Zawrotna kariera "koszmaru Lukaku". Na mundial poleciał ze złamanym nosem, wróci z wielkim transferem?

Zawrotna kariera "koszmaru Lukaku". Na mundial poleciał ze złamanym nosem, wróci z wielkim transferem?
ANP/Press Focus
Kolejne doskonałe występy Josko Gvardiola podniosły cenę Chorwata na rynku, ugruntowały status wyjątkowego talentu i przedstawiły nielicznym, którzy go nie znali. Nie ma wątpliwości, że zaraz po zakończeniu mundialu 20-latek będzie jednym z najbardziej rozchwytywanych kąsków na rynku transferowym.
Dominik Livaković obronił trzeciego karnego, a Mario Pasalić wykorzystał ostatnią jedenastkę, co oznaczało, że Chorwaci zameldowali się w ćwierćfinale. Kiedy koledzy puścili się sprintem od połowy boiska, by uściskać swojego bramkarza i ostatniego strzelca, Ivan Perisić podszedł do japońskich graczy, z których część wyglądała na totalnie zrozpaczonych. 33-latek widział już wystarczająco dużo okrutnych rozstrzygnięć, by wiedzieć, co należy zrobić. Świętowanie mogło poczekać jeszcze chwilę.
Dalsza część tekstu pod wideo
Livaković, Pasalić i Perisić to trzech bohaterów starcia o ćwierćfinał z Japonią, ale Chorwacja szczególnie chwali się jeszcze jednym. Takim, który zwykle nie trafia na okładki gazet, raczej niewiele się o nim mówi, bo nie decyduje, w sensie ofensywnym, o wynikach spotkań. Josko Gvardiol to jednak postać, bez której nie byłoby “Brazylii Bałkanów” w czołowej ósemce mistrzostw globu. Stoper RB Lipsk w meczu z Japonią praktycznie nie popełnił błędu, wygrał tyle pojedynków jeden na jeden, że w pewnym momencie można byłoby stracić rachubę. A to tylko jeden z czterech jego doskonałych występów w Katarze. Człowiek w masce coraz bardziej przypomina Fabio Cannavaro sprzed 16 lat.

Pochwały ze wszystkich stron

Fakt, że Chorwacja straciła tylko jednego gola w trzech meczach grupowych i jednego w 1/8 finału, jest w dużej mierze zasługą wybitnej formy Gvardiola. Mimo swojej postury (185 cm wzrostu) został nazwany w szatni “Małym Pepem” ze względu na podobieństwo jego nazwiska do Pepa Guardioli, trenera Manchesteru City. Co ciekawe, słowo “gvardiol” wywodzi się z łacińskiego czasownika “guardare”, a więc “pilnować” - trzeba przyznać, że do klasowego obrońcy pasuje jak ulał.
Selekcjoner Zlatko Dalić bez ceregieli nazwał go “najlepszym obrońcą na świecie”, podkreślając jednak, że chociaż może nie jest numerem jeden obecnie, to z pewnością będzie nim “w niedalekiej przyszłości”. Gvardiol przyleciał na turniej z maską ochronną po zderzeniu z kolegą z drużyny w meczu Bundesligi w zeszłym miesiącu, kiedy złamał nos. Konstrukcja jednak, zamiast przeszkadzać, jeszcze dodaje mu pełnej złowrogości. Napastnicy wydają się unikać z nim pojedynków i podchodzą do niego z większym respektem.
Na swojej koszulce nosi numer 20. To tyle, ile ma lat. Jak na środkowego obrońcę, ledwo co wyszedł z pieluch. Tymczasem weterani chorwackiej defensywy Dejan Lovren i Domagoj Vida, obaj w wieku 33 lat, wzięli go pod swoje skrzydła. Wejście Gvardiola do drużyny aktualnych finalistów mundialu nadało mu nowy wymiar pod względem sprawności i taktycznej wiedzy. Stworzyli tam z niego niemalże potwora.

