Dramat zasłużonego klubu. Szli po pierwsze od 19 lat mistrzostwo, całkowicie się posypali. "Z tytułu nici"

Dramat zasłużonego klubu. Szli po pierwsze od 19 lat mistrzostwo, całkowicie się posypali. "Z tytułu nici"
Sime Zelic/PIXSELL / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński12 Apr · 19:30
W przerwie zimowej, jako lider rozgrywek, zrobili głośne transfery. Chcieli zmaksymalizować szanse na pierwszy od 19 lat tytuł mistrzowski. Rzeczywistość okazała się jednak dla nich brutalna. Hajduk Split wpadł w kryzys i nie ma już większych szans na wygranie ligi chorwackiej.
Ostatni raz ekipa ze Splitu zdobyła mistrzostwo kraju w sezonie 2004/05. Potem na dobre rozpoczęła się dominacja Dinama Zagrzeb, przerwana zaledwie raz, w sezonie 2016/2017, przez Rijekę. Obecny sezon miał być pod tym względem przełomowy. Zmagania najlepiej rozpoczął bowiem Hajduk, który owszem, też notował wpadki, ale i tak punktował bardziej regularnie niż konkurencja.
Dalsza część tekstu pod wideo
Efekt? Zimową przerwę drużyna ze Splitu spędziła na fotelu lidera, mając sześć punktów przewagi nad drugą Rijeką i siedem oczek więcej niż trzecie Dinamo Zagrzeb. Oba goniące zespoły miały co prawda w tamtym momencie po jednym zaległym meczu do rozegrania, natomiast nie zmienia to faktu, że Hajduk był w tym wyścigu na pole position, z mimo wszystko zauważalną przewagą.

Wielkie nazwiska za… jedno euro

Apetyty w Splicie urosły do niewyobrażalnych rozmiarów. Postanowiono więc jeszcze wzmocnić kadrę i to nie byle jakimi piłkarzami. Wypożyczony z Tottenhamu został wychowanek klubu, zawodnik z niezwykle mocnym CV - Ivan Perisić. Były gracz takich klubów jak Borussia Dortmund, Bayern Monachium czy Inter Mediolan wrócił tam, gdzie stawiał pierwsze kroki w przygodzie z piłką. Od początku był w tej sprawie natomiast mały szkopuł. 35-latek przychodził z kontuzją i jasne było, że pomoże drużynie być może dopiero w końcowej fazie sezonu.
Perisić zgodził się na to, by grać za… jedno euro. Chciał w ten sposób wesprzeć zespół w walce o upragniony tytuł, ale jednocześnie nie miał zamiaru obciążać klubowego budżetu. Na podobny gest zdobył się zresztą inny wychowanek klubu i gracz znany z europejskich boisk - Nikola Kalinić.
Napastnik z przeszłością w takich zespołach jak AC Milan, AS Roma czy Atletico Madryt grał dla Hajduka już w poprzednim sezonie, potem na kilka miesięcy pożegnał się z klubem, ale w styczniu tego roku postanowił podjąć jeszcze jedną próbę. Również - podobnie jak Perisić - podpisując do końca sezonu kontrakt opiewający na symboliczne jedno euro.
Nie były to zresztą jedyne mocne ruchy transferowe przeprowadzone zimą. Pod koniec stycznia Hajduk wypożyczył jeszcze z Fiorentiny innego gracza z całkiem ciekawą przeszłością - Josipa Brekalo. 35-krotny reprezentant Chorwacji, w przeszłości grający też m.in. dla Wolfsburga, Torino czy Stuttgartu, miał wzmocnić ofensywę drużyny marzącej o zdobyciu mistrzostwa kraju.
Kibice Hajduka byli zachwyceni. Zwłaszcza Perisicia witali jak króla. Zanim oficjalnie dołączył on do zespołu, wyświetlili na statku wycieczkowym przed portem w Splicie ogromny napis “vrime je” (w tłumaczeniu - już czas). To mogła być piękna historia. Jeden z najwybitniejszych wychowanków wraca do macierzystego klubu i prowadzi go do upragnionego, wyczekiwanego od prawie dwóch dekad tytułu.

