Wymagająca "sesja" Franka Lamparda. Anglik przed swoim najtrudniejszym egzaminem

Wymagająca "sesja" Franka Lamparda. Anglik przed swoim najtrudniejszym egzaminem
Jeremy Landey / Pressfocus
Powiedzieć, że Chelsea ma obecnie trudny terminarz, to jak nic nie powiedzieć. „The Blues” są w samym środku maratonu, który może zdefiniować ich sezon. Po każdym wymagającym teście niemal natychmiast muszą stawić czoła kolejnemu. Dziś czeka ich, być może, najtrudniejszy z nich. Londyńczycy goszczą na Stamford Bridge Bayern, a stawką starcia jest kontynuacja przygody w Lidze Mistrzów.
Drużyna Franka Lamparda 21 stycznia rozpoczęła serię 12 spotkań, w których na liście rywali widnieją kolejno: Arsenal, Hull City, Leicester City, Manchester United, Tottenham, Bayern, Bournemouth, Liverpool, Everton, Aston Villa, znowu „Bawarczycy” i Manchester City – 21 marca. Dokładnie dwa miesiące i starcia z pozostałymi członkami tradycyjnej „Top Six”, „Lisami”, które są jedną z rewelacji tego sezonu, znajdującym się w gazie Evertonem i dwumecz z mistrzami Niemiec. Trudno chyba o bardziej wymagający zestaw.
Dalsza część tekstu pod wideo
Można powiedzieć, że „Lamps” aktualnie znajduje się w samym środku studenckiej sesji egzaminacyjnej. Nawet okres roku się zgadza. „Egzaminy”, bardzo wymagające, następują niemal jeden po drugim. Po pierwszym meczu z monachijczykami, nadejdzie łatwiejsze na papierze starcie z „Wisienkami”. W końcu, można by rzec, bo po serii trzech sprawdzianów, którą zamyka właśnie dzisiejsze spotkanie.

Wyciągnięte wnioski

Już na samym starcie wspomnianej serii klubu z zachodniego Londynu zaliczył rozczarowujący remis ze stołecznymi rywalami z Arsenalu, pomimo gry przez ponad 60 minut w przewadze. Konfrontacja z „Tygrysami” była formalnością, z Leicester doszedł kolejny remis. Pod względem stylu gry chyba najsłabszy, bo ekipa Brendana Rodgersa wyglądała w nim o niebo lepiej od „The Blues”. To jednak po przerwie zimowej nadszedł, na papierze, najbardziej wymagający okres.
Poprzedni tydzień zaczął się dla Chelsea w najgorszy możliwy sposób. Na rozkładzie mieli dwa potencjalnie kluczowe dla walki o awans do Ligi Mistrzów mecze. Najpierw przyszła porażka z Manchesterem United. Konfrontacja z „Czerwonymi Diabłami” naznaczona była przede wszystkim nieskutecznością ekipy gospodarzy.
Błędy sędziowskie to temat na kompletnie inną rozmowę, chociaż nie można negować tego, że kibice londyńskiej drużyny mogli czuć zdenerwowanie decyzjami arbitra. Skupmy się jednak na samej grze, a właściwie tym, co nie funkcjonowało. A tutaj należy przede wszystkim zwrócić uwagę na najbardziej oczywisty problem starcia z 21-krotnymi mistrzami kraju. Michy Batshuayi zaliczył fatalny występ, nie tylko marnując okazje, ale i po prostu będąc absolutnie bezproduktywnym.
„The Blues” po przegranej wyciągnęli jednak odpowiednie wnioski. Menedżer przygotował drużynę na konfrontację z osłabionym Tottenhamem. Można wręcz powiedzieć, że „poczuł krew” i w pełni to wykorzystał, wprowadzając odpowiednie zmiany. Anglik ustawił zespół w innym systemie taktycznym, z trójką obrońców. To niemal całkowicie zniwelowało atuty oponentów w ataku. W składzie znalazło się miejsce chociażby dla Marcosa Alonso, który ostatni raz na murawie w lidze pojawił się... 22 grudnia. Hiszpan odpłacił się golem.
Kluczowa okazała się jednak inna decyzja. Ta konieczna, ale i bezlitosna. Wystawienie Batshuayi’a w poniedziałkowym meczu było błędem. Lampard dobrze sobie z tego zdawał sprawę i tym razem go nie powtórzył. Gracz kupiony z Olympique’u Marsylia nie znalazł się nawet w kadrze meczowej, a jego miejsce zajął Olivier Giroud.
Francuz zmienił Belga przeciw United i pomimo tego, że dostał niewiele ponad 22 minuty, zrobił więcej niż konkurent do gry. W derbach Londynu tylko potwierdził, że jest w stanie zaoferować drużynie coś ekstra.
Po pierwsze, strzelił gola. Po drugie, był zdecydowanie bardziej przydatny w ataku pozycyjnym. Od dawna zresztą wiadomo, że gra kombinacyjna to jego mocna strona. Każdy chyba spodziewał się, że „Koguty” przyjadą z nastawieniem defensywnym i zagrają podobnie jak z Manchesterem city. “Oli” stanowił więc idealny wybór. Przy trafieniu Alonso również miał udział, zgrywając kluczową górną piłkę.

