Wielki transfer do Barcelony, potem... atak na 70-latka i wymachiwanie bronią. "Niewykorzystany potencjał"

Wielki transfer do Barcelony, potem... atak na 70-latka i wymachiwanie bronią. "Niewykorzystany potencjał"
Gregorio Lopes / PressFocus
Miał duży talent, zachwycał w barwach Atletico Madryt, a pełna gwiazd Barcelona wyłożyła za niego wielkie pieniądze. Potem jednak nie wszystko potoczyło się po jego myśli. Wspominamy Ardę Turana, piłkarza-skandalistę, z którym zdecydowanie trudno było się nudzić.
Piłkarska Turcja świętuje, bo nowym graczem Realu Madryt został obecnie największy talent z tego kraju, Arda Guler. 18-latek może mieć nadzieję, że w stolicy Hiszpanii poradzi sobie przynajmniej tak samo dobrze jak jego prawie dwie dekady starszy imiennik, Arda Turan. Ten zdobywał z Atletico m.in. mistrzostwo kraju i Ligę Europy, przychodził do Barcelony na prośbę samego Luisa Enrique, ale potem jego kariera wskoczyła na równię pochyłą.
Dalsza część tekstu pod wideo
Zanim jednak Turan trafił do Madrytu, podbijał murawy w swojej ojczyźnie. Dla krajowego giganta, Galatasaray, rozegrał 194 spotkania, w których strzelił 45 goli i zanotował 73 asysty. Zdobywał z drużyną mistrzostwo Turcji, krajowy puchar i superpuchar. Jako 24-latek postanowił zrobić duży krok w swojej karierze. Podpisał kontrakt z Atletico, które za jego transfer musiało zapłacić 13 mln euro.

Złote lata w Madrycie

Przygodę z “Los Colchoneros” zaczął z wysokiego c, prowadząc zespół do triumfu w Lidze Europy. W 12 meczach tych rozgrywek strzelił dwa gole i zanotował aż sześć asyst, w tym jedną podczas wielkiego finału, przy trafieniu niezawodnego Radamela Falcao. Turan nieźle radził też sobie na boiskach La Liga, choć akurat na tym gruncie największy sukces święcił dwa sezony później. Podopieczni Diego Simeone przerwali wówczas hegemonię Realu i Barcelony, a Turek maczał swoje palce w tym sukcesie.
Przez cztery lata, które spędził w Atletico, co rusz dokładał coś do gabloty. To bowiem nie tylko wspomniane triumfy w La Liga i Lidze Europy, ale też Puchar i Superpuchar Hiszpanii, a także Superpuchar Europy. Niewiele brakowało, a dziś szczyciłby się też wygraniem Ligi Mistrzów, jednak jak dobrze pamiętamy, “Los Colchoneros” w dramatycznych okolicznościach przegrali finał z Realem. Turan miał wtedy sporego pecha, bo przez uraz pachwiny nie mógł zagrać w tym spotkaniu.

Banicja

W końcu parol zagięła na niego Barcelona, która miała co prawda wtedy niesamowitą jakość w ofensywie, ale i tak zwróciła uwagę na uniwersalnego Turka, mogącego pełnić rolę skrzydłowego czy środkowego pomocnika. Turana bardzo w swoim zespole chciał mieć ówczesny szkoleniowiec “Blaugrany”, Luis Enrique. Mówiło się natomiast także o tym, że były gracz Galatasaray został włączony w wyborczą walkę między Joanem Laportą i Josepem Marią Bartomeu. Transfer ogłoszono kilka dni przed wyborami prezydenta klubu, a drugi z wymienionych zyskał argument w debacie i pozostał na stanowisku.
Transakcja była jednak objęta sporym ryzykiem. Barcelona miała wtedy zakaz transferowy, przez co nie mogła zarejestrować tureckiego pomocnika. Ten na debiut czekał zatem… prawie pół roku.
- Myślałem, że będzie bardzo trudno wytrzymać pół roku bez gry, ale staram się odpowiednio przygotować. Koledzy pomagają mi, czuję się częścią klubu. Staram się zaadaptować do sytuacji. Jest mi trochę smutno, że nie będę grać tak długo, ale muszę patrzeć na pozytywne strony i obrócić wszystko na swoją korzyść - mówił wówczas Turan.
Wielki dzień w końcu nadszedł i skazany na banicję zawodnik doczekał się pierwszych występów w koszulce Barcelony. Dostał wtedy naprawdę duże zaufanie od Enrique. Chociaż wracał po długiej przerwie, od razu wskoczył do podstawowej jedenastki, a dwa pierwsze starcia w La Liga kończył z asystami. Wydawało się wówczas, że może być naprawdę dużym wzmocnieniem drużyny z Katalonii.
W końcówce sezonu częściej był już jednak tylko zmiennikiem. Od początku nie mógł liczyć na miejsce w najbardziej ofensywnym tercecie, bo tam królowali Leo Messi, Luis Suarez i Neymar. Pozostała mu zatem walka o pozycję jednego z trójki środkowych pomocników. Trudno było posadzić jednak na ławce Andresa Iniestę czy Ivana Rakiticia.

