Rywal Kiwiora dostał po głowie. Wątpliwości Artety, ten detal może zadecydować

Rywal Kiwiora dostał po głowie. Wątpliwości Artety, ten detal może zadecydować
Nigel Bramley / Press Focus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot17 Apr · 10:35
Trzy opcje, sporo wątpliwości. Ta dyskusja rozgrzewa kibiców Arsenalu: kto powinien zagrać na lewej obronie w meczu z Bayernem? W jej środku jest oczywiście Jakub Kiwior, ale to nie on ostatnio zbiera największą krytykę.
Na kontrakcie w Arsenalu znajduje się w tej chwili sześciu piłkarzy, którzy mogą grać na lewej obronie. Mikel Arteta dysponuje: Jakubem Kiwiorem, Ołeksandrem Zinczenką, Takehiro Tomiyasu, Jurrienem Timberem, Kieranem Tierneyem i Nuno Tavaresem. Ilość nie równa się jednak oczekiwanej jakości. I nie ma większego znaczenia, że dwaj ostatni są wypożyczeni, a Timber dopiero dochodzi do siebie po poważnej kontuzji. Pierwsza trójka w teorii powinna zapewnić “Kanonierom” odpowiednią głębię składu. W praktyce to właśnie o tę pozycję mogą najbardziej obawiać się kibice przed meczem, którego stawką jest półfinał Ligi Mistrzów. Wokół każdego z kandydatów do gry nie brakuje wątpliwości.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kiwior na karuzeli

W przypadku Jakuba Kiwiora te wątpliwości pojawily się stosunkowo niedawno. Wszak reprezentant Polski, odkąd wskoczył do podstawowej jedenastki na początku lutego, zbierał świetne recenzje. Z nim w składzie Arsenal wygrał sześć meczów z rzędu i wywiózł remis z Etihad Stadium. Tam wprawdzie Kuba nie miał łatwej przeprawy z Bernardo Silvą, ale też nie przesadzajmy, że występem przeciwko Manchesterowi City cokolwiek przekreślił. Absolutnie, szczególnie, że po przerwie, zanim zszedł z boiska, skorygował własną grę i wyglądał znacznie lepiej. Poza tym, umówmy się, nie ma nieomylnych obrońców, a Bernardo to światowa czołówka. Cel, czyli zero z tyłu, udało się osiągnąć, a zmieniający Kiwiora Tomiyasu wyglądał na zupełnie pogubionego.
Arteta dał zresztą wyraz zaufania wobec Polaka, stawiając na niego w pierwszym ćwierćfinale LM. Leroy Sane mocno jednak obnażył mankamenty Kiwiora, który już w przerwie zjechał do bazy. Angielskie media i kibice nie szczędziły 24-latkowi słów krytyki, ale robienie z niego głównego winowajcy rozczarowującego wyniku (2:2) to nieporozumienie. Z Bayernem zawiodła większość zawodników, w tym dotychczas niemal nieomylny duet stoperów Gabriel - William Saliba. O ile zmiana Kiwiora przy wyniku 1:2 na lepiej czującego się w ofensywie Zinczenkę była naturalna, o tyle trudno traktować ją jako czerwoną kartkę od menedżera.
Podobnie z dystansem podchodzilibyśmy do trzech meczów z rzędu po zero minut w Premier League. Jasne, nastąpiła wyraźna zmiana względem tego, co było w lutym i marcu, ale wtedy hiszpański trener właściwie nie miał możliwości rotacji. Gdy ta się pojawiła, zaczął stawiać w lidze na Ukraińca. I tutaj dochodzimy do problemu numer dwa.

