Właśnie dlatego futbol wróci dziś do domu. 5 powodów, dla których Anglia wygra finał EURO 2020

Właśnie dlatego futbol wróci dziś do domu. 5 powodów, dla których Anglia wygra finał EURO 2020
Han Yan/Pressfocus
Okoliczności awansu reprezentacji Anglii do finału tegorocznego EURO wzbudzają wielkie kontrowersje i jeszcze przez lata będą szeroko komentowane. Nikt jednak nie odbierze “Synom Albionu” historycznej szansy na udział w pierwszym meczu tej rangi na turnieju Starego Kontynentu. I są przesłanki, aby sądzić, że “Trzy Lwy” nie tylko zagrają, ale także zwyciężą w dzisiejszym starciu.
Tak, Raheem Sterling paskudnie symulował w meczu z Danią. Nie, decydująca bramka Harry’ego Kane’a w ostatnim spotkaniu nie powinna paść. Ale to już historia, przeszłość, anegdota niczym legendarny gol-widmo Geoffa Hursta z finału mundialu w 1966 roku. Nikt nie znajdzie groty w Winden, ani profesora Browna, żeby odbyć podróż do przeszłości. Pewien niesmak nie może jednak przesłonić faktu, że o złoto zagra dziś drużyna, która z perspektywy całego turnieju najzwyczajniej w świecie na to zasłużyła.
Dalsza część tekstu pod wideo
Na Wyspach przy okazji każdego wielkiego turnieju powtarza się jak mantrę hasło football is coming home. Słowa piosenki, które miały napędzać “Synów Albionu”, aby nawiązali do historii sprzed kilkudziesięciu lat, powoli przemieniały się w mem, groteskę, pastisz. Kolejne generacje Anglików zawodziły, nie spełniały pokładanych w nich oczekiwań. Do domu z podkulonym ogonem wracała jedynie grupa pokonanych piłkarzy. Ale ten rok jest przełomem. Futbol naprawdę może wrócić tam, gdzie się narodził. Idąc za pierwszymi słowami hymnów obu państw, są powody, by sądzić, że “Bóg uratuje Królową” przed “Włoskimi Braćmi”.

1. Najlepsza defensywa turnieju

Podobno pojedyncze mecze wygrywa się atakiem, a puchary obroną. Jeszcze kilka lat temu brzmiałoby to jak herezja, ale obecnie to Anglia może się pochwalić lepszą defensywą od Italii. Chociaż słynny styl “catenaccio” powstał we Włoszech, jego główne założenia nie są realizowane na Półwyspie Apenińskim, lecz właśnie na Wyspach Brytyjskich. W trakcie całego turnieju podopieczni Garetha Southgate’a stracili jednego gola i to po strzale życia Mikkela Damsgaarda.
Owszem, “Azzurri” na początku turnieju śrubowali liczbę meczów z czystymi kontami. Kiedy jednak włoski mur wreszcie został skruszony przez Austriaków, w kolejnych meczach zaczęły pojawiać się w nim kolejne wyrwy. Oczywiście, że Giorgio Chiellini i Leo Bonucci wciąż brylują formą i zawstydzają wielu młodszych kolegów. Nikt nie może podważyć tego, że obrona Włochów radzi sobie dobrze. Jednak defensywa Anglików jest po prostu jeszcze lepsza. “Trzy Lwy” nie tylko nie tracą goli, ale nawet nie dopuszczają rywali do tworzenia jakichkolwiek sytuacji. Kyle Walker jeszcze nie został przedryblowany na tym turnieju. Harry Maguire może się pochwalić najwyższym procentem wygranych pojedynków powietrznych. Jordan Pickford pobił krajowy rekord, nie tracąc gola przez 725 minut.
Gareth Southgate świadomie przestawił nieco wajchę tak, aby uszczelnić defensywę. Jego asystent, Steve Holland, miesiącami dokładnie analizował poczynania mistrzów na ostatnich turniejach. Zarówno Portugalia, jak i Francja najpierw myślały o tym, aby zagrać na zero z tyłu, a dopiero później szukać swoich szans pod bramką rywali. Na fajerwerki przyjdzie czas po zwycięstwie, nie w trakcie spotkania. Selekcjoner udowodnił już, że stać go na poświęcenia. W meczu z Niemcami zastosował taktykę z pięcioma obrońcami, aby zneutralizować potwornie groźne wahadła przeciwników. Wtedy miejsce na prawej stronie zajął Kieran Trippier, który znakomicie wyjaśnił, dlaczego linia obrony funkcjonuje tak dobrze.
- Na treningach poświęcamy mnóstwo pracy na obronę. Gramy akcje trzy na dwa lub sześciu na czterech, żeby wiedzieć, jak zachowywać się podczas meczów. Możecie sobie wyobrazić, kiedy bronisz przeciwko Jadonowi Sancho, Marcusowi Rashfordowi, Philowi Fodenowi czy Jackowi Grealishowi - jest ciężko. Ale kiedy codziennie trenujesz, rywalizując z zawodnikami klasy światowej, jesteś gotowy na wszystko, gdy wychodzisz już na mecz - przyznał zawodnik Atletico w rozmowie z “The Times”.

