Wygrani i przegrani meczu z Andorą. Jeden piłkarz zawiódł na całej linii

Wygrani i przegrani meczu z Andorą. Jeden piłkarz zawiódł na całej linii
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Z pewnego zwycięstwa z Andorą 3:0, okraszonego serią tysiąca i jednej wrzutek, możemy wyciągnąć kilka pozytywów. Przy nazwiskach paru piłkarzy zdecydowanie mamy prawo postawić większy czy mniejszy plusik. Ale nie wszyscy po wczorajszym spotkaniu zasługują na słowa uznania.
O spotkaniu z Andorą właściwie należałoby jak najszybciej zapomnieć. Ot, mecz bez historii, wyglądający jak wiele potyczek drużyny wyraźnie lepszej ze słabeuszem, który tylko się broni i często fauluje. Bardzo, bardzo trudny do oglądania, ale ważne, że “odbębniony”. O ile starcie przy Łazienkowskiej nie spowoduje absencji Roberta Lewandowskiego na Wembley, o tyle o Andorze nikt zaraz nie będzie pamiętał. Ale póki wspomnienia mamy dość świeże, wskazujemy wygranych i przegranych tego spotkania. A właściwie jednego głównego przegranego. I to od niego zaczniemy.
Dalsza część tekstu pod wideo
AKTUALIZACJA 11:27: Robert Lewandowski nie zagra z Anglią! Więcej TUTAJ.

Przegrani

Arkadiusz Milik
Napastnik Marsylii już w Budapeszcie wyglądał bardzo, bardzo kiepsko. Wówczas oceniliśmy jego występ następująco:
- Słaby mecz w wykonaniu snajpera Marsylii. W niczym nie pomógł. Oddał jeden, niecelny strzał głową, raz zabrakło mu zdecydowania w polu karnym, w drugiej połowie też prochu nie wymyślił.
Obecność Milika w podstawowym składzie na mecz z Andorą była zatem pewną niespodzianką, ale i jednocześnie szansą dla piłkarza na odbudowanie się w barwach reprezentacji Polski. Szansą, której eks-snajper Napoli absolutnie nie wykorzystał. Wczoraj właściwie nie istniał na boisku. Nie potrafił się odnaleźć. Przez godzinę gry miał tylko… 22 kontakty z futbolówką. Gorszy wynik wykręcił jedynie Wojciech Szczęsny. Milik nie stanowił zagrożenia dla obrońców rywali, kilka razy stracił piłkę, nie oddał celnego strzału w światło bramki. Niby grał, a jakby go nie było. Udowodnił, że daleko mu do optymalnej formy, a w roli nieco bardziej cofniętego napastnika zupełnie sobie nie radzi.
Dużo lepszy występ od Milika zanotował Krzysztof Piątek, który miał zupełnie zwichrowany celownik, ale imponował aktywnością, ambicją i walką do ostatniej kropli potu. I na dziś to właśnie zawodnik Herthy Berlin zasługuje na status “wice-Lewandowskiego”.
Przemysław Płacheta
Pojawił się na boisku w drugiej połowie i niczym się nie wyróżnił. Zupełnie. Być może przeszkadzała mu obecność trochę dublującego jego pozycję Kamila Grosickiego, lecz w żaden sposób nie usprawiedliwia to beznadziejnego występu Płachety. A szkoda, bo miewał już w kadrze spore przebłyski. Przeciwko przybyszom z Andory wyglądał jednak bardzo, bardzo słabo. Nie ryzykował pojedynków jeden na jeden i unikał dryblingu. Wolał biec do linii końcowej i bez większego przygotowania kopać piłkę na oślep w pole karne. Wspomniany Grosicki, który też nie gra w klubie w Anglii, zaliczył chociaż asystę. A skrzydłowy Norwich zmarnował sporą szansę daną mu przez Paulo Sousę.
***
Czy kogoś jeszcze możemy uznać za przegranego tego spotkania? Raczej nie. Przeciętny występ duetu Piotr Zieliński - Grzegorz Krychowiak w żaden sposób nie wpłynie na ich pozycję w kadrze, a w Londynie obaj powinni zagrać od pierwszej minuty. Z kolei Krzysztof Piątek, choć mimo wielu prób nie trafił do siatki, i tak więcej tym meczem zyskał, aniżeli stracił. Wszystko przez jeszcze gorszą formę Milika.
***

