Mateusz Święcicki szczerze o pracy komentatora. "Jeśli tego nie potrafisz, nie nadajesz się"

Mateusz Święcicki szczerze o pracy komentatora. "Jeśli tego nie potrafisz, nie nadajesz się"
Christian Bertrand/shutterstock.com
Pewnie zamieniłbym wszystkie skomentowane klasyki na jeden, w którym mógłbym zagrać. Komentator powinien pielęgnować w sobie kompleks niespełnionej kariery piłkarskiej, bo - nie oszukujmy się - dziennikarstwo przytula tych, którym nie udało się na boisku. To prawie zawsze jest plan B. Ale za to jaki piękny. Dziś o 21:00 w ELEVEN SPORTS 1 skomentuję z Sebastianem Chabiniakiem mecz Real Madryt - FC Barcelona. Studio z Valdebebas i Warszawy od godziny 18:00.
Coraz mniej tu miejsca dla niebieskich ptaków, bo nie ma ku temu warunków. Kiedyś były. W 2008 roku wydawało mi się, że nie można więcej harować, a dopiero zaczynałem i miałem entuzjazm świeżaka. Dziś śmieję się z liczby tamtych obowiązków, bo to igraszka przy współczesnych wymaganiach względem dziennikarza sportowego. I wbrew temu, co twierdzi wielu mędrców tego zawodu, nie uważam, że kiedyś było trudniej. Nie, było łatwiej.
To dobry czas, by o tym napisać, bo Meczyki czytają też ci, którzy marzą o karierze w tej branży. Dziennikarstwo sportowe, a zwłaszcza komentowanie meczów, to takie zajęcie, które z zewnątrz wydaje się banalne. Co więcej - prawie każdy, kto siedzi po drugiej stronie ekranu, jest przekonany, że mógłby to robić lepiej. Przy piłkarzach nie można już szarżować taką opinią, bo tu, by się przebić, trzeba być kozakiem. A dziennikarzem sportowym może być każdy. Nawet ktoś ściągnięty prosto z ulicy. I - co najlepsze - dużo w tym prawdy.
Ten zawód ewoluuje tak, jak zmienia się zawód piłkarza. Skończyły się dobre czasy dla bohaterów dwóch czy trzech sezonów, wielbionych za swój talent i frywolny styl życia. Współczesna piłka potrzebuje robotów, piłkarzy powtarzanych, obsesyjnych i profesjonalnych. Ta ewolucja zaczęła się już na dole. Tam, gdzie kiedyś można było pozwolić sobie na luz, dziś rządzi świadomość. Młodzi mają ten przywilej, że wiedzą. I nie patrzą na starszych z zazdrością. Słuchają ich anegdot o zarwanych nocach, imprezach, dziewczynach, tego mitycznego wprowadzania do organizmów bajkowego nastroju. I nawet się z tego śmieją, ale sami nie chcieliby tacy być. Im to nie imponuje. Ich to bawi.
Dziennikarstwo też nie potrzebuje niebieskich ptaków. Co więcej - nie stwarza warunków, by one się rodziły. Nie ma na to czasu przy liczbie tygodniowych obowiązków: meczów do skomentowania, programów do poprowadzenia, podcastów do nagrania, tekstów do napisania, materiałów filmowych do nagrania i zmontowania, języków obcych do nauczenia. Musisz być jak piłkarz, który rozgrywa siedemdziesiąt meczów w sezonie. Zbigniew Boniek mawia (zapożyczył to od Włochów): - Dziennikarz sportowy musi wiedzieć wszystko, nawet jeśli to niemożliwe.

„Bravo!”

Mam taką teorię, że aby zostać komentatorem sportowym, trzeba być cynikiem. Ostateczny los drużyn piłkarskich nie powinien cię obchodzić, bo nie ma to żadnego wpływu na twoje życie. Zawsze ktoś wygrywa, ktoś przegrywa, ktoś remisuje. Zmieniają się cykle, trenerzy, piłkarze. Drużyny upadają i powstają z gruzów. Satysfakcję płynie z dobrej gry, a nie wyniku. Chodzi o talent, umiejętności i dramaturgię. Fanatyk nie zrozumie, że można mieć takie podejście do piłki. W 2006 roku podczas meczu 1/8 finału mistrzostw świata sędzia podyktował skandaliczny rzut karny dla Włochów w meczu z Australią. Fabio Caressa i Giuseppe Bergomi, którzy relacjonowali tamto wydarzenie, powiedzieli: - Nie było!
Na forach internetowych (social media nie istniały) rozpętało się piekło. Oskarżano ich o brak patriotycznego podejścia, przypominano bulwersujące błędy sędziowskie na niekorzyść Włochów z wcześniejszego turnieju, pisano petycje do telewizji “Sky”, by odsunąć ich od komentowania. Tymczasem był to akt najczystszego profesjonalizmu, jaki można usłyszeć z ust komentatora.
Według mnie ktoś, kto pcha się do zawodu dziennikarza sportowego z utopijną wizją, że przekona do siebie wszystkich odbiorców, poniesie w końcu klęskę. Nie da się zadowolić wszystkich, może nawet nie da się zadowolić większości. Trzeba przyjąć i zrozumieć to, że ktoś cię nie lubi tak po prostu. Na zasadzie: nie i już. To nie jest hejt. Kiedyś jeden z szefów telewizji, w której pracowałem, powiedział mi, że odbiorca kupujący abonament ma prawo krytykować. A jeśli ty jako dziennikarz sportowy nie umiesz sobie z tym poradzić, to nie nadajesz się do tego zawodu. Jeżeli nie potrafisz odnaleźć się w zgiełku często sprzecznych informacji o sobie, całkowicie wykluczających się opinii, to nie nadajesz się do tego zawodu. Jeśli poczucie własnej wartości uzależniasz wyłączenie od ocen internetowych, to nie nadajesz się do tego zawodu. Wybierz coś innego.
El Clasico jest najlepszą rzeczą do skomentowania w piłce klubowej, bo to jedyny mecz, który dzieli planetę na pół. Jedyny z taką historią, dramaturgią i zainteresowaniem (co widać po wynikach oglądalności). Jedyny, który daje taką satysfakcję, gdy się go relacjonuje. Życzę tym, którzy czytają ten tekst, a marzą o zawodzie sprawozdawcy piłkarskiego, by kiedyś usiedli na trybunie prasowej Camp Nou albo Santiago Bernabeu i mieli PRZYWILEJ skomentowania takiego hitu.
Wyżej jest już tylko możliwość zagrania w nim.
Zapraszam do obejrzenia El Clasico w ELEVEN SPORTS 1. Studio z Valdebeas i Warszawy od godz 18:00. W nim rozmowy z Arrigo Sacchim, Edmilsonem, Fernando Hierro, Luisem Garcią czy Paco Jemezem.

Przeczytaj również