gdzie indziej. Nie sprzedano go jednak, w końcu jak można skreślić świeżo upieczonego 20-latka?

Krok do tyłu, który miał dać szansę

Zamiast tego zdobywca nagrody Golden Boy 2016 udał się na wypożyczenie do Swansea. W Walii spotkał się z byłym asystentem Ancelottiego, Paulem Clementem, który ze swoim nowym podopiecznym pracował jeszcze w Monachium.
Znał go więc dobrze. Pierwsze spostrzeżenia? Słaba dyspozycja fizyczna. Problemy z pewnością siebie. Początkowo grał dużo, ale spisywał się przeciętnie. Potem było już po prostu źle. Nieraz jego gra przypominała bezproduktywną komedię pomyłek.
Ostatnie minuty w koszulce „Łabędzi” zagrał w styczniowym spotkaniu Pucharu Anglii z Notts County. Murawę opuścił po zaledwie 32. minutach. Potem długo nie pojawiał się nawet w kadrze meczowej z powodu kontuzji, którą wtedy złapał.
Wielu fanów Premier League zastanawiało się na początku sezonu, dlaczego Portugalczyk wcześniej nie stracił miejsca w składzie. Jego trener tłumaczył wtedy, że w trakcie treningów wyglądał bardzo dobrze, jeśli nie najlepiej z całej kadry, ale wszystko psuło się podczas meczów.
- Na treningach, kiedy nie było presji, był naszym najlepszym zawodnikiem. Potrafił robić to, czego nie umiał nikt inny. Ma moc, umie minąć, dysponuje dobrym strzałem. Ale w trakcie spotkania patrzyłem na jego wybory, strzały z 40 metrów i ostrego kąta, wciąż powielał te same błędy – tłumaczył Clement.
- Pragnął zadowolić wszystkich i udowodnić, że się mylą. Wpadł w spiralę złych decyzji. Inni piłkarze mówili: „Gra tak, jak gra, a nie wybierasz mnie”, więc trudno było go wystawiać - dodawał.
Oczekiwania wobec Sanchesa były duże. Niestety, przełożyły się one na wielką presję, która powodowała, że ten chłopak zawodził. Problemy ze sferą psychiczną były ogromne, a do końca sezonu wiele osób przestało już wierzyć w środkowego pomocnika.

Zapowiadało się tragicznie

Latem trzeba było wrócić do klubu macierzystego, który wzmocnił środek pola. Xabi Alonso skończył karierę, ale pojawili się James Rodriguez, Corentin Tolisso i Leon Goretzka. Kwestią czasu wydawało się więc kolejne wypożyczenie 21-latka.
Mówiło się, że zainteresowany pozyskaniem zawodnika był Thomas Tuchel, który przeprowadził w PSG małą rewolucję. Nic się jednak nie zmaterializowało. Przynajmniej do stycznia Sanches musiał pozostać w Monachium.
Sytuację poprawiał fakt, że na Allianz Arena zmienił się trener. Z Eintrachtu Frankfurt przyszedł Niko Kovač, a zatem wszyscy jego nowi podopieczni startowali z czystym kontem. Na początku kampanii Renato nie pojawiał się jednak nawet w meczowej osiemnastce.
W końcu poważną kontuzję złapał Tolisso. Co jest nieszczęściem dla jednych – dla drugich jest życiową szansą. Wystartowały rozgrywki Ligi Mistrzów. W obliczu osłabienia środka pola chorwacki trener postawił na chłopaka, który ostatniego gola strzelił na Euro 2016, w meczu z Polską.
Wszystko ułożyło się idealnie. Zespół z Bawarii wybierał się w końcu na Estadio da Luz, gdzie miał stawić czoła Benfice. Wychowanek wracający na stare śmieci? Tu aż prosiło się o jakiś manifest piłkarskiej klasy.
Wiedział o tym również szkoleniowiec Bayernu, który w rozmowie z Bildem wyjawił, co powiedział swojemu podopiecznemu: „Rozmawialiśmy jeszcze w południe. Powiedziałem mu: zrób to, jesteś u siebie, tu jest twoja rodzina”.
Sanches zagrał świetne zawody. Widać było jego pewność siebie. Nie bał się przejąć ciężaru gry, praktycznie nie mylił się przy podaniach (93% skuteczności). W oczy rzucało się jego przygotowanie fizyczne. Był szybki, silny i wraz z kolegami zdominował środek pola.
Jednak manifest, o którym mówiłem, nastąpił dopiero w 54. minucie meczu. Wyprowadził futbolówkę z własnej strefy obronnej, przebiegając z nią aż 47 metrów! W międzyczasie trzykrotnie był ciągnięty za koszulkę. Nie przewrócił się jednak, oddał piłkę Robertowi Lewandowskiemu, a po kilku zagraniach dostał ją z powrotem i pokonał Odisseasa Vlachodimosa.
Wypracował gola niesamowitym rajdem i sam wykończył akcję. Na stadionie zespołu, którego był wychowankiem. Czy można sobie wymarzyć lepsze przełamanie po ponad 2 latach bez bramki?
W weekendowej konfrontacji z Schalke wszedł na boisko zaledwie na trzy minuty, ale wynikało to z rotacji składem. Trzy dni później dostał jednak kolejną szansę występu od początku.

