Jego kluby ostatnio wygrywają wszystko, czas na Premier League? Był symbolem chudych lat, teraz odkupuje winy

Jego kluby ostatnio wygrywają wszystko, czas na Premier League? Był symbolem chudych lat, teraz odkupuje winy
Isaiah J. Downing-USA TODAY Sports/SIPA USA/PressFocus !
Mijają dwie dekady od historycznego sezonu Arsenalu w Premier League. Klub przynajmniej tyle czasu będzie też czekał na kolejny tytuł mistrzowski. Ale po latach niepowodzeń, wiara wśród kibiców znów jest ogromna, a spory wkład w to ma człowiek, który przez ponad dekadę był twarzą porażki. Oto jego droga.
Gdy w 2007 roku amerykański biznesmen Stan Kroenke kupił pierwszy pakiet akcji Arsenalu, fani liczyli na złote lata i regularne sukcesy na arenie krajowej i międzynarodowej. Tak się jednak nie stało. Przez ponad dekadę “The Gunners” stopniowo popadali w marazm. Chociaż nadal byli częścią angielskiej elity, to przy odnoszących sukcesy rywalach wyglądali jak szlachta zagrodowa, która wciąż wspomina czasy swego prosperity. W tym czasie kibice wielokrotnie domagali się zmian właścicielskich i przestawienia wajchy w sposobie zarządzania klubem. Teraz karta się odwróciła, a Kroenke może odkupić swoje winy. I to dosłownie. Inwestycje w sportową stronę działalności są w ostatnich latach ogromne. Biznesmen stał się zaś, póki co w Stanach Zjednoczonych, synonimem sukcesu. Czas przenieść to na angielską ziemię.
Dalsza część tekstu pod wideo

Imperium

“Cichy Stan”, jak często nazywa się Stana Kroenke, to niemal wzorzec amerykańskiego biznesmena z filmowych produkcji. Stroniący od mediów, siwy ekscentryk, który sporą część swojego sukcesu zawdzięcza “wżenieniu się” w rodzinę Waltonów, czyli właścicieli handlowego imperium Walmart. Młody Stan miał głowę do interesów, jednak dopiero małżeństwo z Ann Walton otwarło przed nim drogę do stania się jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Kroenke już jako dziesięciolatek pomagał ojcu w prowadzeniu składu drewna, a w szkole średniej pokochał sport, w który w przyszłości zainwestował setki milionów. Ann Walton poznał kilka lat później podczas wakacji w Aspen. Pobrali się w 1974 roku, a kilka lat później Stan założył Kroenke Group i stał się potentatem na rynku deweloperskim. Nie bez znaczenia były tu koneksje z rodzinną firmą żony.
W latach 90. XX wieku Kroenke wszedł mocno w świat sportu. Jego holding Kroenke Sports & Entertainment z początku prowadził inwestycje na rynku amerykańskim. Został właścicielem kilku sportowych obiektów, ale przede wszystkim klubów. W portfolio spółki są m.in. Denver Nuggets z ligi NBA, Colorado Avalanche z NHL czy Los Angeles Rams z NFL. Co łączy te zespoły? Wszystkie w ostatnim czasie cieszyły się z triumfu w najważniejszych amerykańskich ligach. Nuggets sięgnęli w tym roku po swój pierwszy tytuł w koszykarskiej NBA, z kolei przed rokiem Avalanche zdobyło Puchar Stanleya, a Rams wygrali w Super Bowl. Kroenke na przestrzeni minionych kilkunastu miesięcy stał się w USA synonimem sukcesu. I jeśli fani Arsenalu wierzą w prawo serii, to przed nowym sezonem Premier League powinni liczyć na wiele. Tym bardziej, że także w ojczyźnie kluby właściciela musiały długie lata pracować na wielki triumf.

