Jedni nie mieli piłkarzy, u drugich szło na żyletki. Dziś pędzą po awans. Co za forma!

Jedni nie mieli piłkarzy, u drugich szło na żyletki. Dziś pędzą po awans. Co za forma!
Piotr Matusewicz / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot23 Apr · 14:59
Gdyby na początku sezonu ktoś wskazał, że obie te drużyny zdominują ligę, zostałby uznany za szaleńca. A jednak Lechia Gdańsk i Arka Gdynia, mimo gigantycznych problemów po drodze, są pół kroku od awansu do Ekstraklasy. Jak najbardziej zasłużonego.
Wisła Kraków, Miedź Legnica, Bruk-Bet Termalica Nieciecza. I pewnie jeszcze Wisła Płock. W przedsezonowych typowaniach kandydatów do awansu próżno było szukać drużyn z Trójmiasta. Lechia miała problem, by uzbierać pełny skład i musiała nawet z tego powodu odwołać jeden ze sparingów. Na inaugurację ligi pojechała rozbita i z eksperymentalną kadrą. Arka z kolei targana była konfliktem wewnętrznym o przejęcie klubu i bojkotem kibiców. Nad morzem, zamiast marzeń o awansie, prędzej spoglądano w dół, by przypadkiem nie wylądować boleśnie nawet w IV Lidze. Tymczasem dziś w Gdańsku i Gdyni mogą szykować się do Ekstraklasy. Koszula wyprasowana, buty wypastowane, garniak włożony. Wystarczy zrobić ostatnie pół kroku.
Dalsza część tekstu pod wideo
28 kolejek Fortuna 1 Ligi za nimi. Do końca sześć. Lechia prowadzi w tabeli, ma 56 punktów. Arka - 55. Trzeci GKS Katowice - 46. Odpowiednio dziesięć i dziewięć “oczek” przewagi to na tyle komfortowy zapas, że tylko jakaś szokująca zapaść może pozbawić ekipy z Pomorza awansu do elity. Ale w 2024 r. obie grają tak, że Ekstraklasa powinna powoli szykować się na ich powrót. Lechii po roku, Arki po czterech latach. Ich wyniki to dowód nie tylko kapitalnej pracy trenerów “nowej fali”, ale też tego, że przedsezonowe prognozy znowu, jak to w pierwszej lidze często bywa, można z perspektywy czasu co najwyżej wyśmiać.
tabela fortuna 1 ligi 23.04.24
własne