Najgorszy mecz

Ołeksandr Zinczenko nie dał bowiem argumentów, by na stałe odesłać Kiwiora na ławkę. Nawet z Bayernem, gdy bardzo przydał się w kreacji, też miał problemy z Sane. A przeciwko Aston Villi w ciągu 90 minut popełnił więcej błędów niż Kiwior w okresie od lutego do kwietnia, gdy Arsenal z nim w jedenastce zdobył 19 punktów na 21 możliwych. Mikel Arteta mógł jedynie łapać się za głowę, kiedy Zinczenko, rozgrywający prawdopodobnie najgorszy mecz w barwach “The Gunners”:
  • naiwnie “bawił się” wokół własnego pola karnego, nieodpowiedzialnie tracąc piłkę,
  • podawał do rywali lub dawał im się łatwo mijać,
  • źle się ustawiał, uciekając ze swojej pozycji w obronie (tak było np. przy golu na 0:1),
  • absurdalnie łamał linię spalonego, z czym od dawna ma problem.
Niedzielne spotkanie jak w soczewce uwypukliło największe grzechy byłego zawodnika City. Zinczenko grał naiwnie, niebezpiecznie dla własnej drużyny, nonszalancko. Oczywiście, ryzyko to nieodłączny element stylu gry preferowanego przez Artetę. Granica między ryzykiem a zupełnym brakiem rozsądku jest jednak bardzo cienka. Ukrainiec nadmiernie popełnia niewymuszone błędy, podaje rywalowi tlen, sam sprowadza na siebie i kolegów kłopoty. Jakby był tak przekonany o swoich umiejętnościach, że nie zważa na konsekwencje regularnych strat piłki prowadzących do groźnych sytuacji dla przeciwnika. Zbyt często sprawia wrażenie gościa, któremu po prostu odcina prąd, pozbawiając go myślenia i odpowiedzialności.
Rzecz jasna, sprowadzanie problemów Zinczenki do hasła: “z przodu super, z tyłu beznadziejnie” to zbytnie spłycenie tematu. Mnóstwo dziwnych pomyłek i tzw. szkolnych błędów musi jednak niepokoić. Szczególnie, że mecz z Aston Villą nie stanowił jednorazowego wypadku przy pracy, bo to zdarza się każdemu. Był za to potwierdzeniem tezy, że w tym sezonie reprezentant Ukrainy, z drobnymi wyjątkami, albo jest niedostępny do gry, albo bardziej przeszkadza niż pomaga. Schodząc z boiska zebrał nawet gwizdy od własnych kibiców. Zbiegło się to z informacjami w mediach, że klub rozgląda się za nowym piłkarzem na lewą obronę i jeszcze nie rozpoczął żadnych rozmów ws. ewentualnego przedłużenia wygasającego w 2026 r. kontraktu Zinczenki.
The Athletic opisał postawę Ukraińca jako “relikt po poprzednim, chaotycznym sezonie”. Lepiej byśmy tego nie ujęli. Jakby doświadczony piłkarz przegapił moment, w którym Arsenal stał się zespołem dojrzalszym, bardziej poukładanym, chłodniejszym, mniej infantylnym. On dalej gra swoje, tyle że drużyna poszła w górę.

Na ruszcie

Oczywiście, Zinczenko daje w grze do przodu to, czego nie da ani Kiwior, ani Tomiyasu (o nim niżej). Jednocześnie jest jednak tzw. tykającą bombą w tyłach. Czy udział w kreacji, gwarantujący drużynie więcej instrumentów ofensywnych, zamazuje braki defensywne Ukraińca na tyle, by ten zagrał na Allianz Arena od pierwszej minuty? Mikel Arteta ma twardy orzech do zgryzienia. Kibice w sieci są podzieleni, choć do ich opinii jak zawsze trzeba podchodzić z dystansem - za Bayern po głowie dostał Kiwior, teraz na ruszt wrzucili Zinczenkę.
- Gdyby zapytać kibiców Arsenalu, którego z nich woleliby w pierwszym składzie, to 8/10 odpowiedziałoby, że bezpieczniej czuje się na ten moment z Kiwiorem - mówił przed ćwierćfinałem LM dziennikarz Meczyki.pl, Radosław Przybysz.
Obstawiamy, że dziś, nawet mając w pamięci “przeboje” Polaka z Leroyem Sane, proporcje byłyby podobne.
- Kiwior dobrze sobie radził, a drużyna była solidna w obronie. Odkąd wrócił Zinczenko, jest nerwowo - zauważył jeden z fanów, co spotkało się z dużą aprobatą.
Istotne jest też to, że przy Kiwiorze na lewej stronie, w rolę odwróconego bocznego obrońcy wciela się grający na drugim boku Ben White. I wygląda w niej rewelacyjnie. Innymi słowy: po co zmieniać coś, co generalnie działało, jeśli nie ma gwarancji poprawy?

Już to robili

Niewykluczone, że Arteta, po “popisach” Zinczenki w lidze, sięgnie w środowy wieczór po Takehiro Tomiyasu. Dziś Japończyk jednak nie cieszy się jego wielkim zaufaniem. Ostatni raz w podstawowej jedenastce zagrał 2 grudnia. W tym sezonie znowu częściej go nie było niż był, rozegrał mniej niż 25% możliwych minut. Odkąd wyleczył kontuzję dostaje szanse wyłącznie jako zmiennik. W czterech ostatnich kolejkach Premier League wchodził z ławki na około 20 minut.
takehiro tomiyasu występy arsenal 2024
transfermarkt
Problem w tym, że też nie wyglądał pewnie. Zamiast spokoju raczej wnosił chaos, choć w obronie jest niewątpliwie lepszy od Zinczenki. I bardziej przystosowany profilem gry do rywalizacji z Leroyem Sane niż Kuba Kiwior. Ten detal może zadecydować. Pomysł z prawonożnym obrońcą naprzeciwko schodzącego do środka skrzydłowego w przeszłości potrafił wypalić, np. gdy Tomiyasu chował do kieszeni samego Mohameda Salaha.
Mikel Arteta musi więc podjąć niełatwą decyzję. Raczej metodą eliminacji aniżeli dedukcją “in plus”. Tzw. mniejsze zło. Inna sprawa, że Hiszpan ma też kilka innych dylematów, a tylko jedno rozstrzygnięcie będzie dla Arsenalu sukcesem: awans. Poprzedni, nieudany tydzień jeszcze niczego nie przekreślił, jeśli chodzi o walkę o trofea. Ale margines błędu jest już naprawdę mały.

Przeczytaj również