Wygrani i przegrani ćwierćfinałów LM. Dwie topowe gwiazdy mocno zawiodły, kilka niespodzianek

Wygrani i przegrani ćwierćfinałów LM. Dwie topowe gwiazdy mocno zawiodły, kilka niespodzianek
SIPA/PressFocus
Ćwierćfinały Ligi Mistrzów miały kilku głównych bohaterów. Tych bardziej oczywistych, ale też z drugiego szeregu, także wartych docenienia. Nie brakuje również piłkarzy, którzy najchętniej minione dwa spotkania wymazaliby z pamięci. Szczególnie dwa uznane nazwiska mocno zawiodły.
W poniższym zestawieniu celowo nie umieściliśmy zbiorczo drużyn i/lub ich trenerów. To jasne, że zespół który awansował dalej i jest blisko finału, możemy uznać za wygrany. I działa to także w drugą stronę. A ponieważ ćwierćfinały nie przyniosły żadnej wielkiej sensacji, skupiliśmy się na poszczególnych zawodnikach, niektórych może mniej oczywistych. Oto wygrani i przegrani minionej już fazy rozgrywek Ligi Mistrzów.
Dalsza część tekstu pod wideo
***

WYGRANI

Neymar i Kylian Mbappe

Gwiazdorzy PSG wspólnie poprowadzili mistrzów Francji do półfinału, więc wspólnie lądują w tym zestawieniu. W obliczu awansu nie mają wielkiego znaczenia zmarnowane przez Neymara szanse bramkowe w rewanżu. Brazylijczyk dał się zapamiętać także fantastycznymi sztuczkami czy bajeczną asystą do Marquinhosa w Monachium. Udowodnił, że jest przecież piłkarskim magikiem o umiejętnościach z najwyższej półki. A chyba zbyt rzadko się o tym pamięta.
A Mbappe? Leo Messi i Cristiano Ronaldo mogli sprzed ekranu telewizora oglądać, jak najlepszy kandydat na ich sukcesora bawi się na wielkiej scenie. Koncert Kyliana w Monachium był zjawiskowy. W rewanżu Francuz bramki nie zdobył, ale też błyszczał. Wyrósł na zdecydowanego faworyta do Złotej Piłki za 2021 rok. Pierwszej, lecz zapewne nie ostatniej. Obrońcy Manchesteru City już się mogą głowić, w jaki sposób zatrzymać Francuza i jego brazylijskiego kumpla. Łatwo nie będzie.

Idrissa Gueye

Bohater drugoplanowy, ale absolutnie warty docenienia. Gueye był filarem PSG w obu spotkaniach z Bayernem. Wykonał kawał rewelacyjnej roboty w środku pola. Szczyt jego formy przyszedł w idealnym momencie. A przecież i w letnim, i w zimowym okienku transferowym zastanawiano się, czy Senegalczyk nie wróci przypadkiem do Premier League, do drużyny znacznie słabszej od “Les Parisiens”. “Gana” zakasał jednak rękawy, osiągnął optymalną dyspozycję i znakomicie dyrygował drugą linią paryżan. Pozbycie się go byłoby strzałem w stopę dla mistrzów Francji. Piłkarze o takiej charakterystyce są niezbędni w drużynach z topu. Każdy powinien mieć swojego N’Golo Kante.

Eder Militao

- Spisał się na medal. Zdał być może najważniejszy egzamin w koszulce “Los Blancos”. Dał sygnał, że jeszcze nie wolno go skreślać. Czekamy na kolejne sygnały - napisaliśmy o Militao po występie w pierwszym ćwierćfinale przeciwko Liverpoolowi.
I te sygnały Brazylijczyk wysłał. Zarówno w El Clasico, jak i na Anfield. Piłkarz, który do niedawna w hierarchii Zinedine’a Zidane’a zajmował miejsce między Alvaro Odriozolą i fizjoterapeutą, nagle okazał się kluczem do awansu do półfinału Ligi Mistrzów. Zważywszy na bardzo prawdopodobne odejście duetu Sergio Ramos - Raphael Varane, rezygnowanie również z usług Militao nie miałoby z perspektywy klubu żadnego sensu. Eder udowodnił, że może grać na wysokim poziomie, a ci, którzy go definitywnie skreślali, mylili się. Zinedine Zidane był pod ścianą przy wyborze stoperów do gry. I przy tej ścianie znalazł Militao w kapitalnej formie. Futbol bywa przewrotny.