Nic do stracenia

Zmiany dokonane przed starciem z Tottenhamem i to, jakie dały efekty, pokazują, jak dobrze Frank Lampard zna swój zespół. Tak, to młody menedżer, który oczywiście będzie popełniał błędy. Wie jednak, jak na nie zareagować i wyciągnąć wnioski. Dobrze zdaje sobie sprawę, że w starciu z Bayernem nie ma nic do stracenia. To Niemcy przystępują do niego z pozycji faworytów.
Naprawdę interesujące jest to, co będzie w stanie zaprezentować drużyna Anglika w pojedynku ze zdobywcami tytułu mistrzowskiego u naszych zachodnich sąsiadów. Są aspekty ich gry, które można wykorzystać, ale jakość piłkarska po stronie rywali jest zdecydowanie większa. Krótko mówiąc, trzeba liczyć na łut szczęścia i własną skuteczność. A z tą problemy są ogromne, bo większość spotkań, w których „The Blues” tracą punkty, to mecze, w których mają więcej szans od rywali, ale po prostu je marnują.
Defensywa londyńczyków również, pod względem personaliów, nie porywa. Andreas Christensen czy Kurt Zouma mają tendencję do popełniania idiotycznych wręcz błędów, a Robert Lewandowski i Serge Gnabry, znajdujący się obecnie w świetnej formie, z pewnością takowe wykorzystają. Z drugiej strony, ci którzy oglądali starcie „Bawarczyków” z Paderborn, z pewnością nie dadzą sobie uciąć ręki za ich obronę.
Manuel Neuer sprezentował beniaminkowi bramkę na 1:1, a pomagający mu koledzy wyglądali na roztargnionych. Już w pierwszej akcji po objęciu prowadzenia 2:1 dali oponentom okazję do wyrównania. Na Allianz Arena sprawdzano wariant z trzema obrońcami, który raczej nie zdał egzaminu i być może to na karb właśnie takiego rozwiązania należy złożyć defensywne bolączki drużyny z Monachium w ostatnim ligowym spotkaniu.
Dowodzą one jednak tego, że „Die Roten”, chociaż pod wodzą Hansiego Flicka spisują się lepiej, niż na początku sezonu, w dalszym ciągu nie są maszyną, jaką zapewne chcieliby być. Wszak Niemcy to najprawdziwsi perfekcjoniści. Lampard może upatrywać w tym nadziei na to, że jego młoda drużyna będzie w stanie zaskoczyć rywali. Pokonanie ich będzie jednak szalenie trudne.
Znajdujemy się w środku okresu, który zdefiniuje pierwszy sezon Anglika na Stamford Bridge. Trudne potyczki w lidze, ważny dwumecz w Lidze Mistrzów – nastroje przed i po starcie tej serii mogą być kompletnie odmienne.
W rozgrywkach kontynentalnych do stracenia ma niewiele. Na krajowym podwórku znajduje się jednak w samym środku walki o miejsca dające awans do następnej edycji Champions League. W grupie drużyn walczących o czołową czwórkę (lub piątkę, przy zawieszeniu City) jest naprawdę ciasno. Czekamy więc na to, jak poradzi sobie z „sesją”. Pierwsza część najtrudniejszego egzaminu już dzisiaj wieczorem. „Najtrudniejszy” nie znaczy jednak najważniejszy.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również