"Znajomi dzwonili, czy mnie zwolnią". Trener Jagiellonii Białystok o fatalnej serii i wygranej z Lechem

"Znajomi dzwonili, czy mnie zwolnią". Trener Jagiellonii o fatalnej serii i wygranej z Lechem [NASZ WYWIAD]
screen
Czy Jagiellonia Białystok wychodzi na prostą? Skąd wziął się kryzys i tak fatalna postawa w defensywie, która przyniosła serię sześciu meczów bez zwycięstwa? Dlaczego Ireneusz Mamrot może być spokojny o swoją posadę? Czy zmienił się klimat na piłkarskim Podlasiu po tym, jak Cezary Kulesza przeszedł do PZPN-u? Ile w drużynie znaczy Michał Pazdan? Porozmawialiśmy o tym wszystkim z trenerem Jagiellonii.
Ireneusz Mamrot znalazł się w ogniu krytyki po tym jak w ostatnich tygodniach na sześć meczów przegrał aż cztery, a dwa zaledwie zremisował. Jagiellonia świetnie rozpoczęła sezon Ekstraklasy, była chwalona choćby po rozbiciu 3:0 Rakowa Częstochowa. Ale dużo się pozmieniało, drużyna z Podlasia nie potrafiłą wygrać meczu przez ponad miesiąc. Teraz przełamała się z Lechem Poznań i słowo "zwolnienie" przewija się rzadziej.
Dalsza część tekstu pod wideo
Trzeba jednak przyznać, że seria meczów bez wygranej wyglądała coraz bardziej zadziwiająco. Niepokój wśród kibiców to normalna sprawa. Fakt faktem, że wygranie u siebie z "Kolejorzem" jest pierwszym krokiem, do oczyszczenia atmosfery. Przepytaliśmy o to wszystko trenera Mamrota.
SAMUEL SZCZYGIELSKI: Czy po meczu z Lechem poczuliście ulgę? Wyglądało to przed tym spotkaniem nieciekawie.



IRENEUSZ MAMROT: Na pewno, choć nie wiem, czy ulga to dobre słowo. Chcieliśmy wygrać mecz i było to widać po drużynie. Jak nie wygrywasz, to ucieka ci pewność siebie. To jest potrzebne. Wszystko nie idzie tak, jak sobie założysz. Dla mentalności zespołu to ważne zwycięstwo. Widać było, że Lech przyjechał pewny siebie, operowali piłką i grali bardzo swobodnie. Przyjechali po wysokiej wygranej z Wisłą, tutaj też starali się wykorzystać nasze błędy. Druga połowa była w naszym wykonaniu dużo lepsza niż pierwsza. Zaczęła się pojawiać presja, bo nie wygrywaliśmy kolejnych spotkań. Liczę, że teraz ona z nas zejdzie.



Ta presja też zeszła z pana? Wiadomo, że jeśli ktoś nie obserwował dokładnie pierwszej ligi, to mógł myśleć: w ciągu roku nie poszło mu w dwóch klubach. Teraz seria bardzo kiepskich wyników w Ekstraklasie...



Nie zgadzam się z tym tematem pierwszej ligi. Bo to jest kwestia o którą zahaczyłeś - ktoś może tak myśleć, gdy nie śledził. Mówiłem to wielokrotnie. Po pierwszej rundzie w Arce mieliśmy piąte miejsce i trzy punkty straty do drugiego miejsca. Rozeszły się nasze wizje z właścicielem. Uważałem, że wystarczy pozyskać dwóch zawodników i aby odeszło trzech/czterech, którzy nie mieli szans na grę. Biorąc pod uwagę tyle zmian, ile było w okresie letnim, to zrobiliśmy fundamenty pod dobry zespół. Na pewno czas w ŁKS-ie był nieudany i nie chcę już do tego wracać. Dla mnie największą motywacją było to, że w Białymstoku czuję się bardzo dobrze. Zależy mi na pracy w Jagiellonii i my jako sztab w tym ostatnim, trudnym okresie pracowaliśmy jeszcze bardziej intensywnie.



Trudny okres wiązał się ze stałymi fragmentami gry. Na 11 straconych bramek aż sześć straciliście po stałych fragmentach.



