Lech Poznań znowu po swojemu. Kolejna podróż w nieznane. Czy to dobrym moment na takiego trenera?

Lech Poznań znowu po swojemu. Kolejna podróż w nieznane. Czy to dobrym moment na takiego trenera?
Piotr Matusewicz / pressfocus
Dawid - Dobrasz
Dawid Dobrasz08 May · 12:29
Lech Poznań dokonał wyboru. Wyboru w swój sposób, czyli taki, żeby pokazać, że idzie swoją drogą i wie lepiej. “Kolejorz” znowu ryzykuje. I to bardzo, bo presja na nowym trenerze będzie bardzo duża, szczególnie pod kątem szybkiej poprawy stylu gry, wyników oraz zarządzania szatnią. Oczekiwania także będą bardzo duże, bo Lech drugi sezon zakończy najprawdopodobniej bez trofeum.
Niels Frederiksen. To nazwisko dzisiaj w Polsce prawie nikomu nic nie mówi. Może kibicom Lechii Gdańsk czy Pogoni Szczecin, bo Broendby pod wodzą Duńczyka mierzyło się z polskimi zespołami w ostatnich latach i obie ekipy pokonało. Nie jest to nazwisko, przed którym na dzień dobry cała liga będzie się - kolokwialnie mówiąc - kłaniać.
Dalsza część tekstu pod wideo

Po swojemu

Lech Poznań znowu zrobił na przekór. Chce pokazać, że jest klubem europejskim, a ostatnio przecież znowu ma problemy na polskim podwórku i dzisiaj stoi nad przepaścią zrealizowania celu minimum, jakim jest gra w przyszłym roku w eliminacjach Ligi Konferencji.
Mimo to “Kolejorz” chce pokazać, że patrzy szerzej. Zrobił znowu po swojemu. Przy wyborze wspomógł się specjalną firmą, która przefiltrowała większą grupę trenerów, z której działacze Lecha wybierali nowego szkoleniowca. Zajęło to bardzo dużo czasu, co dodatkowo nakłada presję na tym wyborze, a czasu na wybór było dużo. Może władze Lecha zainspirowały się Jarosławem Królewskim, który korzystał ze sztucznej inteligencji przy wyborze Alberta Rude?
Piotr Rutkowski i Tomasz Rząsa uparli się na trenera z zagranicy. I okej, ich prawo. Tylko warto wspomnieć, że zagraniczni trenerzy w Lechu nigdy nic nie wygrali. Mieli jedynie fantastyczne przygody pucharowe jak Bakero czy John van den Brom. Taki trener za to będzie pasował do korporacyjnego sznytu “Kolejorza”, będzie wyznawał filozofię klubu, ale czy zapewni trofea, jak przez całą swoją karierę wygrał jedno mistrzostwo Danii? Mówimy o mistrzostwie obecnie 15. ligi w Europie.
Pytań jest dużo i powtórzę - ryzyko też jest bardzo duże. Lech potrzebuje lidera, który w pewien sposób poprowadzi sportowo ten klub. Frederiksen ma jednak charakter, dzięki któremu może to zrobić.
Mówimy o 53-letnim trenerze, który do tej pory nigdy nie pracował poza Danią, w Europie na sześć prób tylko dwa razy wszedł do grupy, raz z niej wyszedł - w 2014 roku. Zdobył jedno mistrzostwo swojego kraju. Pucharu nigdy nie zdobył, w sumie jak Lech za kadencji Karola Klimczaka w roli prezesa.
W sumie Broendby jest dość podobnym klubem do Lecha, ale zobaczymy, czy to wystarczy. Jeśli patrzeć na samo CV, to na naszą ligę jest ono jednak całkiem niezłe, a trzeba też brać pod uwagę specyficzne warunki pracy w Lechu.

Porównań z Bromem będzie sporo

CV Frederiksena jest zaś gorsze niż Johna van den Broma, który miał na koncie dwa mistrzostwa Belgii czy Puchar Belgii. Grał też dwa razy w Lidze Mistrzów, trzy razy w fazie grupowej Ligi Europy, raz w fazie grupowej LKE.
Duńczykowi do osiągnięć Holendra daleko, a tych porównać ciężko będzie uniknąć, jednak 53-latek wydaje się być trenerem bardziej głodnym niż John. Chcącym sprawdzić się w Polsce i udowodnić jakość swojego nazwiska poza Skandynawią. Uchodzi za pracoholika, ponoć ma bardzo ciekawe spojrzenie na futbol, które trafiło do władz Lecha. Potrafi zbudować dobrą komunikacją z zespołem, ale też zarządzać twardą ręką oraz mieć swoje zdanie. Jest elastyczny taktycznie. To go wyróżnia na tle Broma i to mogą być aspekty, które szatnia Lecha kupi. Wyróżnia go też to, że od dłuższego czasu przygląda się lidze, ogląda mecze Lecha. Ma swoje wnioski - kogo potrzebuje, a z kogo chciałby zrezygnować. Ocenia też potencjalnie nowe transfery. To może pomóc, żeby nie wpaść w turbulencje, jakie na samym starcie wpadł Holender.
A przecież właśnie wzbudzenie ponownego ognia w niektórych zawodnikach (Pereiera, Milić, Karlstrom), przewietrzenie szatni (poradzenie sobie bez Velde czy Marchwińskiego, pozbycie się Ba Loui) czy zmiana stylu gry drużyny to będą główne cele dla Duńczyka. No i oczywiście wygranie czegoś z Lechem, bo wszystko wskazuje na to, że w tym sezonie znowu się nie uda.

Jest ryzyko

Jeśli ten wybór okaże się nietrafiony, to władze klubu znowu wystawią się na śmieszność. Że szukają kwadratowych jaj, a Lech już naprawdę przestanie bym czymś “wow”. Już traci tę markę, bo za rzadko coś wygrywa.
Frederiksen może urosnąć z Lechem. Może też z nim utonąć. Jednak on wtedy opuści Polskę, a Piotr Rutkowski i Tomasz Rząsa pewnie zostaną i znowu będą szukać kolejnego trenera, który odmieni opinię o tym, co dzieje się w Lechu. Zamiast oczywistych ruchów, idą znowu po coś niesprawdzonego.
Czy to ryzyko się opłaci? Zobaczymy. Lech też będzie musiał zmierzyć się z pytaniami, dlaczego wziął Rumaka, skoro Frederiksen był dostępny na rynku? To duży zarzut. Lech czekał na Skorżę i się nie doczekał. Musiał szukać dalej, ale z drugiej strony, jakie były szanse zimą na to, że przyjdzie Skorża? Niewiele większe niż dzisiaj.
Prawda jest taka, że Lech popełnił szereg błędów i tym wyborem może się nieco wybielić albo dobić. Presja na Frederiksenie będzie duża, bo to ma być przecież ten super trener, na którego czekali władze od nowego sezonu i osiągnie sukces. Lech znowu robi po swojemu. Może tym razem mu się uda, bo też samemu trenerowi na tym bardzo zależy.
Sam moment tej informacji jest całkiem niezły, bo dzisiaj odciąga od drużyny i jej problemów przed bardzo ważnym meczem z Legią. O cel minimum, czyli europejskie puchary. Już w niedzielę przekonamy się, jak ten zabieg zadziała.
Więcej o nowym trenerze "Kolejorza" mówimy w specjalnym programie na żywo na kanale Meczyki.pl. Zapraszamy:

Przeczytaj również