Oni staną się symbolem tego turnieju. Włosi najlepiej przetrwali kryzysy i wygrali siłą grupy

Oni staną się symbolem tego turnieju. Włosi najlepiej przetrwali kryzysy i wygrali siłą grupy
Press Focus
Reprezentacja Włoch wygrała mistrzostwo Europy jako grupa, która najlepiej poradziła sobie z kryzysami. W fazie pucharowej cierpieli, ale nie dali się złamać do ostatniego gwizdka turnieju. Są najlepszym przykładem, że EURO 2020 nie było sceną na której najmocniej błyszczały indywidualności. Do domu wracały najpóźniej drużyny od których biła jedność.
Azzurri jechali na EURO jako jeden z faworytów. Będąc niepokonanym od 2018 roku wysyłali wystarczająco silny sygnał, że powalczą o trofeum. Ich występ w grupie był spektaklem i demonstracją siły, czym tylko umocnili wiarę na Półwyspie Apenińskim, że to może być ten czas, kiedy po raz drugi, po 53-letniej przerwie, sięgną po tytuł najlepszych na Starym Kontynencie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Italia się chwiała, ale nie upadła

Potem przyszły jednak poważne kryzysy, ale już po finale można podsumować, że Włosi poradzili sobie z nimi świetnie. Cztery mecze fazy pucharowej kosztowały ich trzy dogrywki i dwie serie rzutów karnych. Wiele drużyn na którejś z przeszkód zapewne by się wywróciło. Ale nie oni. Zbigniew Boniek mówi mi na kilka godzin przed finałem, że Włosi mają niespotykanie chłodną krew. Duża presja ich scala a nie burzy. Wiceprezydent UEFA, były piłkarz Juventusu, w naszej rozmowie przewidział dokładny scenariusz finału na Wembley.
Ostatnie mistrzostwo świata w 2006 roku też wygrywali po serii rzutów karnych. Niebieska krew jakby mniej się gotuje w momentach słabości. Włosi, wbrew temu co pokazują nam na zewnątrz są mentalnymi gigantami. Odśpiewanie przez nich hymnu to emocjonalna uczta. Mieszanka pasji i radości. Plastyczne gesty w ramach protestu? Klasyka. Z kolei Giorgio Chiellini ściskający Jordiego Albę podczas losowania stron przed wykonywaniem jedenastek mógłby wyjść na lekkoducha, ale magister ekonomii wkalkulował sobie te zachowania do swoich gierek psychologicznych. Wyszedł z nich zwycięsko. Italia chwiała się w spotkaniach z Austrią, Belgią, Hiszpanią i Anglią, ale każdego ostatecznie odprawiła z kwitkiem, dlatego „Football is coming Rome”.
Prawdziwą twarzą zwycięstwa Włoch był szef jedenastek, wybrany na zawodnika turnieju, Gianluigi Donnarumma. 22-latek z doświadczeniem dekadę starszego piłkarza po obronie strzału Bukayo Saki wyglądał jakby szedł po bułki do sklepu, a nie właśnie został ojcem wielkiego zwycięstwa.

Senatorowie wzięli sprawy w swoje ręce

Roberto Mancini zbudował świetną maszynę, która nastawiła się na ten sukces już dawno temu. Gdy z powodu pandemii COVID-19 rok temu EURO zostało odwołane powiedział: - Teraz najważniejsze jest zdrowie ludzi. Mogliśmy wygrać ten turniej teraz, ale za rok będziemy jeszcze silniejsi.
Selekcjoner Azzurrich postawił na grupę. Oczywiście w poszczególnych meczach można mówić o spektakularnych występach pojedynczych graczy: Jorginho, Donnarummy, Spinazzoli, Chiesy i innych. Ale koniec końców wygrywała drużyna, która trzymała się razem i czuła się ze sobą świetnie, co było widać w mediach społecznościowych federacji. Jasne że to oficjalny przekaz, ale tych zachowań nie da się reżyserować. Choćby wsparcie jednego z najlepszych wahadłowych turnieju, wspomnianego Spinazzoli, gdy ten zerwał Achillesa, będzie jednym z obrazków turnieju.
Dla planu wielu drużyn utrata takiej broni na boku byłaby potężnym ciosem. Włochów także zachwiała, bo nie byli już tak zabójczy na skrzydłach bez „Spiny” - najszybszego piłkarza fazy grupowej, który z Lorenzo Insigne na lewej stronie biegał jak po sznurku. Włosi się przegrupowali, a odpowiedzialność wzięli senatorowie jak Giorgio Chiellini czy Leonardo Bonucci - najlepsza para stoperów EURO, której ANI RAZU nie przedryblował żaden piłkarz w ciągu siedmiu spotkań ME.
Chiellini jechał na turniej pokiereszowany sezonem spod znaku walki z kontuzjami. Przez półtora roku zagrał jedynie w czterech z trzynastu meczów Azzurrich. Opinia publiczna miała więc prawo pytać, czy to już czas na pożegnanie z legendą, i postawienie na następcę - Alessandro Bastoniego. 36-latek okazał się kluczowym ogniwem zespołu, a wiara Manciniego w jego przydatność była niezachwiana. Współpraca w defensywie z Bonuccim, cytując Jose Mourinho, mogłaby być wykładana na Harvardzie. Obaj udowodnili, że wiek to tylko liczba. Drużyny potrzebują takich nestorów, z którymi ze względu na PESEL futbol chce żegnać się zbyt szybko.

Grupa, w której ważny był każdy

O tym, że Włosi wygrali siłą grupy a nie gwiazdami świadczy, jak szeroka grupa zawodników zagrała w turnieju. Manicni nie bał się stawiać na zmienników i korzystał z bardzo szerokiego wachlarza zawodników. Podczas EURO 2020 zagrało aż 25 z 26 piłkarzy. Swoje role do odegrania mieli piłkarze Sassuolo czy Torino.
Poza zawodnikami z pierwszej linii frontu walczyli i postawili swój stempel na sukcesie zawodnicy dalecy od statusu gwiazd: Matteo Pessina, Bryan Cristante czy Giacomo Raspadori. Zagrał nawet rezerwowy bramkarz Salvatore Sirigu, co pokazuje, ile dla Manciniego znaczyła siła grupy. Selekcjoner tym sposobem przykrył nawet brak posiadania napastnika z najwyższej półki.
Italia wraca do domu jako zwycięzca absolutnie zasłużony. Drużyna, która po sielance meczów w Rzymie przebiła się do finału przez bardzo trudną drabinkę, aby na koniec rozprawić się z wypełnionym dziesiątkami tysięcy wrogo nastawionych gardeł Wembley.
Włosi staną się symbolem tego turnieju grając piłkę nowoczesną, opierającą się na bardzo wysokim pressingu bez piłki, świetnych wahadłach, szybkim konstruowaniu akcji z futbolówką przy nodze (choć w finale wykazali się niezwykłą cierpliwością) i szczelnej defensywie. Są najskuteczniejszą włoską ekipą w historii, niepokonani od 34 spotkań i jeśli w pierwszym meczu jako mistrzowie Europy znów zapunktują, wyrównają rekord Brazylii (1993-1996) i Hiszpanii (2007-2009).
Po prostu mistrzowie.

Przeczytaj również