Gdyby nie jego urazy, Liverpool rządziłby w walce o tytuł. Liczby mówią wprost

Gdyby nie jego urazy, Liverpool rządziłby w walce o tytuł. Liczby mówią wprost
Andy Sumner / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper Klasiński27 Apr · 08:00
To właśnie jego najbardziej brakuje Liverpoolowi w walce o mistrzostwo Anglii. Skuteczność Diogo Joty mogłaby być gamechangerem. Ale nie jest, a tytuł zaraz odjedzie “The Reds” na dobre.
Ostatnie potknięcia Liverpoolu sprawiają, że “The Reds”, poza odpadnięciem z Ligi Europy, znaleźli się w trudnej sytuacji w walce o mistrzostwo Anglii. Przez dużą część sezonu, a szczególnie w ostatnich tygodniach, jednym z najważniejszych problemów podopiecznych Juergena Kloppa jest słaba skuteczność. W wielu spotkaniach, gdy zawodzili Darwin Nunez czy zawsze godny zaufania w poprzednich latach Mohamed Salah, brakowało im gracza który nie potrzebuje wielu szans, aby trafić do siatki. Takiego jak Diogo Jota.
Dalsza część tekstu pod wideo
Portugalczyk jednak kolejny już raz wypadł z powodu urazu. To bardzo niedoceniane ogniwo Liverpoolu i nie będzie kontrowersją, jeśli stwierdzimy, że wynika to głównie z jego kruchego zdrowia. Niespełna dwa tygodnie temu wrócił po poprzedniej pauzie i już znów znalazł się pod opieką lekarzy, łapiąc uraz w starciu z Fulham. Wśród kibiców znajdą się jednak gotowi zgodzić z tezą, że gdyby był dostępny, to sezon ułożyłby się inaczej. Jego jakość wykończenia w tych naznaczonych nieskutecznością rozgrywkach mogłaby stanowić różnicę między rozdawaniem kart w walce o tytuł i obecną kilkupunktową stratą do fotelu lidera.

Kilka tygodni frustracji

Ostatnie tygodnie to dla Liverpoolu pasmo rozczarowań. Remis z Manchesterem United w meczu, który “The Reds” mieli do przerwy całkowicie pod kontrolą. Zakończenie trwającej ponad rok serii 33 domowych spotkań bez przegranej bolesnym laniem 0:3 od Atalanty w Lidze Europy i w efekcie pożegnanie z rozgrywkami. Porażka z Crystal Palace na Anfield. Na domiar złego klęska z Evertonem w derbach Merseyside. Jeśli dodamy do tego jeszcze marcowe pożegnanie z Pucharem Anglii po dramatycznym spotkaniu z “Czerwonymi Diabłami”, to można bez cienia wątpliwości powiedzieć, że dobrze zapowiadający się sezon na finiszu zaczął się sypać.
Piłkarze i kibice mieli nadzieję, że odchodzącego Kloppa uda się pożegnać sięgnięciem po kilka trofeów. Obecnie zapowiada się, że skończy się tylko na Pucharze Ligi. Z pozostałych rozgrywek pucharowych “The Reds” już odpadli. W Premier League mocno utrudnili sobie zadanie, tylko w minionych czterech kolejkach tracąc aż osiem punktów, choć we wszystkich spotkaniach, w teorii, stwarzali sobie lepsze okazje. W każdym z trzech ostatnich meczów bez trafienia do siatki (Atalanta u siebie, Crystal Palace, Everton), wykręcili współczynnik expected goals o wartości ponad dwa. Z United, przy okazji remisu 2:2, osiągnął on poziom aż 3,6. Mówiąc wprost - było z czego strzelać, ale ładowali “ślepakami”.
Fani mają pełne prawo czuć, że gdyby ich ulubieńcy wykorzystali choć część okazji, zapewne zasiadaliby teraz na fotelu lidera, nawet pomimo zaległego spotkania Manchesteru City. Trudno dziwić się uczuciu frustracji, które coraz częściej widać w ich wpisach w mediach społecznościowych. Ledwie kilka tygodni temu wyglądało na to, że drużyna z Anfield miała sytuację w lidze pod kontrolą, ale teraz, patrząc na formę Arsenalu i znając tendencję “Obywateli” do odpalania trybu bezlitosnego walca na ostatniej prostej, zdobycie drugiego mistrzostwa kraju w XXI wieku wydaje się coraz mniej prawdopodobne.

