Wielki test ikony Manchesteru City. Powalczy o awans do Premier League w trudnych warunkach. "Najgorszy wybór"

Wielki test ikony Manchesteru City. Powalczy o awans do Premier League w trudnych warunkach. "Najgorszy wybór"
A.Ivanov_Football / shutterstock.com
Wierny uczeń Pepa Guardioli wkracza do walki o miejsce w Premier League. Legenda Manchesteru City, Vincent Kompany, obejmuje stery spadkowicza do Championship, Burnley. Na Turf Moor czeka go niemałe wyzwanie przebudowy zespołu i zmiany jego stylu o 180 stopni w obliczu finansowych znaków zapytania. Ten trudny test to kluczowa próba dla jego trenerskiej kariery.
Takie wieści chyba każdy fan angielskiego futbolu przyjął z uśmiechem. Do ojczyzny piłki nożnej wraca Vincent Kompany. Zawodnik, który przeszedł z Manchesterem City drogę od średniaka do ligowej potęgi, pojawia się jednak w nowej roli. Przejmuje stery spadkowicza z Premier League, Burnley. Chociaż zespół dopiero co pożegnał się z najwyższym szczeblem rozgrywkowym, walka o awans będzie stanowiła trudne zadanie.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Z tego, co mówią mi osoby regularnie oglądające Premier League, Burnley to chyba najgorszy wybór, jeśli chodzi o to, co zamierza zaproponować i jakie ma dostępne środki - mówi nam entuzjasta belgijskiej piłki, Mariusz Moński z portalu “Retro Futbol”.
Problemy klubu, niepewna sytuacja finansowa, konieczność sprzedaży, kadra dostosowana do zupełnie innego stylu gry niż preferuje… Na Turf Moor czeka go prawdziwy sprawdzian. Belg zamierza podjąć rękawicę i powalczyć o przywrócenie “The Clarets” do grona 20 najlepszych zespołów w kraju. Jeśli mu się uda, wyśle światu głośny sygnał, że jest gotów, aby spróbować sił w czołowej lidze. I pomimo ryzyka mamy kilka istotnych aspektów, przemawiających na jego korzyść w tym trudnym scenariuszu.

“Zapatrzony w Guardiolę”

Wszyscy sympatycy angielskiej ekstraklasy mają z Burnley takie samo skojarzenie. To drużyna walczaków, “drwali”, prezentująca do bólu prosty, pragmatyczny futbol. Pod wodzą Seana Dyche’a grali długą piłką, szukali szans we wrzutkach, stałych fragmentach, sile fizycznej i wybieganiu. Gdy w kwietniu pożegnano na Turf Moor legendarnego trenera, w oficjalnym komunikacie klubu znalazła się wypowiedź prezesa, Alana Pace’a.
Mówił on, że drużyna potrzebuje zmiany. Nie udało się zachować ligowego bytu, więc teraz powinna nastąpić prawdziwa rewolucja. Zawodnicy “The Clarets” mają bowiem szkoleniowca, który wniesie na Turf Moor zupełnie nową koncepcję. Po trzech latach pracy w Anderlechcie stery przejmie Vincent Kompany, zakochany w filozofii swego trenera z czasów gry w Manchesterze City, Pepa Guardioli.
- Ma swoją wizję. Jest zapatrzony w Katalończyka, w jego City. Chce, żeby jego zespoły grały podobnie. Preferowany przez niego system 4-2-2-2 to bardzo ofensywne ustawienie. Anderlecht strzelał dużo bramek, ale i dużo tracił, miał problemy z utrzymaniem prowadzenia. Na pewno będzie chciał pozyskać piłkarzy pasujących do takiej filozofii - opowiada nam Moński.
Sam Belg mówił w rozmowie z klubowymi mediami, że ma już pomysł na budowę zespołu. Zamierza położyć w nowych barwach podwaliny pod projekt, mający dać dużo radości kibicom.
- Będę wniebowzięty, jeśli kibice przede wszystkim będą mogli powiedzieć: “Wiecie co? Chodzenie na mecze sprawia nam radość. Gdy chłopcy grają, chcą napierać, strzelać gole”. Nie zrozumcie mnie źle - wiem, że musimy też być agresywni i nasz stadion musi być miejscem, do którego rywale nie chcą zbytnio przyjeżdżać. Naprawdę to rozumiem. Ale chcę, by kibice dobrze się bawili - mówił Kompany.
Ofensywny, ładny dla oka styl gry oczywiście niesie za sobą konieczność ściągnięcia odpowiedniego personelu. Kadra Burnley - delikatnie mówiąc - nie jest bowiem dostosowana do koncepcji przypominającej filozofię Guardioli. Uwielbienie dla jego stylu może stanowić problem. Podobnie wyglądała sytuacja podczas pracy 36-letniego menedżera na Lotto Park. Mariusz Moński widzi w tym potencjalny problem dla Belga:
- Jeżeli “The Clarets” nie będą mieli środków, żeby ściągnąć piłkarzy satysfakcjonujących Kompany’ego, to można mieć obawy o jego przyszłość. Zadłużony na ponad 100 milionów Anderlecht nie mógł sprostać oczekiwaniom Belga. Klub nie mógł sprowadzić mu piłkarzy, którzy gwarantowaliby jakość wymaganą przez jego preferowany system gry. Chciał napastnika, lecz jego pracodawcy mieli do wydania pięć milionów euro. Żaden zawodnik dostępny za taką kwotę nie spełniał jego oczekiwań. W efekcie przyszli Lukas Nmecha, Joshua Zirkzee czy Christian Kouame - gracze wypożyczeni.

