Xavi mija się z prawdą. Tak źle w Hiszpanii jeszcze nie było. "Dobrze, że mają chociaż Real Madryt"

Xavi mija się z prawdą. Tak źle w Hiszpanii jeszcze nie było. "Dobrze, że mają chociaż Real Madryt"
Colas Buera/Pressin/Pressfocus
- Naprawdę myślę, że La Liga jest na tym samym poziomie co Premier League - mówi Xavi Hernandez. No nie jest. Anglicy odjeżdżają Hiszpanom z prędkością TGV, a obecna klęska tych drugich w Lidze Mistrzów tylko to potwierdza. Jedynie Real Madryt stanął na wysokości zadania.
Środa 26 października przyniosła kolejne dwa, mocne ciosy dla hiszpańskiej piłki klubowej. Do Sevilli, która odpadła z Ligi Mistrzów dzień wcześniej, dołączyły drużyny Barcelony i Atletico. To sytuacja bez precedensu. Hiszpania do fazy pucharowej tych elitarnych rozgrywek wyśle tylko jednego reprezentanta. Niezawodny Real Madryt. Mamy do czynienia z absolutną klęską La Ligi.
Dalsza część tekstu pod wideo

Tak źle jeszcze nie było

Zaledwie jedna drużyna w 1/8 finału to najgorszy wynik, odkąd w Lidze Mistrzów działa obecny system awansów z grup, czyli od kiedy zrezygnowano z rozgrywania dwóch faz grupowych i wprowadzono rywalizację 16 drużyn w fazie pucharowej. Był to sezon 2003/04.
Dwukrotnie z grupy wychodziły tylko dwa hiszpańskie zespoły na cztery możliwe - w sezonach 2004/05 oraz 2011/12. Dwóch reprezentantów Primera Division odpadało także w sezonach 2015/16 i 2021/22, ale wówczas Hiszpanie wprowadzali do fazy grupowej pięć ekip z uwagi na uprzednie triumfy kolejno Sevilli oraz Villarrealu w Lidze Europy. Skuteczność nadal wynosiła więc ponad 50%. W obecnych rozgrywkach to 25%.
Oto rozpiska, sezon po sezonie, jak hiszpańskie drużyny radziły sobie w fazie grupowej LM, odkąd bezpośrednio po niej następuje rywalizacja w 1/8 finału:
  • 03/04: awans 4/4 drużyn - Real Madryt, Deportivo La Coruña, Real Sociedad, Celta Vigo
  • 04/05: 2/4 - Real, Barcelona (odpadły w grupie: Valencia i Deportivo)
  • 05/06: 3/4 - Real, Barcelona, Villarreal (odpadł w grupie: Betis)
  • 06/07: 3/3 - Real, Barcelona, Valencia (Osasuna odpadła w eliminacjach)
  • 07/08: 3/4 - Real, Barcelona, Sevilla (odpadła w grupie: Valencia)
  • 08/09: 4/4 - Real, Barcelona, Atletico, Villarreal
  • 09/10: 3/4 - Real, Barcelona, Sevilla (odpadło w grupie: Atletico)
  • 10/11: 3/3 - Real, Barcelona, Valencia (Sevilla odpadła w eliminacjach)
  • 11/12: 2/4 - Real, Barcelona (odpadli: Valencia i Villarreal)
  • 12/13: 4/4 - Real, Barcelona, Malaga, Valencia
  • 13/14: 3/4 - Real, Barcelona, Atletico (odpadł w grupie: Real Sociedad)
  • 14/15: 3/4 - Real, Barcelona, Atletico (odpadł w grupie: Athletic Club)
  • 15/16: 3/5 - Real, Barcelona, Atletico (odpadły w grupie: Valencia i Sevilla)
  • 16/17: 4/4 - Real, Barcelona, Atletico, Sevilla (Villarreal odpadł w eliminacjach)
  • 17/18: 3/4 - Real, Barcelona, Sevilla (odpadło w grupie: Atletico)
  • 18/19: 3/4 - Real, Barcelona, Atletico (odpadła w grupie: Valencia)
  • 19/20: 4/4 - Real, Barcelona, Atletico, Valencia
  • 20/21: 4/4 - Real, Barcelona, Atletico, Sevilla
  • 21/22: 3/5 - Real, Atletico, Villarreal (odpadły w grupie: Barcelona i Sevilla)
  • 22/23: 1/4 - Real (odpadły w grupie: Barcelona, Atletico, Sevilla)
Ludzi hiszpańskiej piłki może martwić nie tylko sam fakt odpadnięcia w grupie trzech drużyn, ale też to, że za żadną z nich nikt specjalnie nie powinien tęsknić. Wydające w ostatnich latach sporo pieniędzy Atletico nie potrafiło wyprzedzić w tabeli Club Brugge i FC Porto, a z Bayerem Leverkusen zdobyło zawrotny jeden punkt. Sevilla niczego wielkiego nie pokazała, zasłużenie oglądając plecy Manchesteru City i Borussii Dortmund.
Kłopoty Barcelony to zaś temat-rzeka. Ale jest coś symbolicznego i alarmującego dla hiszpańskiego futbolu, że zespół, który zajmuje pewne, drugie miejsce w tabeli ligowej i potrafi na krajowym podwórku grać dominująco oraz efektownie, w Europie nadal zbiera, wybaczcie kolokwializm, srogi oklep. A nie mierzył się z rywalami nie do pokonania. Paradoksalnie ani Bayern, ani Inter w tym sezonie nie zachwycają. Monachijczycy uczestniczą w ślamazarnym jak na razie wyścigu o mistrzostwo Niemiec, plasując się w klasyfikacji za Unionem Berlin. “Nerazzurri” są dopiero na siódmym miejscu w Serie A, z wyraźną stratą nie tylko do znakomitego Napoli, ale i Milanu.
Barcelona jednak zawiodła. Wpisała się w marazm hiszpańskiej piłki. Co gorsza, “góra” wydaje się nie do końca rozumieć, dlaczego znowu klub czeka zsyłka do Ligi Europy i kolejne straty finansowe. Oczywiście, Xavi musiał walczyć nie tylko z przeciwnikami, ale i sędziowskimi kontrowersjami oraz kontuzjami w defensywie, lecz zamykanie problemów “Blaugrany” w pudełku z napisem “sędziowie, urazy i brak szczęścia” to raczej błędna diagnoza.

