Został piłkarzem, żeby zarobić na łódź dla ojca. Dziś kluby mogą go mieć za darmo

Został piłkarzem, żeby zarobić na łódź dla ojca. Dziś kluby mogą go mieć za darmo
CP DC Press/Shutterstock
Transferowa karuzela nabiera rozpędu, a kluby z czołówki szykują się do przeprowadzenia hitowych transakcji. Wbrew pozorom, aby wzmocnić skład, wcale nie trzeba wydawać dziesiątek milionów. Nie licząc premii za podpis, za darmo można pozyskać napastnika, który od wielu sezonów utrzymuje wysoką formę. Z zawodu znakomity piłkarz, z natury introwertyk, z pasji zapalony wędkarz. Edinson Cavani czeka na oferty.
50 bramek dla reprezentacji Urugwaju, kolejnych 30 w Lidze Mistrzów, trzycyfrowa liczba trafień zarówno w Ligue 1, jak i Serie A. Na koncie dziesiątki trofeów, medali, skalpów zdartych przez długowłosego Urugwajczyka. Kariera Cavaniego już jest udana, ale jej epilog dopiero zostanie napisany. Pytanie brzmi: w jakich barwach? W ciągu następnych dni lub tygodni rozstrzygnie się przyszłość żywej legendy Urugwaju, Napoli i PSG.
Dalsza część tekstu pod wideo

Złota rybka

“Urus” w wieku 33 lat ma prawo czuć się spełniony zawodowo. Cavani zapisał się w annałach, chociaż w piłkę zaczął grać z dosyć oryginalnego powodu. Nie dla sławy, błysków fleszy i astronomicznej tygodniówki. Zrobił to, żeby spełnić marzenie ukochanego ojca.
- Ja i “Edi” łowiliśmy ryby w pięknym jeziorze, które znajdowało się kilkanaście kilometrów od naszego domu. Jeździliśmy tam starą ciężarówką, którą pracowałem w tygodniu. Było tam bardzo dużo wielkich luksusowych łodzi, które należały do bogaczy - wspominał Luis Cavani. - Pamiętam, że pewnego dnia Edinson powiedział do mnie “Tatusiu, pewnego dnia odniosę sukces jako piłkarz, dam ci największą ciężarówkę i najlepszą łódź”. Miał tylko 11 lat i wielkie marzenia, ale ja tylko się uśmiechnąłem. Dziś rzeczywiście mam najlepszą łódź w całym Urugwaju - dodał ojciec zawodnika.
Mimo że Urugwaj to malutki kraj, a liczba ludności nie przekracza czterech milionów, wciąż wypuszczają w świat topowych zawodników. Sekret tkwi w pasji zaszczepionej wśród młodych chłopaków. Tam wszyscy grają w piłkę. Spędzają długie godziny na prowizorycznych orlikach, a efekty są piorunujące. Dość powiedzieć, że zarówno Cavani, jak i Luis Suarez pochodzą z tego samego miasteczka, Salto. Być może jako dzieci rywalizowali na jednym boisku. Chociaż akurat Edinson podobną ilość czasu co na boisku, spędzał na wodą. Zresztą nadal uwielbia łowić i jak sam mówi, pomaga mu to utrzymać sportową formę. Wpływa pozytywnie na koncentrację, uspokaja i oczyszcza umysł. Ryby kolekcjonuje z taką samą łatwością, jak kolejne gole.