Phil Foden

- Gol Phila Fodena w zeszłym tygodniu był bardzo ważny. Masz wrażenie, że on nigdy się nie ukrywa, zawsze coś tworzy. Podejmuje właściwe decyzje. Pomógł nam. Był najważniejszym piłkarzem, który zabrał nas do Paryża - ocenił Pep Guardiola.
I na tym właściwie moglibyśmy zakończyć uzasadnienie obecności zawodnika City wśród wygranych ćwierćfinałów. Ale zjawiskowy Anglik zasłużył na kilka dodatkowych słów uznania. W niebieskiej części Manchesteru nadal rośnie zawodnik klasy światowej. Rośnie, bo Phil Foden wciąż może być jeszcze lepszy, choć przecież ekipę “Obywateli” reprezentuje od paru ładnych lat. A po jego golu w Dortmundzie ręce same złożyły się do oklasków. Może i Marwin Hitz mógł zachować się bardziej fachowo, lecz strzał Fodena był idealny. 20-latek wyglądał jak stary wyjadacz. Zaliczał kluczowe podania, rzadko się mylił, nie bał się dryblingu, pomagał też w defensywie. Świetny występ w dwumeczu. Pep Guardiola nie przesadził ani trochę.

Jude Bellingham

Jedyny wygrany piłkarz z drużyn, które odpadły w ćwierćfinale. Bellingham z całą pewnością na to miano jednak zasłużył. To on był najjaśniejszym punktem BVB w dwumeczu z City. Nie Erling Haaland, nie Marco Reus. Właśnie zaledwie 17-letni Anglik okazał się liderem z krwi i kości. Debiutancki gol na poziomie Ligi Mistrzów stanowił ukoronowanie jego doskonałej postawy przeciwko “Obywatelom”. Wszędobylski Jude skradł serce samego Pepa Guardioli, który zażartował, że Bellingham chyba oszukuje z metryką, bo to niemożliwe, by grał na takim poziomie przed osiągnięciem pełnoletności.
Na Wyspach modna jest ostatnio dyskusja na temat roli zawodnika Borussii w reprezentacji Garetha Southgate’a. Liczba zwolenników powołania utalentowanego pomocnika do kadry na Euro stale rośnie. Takimi występami jak z City, nastolatek nie tyle puka do drzwi reprezentacji, co wyważa je solidnym kopniakiem. Prawie takim, po którym nie dał szans Edersonowi we wczorajszym meczu. Dortmund ma w składzie prawdziwy diament. Piłkarską perełkę. Wow.

PRZEGRANI

Erling Haaland

Zero goli. Norweski bombardier ani razu nie pokonał Edersona w ćwierćfinale z City. Raczej sprawiał wrażenie nieobecnego. Rywale odcięli go od gry i uniemożliwili ofensywne popisy, którymi Haaland raczył nas w tym sezonie. 20-latek miał wprawdzie pośredni udział w obu bramkach dla Borussii, ale pokazał zbyt mało, jak na kogoś, kto według Mino Raioli powinien zaraz zarabiać na poziomie Kyliana Mbappe, Cristiano Ronaldo czy Leo Messiego. Jeśli dwumecz z wicemistrzami Anglii był testem, czy Norweg faktycznie jest nie do zatrzymania, to piłkarz BVB ten test oblał. Każdemu zdarza się obniżka formy. Ale przynajmniej mamy dowód, że Erling Haaland jest tylko człowiekiem, a nie cyborgiem, który niszczy wszystko, co napotka na drodze.

Emre Can

Być może Haaland miałby jeszcze szansę na rehabilitację w półfinale Ligi Mistrzów, gdyby nie postawa Emre Cana. To właśnie Niemiec był głównym winowajcą porażki Dortmundu. Porażki, której wcale nie musiało być. Manchester City nie zagrał wybitnego dwumeczu. Paradoksalnie w Borussii są pewnie bardziej wściekli aniżeli przegraliby oba spotkania po 0:3. A tutaj zabrakło właściwie nie tak dużo. Rękę do “Obywateli” wyciągnął jednak Can. Wyglądał jak sabotażysta. Zawalił gola w pierwszym spotkaniu, popełnił dziecinnie prosty błąd w drugim, a przecież to on miał pełnić rolę lidera drużyny. Zawiódł jednak na całej linii. Nie pierwszy raz. Jego transfer z Juventusu do BVB to na razie gigantyczna pomyłka.