Przybysz zza oceanu

Gdy Kroenke pojawił się w Arsenalu w 2007 roku, z początku nie należał do głównych udziałowców. Co więcej, traktowany był ze sporym dystansem przez większość ówczesnego zarządu. Kulisy jego wejścia do klubu są zresztą zawiłe, a kluczową rolę w całym procesie odegrał David Dein. Legendarny działacz i wieloletni wiceprezes klubu widział potrzebę otwarcia się na dużego inwestora. Wówczas zagraniczny kapitał w angielskich klubach nie był jednak tak powszechny, a pomysł nie do końca podobał się pozostałym osobom decyzyjnym w Arsenalu. Dein z kolei szukał pieniędzy, które pomogłyby załatać budżet po największej inwestycji w historii - budowie nowego stadionu. Ostatecznie sprzedał on swoje udziały spółce Red and White Securities, będącej w posiadaniu Aliszera Usmanowa i Farharda Morshiego, a sam stanął na jej czele. Choć nie na długo, zaś jego relacje z klubem zostały zerwane z powodu “chęci polepszenia stosunków spółki z zarządem”.
Kroenke, który przegrał licytację o pakiet należący do Deina, nie zrezygnował jednak z planów wejścia do Arsenalu. Przyjął po prostu inny model biznesowy. Skupował akcje od małych udziałowców, co pozwoliło mu w 2009 roku mieć w portfelu 30% własności. To z kolei prawnie otwierało drogę do przejęcia całego klubu. W 2011 dysponował już pakietem większościowym. Wygrał walkę o władzę z Usmanowem, a “Era Kroenke” rozpoczęła się na dobre. W ogólnym rozrachunku przyjęto to z ulgą. Lepiej było oddać stery w ręce obrotnego biznesmena z USA, aniżeli powiązanego z Rosją oligarchy.
Początkowo niewiele zwiastowało też, że “Kanonierzy” pod rządami miliardera zaliczą regres. Fani mogli nawet optymistycznie zakładać rozwój sportowy, jakim dla lokalnego rywala - Chelsea - było przejęcie władzy przez Romana Abramowicza. Z tym, że o ile były już właściciel “The Blues” od razu szastał pieniędzmi, o tyle Kroenke Arsenal potraktował bardzo biznesowo. I w tym aspekcie nie można mu było wiele zarzucić. Podczas, gdy wiele klubów piłkarskich notowało straty, Arsenal potrafił zarabiać. Plan nadrzędny - spłata zadłużenia wygenerowanego przez budową Emirates Stadium - został wykonany bezbłędnie. Rozsądne zarządzanie budżetem i wyjście z długów pozwoliło na koniec sezonu 2014/15 zanotować wzrost o ponad 330 mln funtów. Idea Deina, choć on sam przypłacił ją miejscem w klubie, została wprowadzona w sposób udany. Mimo to, nad spłaconym dopiero co stadionem zbierały się czarne chmury.