“Jak to nie wpadło…”

…takie zdanie fani Liverpoolu mogli regularnie powtarzać przy okazji kilku poprzednich spotkań. Kosztowne potknięcia “The Reds” łączą świetne zmarnowane okazje. Pudła Darwina Nuneza czy Mohameda Salaha, ale także i innych piłkarzy. O ile Urugwajczyk kojarzy się z nieskutecznością już od samego początku pobytu na Anfield, o tyle Egipcjanin od momentu powrotu po ostatniej kontuzji zaliczył duży regres, jeśli chodzi o formę strzelecką. Myli się w dobrych sytuacjach, podejmuje złe decyzje. Dlatego też aktualnie nie ma w ofensywie drużyny Kloppa piłkarza naprawdę godnego zaufania, stanowiącego gwarancję bramek, a to tylko rozszerza długą listę kłopotów trapiących drużynę w bieżących rozgrywkach.
- Skuteczność to z pewnością ogromny problem, ale nie jedyny duży kłopot “The Reds”. Myślę, że główną przyczyną wszystkich problemów jest brak kontroli nad spotkaniami oraz słabość defensywy, która w grubo ponad połowie ligowych meczów dopuszczała do utraty pierwszej bramki. Gonienie wyniku nakłada większą presję na atakujących i powstaje samonakręcająca się spirala - wyjaśnia nam redaktor portalu Angielskie Espresso, Jakub Schulz. - Wiemy, że Nunez ma fatalne wykończenie, a Salah nigdy nie bazował na bardzo wysokiej skuteczności, lecz na ogromnej liczbie kreowanych szans. Biorąc to wszystko pod uwagę, mamy przepis na katastrofę i to niesamowite, że tak długo udało się pozostać w walce o mistrzostwo. A należy też pamiętać o ogromnej liczbie kontuzji kluczowych zawodników.
W tej sytuacji aż chciałoby się móc liczyć na Diogo Jotę. 27-latek to w obecnym sezonie jedyny gracz linii ataku Liverpoolu z dorobkiem bramkowym na “plusie” w stosunku do xG (szykuje się zresztą, że skończy tak trzeci z czterech sezonów spędzonych na Anfield, co tylko dowodzi jego skuteczności). Przebija go zdecydowanie, bo ma na koncie niemal pięć ligowych goli więcej, niż wskazuje statystyka. I tutaj wyróżnia się zdecydowanie na tle kolegów.
Bramki vs expected goals ofensywnych zawodników Liverpoolu w Premier League:
  • Diogo Jota: 10 goli | 5,3 xG | +4,7
  • Cody Gakpo: 6 goli | 6,4 xG | -0,4
  • Mohamed Salah: 17 goli | 18,9 xG | -1,9
  • Luis Diaz: 8 goli | 11,0 xG | -3,0
  • Darwin Nunez: 11 goli | 15,7 xG | -4,7
Jeśli ma okazję (lub nawet półokazję), to ją wykorzystuje - często gdy spotkanie stoi na ostrzu noża. Jest wręcz ekspertem od strzelania goli ważnych. Tu imponuje nawet na tle najlepszych snajperów Premier League.
- Gdybyśmy mogli połączyć Nuneza i Jotę, otrzymalibyśmy napastnika idealnego. Portugalczyk to snajper światowego kalibru - zamienia średnio co czwartą okazję na gola. Niestety ma przy tym inną przypadłość - czasem przechodzi obok meczów i go nie widać. Mimo wszystko nawet w takich spotkaniach często znajduje się w odpowiednim miejscu i jedną akcją przesądza o wyniku - zwraca uwagę Schulz. - Urugwajczyk za to jest na drugim biegunie. To wybitny napastnik… do momentu uderzenia piłki. Swoim poruszaniem się tworzy ogromną liczbę sytuacji i okazji do podania, ale kiedy staje już oko w oko z bramkarzem, to wykorzystuje co dziesiątą okazję. To fatalny wynik.

