Dwaj wielcy wygrani meczu z Karabachem. Drugoplanowi piłkarze bohaterami, asy w rękawie Szwargi. "Zaimponował"
Sukces Rakowa ma wiele twarzy. Warto jednak zwrócić uwagę na tych, którzy są bohaterami niespodziewanymi. Okoliczności sprawiły, że odegrali oni kluczową rolę w wyrzuceniu Karabachu za burtę eliminacji LM.
Raków cierpiał w Baku. Ale Raków cierpiał mądrze, jakkolwiek to zabrzmi. Jasne, Vladan Kovacević musiał dwa razy wspiąć się na wyżyny umiejętności, broniąc potężne strzały z dystansu. Raz uratował go słupek. Ogólnie jednak Karabach miał mnóstwo problemów ze świetnie zorganizowaną ekipą Dawida Szwargi. Nawet jeśli gospodarze dochodzili do pola karnego gości, to tam górował kapitan Zoran Arsenić i jego przyboczni. Chorwat miał taką interwencję w końcówce, gdy ofiarnie, w ostatniej chwili, uniemożliwił oddanie strzału przeciwnikowi, a przy tym wywalczył jeszcze faul. Nie było lepszej motywacji dla reszty drużyny, by dzielnie i skutecznie bić się do końca.
Z drugiego szeregu
Nawet jednak Arseniciowi zdarzały się pomyłki. W 39. minucie obrońca niepewnie zachował się we własnej “szesnastce”, po czym zrobiło się gorąco. Czyhającego na piłkę Zoubira uprzedził jednak Bogdan Racovitan. Rumun był jednym z dwóch niespodziewanych, nieoczywistych bohaterów tego spotkania. Jasne, świetnie grał cały blok defensywny. Ponadto kapitalny występ, okraszony cudownym golem, zanotował Tudor. Multum mrówczej pracy wykonał Jean Carlos, w ofensywie błyszczał Marcin Cebula, a między słupkami latający Kovacević. Ale to właśnie na Racovitanie, a także Gustavie Berggrenie, warto skupić szczególną uwagę.
Pierwszy z tego duetu miał kilka kluczowych interwencji chroniących Raków przed stratą gola. Radził sobie w bezpośrednich pojedynkach, dobrze się ustawiał, wygrywał główki, mądrze wybijał piłki. Co więcej, to właśnie ofensywny, efektywny wypad Racovitana na połowę gospodarzy rozpoczął akcję, po której “pajęczynę” w bramce zdjął Tudor. 23-latek grał jak natchniony. Świetnie wyglądał też Berggren - król odbiorów. O ile przy grze do przodu zdarzały mu się błędy, o tyle w uprzykrzaniu życia rywalom czuł się jak ryba w wodzie. Odbierał, przechwytywał podania, potrafił błysnąć inteligencją boiskową, jak wtedy, gdy w doliczonym czasie gry zabrał się z piłką i “zrobił” faul taktyczny przeciwnika. Wszędobylski Szwed zaimponował tak, jak chyba nigdy wcześniej w barwach Rakowa.
Obaj wymienieni są bowiem nieoczywistymi bohaterami właśnie dlatego, że dotychczas pełnili niewielką rolę w zespole. A staż przecież mają niemały - Racovitan pojawił się w Częstochowie zimą ubiegłego roku, Berggren latem. Kosztowali po kilkaset tysięcy euro. Dotychczas byli jednak graczami z drugiego, a nawet trzeciego planu. Marek Papszun nie darzył ich wielkim zaufaniem, raczej traktował jak etatowych rezerwowych. Choć historia rumuńsko-szwedzkiego tandemu jest inna.
Stempel jakości
Obrońca miał bardzo pechowy start w ekipie “Medalików”. Po zimowym transferze z Botosani zagrał trzy razy, po czym do końca sezonu 2021/22 leczył kontuzję pleców. Pole position do gry w tyłach przejęli inni, w tym rewelacyjny Stratos Svarnas. W ostatnich rozgrywkach Racovitan dobił tylko do 13 meczów w Ekstraklasie. Znów miał trochę problemów zdrowotnych, większość czasu spędził na trybunach lub ławce. Bilans niespełna 900 ligowych minut nie dziwił. Podobnie jak to, że u Dawida Szwargi pierwszeństwo do jedenastki mieli Svarnas, Arsenić i Milan Rundić. Uraz tego ostatniego otworzył jednak drzwi przed 23-latkiem. Było zero minut z Florą, po czym przyszło po 90 w obu spotkaniach z Karabachem. Występem w Baku Bogdan Racovitan dał sygnał, że jest gotowy spełnić pokładane w nim nadzieje. Łatwo miejsca we wyjściowym składzie nie odda.
A Berggren? Szweda kupiono z rodzimego Hacken zeszłego lata. Marek Papszun chętnie korzystał z jego usług, tyle że w roli pożytecznego zmiennika. Z jednej strony 25 spotkań w Ekstraklasie wygląda solidnie, z drugiej - było to zaledwie ok. 600 minut. Tylko cztery razy pomocnik pojawiał się na murawie od pierwszej minuty. Grywał w Pucharze Polski, ale podczas długiego finału z Legią nie podniósł się z ławki. Dawid Szwarga na początku też zresztą miał inną koncepcję zestawienia środka pola. Na Florę najpierw wyszli Lederman i Koczerhin. Gdy wyleczył się Papanikolau, dołączył do tego pierwszego i stworzył z nim duet na dwa kolejne spotkania eliminacyjne. Młody polski pomocnik miał jednak sporo nerwowych zagrań i strat, wyglądał słabiej niż się spodziewano. A Berggren, mający w nogach jedynie 36 minut gry w el. LM (kolejno: 8, 0 i 24), zapracował na swoją szansę. Dał dobrą zmianę przed tygodniem, grał też w lidze z Jagiellonią (asysta) i Superpucharze Polski. Teraz za sprawą bardzo dobrego występu w Baku postawił stempel i pokazał: można na mnie liczyć, mogę grać więcej, daję jakość.
Asy z rękawa
Wartościowi zmiennicy, którzy mogą okazać się naturalnymi wzmocnieniami podstawowego składu, to doskonała wiadomość dla Szwargi. Właśnie w tym celu klub tworzy szeroką i docelowo wyrównaną kadrę, by w razie potrzeb, takich jak kontuzje czy słabsza forma, dało radę wyciągnąć asy z rękawa. Tutaj ta koncepcja sprawdziła się doskonale. Racovitan i Berggren nie tyle nie zawiedli, co zgłosili akces do częstszych wizyt w pierwszej jedenastce. Trener ma pozytywny ból głowy, a szefostwo Rakowa znów punktuje tym, że stworzyło mu odpowiednie warunki do pracy. Cel minimum - faza grupowa europejskiego pucharu - został już osiągnięty. Jak jednak zauważył Szwarga w “TVP Sport”, jego zespół jeszcze niczego wielkiego nie wygrał. Teraz, no może po jednym-dwóch piwkach, można się skupić na kolejnych wyzwaniach. W III rundzie Raków zagra z cypryjskim Arisem Limassol, który dopiero co przerobił na marmoladę BATE Borysów (11:5 w dwumeczu). Łatwo nie będzie. Ale jak się mierzy wysoko, to trudno oczekiwać prostej drogi po sukces. Mistrzowie Polski jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa.