Zamknął usta krytykom, zbudował fundamenty pod medal w Katarze. Luis Enrique wielkim wygranym EURO 2020

Zamknął usta krytykom, zbudował fundamenty pod medal w Katarze. Luis Enrique wielkim wygranym EURO 2020
Cordon Press / PressFocus
Gdy przyszedł do Barcelony, miał przede wszystkim sprawić, by ta znów walczyła na boisku. Luis Enrique w reprezentacji Hiszpanii dostał do zrealizowania podobne zadanie. I patrząc na EURO 2020 trzeba przyznać, że wywiązał się z niego w niemal stu procentach.
To nie jest historia z happy-endem, przynajmniej nie takim całkowitym. “La Furia Roja” przecież odpadła wczoraj z mistrzostw Europy po rzutach karnych z Włochami i w niedzielę nie stanie przed trzecią szansą w XXI wieku na tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu. Chociaż więc ostatecznie tym razem fani z Półwyspu Iberyjskiego będą musieli obejść się smakiem, to wreszcie po wielkiej imprezie wrócą do domu z podniesionymi głowami.
Dalsza część tekstu pod wideo
Może mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale najbardziej utytułowana europejska reprezentacja ostatnich dwóch dekad po raz ostatni do etapu ćwierćfinału wielkiego turnieju dotarła na EURO 2012. Od tamtego czasu, czyli przez niemal dekadę, mimo niejednokrotnie posiadanego statusu faworyta, odpadała we wcześniejszych fazach. Jako broniący tytułu mistrzowie świata nie wyszli nawet z grupy podczas mundialu w Brazylii, a z kolejnych mistrzowskich imprez, czyli EURO 2016 i MŚ 2018 Hiszpanie wymeldowali się na poziomie 1/8 finału. Tym większym jest więc osiągnięcie z tegorocznego turnieju, którego nie byłoby, gdyby nie postać przede wszystkim Luisa Enrique.

Nielojalny asystent

Droga Enrique do pierwszego turnieju w roli selekcjonera reprezentacji Hiszpanii nie była usłana różami. Asturyjczyk kadrę objął zaraz po mundialu w Rosji, ale musiał ją przedwcześnie opuścić w marcu 2019 roku z uwagi na sprawy prywatne - a konkretnie rak kości jego córki Xany. Mimo że początkowo był jeszcze w stanie kierować reprezentacją zdalnie, ostatecznie złożył rezygnację. Hiszpańska federacja zapewniła go jednak wtedy, że gdy będzie gotów, powróci na stanowisko.
W międzyczasie na ławce zastąpił go dotychczasowy asystent, Robert Moreno. To de facto on doprowadził Hiszpanów do awansu na EURO, w dziewięciu rozegranych meczach nie ponosząc choćby jednej porażki. Mimo że początkowo deklarował odejście ze stanowiska, gdy Enrique będzie gotowy do ponownej pracy, z biegiem czasu coraz bardziej nabierał chęci na przewodzenie drużynie na ME. Ostatecznie takim też kontraktem związał się z hiszpańskim związkiem piłkarskim.
Córka Enrique niestety zmarła 29 sierpnia 2019 roku. Jesienią Luis zadeklarował chęć powrotu. Koniec końców doszło do tego oficjalnie w połowie listopada, lecz w sztabie zabrakło już wtedy Moreno. Z dotychczasowym asystentem rozstać zdecydował się sam nowy-stary selekcjoner.
- Ostatni raz rozmawiałem z nim 12 września w moim domu. Był zdeterminowany, by poprowadzić reprezentację na EURO, a potem znów zostałby moim asystentem. Nie byłem zaskoczony takim stanowiskiem z jego strony, przyznam, że spodziewałem się tego. Próbowałem potem postawić się w jego pozycji, rozumiałem to, wiedziałem, że pracował bardzo ciężko, by dostać tę szansę i że jest ambitny, lecz dla mnie był to przejaw braku lojalności i sam nigdy bym tak nie postąpił - mówił Enrique cytowany przez “Guardiana”.