Spadek = kryzys?

Relegacja Burnley może znacznie utrudnić zadanie budowy zespołu Kompany’emu. Dlaczego? Otóż oznacza ona poważny cios finansowy - choć w niekoniecznie najbardziej oczywistym sensie. Półtora roku temu klub kupiło ALK Capital. W celu pozyskania środków do przeprowadzenia transakcji wykorzystało pieniądze z budżetu zespołu oraz zapożyczyło się na 65 milionów funtów. Zgodnie z umową, spadek oznacza jednak, że spłata należności w stosunku do wierzycieli, MSD Holdings, została przyspieszona. Zakończenie sezonu w ostatniej trójce oznaczało, że, jak określił to portal “The Athletic”, musiała zostać wpłacona znacząca część wspomnianej kwoty.
Choć “The Clarets” mogą liczyć na parachute payments, czyli dofinansowanie dla spadkowiczów Premier League, mające pomóc w ustabilizowaniu sytuacji finansowej, to wciąż stanowi to dla nich spory cios. Ekipa z Turf Moor zawsze była jednym z najbardziej “oszczędnych” zespołów elity. Nie mają bowiem pieniężnego zaplecza podobnego klubom z najwyższego szczebla w Anglii.
- Burnley jest w tej chwili chyba największą niewiadomą na Wyspach. Z jednej strony w zeszłym roku pojawili się w klubie nowi właściciele, mieli zainwestować i pozwolić drużynie na krok do przodu. Z drugiej - zaciągnęli kredyt, wpędzając ją tym samym w zadłużenie - ocenia ich sytuację Krzysztof Bielecki, redaktor portalu “Angielskie Espresso”, współprowadzący podcast poświęcony Championship, “Szósta Liga Europy”.
- Tutaj można spojrzeć na sprawę dwojako. Z jednej strony po spadku odcinają się od wielkich pieniędzy. Z drugiej, jeżeli chcieli faktycznie przebudować drużynę, a zatrudnienie Kompany'ego niejako na to wskazuje, to lepszej możliwości już nie będzie - dodaje.
Zmiany kadrowe są nieuniknione. Kontraktów nie przedłużyli m.in. długoletni liderzy defensywy, James Tarkowski i Ben Mee. Do tego dochodzą jeszcze piłkarze, którzy po relegacji z pewnością przykują uwagę mocniejszych zespołów. Tutaj należy wymienić m.in. Dwighta McNeila czy Maxwella Corneta. Barwy Newcastle zasilił już z kolei Nick Pope. Środki z ewentualnych sprzedaży mogą pomóc w poprawieniu sytuacji finansowej i spełnieniu oczekiwań Kompany’ego. Niemniej, zapowiada się poważna przebudowa trzonu zespołu.
- Tamtej kadry nie dało się nauczyć grać w piłkę inną niż “Dycheball”. W obliczu spodziewanych zmian mamy pole do kompletnej zmiany kierunku obranego przez klub. Należy jednak zapytać: Czy to się uda? I w jakim czasie? Parachute Payment daje zabezpieczenie na pewien okres, ale obawiam się scenariusza, że pójdzie to drogą Sunderlandu (szybki spadek do trzeciej ligi - przyp. red.), a Amerykanom w końcu znudzi się prowadzenie zespołu. Wtedy zacznie się robić bardzo nieciekawie - ocenia Bielecki.
Na papierze klub o statusie Burnley powinien być absolutnym faworytem w walce o powrót do elity. Tymczasem liczne znaki zapytania poważnie martwią fanów “The Clarets”. Nie sposób przewidzieć, jak ich ulubieńcy poradzą sobie z nadchodzącym wyzwaniem.
- Mimo wszystko spodziewam się walki o awans. Wiele będzie zależało od wzmocnień. To one pokażą nam, gdzie chce być Burnley w kolejnych latach. Spadek z Premier League to coś, z czym w klubie liczono się przez lata, na co teoretycznie byli przygotowani. Ale wiadomo, że będą chcieli wrócić jak najszybciej, bo ALK kupiło klub po to, żeby mieć go w Premier League, a nie w Championship - komentuje redaktor “Angielskiego Espresso”.
Dotychczasowe doświadczenie eks-defensora Manchesteru City może jednak zaprocentować w obecnym położeniu jego nowego klubu. Pierwsza posada w karierze nauczyła go bowiem pracy w warunkach, których nie można nazwać idealnymi.