Z głową w chmurach i piłką przy nodze

Zanim Cavani podbił Stary Kontynent, przeszedł podobną drogę, co większość rodaków. Zaczęło się od małych sukcesów w rodzinnych stronach w postaci mistrzostwa Urugwaju z ekipą Danubio. Od najmłodszych lat widać było nietuzinkowy potencjał rosłego napastnika. Pokaźny wzrost nie przeszkadzał mu błyszczeć pod względem motoryki, doskonale grał głową. Jak każdy Urugwajczyk wyróżniał się pracowitością, zgodnie z narodowym hasłem “Garra Charrua”, które można przetłumaczyć na “Lwi Pazur”. Cavani napisał piękne podsumowanie początkowych lat kariery na łamach “The Players Tribune”. Napastnik stworzył list, którego adresatem był on sam, ale jako 9-latek.
- Żyjesz jako outsider z futbolówką u stóp. Tak jest w Ameryce Południowej. Nie masz PlayStation. Żyjesz bez telewizora. Nie masz nawet ciepłej wody. W zimie za ogrzewanie służą cztery koce. Ale to dla ciebie luksus. Pamiętasz pierwszy dom? Tak, ten bez łazienki, gdzie potrzeby załatwiało się w szopie. Mogę jednak zdradzić ci sekret. Kiedy teraz to wspominam, nie czuję się źle. To napełnia mnie ciepłem. Dodaje odwagi - pisał w osobistej spowiedzi. - Nie zapomnij słów ojca. Zawsze ci powtarzał: “Gdy przekroczysz linię boiska, istnieje tylko futbol. Nic, co znajduje się poza murawą cię nie obchodzi. Wszystko poza piłką przestaje mieć znaczenie.” Jeśli ich posłuchasz, wyjdziesz na boisko, usłyszysz bicie własnego serca, kopniesz piłkę i będziesz czuł jak grasz o najważniejsze trofeum na świecie - zakończył napastnik.
Nazwisko chłopaka, który nawet nie marzył o bogactwie, prędko zaczęło przykuwać uwagę europejskich skautów. Gdy pojawiła się oferta z Palermo, nie zastanawiał się dwa razy. Ruszył na podbój Europy. Jego brat zaznacza, że dokonania Cavaniego to odpowiedź na historię całego państwa.
- Kiedy do Urugwaju przybyli konkwistadorzy, zniszczyli wszystko, podbili naszą ziemię. Kilkaset lat później pojawia się Edinson, który przybywa do Europy i podbija Włochy, później podbija Francję. Zdobywa fortunę i wykupuje ziemię w rodzinnym mieście. Historia się odwróciła - opowiadał Walter Cavani w biografii pt. “El Matador. Edinson Cavani” autorstwa Romaina Moliny.
Na kartach tej opowieści nie należy spodziewać się pościgów, wybuchów i wartkich zwrotów akcji. Cavani nie jest typem ekstrawertyka, stroni od sławy. Po zwycięstwach PSG potrafił jechać do Macedonii, aby odpocząć na łonie natury. Zamiast hektolitrów alkoholu i zabawy do rana, wybiera urugwajską mate oraz towarzystwo flory i fauny. To historia człowieka z pasją, który zapracował na własny sukces.

Zawsze drugi

Wrodzona skromność sprawia, że Cavaniego można odbierać jako zawodnika nieco niedocenionego. Nie sprawia problemów, robi swoje, więc w mediach rzadko kiedy przewija się jego nazwisko. W pewnym sensie Urugwajczyk mógł przez parę lat czuć się jak legendarny Adaś Miauczyński.
- Znowu drugi, całe życie ciągle drugi. Nawet jak gdzieś byłem pierwszy, czułem się jak drugi, kur**. W życiu wiecznym także drugi? - mówił Cezary Pazura w kultowej tragikomedii Marka Koterskiego.
Z Cavanim było podobnie. 50 bramek w Urugwaju? Świetny wynik, aczkolwiek wciąż za plecami Luisa Suareza, który częściej strzelał na wielkiej scenie. Po przejściu do Napoli Edinson nie zszedł poniżej bariery 30 trafień w sezonie. Wynik fenomenalny, ale pod Wezuwiuszem liczy się tylko Diego Maradona. Liczny kościół wyznawców Argentyńczyka nigdy nie zaakceptuje nowego “Mesjasza”.
Podobny los czekał go we Francji. Hitowy transfer do PSG, utrzymywanie wysokiej formy przez wiele lat i znów wszystko na marne. Na ustach wszystkich albo Zlatan Ibrahimović, albo duet Neymar-Mbappe. Z tym pierwszym musiał się wykłócać o możliwość egzekwowania jedenastki. Na nic setki bramek i osiągnięć. Pożegnany bez hucznej ceremonii. Park Książąt opuszczał tylnymi drzwiami.

Co dalej?

Przybycie Mauro Icardiego zamknęło paryski rozdział w karierze Edinsona Cavaniego. W minionym sezonie tylko dziesięć spotkań zaczynał od pierwszej minuty. I tak zdołał uzbierać siedem trafień i trzy asysty, ale nie chciał pogodzić się z rolą głębokiego rezerwowego. Musiał odejść, chociaż kibice zawsze okazywali mu wsparcie. Niestety fani nie mogli wpłynąć na hierarchię ustaloną przez Thomasa Tuchela.
“El Matador” jeszcze nie wybrał nowego klubu. Przez długi okres wydawało się, że przywdzieje trykot Benfiki, jednak w ostatnich dniach nastąpił impas w negocjacjach. Gianluca Di Marzio poinformował, że po podpis Urugwajczyka zgłosił się Juventus, ale sam zawodnik odmówił z szacunku do Napoli. W mediach przewija się także opcja gry pod okiem Marcelo Bielsy. Po konkwiście Półwyspu Apenińskiego i Francji przyszedł czas na epizod w Premier League? Przekonamy się już niedługo.
Pewne jest jedynie, że nowy pracodawca powinien być szczęśliwy z ubitego interesu. Cavani to od ponad dekady gwarant trafień, maszyna, która się nie zatrzymuje. Człowiek cichy, ale zawsze gotowy do rywalizacji, solidny, systematyczny. Sportowiec idealny. W konsumpcyjnym świecie medialnych gwiazd wybija się ponad przeciętność. Gdy inni liczą followersów i zera na koncie, Edinson w ciszy łowi ryby. Futbol umożliwił mu kupno najlepszej łodzi. A piłkarski rejs jeszcze nie dobiegł końca.

Przeczytaj również