Zlecił morderstwo kochanki, teraz chce wrócić na boisko. Piłkarz, który przekroczył granicę

Zlecił morderstwo kochanki, teraz chce wrócić na boisko. Piłkarz, który przekroczył granicę
screen z youtube.com
Zofia Nałkowska w swojej książce pytała, gdzie leży granica człowieczeństwa. Co można, a czego nie można robić? Gdzie znajduje się punkt bez powrotu? W którym momencie zasługuje się jedynie na potępienie? Tego typu rozważania to raczej czysta abstrakcja. Nikt z nas przecież nie musiał się z nimi spotkać. W Brazylii nadeszła jednak pora na znalezienie odpowiedzi.
Kilka tygodni temu media obiegła informacja o tym, że kolejną próbę powrotu do piłki podjął Bruno Fernandes das Dores de Souza. Zawodnik, który ma na koncie ponad sto meczów w brazylijskiej Serie A w 2010 roku zawiesił karierę, bo... został skazany na 22 lata więzienia. Zlecił morderstwo swojej kochanki, a jej ciało zostało rzucone na pożarcie jego psom. Prawo jednak daje mu szansę powrotu do dawnego życia, pomimo tego, że pozostało mu jeszcze 15 lat odsiadki.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wielka przyszłość

Trochę ponad 10 lat temu Bruno uważano za przyszłość brazylijskiej piłki. Bożyszcze fanów Flamengo, specjalista od bronienia rzutów karnych, domniemany cel transferowy Barcelony. Widziano go nawet jako kandydata do zajęcia miejsca między słupkami „Seleção” na Mundialu w 2014 roku. Wróżono mu wielką karierę, a sam zawodnik uosabiał południowoamerykański futbol.
Pasja, emocje i odrobina szaleństwa – to nie był bramkarz w konwencjonalnym tego słowa znaczeniu. Chociaż do szaleństw Rene Higuity wiele mu brakowało, a także nie mógł się pochwalić skutecznością na poziomie Rogerio Ceniego, to strzelił cztery gole – trzy z rzutów wolnych, jednego z karnego. Wraz z Flamengo sięgnął po piąte w historii klubu mistrzostwo kraju. Stawał się gwiazdą.
Dostał nawet opaskę kapitańską „Rubro-Negro”. Wszyscy jednak byli pewni, że prędzej czy później opuści Rio. Jakaś europejska drużyna musiała po niego sięgnąć, nawet jeśli „Barca” tego nie zrobiła. Pojawiła się konkretna oferta z Milanu. Wtedy jednak wszystko się zmieniło. Czerwiec przyniósł przerwę w ligowych rozgrywkach, spowodowaną Mistrzostwami Świata w RPA. Porażka z Goias, ostatni przedmundialowy mecz Flamengo, okazał się również ostatnim występem Bruno na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Marzenia o wielkiej karierze zostały przekreślone przez czyn nieludzki i bezwzględny.

Morderstwo

25-latek miał romans z modelką, Elizą Samudio. Wszystko układało się dobrze, aż do momentu, w którym kobieta zaszła w ciążę. Piłkarz miał żonę i dwie córeczki. Skandal obyczajowy, zwłaszcza gdy otworzyła się życiowa szansa na transfer do Europy, był mu zdecydowanie nie na rękę. W 2009 roku, wraz ze wspólnikiem, siłą zmusił kochankę do wzięcia tabletek aborcyjnych. Próba okazała się jednak nieudana. Na świat po pewnym czasie przyszedł Bruninho.
Bramkarz nie zamierzał przyznać, że jest ojcem. Po narodzinach dziecka odmówił płacenia alimentów. W końcu jednak była kochanka wytoczyła mu proces. Wtedy w głowie Bruno zrodził się plan. Powiedział Elizie, że zamierza jej dać mieszkanie. Wycieczka, aby je zobaczyć, okazała się ostatnią w jej życiu. Na miejscu czekał płatny morderca. Modelkę związano, uduszono, a jej ciało rzucono psom piłkarza. Kości podobno zabetonowano. Podobno, bo szczątek nigdy nie znaleziono.
Początkowo prowadzono dochodzenie w sprawie zaginięcia, ale sytuacja wyglądała bardzo podejrzanie. Uwaga wymiaru sprawiedliwości oczywiście skierowała się w stronę osoby, której najbardziej zależało na zniknięciu ofiary. Swojemu zawodnikowi pomagało Flamengo, które zapewniło nawet klubowego prawnika. W końcu jednak Bruno obciążyły zeznania jego 17-letniego kuzyna. Pracodawca natychmiast wycofał się ze wspierania piłkarza-mordercy i rozwiązał z nim kontrakt. Reszta była już tylko formalnością, chociaż werdykt w sprawie wydano dopiero w 2013 roku. Wyrok wyniósł 22 lata pozbawienia wolności.