Przebłyski

Turan nie mógł jednak narzekać na całkowity brak szans, bo Enrique potrafił rotować składem i dawał swojemu pomocnikowi możliwość gry także w dłuższym wymiarze czasowym. Czasami Turek odpłacał się za to naprawdę świetnymi występami:
  • trzy gole i asysta vs Borussia Moenchengladbach (Liga Mistrzów),
  • trzy gole i dwie asysty vs Hercules (Puchar Króla),
  • dwa gole vs Sevilla (Superpuchar Hiszpanii),
  • gol i asysta vs Betis (La Liga),
  • gol i asysta vs Sporting Gijon (La Liga),
To tylko kilka przykładów, przede wszystkim na podstawie suchych liczb, ale Turan rzeczywiście przez pewien (choć krótki) czas spełniał pokładane w nim nadzieje. Najlepsze mecze rozgrywał jednak na lewym skrzydle, a tam na dłuższą metę trudno było mu wywalczyć miejsce w podstawowej jedenastce.
Znów przyciągał jednak sukcesy. Wcześniej Atletico z nim w składzie co rusz zdobywało trofea, a potem Barcelona w jego pierwszym sezonie sięgnęła po mistrzostwo Hiszpanii, krajowych puchar i Superpuchar Europy.
Niestety, w końcu Arda zaczął podupadać na zdrowiu. Przez uraz stracił praktycznie całą drugą część sezonu 2016/17, a potem jego sytuację skomplikowała jeszcze zmiana trenera. Luisa Enrique, a więc człowieka, który najbardziej chciał go w Barcelonie, zastąpił Ernesto Valverde. U tego szkoleniowca Turek nie zagrał choćby minuty.
- Z Valverde czułem się nieistotny i zdecydowałem się odejść. Nikt, łącznie z Valverde, nie zmusił mnie do opuszczenia Barcelony. Podjąłem decyzję o odejściu - tłumaczył potem Turan.

Afera za aferą

W poszukiwaniu gry Turek wrócił do ojczyzny. Najpierw w ramach wypożyczenia zasilił Basaksehir. Tam zasłynął jednak przede wszystkim z afer. Podczas ligowego meczu z Sivassporem obrażał i popchnął sędziego, za co początkowo otrzymał kartę… 16 meczów zawieszenia. Ostatecznie zmniejszono ją do 10 spotkań.
Żeby tego było mało, kilka miesięcy później Turek znów pokazał swoją nieprzewidywalną naturę, tym razem idąc o krok dalej. Podczas jednej z imprez podrywał żonę znanego tureckiego piosenkarza - Berkaya. Gdy ten chciał porozmawiać z piłkarzem, Turan wyprowadził cios i złamał artyście nos. Na tym historia się nie zakończyła, bo zawodnik wypożyczony wówczas z Barcelony odwiedził mężczyznę w szpitalu z… pistoletem.
- Nie wiedziałem, że to twoja żona. Jest mi przykro, możesz mnie zabić - miał powiedzieć Turan.
Krnąbrny piłkarz nie uniknął odpowiedzialności. Został potem skazany na dwa lata i osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Jego przygoda z Basaksehirem, pełna kontrowersji, zakończyła się po dwóch latach bez większego happy endu. Turan zagrał w 39 meczach, strzelił dwa gole i zanotował cztery asysty.
Na koniec kariery wrócił jeszcze do klubu, w którym wypłynął na szerokie wody. Przez dwa lata ponownie zakładał koszulkę Galatasaray, Z miejsca otrzymał kapitańską opaskę, ale rzadko nawiązywał już do swojej dawnej formy. W końcu, we wrześniu 2022 roku, zawiesił buty na kołku.

Przykre pożegnanie z reprezentacją

Zrobił to jako 100-krotny reprezentant Turcji i uczestnik jednego wielkiego turnieju - EURO 2016. Tam mocno jednak rozczarował, Trafił nawet do najgorszej jedenastki imprezy, którą wybierali dziennikarze “Marki”. Sam nie poczuwał się natomiast do odpowiedzialności i największe pretensje miał do selekcjonera, Fatiha Terima, który - zdaniem piłkarza - wystawiał go na złej pozycji.
Za słowne ataki na Terima chwilowo wyleciał z reprezentacji, po czym wrócił do niej, choć nie na długo. Tym razem w samolocie rzucił się bowiem na 70-letniego wówczas dziennikarza, który miał pisać o tym, że reprezentanci Turcji, pod przewodnictwem kapitana Turana, domagają się od związku większych pieniędzy. Piłkarz nie tylko dusił biednego redaktora, ale też zarzucił rodzimej federacji, że opłaca ona nieprzychylne artykuły.
- Odchodzę z reprezentacji, więcej już nie zagram w barwach Turcji. Incydent w samolocie był smutny, ale ja nie żałuję. Zagrałem we wszystkich kategoriach wiekowych w tej kadrze, kocham mój kraj, moją flagę i reprezentację. Przez wiele lat zdobyłem się na wiele poświęceń dla kadry, ale to już koniec - powiedział.
W rzeczywistości rozegrał potem jeszcze trzy mecze dla Turcji, po czym faktycznie pożegnał się z kadrą. Dobił do 100 występów, a ostatni z nich miał miejsce w październiku 2017 roku. Turan zszedł wówczas z murawy w 60. minucie przegranego meczu z Islandią (0:3), a na jego twarzy rysował się… uśmiech. Kibice byli na niego wściekli. Co ciekawe, spotkanie sędziował Szymon Marciniak.
Dziś Turan spełnia się jako trener. Od kwietnia prowadzi grający na zapleczu tureckiej Ekstraklasy Eyupspor.

Przeczytaj również