Nieobecny

Z Jotą pojawia się jednak jeden, podstawowy problem. Od transferu na Merseyside latem 2020 roku był do dyspozycji trenera jedynie w 2/3 ligowych meczów, spędzając na boisku 43% możliwych minut. Biorąc pod uwagę tylko bieżące rozgrywki Premier League, widzimy tę samą tendencję. Opuszczone 12 z 33 spotkań. Rozegrane zaledwie 41% możliwych minut (i to odliczając mecz z Tottenhamem, gdzie wyleciał za dwie żółte kartki i kolejne spotkanie, ominięte z powodu zawieszenia). Można więc stwierdzić, że częściej go nie ma niż jest. I pomimo tego to aktualnie trzeci strzelec drużyny na ligowym podwórku.
- Skuteczność to zdecydowanie jego największy atut. Do tego fenomenalnie gra głową, zwłaszcza przy niewysokim wzroście i ma po prostu “szósty zmysł” snajpera. Świetnie czuje piłkę w szesnastce i ta często spada właśnie tam, gdzie akurat się znajduje. 27-latek potrafi grać obiema nogami w przeciwieństwie do Salaha i nie zastanawia się dwa razy przed uderzeniem - często trafia po sytuacyjnych strzałach - ocenia nasz rozmówca.
Gdy jednak Jota był potrzebny, bo ofensywa biła głową w mur, akurat spędzał czas w gabinetach lekarskich. Najbardziej bolesne, absurdalne straty punktów łączy właśnie to, że brakowało akurat jego. Z Manchesterem United na Anfield nie udało się trafić do siatki ani razu, choć “The Reds” oddali 34 strzały. Skończyło się bezbramkowym remisem. Kolejna strata punktów z “Czerwonymi Diabłami” (do przerwy przewaga 14:0 w strzałach) - też go nie ma. Z Palace, gdy skończyło się sensacyjną porażką u siebie, wracając po urazie, wszedł tylko na 24 minuty i nie zdołał odcisnąć piętna na spotkaniu. Miał jedną dobrą szansę, ale rywali uratował bohaterski blok obrońcy. W ostatniej kolejce z Evertonem, gdy oglądaliśmy kolejny festiwal nieskuteczności ekipy Kloppa, Portugalczyk znów nie mógł zagrać przez kontuzję. Jego nieobecność w tym sezonie wielokrotnie była bolesna dla Liverpoolu.
- Na jego absencję przypadły remisy z Arsenalem i City, kiedy “The Reds” mieli świetne okazje i nie potrafili zamienić ich na zwycięskie bramki. Joty zabrakło w dwóch bezpośrednich starciach o tytuł, gdzie koledzy nie potrafili wykorzystać stuprocentowych sytuacji - dodaje Schulz.
Są powody, aby wierzyć, że gdyby jednak Diogo był obecny, udałoby się przełamać impas, a wówczas to Liverpool rozdawałby karty w walce o mistrzostwo. Poza udziałem przy bramkach piłkarz z Portugalii ma też zresztą inne atuty.
- Robi rzeczy, których nie gwarantują inni gracze Liverpoolu. Dobrze pressuje, pozwala pomocnikom dołączyć do pressingu dzięki intensywności, z jaką naciska przeciwników, a gdy już dojdzie do okazji, jego skuteczność jest najlepsza z ich wszystkich napastników - mówił eks-obrońca “The Reds”, Stephen Warnock, w BBC Radio 5. - Liverpool po prostu staje się z nim lepszą drużyną. To wielka strata [kontuzja z meczu z Fulham], prawdopodobnie większa, niż ludzie się spodziewają.
Suche fakty zdają się to potwierdzać. 19-krotni mistrzowie Anglii z Jotą w podstawowej jedenastce punktują w tym sezonie Premier League lepiej niż bez niego (2,36 pkt/mecz do 2,05 pkt/mecz). Strzelają też średnio o ponad pół gola więcej na mecz (2,57 do 1,95). No ale właśnie - od pierwszej minuty zaczynał on tylko w 14 z 34 dotychczasowych spotkań.
Liverpool potrzebuje piłkarza tak skutecznego, godnego zaufania pod bramką przeciwnika jak Portugalczyk, ale dostępnego zdecydowanie bardziej regularnie. 27-latek już pięciokrotnie od momentu przenosin na Anfield zaliczał pauzy trwające minimum cztery tygodnie. Pauzy, przez które tracił wiele meczów, powodujące konieczność odbudowy formy, czyli tracenia jeszcze więcej czasu. Klopp, choć ma Jotę w składzie od niemal czterech lat, przez większość tego okresu tak naprawdę nie mógł z niego korzystać. Obecny sezon pokazuje, ile na tym stracił.
Gdyby Diogo Jota grał niemal mecz w mecz, na Anfield Klopp i spółka mogliby spoglądać na rywali z góry tabeli. Anglicy mawiają: “The greatest ability is availability” (“największa umiejętność to bycie dostępnym”). I właśnie tu leży problem w przypadku napastnika Liverpoolu.
***
Przytoczone statystyki na podstawie danych portalu FBref.

Przeczytaj również