„Zrobiłem błąd, ale kontynuuję karierę”

Golkiper nie zamierzał jednak kończyć kariery. O ile kontynuowanie jej na najwyższym poziomie wylądowało już w strefie fikcji, to ligi regionalne wciąż kusiły. Około rok po osadzeniu w więzieniu eks-zawodnik Flamengo podpisał umowę z drużyną Montes Claros. Nie pozwolono mu jednak opuszczać terenu więzienia i rozwiązano ją.
Trzy lata później dostał zgodę na grę poza murami zakładu karnego. Spróbował sił w drugoligowym Boa Esporte. Wystąpił tylko pięć razy, bo w końcu sąd zmienił swoją decyzję. W ciągu niespełna dwóch miesięcy, które spędził w nowych barwach, całe piłkarskie środowisko dało jasno do zrozumienia, co sądzi o pomyśle Bruno na powrót do futbolu. Wycofało się trzech sponsorów klubu. Fani byli wściekli, że ich ukochana drużyna zgodziła się na zakontraktowanie mordercy. Nie mogli pogodzić się z tym, że ich dzieci mogą wyciągnąć rękę po autograf od człowieka, który z zimną krwią wydał wyrok śmierci na matkę swojego dziecka.
Sam piłkarz jednak widział sprawę inaczej. W swoim pierwszym wywiadzie po chwilowym opuszczeniu więzienia opowiadał: - Co się stało, to się stało. Zrobiłem błąd, poważny, ale błędy w życiu się zdarzają. Nie jestem złym człowiekiem. Ludzie chcieli pogrzebać moje marzenie z powodu jednego błędu, ale poprosiłem Boga o wybaczenie, więc kontynuuję swoją karierę. Zaczynam od nowa - cytował go „Guardian”.
Były gwiazdor wrócił za kratki na około dwa lata. W zeszłym roku zmienił jednak sposób odbywania kary. W Brazylii funkcjonuje program „reintegracji społecznej”. Skazańcy znajdują się w areszcie domowym. Mogą pracować i mieszkać u siebie, ale między godziną 20:00 i 6:00 muszą pozostawać w swoich czterech ścianach. Oczywiście pracodawca, jak i sam zainteresowany, mają obowiązek przedstawić odpowiednią dokumentację, aby potwierdzić prawidłowość wykonywania zaleceń.
Znowu więc pojawił się temat powrotu do piłki. Oferty składały Poços de Caldas, a niedawno Operario Campo Grande, grające w ligach stanowych. Głośne nazwisko i związane z nim kontrowersje to szansa na znalezienie się w centrum uwagi. Dla biednych, mało znanych drużyn to prawdziwa okazja. Problem w tym, że mocno nieetyczna.

Czy Bruno przekroczył granicę?

Prawo gwarantuje byłemu bramkarzowi szansę powrotu do pracy. Tę stanowiła piłka nożna. To oczywiste, że reakcja społeczeństwa będzie raczej jednoznaczna. Bruno cały czas poświęca się dużo uwagi. To persona non grata. Przekroczył cienką, niewyraźną, granicę człowieczeństwa. Linię dzielącą to, co można, od tego, czego nie można zaakceptować. Zlecił zabójstwo. Ma na rękach krew.
Zwłaszcza w takim kraju, jak Brazylia, resocjalizacja więźniów – również tych z najcięższymi wyrokami – to bardzo ważna idea. Na ulicach króluje przestępczość, więc trzeba spróbować wyprowadzić na prostą kogo tylko się da. Problemem nie jest to, że bramkarz dostaje szansę. Chodzi o to, jak małą część ze swojej kary odbył oraz o nastawienie społeczeństwa, związane z jego profesją.
Jako upadłe bożyszcze kibiców ciągle wzbudza ogromne zainteresowanie mediów. Był idolem dla dzieci, również tych najmłodszych. Swój autorytet zszargał w najgorszy, niewybaczalny wręcz sposób. Nikt już nigdy nie spojrzy na niego tak samo, więc powrót do futbolu wiąże się z ogromnymi emocjami. Z drugiej strony – na pierwsze strony gazet, z powodów czysto sportowych, już pewnie nie powróci.
W tym miejscu każdy z nas powinien zastanowić się: czy można odmówić komuś drugiej szansy? Czy gra w piłkę na najniższym poziomie różni się czymkolwiek od pracy ślusarza czy piekarza? Bruno już do śmierci będzie nosił brzemię mordercy. W pełni na to zasługuje. Teraz jednak musi spróbować powrócić do życia. Chociaż taka szansa, na 15 lat przed zakończeniem kary, nadchodzi raczej za wcześnie.
Złamał najważniejszą zasadę, jaka istnieje. Bez skrupułów zaplanował i wcielił w życie plan morderstwa. Z zimną krwią wydał wyrok na drugiego człowieka. Tak, kiedyś powinien dostać drugą szansę, ale powinien jeszcze odpokutować za kratkami. Tym bardziej, że jeśli znajdzie klub, to młodzi kibice będą go oklaskiwać. Może zdarzy im się nawet powiedzieć, że chcą być tacy jak Bruno Fernandes das Dores de Souza. Czyli jak morderca. Człowiek, który przekroczył granicę, zza której nie ma już powrotu. A kogoś takiego nie chcemy stawiać w roli idola.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również