Wyrzucany przez drzwi, zawsze wracał oknem. Cichy i wiecznie niedoceniany zwycięzca z Kostaryki

Wyrzucany przez drzwi, zawsze wracał oknem. Cichy i wiecznie niedoceniany zwycięzca z Kostaryki
Olexandr Osipov/shutterstock.com
Najbardziej imponujesz wtedy, gdy stoją za tobą wyniki, a stronisz od popularności i nigdy nie wpisujesz się w główne role. Real Madryt miał w swoich historycznych kadrach wielu takich piłkarzy, o których mówiło się dobrze dopiero wtedy, gdy odchodzili z klubu. Claude Makelele to przykład pierwszy z brzegu. Kolejnym, za którym, kto wie, pewnie będzie się tęskniło, może być Keylor Navas. Człowiek z cienia.
Jeśli chodzi o futbol, Kostaryka nie może się pochwalić zbyt wieloma osiągnięciami. Nie licząc sensacyjnego ćwierćfinału Mundialu z 2014 roku, kilku triumfów w Złotym Pucharze CONCACAF i symbolicznych występów w Copa America, lista sukcesów reprezentacji nie należy do najbardziej okazałych. Piłkarze tacy jak Paulo Wanchope, Walter Centeno i Bryan Ruiz w ciągu swojej kariery przyciągnęli co prawda jakąś uwagę, ale za największą osobowością piłkarską tego kraju zawsze będzie uznawany on.
Dalsza część tekstu pod wideo
Oprócz oczywistych talentów bramkarskich, jedną z największych zalet Keylora Navasa jest praktycznie brak ekstrawagancji. Skromność i bezpretensjonalność. Podczas gdy inni stali na świeczniku, z ich ust spijano każde słowo, golkiper zajmował się tylko swoim biznesem. I wykonywał przy tym świetną robotę. Kostarykańczyk bez wątpienia należał do najlepszych bramkarzy ostatniej dekady w La Liga, chociaż sam pewnie by tego nie powiedział. Nie podnosząc głowy, pozostawał i pozostaje profesjonalistą, konsekwentnie prezentując się nad wyraz dobrze.

Jedyny wygrany afery faksowej

Często mówi się, że bycie bramkarzem w gwiazdorskiej erze Realu Madryt to dość szablonowa praca. Obronić to, co jest do obronienia, nie wpuszczać „szmat”, a gdy dodasz coś ekstra, to możesz liczyć się ze swoją fotografią w „Marce”, a nawet w dwóch najbliższych wydaniach. Navas, kierowany przez m.in. Zidane’a i wspierany przez takie nazwiska jak Ronaldo, Bale czy Ramos, rzadko mógł liczyć na docenienie. Trudno zyskać słowa uznania, gdy oczy wszystkich koncentrują się na innych.
Kostarykanin trafił na Santiago Bernabeu za 10 milionów euro. Bez większych oczekiwań, miał tylko przyuczać się u boku legendy klubu, Ikera Casillasa. Oczywiście minuty, które otrzymywał, hamowały jego rozwój i nie mogły szybko przyczynić się do ewolucji ze skromnego, schowanego bramkarza w potwora i pana własnego pola karnego.
Lampka nadziei zapaliła się dopiero następnego lata. Po wyraźnie gorszym sezonie 2014-15, który doprowadził do zwolnienia Carlo Ancelottiego, istniała szansa, że Kostarykańczyk otrzyma większą rolę pod dowództwem nowego szefa, Rafy Beniteza. Wraz z Włochem klub opuścił też przecież Casillas. Navas przyjął preferowaną przez każdego golkipera bluzę z numerem 1, ale nadal istniały wątpliwości, co do jego przyszłości w Realu. „Królewscy” zamierzali bowiem sprowadzić Davida De Geę, powszechnie reklamowanego na następcę Ikera.
Oferta wymiany wkrótce została zaakceptowana przez drużynę z Old Trafford, lecz nieprzedłożenie stosownych dokumentów do FIFA przed ostatecznym terminem transferu oznaczało, że deal wysypał się w ostatnim momencie. „Afera faksowa” spowodowała tę niezręczną sytuację, gdzie najbardziej utytułowany zespół w Hiszpanii dociągnął do końca sezon z bramkarzem, którego najwyraźniej nie chcieli i nie wiązali z nim dalekosiężnych planów.