2. Światowej klasy napastnik

Anglia dysponuje także wielką przewagą nad rywalem, jeśli spojrzymy na pozycję środkowego napastnika. Ten turniej udowodnił, że pod żadnym pozorem nie warto skreślać topowych zawodników, kiedy ci mają gorszy okres. W fazie grupowej Harry Kane nie strzelił ani jednego gola, niektórzy kibice domagali się nawet posadzenia go na ławce. On jednak powtarzał, żeby dać mu szansę, bo jeśli się odblokuje, to jego bramki będą bardzo ważne. I miał rację. Gol z Niemcami, dublet z Ukrainą i decydujące trafienie z Danią. Skreślany snajper zaraz może zostać królem strzelców EURO 2020.
O ile Kane powoli się rozpędzał, o tyle Ciro Immobile wyładował cały magazynek w fazie grupowej i od trzech meczów strzela ślepakami. Włoska linia ataku to nie tylko zawodnik Lazio, jednak trudno cokolwiek ugrać z napastnikiem, który powoli może być wskazywany jako najsłabszy punkt całej drużyny. Zarówno z Hiszpanią, jak i z Belgią Immobile jako pierwszy opuszczał boisko. Roberto Mancini wciąż mu ufa, znajduje dla niego miejsce w wyjściowym składzie, jednak cierpliwość się kończy, kiedy Ciro, zamiast bombardować bramkę rywali, sam udaje, że został ciężko ranny. Tylko nie wiadomo do końca przez kogo.
Podczas gdy Kane goni krajowe legendy pokroju Alana Shearera i Gary’ego Linekera, Włosi mogą jedynie z nutką nostalgii wspominać poprzednich bombardierów. Immobile to nie ten kaliber piłkarza, co przed laty Alessandro Del Piero, Luca Toni czy idąc dalej na osi czasu, Roberto Baggio lub Christian Vieri. Kiedyś kibice “Squadra Azzurra” mogli krzyczeć “Incredibile”, widząc popisy swoich bombardierów. Dziś został tylko Immobile.

3. Głębia składu

Nie licząc Francji, która już dawno powiedziała turniejowi gorzkie “au revoir”, Anglia posiada najszerszą kadrę spośród pozostałych uczestników EURO. Tym razem złota generacja nie jest tylko czczym gadaniem brytyjskich fanów, jednak rzeczywistym obrazem siły i głębi składu. W żadnej innej drużynie na ławce rezerwowych nie znaleźliby się zawodnicy jak Jadon Sancho, Phil Foden czy Marcus Rashford. Selekcjoner może wręcz mówić o kłopocie bogactwa, bowiem przy okazji każdego spotkania staje przed poważnymi dylematami.
Kibice oburzali się, kiedy Sancho był odsyłany na trybuny w meczach fazy grupowej. Jack Grealish po znakomitym występie z Niemcami nie powąchał murawy w starciu z Ukrainą. Ale mimo takiego obrotu spraw, żaden z kadrowiczów nie narzeka na decyzje Southgate’a. Największy sukces trenera to pogodzenie w jednym składzie takich pokładów talentu. Wybór wyjściowej jedenastki to jedno, jednak szkoleniowiec przede wszystkim dba o to, żeby żaden z jego podopiecznych nie czuł się pokrzywdzony, odsunięty, wyobcowany. Po zwycięstwie nad Ukrainą trener nie pochwalił najpierw Kane’a, który ustrzelił dublet czy znakomicie dysponowanego Sterlinga. Skupił się na rezerwowych, docenił ich wkład, podkreślił, że oni są spoiwem sukcesu. Tak się buduje drużynę.
Roberto Mancini może tylko pomarzyć o takim komforcie pracy. Kadra Italii obfituje w wielkie nazwiska, jednak jakość zmienników pozostawia nieco do życzenia. Matteo Pessina nie jest Philem Fodenem. Andrea Belotti to nie ten poziom, co Marcus Rashford. A ostatnie mecze tego turnieju pokazały, że rozstrzygnięcie wcale nie musi mieć miejsca już po 90 minutach. Anglia ma lepszych zmienników, ciekawszą ławkę, większą liczbę jakościowych opcji. Southgate góruje nad swoim vis a vis pod względem materiału ludzkiego, z którego będzie mógł skorzystać.