Wygrani

Kamil Jóźwiak
Jóźwiak wraz z Lewandowskim ciągnął grę całej drużyny i był jednym z architektów wygranej 3:0. Po tym, jak dał świetną zmianę na Węgrzech, przeciwko Andorze potwierdził, że tej kadrze jest dziś po prostu niezbędny. To właściwie pewniak do podstawowego składu. Jedyny skrzydłowy z prawdziwego zdarzenia w optymalnej dyspozycji. Mecz na Wembley będzie dla niego kolejnym testem, czy i ze znacznie poważniejszymi przeciwnikami także stać go na skuteczne akcje ofensywne. Jesienią udowodnił to w starciu z Holandią.
Kacper Kozłowski
Bardzo, ale to bardzo optymistyczny debiut nastolatka z Pogoni Szczecin. Selekcjoner dał Kozłowskiemu niewiele ponad kwadrans gry, a ten wykorzystał to w stu procentach. Pokazał, że jest materiałem na gracza z wysokiej półki. To było widać przy prawie każdym jego kontakcie z piłką. To 17-latek efektownie rozpoczął akcję, po której rezultat na 3:0 ustalił Karol Świderski. Nie unikał gry, nie bał się podejmować ryzyka, wchodził w drybling, celnie podawał. Sprawił świetne wrażenie, co nie umknęło uwadze Paulo Sousy.
- Kozłowski jest niesamowity. Mam nadzieję, że w dalszych meczach będzie miał wpływ na grę drużyny - stwierdził Portugalczyk po ostatnim gwizdku.
W dalszych meczach? Nie powinniśmy być zaskoczeni, jeśli zawodnik Pogoni znów wejdzie z ławki, tym razem przeciwko Anglii.
Kamil Piątkowski
Kolejny debiutant, Kamil Piątkowski, w takim spotkaniu nie miał prawa nic zepsuć. I nie zepsuł. Wytrzymał presję. Imponował dojrzałością. Pokazał, że dobrze sobie radzi w budowaniu akcji. Nie stracił kredytu zaufania danego mu przez Sousę. Na miano wygranego zasłużył też dlatego, że w przeciwieństwie do Pawła Dawidowicza zagrał pełne 90 minut. A biorąc pod uwagę kłopoty Michała Helika w Budapeszcie, Piątkowski może myśleć o wygryzieniu Jana Bednarka z podstawowego składu. Zresztą, wspomniany Helik nie dostał z Andorą okazji na odbudowanie się po słabym debiucie. Trudno oczekiwać, by nagle stanął przed taką szansą w spotkaniu z Anglią.
Karol Świderski
I jeszcze plusik przy nazwisku Karola Świderskiego. Tak właśnie powinien wyglądać debiutant budujący własną pozycję w kadrze. Wszędzie go było pełno, walczył o każdy skrawek murawy, uprzykrzał życie rywalom. Zasłużył na gola. A przecież i w akcji bramkowej stworzył właściwie coś z niczego. Grosicki nieźle dośrodkował, ale rywale zdawali się mieć wszystko pod kontrolą. “Świderek” błysnął jednak instynktem snajpera, dołożył nogę, zaskoczył Andorczyków. Zapracował sobie na to trafienie. I brawo. Oby tak dalej. Napastnik PAOK-u w niespełna pół godziny zrobił więcej niż Arkadiusz Milik w godzinę.
***
Mieliśmy jeszcze problem z oceną gry Macieja Rybusa. Obrońca Lokomotiwu Moskwa niczego nie zawalił, świetnie asystował Lewandowskiemu, ale dawał od siebie zbyt mało z przodu, jak na mecz z tak słabiutkim rywalem. Inna sprawa, że jego pozycję lewego wahadłowego kilkakrotnie dublował… właśnie “Lewy”. Tak czy tak - obecność Rybusa w pierwszym składzie na Anglię to właściwie obowiązek. Nie wyobrażamy sobie kolejnego występu Arkadiusza Recy.

Przeczytaj również