Nie ten poziom

Trudno zatem zrozumieć, dlaczego Xavi Hernandez twierdzi, że jego zdaniem La Liga jest na tym samym poziomie, co Premier League. No nie jest. Opiekun “Barcy” wydaje się silić na kurtuazję, za wszelką cenę nie chce krytykować własnego “gniazda”. Fakty są jednak brutalne dla Hiszpanów. Anglicy odjeżdżają im z prędkością najnowszego TGV. Świadczą o tym nie tylko wyniki z Ligi Mistrzów, ale i, a może przede wszystkim, działania na rynku transferowym. Zarówno piłkarskim, jak i trenerskim.
Aston Villa, która właśnie bez problemu wyciągnęła z Villarrealu Unaia Emery’ego, latem pozyskała przecież Diego Carlosa, lidera linii obrony Sevilli. Dla 15. drużyny Premier League (z, owszem, większymi ambicjami) nie było to żadne wyzwanie finansowe. Może i pieniądze to nie wszystko, jednak trudno się dziwić, że i Carlos, i Emery ewakuowali się z czołowych hiszpańskich ekip do co najwyżej angielskiego średniaka. Zyskują na tym ekonomicznie, jak i zawodowo. Zamienili słabszą ligę na lepszą. Przesiedli się z SEATA do Aston Martina.
Premier League bije La Ligę na głowę. Sportowo, finansowo, prestiżem. Pisaliśmy o tym szerzej pod koniec sierpnia TUTAJ, analizując letnie transfery na linii Hiszpania-Anglia w tekście o wymownym tytule: “Tak Anglicy nokautują rynek hiszpański”.
Fragment wspomnianego artykułu:
- Hiszpańska piłka najwięcej traci z powodu drastycznej polityki podatkowej, za którą odpowiada rząd. Ostatni raport pokazuje, że gwiazdy grające dla Realu, Barcelony czy Atletico mogą płacić o 60 proc. większe podatki przy tych samych zarobkach brutto względem odpowiedników z lig angielskich czy włoskich. (...) Osobną kwestią jest też hiszpański rygor skarbowy oraz przykre doświadczenia znanych piłkarzy.
Biurokracja uderza w ligę hiszpańską, ale i jej prezes Javier Tebas jest osobą współodpowiedzialną za dynamiczny spadek siły rozgrywek. To jego finansowe restrykcje i limity zmuszają kluby do wyprzedaży najlepszych piłkarzy i uniemożliwiają szaleństwo transferowe w drugą stronę. To także Tebas nie pali się, by wyciąć z regulaminu kontrowersyjny przepis, ograniczający działalność drużyn na rynku.
Znów fragment tekstu z sierpnia:
- O ile więc Tebas skarży się na prawo podatkowe w Hiszpanii, o tyle sam też mógłby zrobić kroczek w kierunku tego, by La Liga zaczęła być bardziej konkurencyjna w stosunku do Premier League. Na przykład zlikwidować dyskryminacyjny i nielogiczny przepis o limicie obcokrajowców (piłkarzy bez unijnego paszportu) w kadrze. Obecnie każdy zespół może mieć w składzie meczowym trzech takich piłkarzy, co w sposób oczywisty ogranicza politykę transferową.
Hiszpanie mają więc naprawdę spore i realne problemy. Klęska w Lidze Mistrzów wydaje się być jedynie naturalnym, choć przykrym elementem większego procesu. Co gorsza, nie zanosi się w najbliższym czasie na zwrot w pozytywnym kierunku.
O tyle dobrze, że mają tam Real Madryt. Jedyny jasny odcień wszechobecnej szarości La Ligi.

Przeczytaj również