4. Angielski MVP mistrzostw

Sterling zostanie zapamiętany z tego turnieju głównie przez swoją skandaliczną, a jednocześnie niestety udaną próbę nabrania arbitrów. Skrzydłowy wielokrotnie w karierze udowadniał, że potrafi stracić przyczepność w polu karnym, kiedy akurat jego drużyna ma szansę na tym skorzystać. Ale skłonność do wykonywania tzw. “padolino” nie może zaburzyć całego obrazu gry 26-latka w trakcie EURO 2020. Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to w jego ręce powinna powędrować statuetka dla najlepszego zawodnika imprezy.
Przed mistrzostwami podważano przydatność gracza Manchesteru City. Kibice mieli w pamięci poprzednie wielkie turnieje, gdy Sterling nie strzelał, nie czarował, ale irytował swoimi kolejnymi zagraniami. Na EURO 2016 i ostatnim mundialu nie zdobył ani jednej bramki. Był piątym kołem u wozu, teraz to prawdziwy silnik napędowy. Praktycznie każda akcja przechodzi przez 26-latka, on stawia stempel, dyryguje, przyspiesza grę. Niczym w legendarnym zespole Paktofonika - Raheem wreszcie udowadnia, że może być Magikiem. Wystarczy, że obierze fokus na jasno wytyczony cel.
Włosi nie mają w składzie zawodnika, który odgrywa tak ważną rolę w ofensywie. Oczywiście, siłą Italii pozostaje kolektyw, jednak pamiętajmy, że finał to jeden mecz. Zdecydują detale, niuanse, jedna akcja sprawi, że drużyna A zaleje się łzami, a drużyna B wpadnie w żywiołową euforię. I prędzej spodziewać się należy zrywu na miarę zwycięstwa po Sterlingu, niż Lorenzo Insigne czy nawet Federico Chiesie, chociaż ten również zasługuje na słowa uznania za swoje ostatnie występy.

5. Ściany sprzyjają gospodarzom

Na koniec aspekt, który przywoływano już dziesiątki razy. Chociaż wielu uzna to za niesprawiedliwość, Anglia od początku turnieju dysponowała małą przewagą nad innymi. Poza krótkim wypadem na rzymskie wakacje w ćwierćfinale, “Synowie Albionu” nie ruszają się ze swojej ziemi. Grają na dobrze znanym Wembley przy akompaniamencie i wsparciu dziesiątek tysięcy kibiców. To oni przed meczem zaintonują “Sweet Caroline”, dodając otuchy swoim ulubieńcom. Kibice przylatujący z Półwyspu Apenińskiego nawet nie zostaną wpuszczeni na stadion. Futbol łączy, UEFA dzieli. Ale z tym już nic nie zrobimy.
Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem przewaga gospodarzy ograniczy się jedynie do wsparcia z trybun, a niekoniecznie z wysokości murawy. W meczu z Danią Anglicy wykorzystali limit szczęścia i nikt nie chce, żeby po ostatnim gwizdku publiczne dyskusje znów toczyły się wokół postanowień arbitra. Niech Bjorn Kuipers zmaże plamę zrobioną przez swojego rodaka, a wieczorny mecz zostanie zapamiętany wyłącznie dzięki niesamowitemu poziomowi sportowemu.
***
Stara piłkarska maksyma mówi, że finałów się nie gra. Finały się wygrywa. Ta myśl z dużą dozą prawdopodobieństwa przyświeca dziś obu drużynom, które o 21:00 zaczną piłkarskie igrzyska śmierci. Anglia ma swoje argumenty, chociaż w spotkaniach tej rangi właściwie nigdy nie da się wskazać jednoznacznego faworyta. Czy futbol wróci do domu? Prawdopodobne, jednak z pewnością nie takie oczywiste.

Przeczytaj również