Przetarcie w Brukseli

Pogrążony w problemach finansowych Anderlecht musiał ustabilizować sytuację. Kompany finiszował z nim na ósmej pozycji, by potem dwukrotnie uplasować się na trzeciej lokacie w ligowej tabeli. Nie miał idealnych warunków pracy, lecz można było spodziewać się więcej.
- Szczerze, wyniki nie powalały, a na stanowisku przez trzy lata utrzymał go w dużej mierze status legendy klubu i uwielbienie kibiców. Przegrywał w kluczowych meczach - chociażby w zeszłym sezonie czterokrotnie z Unionem Saint-Gilloise. 45 procent wygranych dla trenera “Fiołków” to naprawdę przeciętny wynik, wielu menedżerów nie utrzymałoby się na stanowisku przy takich rezultatach. Należy pamiętać, że oczekiwania dla Anderlechtu, nawet pomimo problemów finansowych, są szalenie wysokie. Kompany dzięki swojemu statusowi mógł sprowadzać (częściej wypożyczać niż kupować) piłkarzy nieosiągalnych dla żadnego innego klubu w Belgii. 36-latek nie uszył dwóch finiszów na podium z niczego, bo miał naprawdę mocną kadrę - zwraca uwagę redaktor portalu “Retro Futbol”.
Jego okres pracy w Belgii należy jednak uznać za dobre przetarcie. Posada pod ogromną presją, w dosyć wymagających warunkach finansowych, stanowiła dobrą szkołę trenerskiego życia. Jak na debiut w takiej roli Kompany poradził sobie przyzwoicie z problemami, którym musiał stawić czoła. Takie doświadczenie z pewnością zaprocentuje w nowym zespole.
- Przyszedł do Anderlechtu, gdy ten znajdował się w ogromnym kryzysie. By wyciągnąć go z tarapatów, potrzebny był człowiek z charyzmą, z posłuchem u piłkarzy, którego wszyscy szanują. Zawodnicy musieli widzieć w nim wzór, zaufać mu, mieć świadomość, że im pomoże w rozwoju. Taka postać na pewno pomoże Burnley w trudnym położeniu - opowiada Moński.
Czterokrotny mistrz Anglii z Manchesterem City dał się poznać w Jupiler League jako otwarty, “pozytywny” trener. Dobrze żyjący z piłkarzami, budujący atmosferę współpracy i jednoczący podopiecznych. Pomagał im stawać się lepszymi, a także dbał o właściwą atmosferę w zespole i dookoła niego. Taka mentalność może okazać się kluczowa zaraz po spadku.
“The Clarets” muszą sprzedawać, aby kupować. Istotne będzie więc rozwijanie dostępnych na miejscu piłkarzy czy szukanie opcji nieoczywistych. Kompany pokazał, że jest menedżerem gotowym na podobny scenariusz.
- Wypożyczeni Nmecha czy Zirkzee rozkwitli pod jego wodzą w Anderlechcie. Było zresztą więcej takich piłkarzy, którzy zrobili u Kompany’ego ogromne postępy i go komplementowali. To trener zawsze pozytywnie nastawiony do świata, nigdy nie krytykuje swoich podopiecznych, zawsze ich broni. Po meczach szuka głównie pozytywów - tłumaczy Moński.
Ile pozytywów będzie mógł znajdować po meczach w nadchodzącym sezonie? Trudno powiedzieć. Przy okazji wywiadu z klubową telewizją podkreślał, że bardzo ważny aspekt to dobre wejście w nową rolę. Belga czeka prawdziwy sprawdzian jego trenerskiego warsztatu oraz umiejętności budowy zespołu. Jedno jest pewne - Kompany walczy o szansę na największej futbolowej scenie. Już teraz znajdzie się pod obserwacją wielu osób, nawet nieśledzących zaplecza Premier League.

Przeczytaj również