Udowodnił, że to nie był przypadek

Chociaż liderzy Bundesligi stracili punkty w pojedynku z Augsburgiem, to na postawę Portugalczyka nikt nie mógł narzekać. Znowu zagrał bardzo dobrze. Można wręcz stwierdzić, że był motorem napędowym zespołu.
Wynik nie mógł zadowolić fanów „Dumy Bawarii”. Tak naprawdę, zdaniem kibiców, głównym pozytywem była właśnie postawa młodego pomocnika. W niektórych głosowaniach był nawet wybierany najlepszym aktorem tego spektaklu.
Widać, że Sanches zaczyna ponownie kształtować pewność siebie i udaje mu się coraz więcej na boisku. Na pewno pomogło mu strzeleckie przełamanie. W ciepłych słowach o swoim koledze wypowiadał się po derbowym meczu Mats Hummels.
- Stworzył sobie niesamowicie duże szanse dzięki swojemu świetnemu startowi tego sezonu. W końcu musiał strzelić, tak czasami bywa. Ma niesamowitą moc. To taki gracz, który po nabraniu szybkości dystansuje rywali. Tak naprawdę, to nie mamy innego zawodnika o takiej charakterystyce. Ma niesamowity potencjał fizyczny.

W końcu znalazł odpowiednie środowisko

Po dwóch udanych występach można spodziewać się, że Portugalczyk znowu wybiegnie w podstawowej jedenastce Bayernu. Udowodnił, że potrafi zrobić różnicę. Teraz będzie musiał jeszcze pokazać, że utrzymanie dobrej dyspozycji również jest w jego zasięgu.
- Zaliczyłem niezły mecz. Czułem się bardzo dobrze. Zmarnowałem kilka okazji i mam nadzieję, że w następnym spotkaniu będzie lepiej, bo najważniejsze jest, abyśmy wygrali. Czuję się naprawdę dobrze i stabilnie. Istotne jest, abym złapał odpowiedni rytm. Jestem młodym graczem i mam wiele do nauki. Jednak jeśli będę ciężko pracował, to będę grał – tak komentował swoje ostatnie występy.
Wpływ Kovača również jest istotny. 46-latek sam kiedyś grywał w środku pola i może udzielać wielu porad. Renato już skorzystał na doświadczeniu Chorwata, który mu zaufał.
- Dał mi dobre instrukcje. Zarówno dotyczące gry z piłką, jak i bez niej, mówił też, żebym ustawiał się na pozycjach, z których mogę strzelać. Nie tylko on, również koledzy z drużyny dają mi dobre rady i pewność siebie.
Wszystko wskazuje na to, że Renato Sanches w końcu może zrobić krok w kierunku przepowiadanej mu niegdyś świetlanej przyszłości. Umiejętności ma wielkie, ale do tej pory psychika nie szła z nimi w parze. Przeszkodziły też urazy. Czy teraz nadchodzi lepszy czas? Miejmy nadzieję, że tak, bo na 21-latka w dobrej dyspozycji aż miło patrzeć.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również