Bez sentymentów

Ostatecznie Hiszpania z nieco przebudowanym więc sztabem, wraz z Jesusem Casasem w roli asystenta Enrique i Aitorem Unzue, synem byłego współpracownika 51-latka, Juana Carlosa, przystąpiła najpierw do Ligi Narodów, a potem eliminacji mistrzostw świata. Choć w tej pierwszej “La Furia Roja” awansowała do najlepszej czwórki (w półfinale w październiku zmierzy się z, a jakże, Włochami), to celem numer jeden pozostawało jednak EURO 2020.
Enrique nigdy nie bał się podejmować kontrowersyjnych decyzji. Tak jak przez wiele miesięcy omijał przy powołaniach doskonale znanego mu z czasów prowadzenia “Dumy Katalonii” Jordiego Albę, tak tuż przed mistrzostwami postanowił jeszcze bardziej zaskoczyć swoimi wyborami. W kadrze na turniej nie znalazł się najlepszy asystent La Liga Iago Aspas, Asturyjczyk nie zdecydował się też na ani jednego piłkarza Realu Madryt, w tym rozgrywającego bardzo solidny sezon Nacho Fernandeza czy przede wszystkim kapitana “Królewskich” i również reprezentacji - Sergio Ramosa.
- Ramos nie był w stanie regularnie grać w tym sezonie, nie był w stanie trenować z drużyną. Zadzwoniłem do niego wczoraj, było ciężko. Wiem, że to skomplikowane. On jest wielkim profesjonalistą i bardzo pomaga drużynie narodowej i może to zrobić w przyszłości, ale ja szukam korzyści dla grupy. Poleciłem mu, by myślał o sobie i pracował nad powrotem do najwyższej formy - wyjaśniał wówczas selekcjoner.

Odkorkowanie zespołu

Zamiast kilku starych wyg “Lucho” postawił na świeżą krew i zawodników, którzy w większości doskonale znają się z jeszcze reprezentacji młodzieżowych. W Hiszpanii tuż po ogłoszeniu powołań pukano się jednak w czoło i przygotowywano powoli na kolejną turniejową porażkę. Dwa inauguracyjne mecze na EURO wciąż poddawały w wątpliwość decyzje selekcjonera, pisano o jego zwolnieniu. On sam po bezbramkowym remisie ze Szwecją i również podziale punktów po 1:1 z Polską mówił, że jego zaniepokojenie można oszacować na 7/10.
- Obawa jest czymś logicznym, jeśli zasługujesz na dużo więcej, ale tego nie dostajesz. Uważam jednak, że to, co muszę zrobić, to skupić nad tym, co mogę kontrolować, czyli motywacji i wykorzystaniu maksimum możliwości moich zawodników. Uważam, że ta drużyna jest niczym butelka cavy [hiszpańskie wino musujące - przyp. red.], która powoli się odkorkowuje. Tak szybko, jak to nastąpi, zobaczymy kompletny występ tego zespołu, co da nam pewność siebie i sprawi, że pojawi się nasza najlepsza wersja - przewidywał przed meczem ze Słowacją.
Jak mówił, tak zrobił. Przeciwko Słowacji Hiszpania zagrała wreszcie przede wszystkim skutecznie. Choć nie wykorzystała rzutu karnego, to pokonała naszych południowych sąsiadów aż 5:0 i awansowała do 1/8 finału. Tam spotkała się z Chorwacją i po szalonym meczu pokonała wicemistrzów świata 5:3, w ćwierćfinale po karnych rozprawiła się ze Szwajcarią i dopiero Włosi zatrzymali ją w półfinale, również po serii jedenastek.

Kluczowa intensywność

Mimo że więc ostatecznie Hiszpanii w niedzielę na Wembley już nie zobaczymy, Luis Enrique może być ze swojej pracy jak najbardziej zadowolony. Chociaż w czasie EURO jego kadra była krytykowana za momentami monotonną grę, w meczu z faworyzowanymi Włochami zaprezentowała kawał niezłego futbolu i stylem nawiązała do najlepszych lat kadry Vicente del Bosque.
“Lucho” w przeciwieństwie do “Sfinksa” nie dysponuje jednak złotą generacją piłkarzy. Żaden hiszpański klub nie dotarł choćby do półfinału dwóch ostatnich edycji Ligi Mistrzów. Wpływ na to mają nie tylko problemy finansowe Realu i Barcelony, ale przede wszystkim zmiany w trendach, jeśli chodzi o taktykę. Rewolucja, której swego czasu dokonali Aragones, Del Bosque czy Guardiola, miała bowiem miejsce dekadę temu. Futbol nie stoi jednak w miejscu.
Enrique doskonale jednak to widzi. Choć nie odchodzi od filozofii posiadania piłki, potrafi wyczekać przeciwnika, nie zawsze stawia na efekciarstwo, lecz dąży do futbolu przede wszystkim efektywnego. Sam Cesar Azpilicueta, wcześniej postać niemal epizodyczna w kadrze, teraz odzyskana przez selekcjonera, przyznawał, że ten przede wszystkim wymaga od nich dużo większej agresji i intensywności. Chce, by jego piłkarze na boisku grali tak, jak on sam. Jego celem jest jednak, by oni w przeciwieństwie do Enrique-piłkarza zdobyli też coś w narodowych barwach. I wydaje się, że są na dobrej drodze ku temu, by z tym selekcjonerem u boku w Katarze powalczyli o coś więcej niż nawet półfinał.

Przeczytaj również