Zgadza się, źle wygląda ta statystyka. Można powiedzieć, że całego sezonu bez stracenia gola po stałym fragmencie się nie da przetrwać. My natomiast traciliśmy tych goli za dużo. Widać było to już w meczu z Lechią Gdańsk, że mimo porażki - stałe fragmenty broniliśmy już znacznie lepiej. To nadal nie jest to, czego oczekujemy. Błędy się zdarzają. W meczu z Lechem się ich nie ustrzegliśmy, ale to wyglądało zdecydowanie solidniej. Stały fragment to jest element gry, w którym potrzebna jest dodatkowa determinacja. Chcemy być skuteczniejsi w tym elemencie.
Słowo "zwolnienie" przewijało się w głowie i w kuluarach?



Nie. Rozmawiałem z panią prezes i właścicielami. Oni widzieli, że pojawiały się takie plotki w internecie. Znajomi do mnie dzwonili i pisali, czy zostanę zwolniony, bo też chcieli się dowiedzieć, co się dzieje. Ja przyznam, że w ogóle przez kilka dni nie przeglądałem internetu. Jestem świadomy, że jakby z Lechem i Zagłębiem nie poszło, to mogłoby być różnie. Nie miałem tego z tyłu głowy, tylko rozmawiałem w klubie, by wyjść z tego kryzysu.



Jak wygląda klimat w Białymstoku, od kiedy nie ma w klubie Cezarego Kuleszy?



Zawsze jest inny klimat. Jak są zmiany kadrowe, trenerskie, czy na tych najważniejszych stanowiskach, to zawsze można odczuć te zmiany. Klub funkcjonuje teraz trochę inaczej, ale nie chciałbym tego porównywać. Prezes Cezary Kulesza często sam podejmował decyzje, wiadomo, że konsultował się z innymi osobami, ale miał ten decydujący głos. Wierzę, że klub nadal się będzie rozwijał i wszystko będzie szło w dobrym kierunku. Organizacja była dobra zarówno za czasów prezesa Kuleszy, dobra jest tak samo teraz.



A jak z presją? Czy jest mniejsza?



W zawodzie trenera presja jest zawsze. Nieważne na jakim poziomie rozgrywkowym pracujesz. Od kibiców, przez media – stykamy się z presją przez cały czas. Musimy sobie z tym poradzić jako trenerzy. Wiadomo, że prezes był bardzo wymagający, ale to nie było tak, że codziennie rozmawialiśmy i czułem od niego jakąś nadmierną presję.



Kto okazał się kluczowy w szatni, ale i na boisku w tym trudnym momencie? Domyślam się, że trener powie, że drużyna, ale chodzi mi o konkretne osoby.



Nie, nie, nie... Nie chcę mówić banałów, a wiadomo, że zespół jest najważniejszy, ale grupa doświadczonych zawodników okazała się w tych momentach najważniejsza. Rozmawialiśmy ze sobą, bo to było potrzebne. Wiadomo, że ogromną rolę w szatni odgrywa Taras Romańczuk, nasz kapitan, ale nie tylko on okazał się być kluczowy. Michał Pazdan, Jesus Imaz, Pavels Steinbors wiedzą, że klub jest dobrze zorganizowany i cenią się wzajemnie. Bardzo ważni okazali się być kibice. Wiedzieliśmy, że po meczu z Wisłą Płock może być trudniej, ale kibice nas nie zawodzą. Dopingowali nas w meczu z Lechią Gdańsk, a z Lechem ponieśli nas do zwycięstwa. Zawodnicy to widzą. Grają dla swoich rodzin, ale i dla kibiców. Wszyscy chcieli się odbić i to było widać i czuć.



Michał Pazdan jest takim ojcem w szatni dla młodych zawodników?



Wszyscy wiemy, że Michał to ktoś, kto nie krzyczy. Dużo tłumaczy, podpowiada, stara się rozmawiać. Jest w trakcie kariery, ale za sobą ma mnóstwo meczów. Reprezentacja, liga mistrzów, pobyt w Turcji – to jest ogromny bagaż doświadczeń. To są nieocenione rzeczy, które widać podczas meczów. Jak jesteś młodym zawodnikiem, to dostaniesz mnóstwo podpowiedzi od tak doświadczonego piłkarza. Widzę, jak Michał z nimi rozmawia i co najważniejsze lubi ten kontakt z młodymi zawodnikami. Przedziały wiekowe są u nas bardzo zróżnicowane. Bardzo mało jest zawodników w przedziale 23-26 lat. Mamy bardzo doświadczonych i bardzo młodych zawodników. Taka grupa wymaga tego, by ci doświadczeni piłkarze wspierali młodzież.

Przeczytaj również