Zieliński to piłkarz na europejskim poziomie. Dlaczego jest obiektem hejtu w kraju?

Zieliński to piłkarz na europejskim poziomie. Dlaczego jest obiektem hejtu w kraju?
Marco Iacobucci EPP / shutterstock.com
Łaska kibiców na pstrym koniu jeździ. Wszyscy to wiemy. Czasem trzeba się do kogoś przyczepić, a potem już idzie z górki. Znajdujemy winnego każdej porażki, piłkarza-nieudacznika, który jest idealnym obiektem hejtu. Tak, jak Piotr Zieliński dla naszych rodaków.
Dobrze znamy stereotyp dotyczący Polaków. Wieczni malkontenci, szukający dziury w całym. Ludzie, którzy nie są w stanie docenić tego, co mają i wiecznie usiłują udowodnić, że ktoś, kto się wyróżnia, tak naprawdę jest gorszy. Trudno o lepszy przykład na potwierdzenie tego wizerunku naszej nacji niż to, jak traktuje się reprezentanta Polski.
Dalsza część tekstu pod wideo
Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy. Takiego gracza środka pola, jak Zieliński, nie mieliśmy od niepamiętnych czasów. Gość, jak na polskie warunki, jest piłkarzem absolutnie klasowym. Wystarczy tylko ocenić go na chłodno.

„Polski de Bruyne”, który z Belgiem nie ma nic wspólnego

Nie wiem, ile razy zdarzyło mi się czytać uszczypliwe komentarze odnośnie pomocnika Napoli, które miały obnażać jego nieumiejętność strzelania goli i notowania asyst. Chociaż wiadomo, że jest to istotny aspekt gry, to raczej nie można upraszczać wymagań dotyczących piłkarza jedynie do cyferek.
Trzeba pamiętać, że nie mamy podziału wyłącznie na piłkarzy ofensywnych, czyli strzelających bramki i defensywnych, którzy mają to uniemożliwić. Dzisiejszy futbol nie jest zerojedynkowy. To, że pomocnik nie jest „szóstką” nie oznacza, że od razu musi być „dziesiątką”.
Ci, którzy narzekają na statystyki naszego reprezentanta, jakby nie zwracali uwagi na jego rolę na boisku. Zasadniczo trener Napoli Carlo Ancelotti, korzysta z dwóch systemów. Albo wybiera 4-3-3, albo ustawienie przypominające 4-4-2 z fałszywymi skrzydłowymi.
W obu z tych koncepcji Polak ma pełnić określoną funkcję. W pierwszym przypadku jest najbardziej „stonowanym” z trójki środkowych pomocników. To on odpowiada za dyktowanie tempa gry i ewentualną zmianę kierunku akcji.
Jest swego rodzaju wcieleniem Iniesty (oczywiście przy zachowaniu odpowiednich proporcji). Piłkarza, który cały czas jest pod grą, przesuwa akcję drużyny do przodu. Może i nie ma to bezpośredniego przełożenia na „cyferki”, jednak nie znaczy to, że jego praca jest nieistotna dla zespołu.
Również druga „osobowość” Zielińskiego w Napoli jest podobna. Jego zadania są bliźniacze, ale tym razem ustawiany jest na boku pomocy, z którego ma schodzić do środka. Też nie mamy tutaj zbyt wielu akcji, na których stawia finalny stempel. Jeśli jednak cofniemy taśmę z atakiem Napoli, to często możemy zobaczyć, że jedno z pierwszych istotnych podań było właśnie jego autorstwa.
Wieczne próby udowodnienia, że wychowanek Zagłębia Lubin nie jest „polskim de Bruyne” są więc zwyczajnie bez sensu. Bo przecież wiadomo, że nim nie jest! To inny typ piłkarza.
Czemu mamy więc uparcie go porównywać do Belga, który przy okazji i tak jest graczem lepszym i cieszyć się z tego, że mamy rację? To tak, jakbyśmy powiedzieli, że Messi zjada Krzysztofa Piątka na śniadanie.