Nie mieli piłkarzy

W lipcu, gdy sezon startował, sportowo Trójmiasto było pogrążone w mocnym kryzysie. Lechia z hukiem spadła z Ekstraklasy - sensacyjnie, ale zasłużenie. W beznadziejnym stylu, z “wynalazkiem” Davidem Badią ze sterami, przepłaconą i słabą kadrą. Latem w klubie doszło do rewolucji. Nie tylko w drużynie, bo tam przeszło wręcz personalne tornado, ale przede wszystkim w gabinetach, gdzie od dawna panował jeden wielki chaos organizacyjno-finansowy. Władzę od Adama Mandziary i jego ludzi przejął fundusz inwestycyjny MADA GLOBAL, z którego ramienia za biało-zielone stery chwycił Paolo Urfer. Nowi właściciele podjęli decyzję, by współpracować ze świeżo zatrudnionym trenerem Szymonem Grabowskim i obiecali zapewnić mu wzmocnienia. Zaczęli na grubo, bo zakontraktowali gwiazdę Wisły Kraków, Luisa Fernandeza, rzucając mu na stół pensję ponad 100 tys. zł miesięcznie.
Na pierwszy mecz sezonu, do Głogowa, Lechia pojechała z Fernandezem i głównie ferajną dzieciaków. Od początku zagrali Antoni Mikułko (18 lat) i Bartosz Brzęk (17 lat), z ławki weszli Adam Kardaś (16 lat) czy Bartosz Borkowski (17 lat). Na boisku biegał też Bassekou Diabate, którego atuty do dziś pozostają zagadką, czy przebierający nogami do odejścia Miłosz Szczepański. A wszystko to kilkanaście dni po odwołaniu sparingu z Olimpią Elbląg z powodu zbyt małej liczby dostępnych piłkarzy. Nikt się nie dziwił, że Szymon Grabowski, wcześniej wieloletni trener Resovii, wykonujący też solidną robotę w Stomilu, nie był optymistą. Ewentualny awans brzmiał jak scenariusz science-fiction, bo szkoleniowiec nie wiedział, jaki skład będzie miał do dyspozycji za kilka dni.
- Pod każdym względem jest to najtrudniejszy moment w mojej karierze trenerskiej - opowiadał wtedy Grabowski na kanale Meczyki.pl. - Na żadnych kursach w szkole trenerów nie nauczyłbym się tego, czego już się nauczyłem przez ten czas. Cieszę się, że tego “dotknąłem” i to przeżyłem, bo dzięki temu mój bagaż doświadczeń bardzo się zwiększył.
Urfer i spółka dotrzymali jednak słowa. Nie oszczędzając, wzmocnili drużynę konkretnymi piłkarzami. Takimi, którzy mają i talent, i umiejętności, i można na nich w przyszłości potencjalnie zarobić. Dziś już wiemy, że letnie nabytki do linii pomocy i ataku były hitem. Liderem zespołu jest filar drugiej linii Rifet Kapić. Za jego plecami świetnie wygląda Iwan Żelizko. W ataku błyszczy rewelacyjny skrzydłowy Maksym Chłań (rocznik 2003), radę dają też Camilo Mena (2002) i Tomas Bobcek (2001). Wszyscy z miejsca poradziliby sobie w Ekstraklasie, do której lechiści zmierzają dostojnym i dynamicznym krokiem. Wiosną idzie im rewelacyjnie. Wygrali osiem z dziewięciu spotkań, objęli prowadzenie w tabeli. Praca wykonana podczas zimowej przerwy popłaca. Tym razem Szymon Grabowski wszedł w nową rundę z optymizmem. Zapowiadał, że Lechia będzie lepsza. I jest. A to wszystko bez kontuzjowanego od października Luisa Fernandeza.