Bolesna weryfikacja

Historia jak z filmu, prawda? Niestety dla wszystkich osób związanych z Hajdukiem - raczej się ona nie wydarzy. W ten rok ekipa ze Splitu weszła bowiem słabo, by nie powiedzieć fatalnie. Zaczęło się od porażki z bezpośrednim rywalem do walki o mistrzostwo - Rijeką. A w kolejnych tygodniach punkty Hajdukowi urywały jeszcze Osijek, Varazdin, Lokomotiva Zagrzeb, Dinamo Zagrzeb i ponownie Rijeka. Żeby tego było mało, podopieczni Jure Ivankovicia odpadli też z Pucharu Chorwacji.
Hajduk posypał się jak domek z kart. Przegrał wszystkie trzy mecze z konkurentami do tytułu, a ponadto nie ustrzegł się wpadek w starciach z ligowymi średniakami. Przewaga kilku punktów nad Rijeką i Dinamem nie tylko stopniała, ale zamieniła się w pokaźną stratę. Do pierwszego z wymienionych zespołów Perisić i spółka tracą dziś aż 10 punktów, z kolei do drużyny z Zagrzebia, mającej w zanadrzu jeden zaległy mecz, pięć oczek.
W 10 ostatnich meczach na ligowym gruncie Hajduk zdobył tylko 14 punktów i pod tym względem jest dopiero piąty w stawce. Dla porównania - Rijeka w analogicznym okresie wzbogaciła się o 27 oczek. To ona jest w tej chwili w najlepszej sytuacji, a o tytuł powalczy zapewne z wciąż liczącym się Dinamem Zagrzeb. Szanse zespołu ze Splitu? Iluzoryczne. Do końca sezonu pozostało już tylko siedem kolejek.
Liga chorwacka
własne

Transfery nie pomogły

Jak radzą sobie natomiast ci, którzy zimą przyszli do klubu, by pomóc mu w osiągnięciu sukcesu? Perisić dopiero niedawno uporał się z urazem. Od momentu powrotu do klubu zdążył zagrać w dwóch meczach. Za każdym razem po kilkanaście minut. Na papierze był to więc ciekawy ruch, na pewno pełen emocji, nostalgii i nadziei. W rzeczywistości jednak gracz wypożyczony z Tottenhamu pojawił się na murawie, póki co jedynie jako zmiennik, gdy jest już w sumie pozamiatane.
Niewiele lepiej wygląda to w przypadku Kalinicia. On co prawda przychodził zdrowy, grał już od początku roku, ale po pierwsze - furory nie zrobił. Po drugie - też ominął kilka kolejnych spotkań. Rzadko spełniał pokładane w nim nadzieje. W ośmiu spotkaniach zdobył dwie bramki.
Brekalo wejście do drużyny miał natomiast niezłe, bo w pierwszych czterech meczach zdobył bramkę i zaliczył trzy asysty, ale potem się zaciął. Od 24 lutego całkowita posucha. Ostatnio nie jest nawet zawodnikiem podstawowego składu.

To nie ten sezon

Hajduk nie strzelił nawet gola w żadnym z trzech ostatnich meczów. Wszystkie z nich, dwa z Dinamem Zagrzeb (liga i puchar) oraz z Rijeką, przegrywał 0:1. Minimalnie, ale boleśnie. Do ławki przyspawany został w tym czasie nasz dobry znajomy z Ekstraklasy, Vadis Odjidja-Ofoe. Belg w 12 tegorocznych spotkaniach rozegrał w koszulce Hajduka… 53 minuty. Stał się postacią absolutnie marginalną.
Hajduk na tytuł mistrza Chorwacji czeka 19 lat i jeśli nie wydarzy się jakiś cud, licznik nie przestanie tykać po zakończeniu rozgrywek 2023/24. Taki scenariusz jeszcze kilka tygodni temu wydawał się naprawdę bardzo realny. Teraz wiemy jednak, że klub, który osiem razy był mistrzem Chorwacji i dziewięciokrotnie triumfował w lidze jugosłowiańskiej, znów obejdzie się smakiem.

Przeczytaj również