Ponadprzeciętna technika blednie na tle kolegów z kadry

Można usłyszeć, że Zieliński nic nie daje, że nie powinien grać w reprezentacji. Przepraszam bardzo, ale naprawdę? Przecież jego umiejętności w zupełności usprawiedliwiają to, że kolejny selekcjoner na niego stawia.
Nie mamy chyba drugiego takiego piłkarza, który potrafi wziąć piłkę, obrócić się z nią i ruszyć do przodu. Nie mamy nikogo, kto umie dyrygować grą w taki sposób czy zaprezentować taki przerzut jak Zieliński.
To są właśnie aspekty gry „Ziela”, które najbardziej mi imponują. Druga sprawa, że naprawdę trudno jest mu je pokazać w naszej drużynie narodowej.
Jako pomocnik „drugiego planu”, czyli taki, który nie daje dużo bramek i asyst, a raczej podania kluczowe dla rozwoju akcji czy asysty drugiego stopnia, trudniej mu spisywać się bardzo dobrze w drużynie, która gra na niższym poziomie.
Dlaczego? Bo koledzy nie są w stanie tego wykorzystać. Nie mamy na skrzydłach Callejona, Insigne czy Mertensa, a Grosickiego, Frankowskiego czy Błaszczykowskiego. Środkowy pomocnik, którego główną rolą jest rozgrywanie piłki, nie może w pełni pokazać swoich umiejętności bez ludzi, którzy umożliwią mu odpowiednie kierowanie grą.

Jak wpasować go do kadry?

To właśnie sprowadza nas do najważniejszego dla nas, Polaków, aspektu. Piotrek Zieliński musi być jakoś wykorzystany w drużynie narodowej. Problem w tym, że nie wiadomo jak.
Widać, że ten gość nie odnajduje się najlepiej, kiedy gra jako jeden z dwójki środkowych pomocników w klasycznym 4-4-2. Nie jest też typową „dychą”, która operowałaby za plecami wysuniętego napastnika.
W ataku mamy obecnie takie bogactwo, że musimy grać przynajmniej dwójką z przodu (może trener Brzęczek spróbuje gry trzema napastnikami?). Jeśli już gramy z duetem w ataku, to wciśnięcie trójki do środka pola powodowałoby poświęcenie skrzydeł, co przy stylu gry naszej reprezentacji byłoby dosyć ryzykowne.
I tutaj leży pies pogrzebany. Nie ma co przesadnie krytykować Piotrka Zielińskiego. Gość daje z siebie wszystko, próbuje, ale po prostu niesamowicie trudno jest mu zabłysnąć w takiej drużynie jak nasza reprezentacja.
Skończmy więc z hejtowaniem i próbą udowodnienia, jaki to on nie jest mierny. Troszkę spokoju, szacunku do gościa, który jest piłkarzem na naprawdę świetnym poziomie, jeśli chodzi o Polaków. Śmiem twierdzić, że najlepszym środkowym pomocnikiem znad Wisły w tym tysiącleciu.
Skupmy się na tym, aby zmaksymalizować zysk z gracza Napoli dla naszej drużyny narodowej. Jeśli piłkarz taki jak Krzysztof Mączyński był w stanie za kadencji Nawałki stać się kluczową postacią, to były gracz Udinese z pewnością byłby w stanie zrobić jeszcze więcej. Liderem na boisku też nie musi być. Jest Lewandowski i to dookoła niego musimy budować drużynę.
Jeśli przy okazji uda się zoptymalizować rolę Zielińskiego, to będzie świetnie. Jerzy Brzęczek mówił, że ma na niego pomysł. Pokazał to w swoim pierwszym meczu z Włochami, gdy ustawił go za plecami „Lewego”. Chociaż nie była to optymalna pozycja urodzonego w Ząbkowicach Śląskich 24-latka, to spisał się naprawdę dobrze, a nawet strzelił gola.