Leroy Sane

Skrzydłowy Bayernu znalazł się już w naszym zestawieniu przegranych pierwszych meczów ćwierćfinałowych, wówczas wspólnie z Kingsleyem Comanem. Pisaliśmy tak:
- Przy nieobecności Lewandowskiego i Serge’a Gnabry’ego można było od nich oczekiwać, że będą motorami napędowymi “Die Roten” i odegrają ważną rolę w ewentualnym zwycięstwie. Zwycięstwa jednak zabrakło, tak jak zabrakło dobrej gry duetu Coman - Sane. Od światowej klasy skrzydłowych trzeba wymagać znacznie, znacznie lepszej postawy.
W rewanżu obaj piłkarze też prochu nie wymyślili, ale to Sane grał bardziej irytująco i ze szkodą dla drużyny. Głupio tracił futbolówkę, był nonszalancki, do tego podejmował złe wybory. Same chęci i aktywność to za mało. Kadr z samej końcówki spotkania z udziałem Leroya będzie na długo zapamiętany. Skrzydłowy Bayernu miał fenomenalną szansę, by dać Jamalowi Musiali możliwość zostania bohaterem ćwierćfinału. Ale wolał podać w ręce Keylora Navasa. I to na razie idealne podsumowanie jego kariery w barwach “Die Roten”. Nie tego oczekiwano od Sane po transferze z Manchesteru City.

Sadio Mane

Senegalczyk od kilku miesięcy znajduje się daleko od optymalnej dyspozycji. Ostatnią bramkę w Premier League zdobył 28 stycznia. Miewał wprawdzie przebłyski, jak w 1/8 finału LM z RB Lipsk, czy niedawno na krajowym podwórku z Arsenalem, ale to jedynie wyjątki od reguły. A reguła jest taka, że Mane zwykle zawodzi. To jego pierwszy, dłuższy kryzys formy odkąd wszedł pod wodzą Juergena Kloppa na niebotyczny poziom. Kibice Liverpoolu nadal czekają na trwałe przebudzenie Sadio. W obu spotkaniach z Realem nic takiego nie nastąpiło. Mane był niemrawy, bezjajeczny, ociężały. Grając w pierwszej linii oddał łącznie tylko jeden strzał na bramkę Thibaut Courtois. Rzadko wchodził w drybling, czy to w Madrycie, czy na Anfield. Nie stanowił żadnej wartości dodanej dla drużyny. Senegalczyk pewnie się w końcu odrodzi. Ale postawa w ćwierćfinale to kolejny spory kamyczek do jego ogródka.

Robert Lewandowski

Tak, to dość kontrowersyjny wybór. Brak Roberta Lewandowskiego był wyraźnie widoczny w niepoukładanej drużynie Hansiego Flicka. Słowa współczucia i otuchy należą się także samemu reprezentantowi Polski, którego z gry wykluczyła kontuzja. “Lewy” nie jest zatem przegranym na takiej samej zasadzie jak kilku innych wyżej wymienionych piłkarzy. Ale pośrednio na pewno możemy go do tego grona zakwalifikować. Gdyby wziął udział w dwumeczu z PSG, Bayern zapewne przeszedłby dalej. A tak szansa na obronę Ligi Mistrzów przeszła mu koło nosa. Najlepszy polski piłkarz stracił też cenny argument w ewentualnej batalii o miano numeru jeden na świecie za 2021 r. To właśnie w Champions League mógł nadrobić to, co zapewne straci względem Kyliana Mbappe na Euro. Szkoda, ogromna szkoda. Niech wraca do zdrowia i pobije rekord Gerda Muellera w Bundeslidze. To i tak będzie doskonałe podsumowanie tego niesamowitego sezonu w wykonaniu RL9.

Przeczytaj również