Zawrotna kariera

W ciągu ostatniego tygodnia pojawiły się spekulacje łączące Chorwata zarówno z Real Madryt, jak i Chelsea. Obrońca nie wykluczył, że pewnego dnia może trafić do jednego z tych klubów.
Wielka futbolowa marka jest mu pisana, z pewnością nie zatrzyma się na Lipsku. I biorąc pod uwagę fakt, że kariera 20-latka pędzi jak japoński shinkansen, nie powinniśmy się zdziwić, gdy zmieni barwy jeszcze tej zimy. Zadebiutował w Dinamie Zagrzeb, gdy jeszcze nie osiągnął pełnoletności, a kiedy dopiero co skończył 18 lat, RB Lipsk zdecydował się na jego kupno za 16 mln euro, dając mu kolejny rok na szlifowanie umiejętności w Chorwacji.
Po zdobyciu pierwszego gola w lidze czekał dwie lub trzy godziny na tramwaj. Fani mówili “stary, właśnie strzeliłeś zwycięskiego gola, zamów chociaż taksówkę”, a on powiedział: „to dla mnie normalna rzecz, iść do domu”. Miał zdjęcia z fanami i na wszystkich wygląda tak samo. Wydaje się normalnym facetem, któremu zdarza się tylko raz na jakiś czas zagrać w piłkę nożną.
Fokus wyłącznie na sport. W 100 procentach skupiony na piłce nożnej. Jeździ volkswagenem, a nie mercedesem czy ferrari. Nauczył się wszystkiego, co miał wiedzieć, zanim wyjechał do Lipska. Podczas ubiegłorocznych finałów EURO 2020 został najmłodszym zawodnikiem, który reprezentował “Vatrenich” na dużym turnieju. Wszedł do składu po cichu, głośno jest o nim dopiero teraz.

Koszmar Lukaku

Do mundialu w Katarze wszedł jako nieoficjalny lider defensywy. Przeciwko Belgii, w ostatnim meczu grupowym Chorwacji, był wyróżniającym się graczem meczu. Bronił jak lew, ale i dawał wiele w akcjach zaczepnych, dynamicznie przenosząc piłkę ze swojej połowy na teren rywala. W sieci wiralem stał się kilkudziesięciometrowy rajd, gdy mijał jednego przeciwnika za drugim.
Ktoś może powiedzieć: to zwyżka formy, dzień konia. Nie do końca. Gvardiol ma zbyt duży talent, by spaść do poziomu, który sprawiłby, że byłby nie do odróżnienia od innych stoperów na boisku. Należy do grupy tych perspektywicznych obrońców, którzy nigdy nie sprawiają wrażenia zagubionych. Czysta jakość piłkarska jest widoczna cały czas. Wraz z pewnością siebie to jeden z bardziej oczywistych atutów. Ale nie jedyny.
U tego lewonożnego gracza penetrujące podania od tyłu bardzo przyczyniły się do wysokiej reputacji w Bundeslidze. W Lipsku znakomita większość akcji przechodzi przez niego. W starciu z Japonią nie miał na to zbyt wielu okazji, ponieważ “Samuraje” przez długie okresy ustawiali się głęboko i coraz trudniej było znaleźć niekrytego kolegę z drużyny. Za to z Belgią Josko wykonał ponad 60 podań na 95% skuteczności. Raz posłał kluczową piłkę, bezbłędnie drybrował i, oczywiście, nie dał się minąć ani razu. Najlepsza interwencja? Uprzedzenie Romelu Lukaku przed strzałem. Wślizg turnieju. Skała i kreator.
Większym problemem dla Gvardiola jest to, że znajduje się w drużynie złożonej z trzydziestolatków. Sześciu graczy w wyjściowej jedenastce Chorwacji ma 30 lat lub więcej. To już nie drużyna, która młodością podbijała świat, a doświadczeni wyjadacze. Ze swoimi zaletami i wadami, których już nie wyeliminują. Nawet wielki Luka Modric wreszcie wyglądał na swój wiek przeciwko Japonii, zwłaszcza w czasie dogrywki. Przebrnięcie przez ćwierćfinał, mając na drodze Brazylię, wydaje się prawie niemożliwe. Gvardiol jeszcze musi poczekać na przybycie kolejnego genialnego pokolenia i bez wątpienia będzie je prowadził.
Dobrze było też zobaczyć, jak denerwował się na siebie, gdy pomylił się w jednym zagraniu, uderzając ręką o udo nie raz, ale dwa razy. To jedyny moment, w którym stracił opanowanie. A po ostatnim karnym, tak jak inni w koszulkach w szachownicę, ruszył z połowy boiska, by świętować ze swoim wybitnym bramkarzem. Mimo, że musiał czuć trudy 120 minut w nogach, tego wyścigu też nie odpuścił. Wygrał go bez problemu.

Przeczytaj również