Na ryzyku

Jakkolwiek utrzymywał się status jego „niepewności”, to u Beniteza dostawał zazwyczaj pierwszy plac. Nie zmienił tego również Zidane, zachowując wiarę w przybysza z Kostaryki. A choć pojawiały się nawracające pogłoski o transferze De Gei, Navas nigdy nie sprowokował nowego trenera do zmiany w obsadzie bramki. A przecież każda akcja i jej wynik są analizowane w najdrobniejszych detalach. Zwłaszcza w Madrycie, gdzie fani jak nigdzie indziej potrafią wyśmiewać i stawiać pod ścianę nawet najlepszych w swoim fachu.
Agresywny styl, gra wysoko na linii, ryzyko w trudnych sytuacjach, brak strachu przed wyjściem z bramki, aby złapać lub wypiąstkować piłkę. Taki sposób poruszania się sprawia, że błędy golkipera są bardziej prawdopodobne niż w przypadku bardziej konserwatywnego zawodnika na tej pozycji. Dlatego w jego przypadku należy odzwierciedlić i zrozumieć różnicę między błędem i nieudanym zagraniem, a podejmowanym ryzykiem mającym na celu zneutralizowania zagrożenia w zarodku. Nawet za cenę „wpadki”.
To, co zawsze wyróżniało bramkarza dobrego od średniego, to panowanie nad psychiką, utrzymywanie nerwów na wodzy i unikanie emocjonalnych huśtawek, utrudniających składanie spójnych wyników. Navas opanował te umiejętności podczas pobytu w Madrycie, jeśli spojrzy się na przynajmniej ostatnie sezony występów. Bardzo rzadko lub prawie w ogóle nie widziało się dwóch słabych meczów w jego wykonaniu.

Czołówka wszech czasów

Lucas Navarette, madrycki insider i autor podcastu „Managing Madrid”, stwierdził niedawno, że „Los Blancos” rzadko miał światowej klasy bramkarzy. Oczywiście podniosą się głosy: a Casillas? A Zamora? Zgadza się, to jedyne nazwiska, o których można powiedzieć, że miały historyczny wpływ na wyniki zespołu.
Statystycy stwierdziliby, że to nieprawda, bo Navas w liczbie zdobytych tytułów zajmuje trzecie miejsce wśród wszystkich golkiperów z Realu. Ma ich na koncie 12 i ustępuje jedynie właśnie Ikerowi (19) i Miguelowi Angelowi (13), którzy strzegli bramki na Santiago Bernabeu przez blisko dwie dekady. W liczbie występów Keylor sytuuje się jednak dopiero na ósmym miejscu, ledwie wyprzedzając chociażby Bodo Illgnera, Niemca, o którym nikt by nie powiedział, że był pewnym filarem ekipy z lat 90. Pamiętajmy, że defensywa nie leżała nigdy u podstaw gry Realu, więc jeśli w latach 50. wszyscy emocjonowali się bramkami Alfredo Di Stefano, to brakowało fanów robinsonad choćby takiego Juana Alonso.
Mecz piłkarski jest wypełniony materialnymi i niematerialnymi wartościami. Do tych pierwszych należą parady, liczba straconych goli czy podniesione w górę trofea. Do drugich, oczywiście mental, usposobienie i stosunek do madryckich wartości. Charakter i osobowość Navasa naśladuje ten Casillasa na wiele sposobów, co może mu przynieść korzyści w następnych latach. Jego kariera w klubie to też niezła historia. Przejął pozycję od największego bramkarza w historii klubu. Pomógł teamowi osiągać największe sukcesy tej ery. Utrzymywał się na powierzchni i imponował fanom przez ładnych kilka sezonów. Choć nigdy nie traktowano go tak poważnie, jak na to zasługiwał.
Teraz w Paryżu ma szansę odbudować markę i przy niewielkiej konkurencji stać się jedną z najważniejszych postaci na Parc de Princes. Skromna, przyziemna postać, która wykorzysta każdą szansę i zrobi wszystko, co w jej mocy, by w nowym otoczeniu znów podźwignąć drużynę o poziom, może dwa poziom wyżej.
Sergio Ramos, jego dawny kapitan, po odejściu pisał o bramkarzu: „Twoje nastawienie, ciężka praca i ludzkie cechy mówią o tobie wszystko, gdziekolwiek się udasz”. Wydaje się to proste, nawet banalne, ale trafia w opis Navasa idealnie. To cichy zwycięzca, outsider osiągający więcej niż zapisał mu los.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również