Z serca konfliktu

Arka rozpoczynała ten sezon z jedną przewagą nad rywalem zza miedzy: miała więcej piłkarzy. Ale atmosfera była wręcz grobowa. Po pierwsze, “Żółto-niebiescy” zupełnie zawiedli w lidze, nie wchodząc nawet do baraży, kończąc rozgrywki z “odkurzonym” Ryszardem Wieczorkiem na ławce trenerskiej. Jego zatrudnienie od początku wyglądało na paniczne wręcz szaleństwo i zakończyło się kompletną klapą.
Po drugie, co bardziej istotne, klub przeszywał konflikt właścicielski. Mniejszościowy akcjonariusz Marcin Gruchała chciał przejąć pakiet kontrolny od większościowego akcjonariusza Michała Kołakowskiego (a w praktyce jego ojca, znanego agenta piłkarskiego Jarosława Kołakowskiego). Dostał jednak odmowę. Zanim dopiął swego, musiało minąć kilka miesięcy najpierw ostrej bitki medialnej, a następnie twardych negocjacji. Kibice i gdyńskie środowisko - w tym finansujące Arkę miasto - murem stanęło za Gruchałą, lokalnym przedsiębiorcą i byłym piłkarzem Arki. Fani weszli w nowy sezon z bojkotem domowych meczów, a klub bez pieniędzy z miasta. Latem doszło nawet do sytuacji, w której najlepszy strzelec Karol Czubak usłyszał, że generalnie jeśli nie zgodzi się na transfer za kilkaset tysięcy euro, to jego koledzy nie dostaną pensji na czas. Nie były to normalne ani zdrowe warunki pracy - na nie zresztą narzekało wielu pracowników klubu mających styczność z osobą faktycznie zarządzającą Arką. Powiedzieć, że panowała kiepska atmosfera, to nic nie powiedzieć.
Zatrudniony w czerwcu trener Wojciech Łobodziński podjął rękawicę, by zjednoczyć rozbity zespół i mimo właścicielskiego sporu spróbować zrobić jak najlepszy wynik sportowy. Też miał sporo do udowodnienia, bo w poprzednim sezonie nie wyszła mu praca ani w ekstraklasowej Miedzi Legnica, ani misja awansu z Wieczystą Kraków. Sam trzeźwo podchodził do zaistniałej sytuacji i przebąkiwał co najwyżej o pierwszej szóstce. Wraz ze sztabem i piłkarzami wykonał jednak tak doskonałą pracę, że dziś Arka niespodziewanie jest o krok od Ekstraklasy. “Łobo”, który już przedłużył umowę, tchnął w tę drużynę nowego ducha, bo - w przeciwieństwie do Lechii - skład gdynian w dużej mierze opiera się na tych samych zawodnikach co wcześniej. Poprawił jej mankamenty, dźwignął mentalnie, stworzył na nowo taktycznie. Ułożył puzzle wedle własnej wizji. I mimo kiepskiego początku sezonu, od września “zażarło” aż miło. To wreszcie jest zespół, a nie zbieranina niezłych indywidualności.
Choć i o tych trzeba wspomnieć. Czubak nadal strzela dużo, a mógłby jeszcze więcej. Niemniej, wykonuje tytaniczną pracę dla drużyny i wykonał w ostatnim roku duży progres. Podobnie jak wielu jego kolegów. Olaf Kobacki to dziś absolutny top tej ligi. Drugi skrzydłowy Kacper Skóra ma gorsze liczby, ale zasuwa jak mały samochodzik, zarówno z przodu, jak i z tyłu. Środek pola trzyma duet Sebastian Milewski - Janusz Gol (po którym absolutnie nie widać metryki). W obronie znakomity sezon rozgrywa jeszcze starszy od Gola Martin Dobrotka, dowód na to, że i “Stary Słowak” potrafi. Charakter i umiejętności zapewnia wychowanek Przemysław Stolc, stabilizację na wysokim poziomie złapał uznany pierwszoligowiec, Dawid Gojny.
Moglibyśmy tak wymieniać i wymieniać, bo choćby wyczekiwany spokój w bramce dał Paweł Lenarcik, ale Arka - już z Marcinem Gruchałą jako właścicielem - to dziś przede wszystkim jedność. Wymienione czynniki (a i tak laurkę wystawiamy dość ogólną) dają jej miano jedynej niepokonanej w 2024 r. ekipy Fortuna 1 Ligi. Mądrze uzupełniony zimą zespół pewnie, ramię w ramię z lokalnym rywalem, kroczy do elity.