#KroenkeOut

Zyski finansowe nie przekładały się na sukcesy sportowe. Początkowo pewny parasol ochronny dla działań Kroenkego stanowił Arsene Wenger. Francuski szkoleniowiec, który święcił z Arsenalem spore triumfy, bronił stylu zarządzania klubem. Nie był zwolennikiem transferów za gigantyczne pieniądze, promował wprowadzenie młodych graczy i - mimo wszystko - utrzymywał drużynę w czołówce Premier League. Do czasu. Gdy “Kanonierzy” kończyli kolejne sezony bez mistrzostwa, raz po raz sięgając tylko po Puchar Anglii, nastroje znacząco się popsuły. Z zespołu odchodzili czołowi zawodnicy, a w ich miejsce poza drobnymi wyjątkami ściągano przeciętniaków lub co najwyżej piłkarzy na dorobku. Nie bez znaczenia w tym okresie był też fakt, że ceny biletów na domowe mecze Arsenalu stały się rekordowe, najwyższe w całej Europie. Trybuny wciąż się zapełniały, “The Gunners” raz po raz dawali wielkie spektakle, ale napięcie zaczynało narastać i przyniosło protesty fanów, wspierane również przez kibiców innych angielskich klubów.
Coraz częściej opinia publiczna spoglądała w kierunku USA, gdzie Kroenke nie był aż tak powściągliwy w wydawaniu pieniędzy, a przy okazji też podpadł części kibiców. W 2016 roku przeniósł bowiem grający w NFL zespół Rams z St. Louis do Los Angeles. Powód? Oczywiście, większy potencjał zarobkowy. Ten czas był także najgorszy sportowo dla Arsenalu, który rozgrywki 2016/17 zakończył poza czołową czwórką ligi po raz pierwszy od 20 lat. Fani mieli dość. Najpierw domagano się głowy Wengera, który miał być zbyt spolegliwy wobec właściciela. Francuz odszedł z klubu po kolejnej kampanii, a cała złość kibiców skierowała się w kierunku Kroenkego, od którego również domagano się odejścia. “Cichy Stan” wszystko to kwitował krótkim stwierdzeniem: Arsenal nie jest na sprzedaż. Choć propozycji odkupienia od niego klubu było na przestrzeni lat przynajmniej kilka.
Na domiar złego Kroenke w 2021 zaangażował się w utworzenie Superligi. Tego było już za wiele. Hasło “Kroenke out” niosło się głośniej niż kiedykolwiek wcześniej i było kumulacją wszystkich plag ściągniętych przez Amerykanina na Emirates Stadium.

Odkupienie

Teraz, po wycofaniu się z projektu Superligi i po ostatnich, obiecujących dwóch sezonach, Kroenke nie jest już wrogiem numer jeden na Emirates. Trudno stwierdzić, że trybuny go pokochały, ale na pewno dostał drugą szansę. I może ją wykorzystać. Nie można w tej chwili popadać w hurraoptymizm, czy stawiać Amerykaninowi pomników, jednak przejście obojętnie wobec jego ostatnich ruchów byłoby aż nadto krzywdzące. W końcu patrząc na kwoty transferowe z kilku minionych lat, Arsenal wydaje naprawdę dużo. I takiego komfortu nie byłoby, gdyby Kroenke nie amortyzował biznesu w sposób rozsądny.
Skąd ta zmiana w podejściu do zarządzania klubem? Z jednej strony Kroenke mógł dojść do wniosku, że wojna z kibicami na dłuższą metę będzie dla niego nieopłacalna i trzeba ich ugłaskać. Z drugiej, pojawienie się Mikela Artety otworzyło szansę na solidną przebudową składu i nowy rozdział, a kto jak kto, ale tak wytrawny biznesmen jak Kroenke. wie w jakich ludzi warto inwestować. I Arteta do tego grona na pewno się zalicza. Można przedstawić również bardziej romantyczną wizję - Stan Kroenke, mając już ponad 70 lat na karku, chce w końcu zapisać się w historii swoich klubów i ostatnie sukcesy na rynku amerykańskim rozbudziły jego entuzjazm. Można wreszcie uwierzyć w to, że Kroenke od początku miał plan dalekosiężny, który w końcu się realizuje. I patrząc na jego drogę w biznesie czy sporcie amerykańskim - ta wizja wcale nie wygląda na bezzasadną.
Sam Kroenke senior nie jest już pierwszoplanową postacią w Arsenalu. Można zadać sobie pytanie, czy kiedykolwiek nią był? Zarządza raczej z tylnego fotela, a w Londynie częściej obecnie zawiaduje jego syn, Josh. Wydaje się jednak, że wciąż kluczowe decyzje odnośnie sfery biznesowej zapadają z jego błogosławieństwem. Najbliższe miesiące na Emirates mogą - mówiąc pół żartem, pół serio - bacznie obserwować fani Colorado Rapids. Ten klub, także będący własnością rodziny Kroenke, radzi sobie dość przeciętnie w MLS. Jak jednak pokazują ostatnie lata, ze Stanem na pokładzie płynie się wolno, ale zawsze w kierunku celu.

Przeczytaj również