Cudze chwalicie, swego nie znacie

Najśmieszniejsze w tym naszym polskim hejcie na gościa, który robi dobrą robotę w Serie A, jest to, jak zakłamuje się fakty. Obok mitycznego „polskiego de Bruyne” stale powtarzany jest frazes o „rezerwowym Napoli, który przegrywa rywalizację z Fabianem Ruizem”.
A zatem, garść statystyk. W tym sezonie nasz reprezentant rozegrał 1742 minuty, co daje mu szóstą lokatę w klubowej klasyfikacji (jeśli chodzi o czas w Serie A, zajmuje drugie miejsce). Jak wygląda porównanie z Hiszpanem, który rzekomo miał go wygryźć ze składu?
Od momentu debiutu piłkarza, który został ściągnięty z Betisu, dwaj panowie zagrali odpowiednio po 1447 i 1405 minut. Chociaż przewaga leży po stronie gracza z Półwyspu Iberyjskiego, to wynik jest bardzo podobny. Najciekawsze jest jednak to, że grali obok siebie w 12 z 22 możliwych meczów. Mnie to wygląda na symbiozę, a nie zażartą rywalizację o miejsce w składzie.
Carlo Ancelotti regularnie rotuje składem. Trudno określić, jaka jest jego najmocniejsza jedenastka. Można usłyszeć, że nasz rodak gra jedynie z ogórkami. Nic bardziej mylnego! W Serie A grał z wszystkimi „możnymi”.
Lazio? 85 i 90 minut. Pierwszy mecz z Milanem? 72 minuty. Juve – 62, Inter – pełne 90. Jedynie w konfrontacji z Romą wszedł z ławki, na 15 minut. W Lidze Mistrzów z kolei nie pojawił się w wyjściowym składzie na żadną z konfrontacji z PSG lub Liverpoolem. Tak, jak wspominałem, rotacja.
A jakby ktoś wątpił w jego klasę, to niech spojrzy na sobotnie starcie na San Siro. Nasz rodak był najlepszym aktorem spotkania. Grał głęboko, pracował, rozpoczynał akcje. Robił wszystko to, czego hejterzy nie zauważają.
Czepianie się Zielińskiego jest więc zdecydowanie przesadzone. Jeśli zamierzamy krytykować akurat jego, to dlaczego przy okazji nie mówimy, że Hamsik jest średniakiem? Przecież Słowak gra mniej i miał udział przy mniejszej liczbie bramek.
Zamiast szukać powodów do narzekań, cieszmy się, że mamy piłkarza, który odgrywa istotną (nie, nie kluczową) rolę w naprawdę mocnym europejskim klubie. Ilu takich graczy mieliśmy dziesięć lat temu?
Nasz rodak ma na Półwyspie Apenińskim naprawdę dobrą opinię. Na pewno lepszą niż u nas. Cały czas mamy do czynienia z „januszowatym” hejtem na Lewandowskiego. Tak samo widzę przesadną krytykę „Ziela”, pomimo tego, że wypada naprawdę nieźle na tle innych, często chwalonych piłkarzy.
To nie jest piłkarz idealny. Nie jest graczem klasy światowej, ale moim zdaniem jest w piątce najlepszych polskich zawodników. Stale to udowadnia w klubie. W reprezentacji również widać, jak duże ma umiejętności. Problem tylko w tym, że większość kolegów mu nie dorównuje.
Czasami mam wrażenie, że oczekiwania polskiego kibica są zbyt wygórowane. Dlatego apeluję, zachowajmy trzeźwość umysłu i powstrzymajmy się od przesadnej (uzasadniona jest zawsze miło widziana) krytyki. Nie tylko Zielińskiego.
Pochwalenie Polaka nie oznacza, że wpycha się go między światowe gwiazdy. Tak samo jeden słabszy mecz nie znaczy, że gość jest mierny. Patrzmy na niektóre sprawy ze spokojem, bardziej obiektywnie.
Zamiast hejtować Piotrka Zielińskiego doceńmy to, jaką reklamę robi polskiej piłce we Włoszech (w końcu to on był jednym z pierwszych, którzy tam zaistnieli w ostatnich latach) i dajmy Jerzemu Brzęczkowi znaleźć dla niego rolę. To właśnie jest najważniejsze, a nie zdeprecjonowanie gościa, który większość polskich piłkarzy przerasta o głowę.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również