Derby nie o awans

Zimą, gdy w bitwę o bezpośredni awans było zamieszanych więcej ekip, zanosiło się, że zaplanowane w przedostatniej kolejce Derby Trójmiasta (nad ich dokładnym terminem nadal trwa gorąca dyskusja) mogą decydować o promocji szczebel wyżej. Ale podczas gdy Lechia i Arka solidnie punktowały, najgroźniejsi rywale łapali zadyszkę. Kryzys miał GKS Tychy, kryzys miał Motor Lublin, wiele razy zawodziła Wisła Kraków. W efekcie na podium wdarł się GKS Katowice, przy czym też raczej musi patrzeć w dół tabeli aniżeli górę (źródło grafiki: 90minut.pl)
fortuna 1 liga tabela w 2024 roku 23.04
wlasne
Derby prędzej więc zadecydują o tym, kto wygra ligę. Dziś każdy inny scenariusz niż awans pomorskiego tandemu byłby sensacją. Bo o ile trudno się spodziewać, by mimo wszystko obie ekipy bez żadnego potknięcia (nie licząc meczu bezpośredniego) dotarły do mety, o tyle ktoś jeszcze musiałby je wyprzedzić. Tymczasem nikt z grupy pościgowej nie wygląda na drużynę mogącą wygrać wszystko co jest do wygrania. A zapas odpowiednio dziesięciu i dziewięciu punktów to naprawdę solidna zaliczka. Krótko mówiąc, Lechia i Arka nie wykazują żadnych symptomów mogących świadczyć o tym, że tę przewagę stracą. Są po prostu całościowo najlepsze w lidze.
Do końca pozostało sześć kolejek. Na papierze łatwiejszy terminarz mają “Arkowcy”, którzy przed derbami (i wieńczącym sezon starciem z GKS-em Katowice) zagrają z czterema przeciwnikami z dołu tabeli. Najpierw w Pruszkowie, następnie u siebie z Resovią, dalej w Bielsku-Białej i na “deser” w domu z Zagłębiem, które wtedy prawdopodobnie będzie już zdegradowane. Drzwi do Ekstraklasy są szeroko otwarte. Niewykluczone, a wręcz bardzo możliwe, że w trakcie tego czwórboju “Żółto-niebiescy” przyklepią awans. Ich gra się zgadza, trenera Łobodzińskiego mogą martwić jedynie kontuzje. Problemy zdrowotne dopadły bowiem trzech środkowych pomocników: Janusza Gola, Sebastiana Milewskiego i Huberta Adamczyka. Ostatnie spotkanie z Wisłą Płock pokazało jednak, że i zmiennicy mogą stanąć na wysokości zadania. Arka ma wszystkie karty w ręce.
Lechia oczywiście też, natomiast jej kalendarz jest trudniejszy, mimo że derby rozegra na własnym stadionie. “Biało-zieloni” zmierzą się jeszcze z trzema zespołami walczącymi o baraże: GKS-em Tychy (dom), Wisłą Kraków (wyjazd) i Miedzią (wyjazd, po derbach). Tyle że przed tym maratonem mają domowy mecz z Polonią Warszawa i wyjazd na Stal Rzeszów. W Gdańsku obawiano się trudnego terminarza na ostatniej prostej, tymczasem dzięki świetnym wynikom awans może zostać podstemplowany już na jej pierwszych metrach.
terminarz lechia arka 23.04.24
wlasne

Zachwyceni

Jeśli obie ekipy z Trójmiasta zgodnie z oczekiwaniami lada tydzień zameldują się w Ekstraklasie, ten sukces będzie miał przede wszystkim twarze trenerów. Szymon Grabowski w Gdańsku i Wojciech Łobodziński w Gdyni zasłużyli na wielkie słowa uznania. Obaj weszli do nieznanej rzeki, zaryzykowali, a dziś zbierają owoce własnej ciężkiej pracy. Doskonale złożyli i przygotowali swoje zespoły, wprowadzając je na sam szczyt pierwszoligowej tabeli. Co istotne, i jeden, i drugi prezentuje nową, młodą falę szkoleniową, od jakiegoś czasu błyskawicznie zalewającą szczebel centralny. Grabowski to rocznik 1981, Łobodziński 1982. Wpisują się w obiecujący trend, który w Ekstraklasie reprezentują jeszcze młodsi Adrian Siemieniec, Daniel Myśliwiec czy Dawid Szulczek, a w Fortuna 1 Lidze m.in. Mariusz Misiura i Mateusz Stolarski. Gdy przyłożymy ucho, to w Gdańsku i Gdyni są trenerami zachwyceni.
Zmienia się myślenie polskich trenerów i o polskich trenerach. Zamiast zgranych kart z karuzeli, do akcji wkroczyła świeża krew, z otwartą głową, umiejąca opowiadać o piłce i przekuć teorię w praktykę. Ludzie świadomi, profesjonalni, z perspektywami na sukcesy. Pozostaje nic tylko przyklasnąć. A kibicom w Trójmieście dodatkowo mrozić szampany. Powinny się przydać na majówkę lub tuż po niej.

Przeczytaj również