Lech Poznań znowu to zrobił. Jedno słowo ciśnie się na usta. "Dramat w jednym akcie odkrył przykryte problemy"

Lech znowu to zrobił. Jedno słowo ciśnie się na usta. "Dramat w jednym akcie odkrył przykryte problemy"
Łukasz Sobala/Press Focus
To znowu się wydarzyło. Znowu kibice Lecha, ale i pewnie fani całej polskiej piłki, musieli zmierzyć się z kompromitacją w europejskich pucharach na poziomie eliminacji rozgrywek trzeciej kategorii, czyli Ligi Konferencji. Tu się nie ma z czego śmiać, aczkolwiek Lech - szczególnie drużyna i sztab - zaslugują na kilka gorzkich słów.
Zlekceważenie - to słowo ciśnie mi się na usta i klawiaturę, kiedy myślę o czwartkowym wieczorze. Czy sam byłem zbyt pewny awansu? Oczywiście. Ale jak widać, takie myśli nie pojawiły się tylko w mojej głowie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przede wszystkim zalążki tego zlekceważenia miały miejsce już w Poznaniu. To tam w końcówce trener, zamiast dokonać dobrych zmian i właściwie zarządzać meczem, to postawił na "doprowadzanie minutami do formy" Mikaela Ishaka, czy zmianę jednego z najlepszych zawodników tamtego spotkania, jakim był Kristoffer Velde - strzelec dwóch z trzech goli dla Lecha w tym dwumeczu.
Jednak doprowadzenie drużyny do formy oficjalnymi meczami się nie opłaciło. W Poznaniu skończyło się jeszcze względnie dobrze. Jednobramkowa zaliczka, a dodatkowo jakość indywidualna i przewaga na każdym polu pozwalała myśleć, że ćwierćfinalista Ligi Konferencji na Słowacji po prostu - co najwyżej - obroni dobry rezultat, co i tak uznano by za stratę punktów do rankingu krajowego.
Muszę przyznać, że przyzwyczaiłem się do konferencji prasowych Johna van den Broma, gdzie na pytanie o drużynę rywali jest zawsze podobna odpowiedź, czyli ogólnikowe chwalenie rywala, brak znajomości piłkarzy przeciwnika i mówienie o tym, że najbardziej trenera interesuje to, jak wygląda jego drużyna i jak zagra.
No i właśnie panie trenerze? Jak wygląda w czwartek Lech Poznań? Bo o ile wyniki w lidze pewne rzeczy przykryły, o tyle Spratak Trnawa odkrył całą kołdrę, pod którą były schowane obecne problemy "Kolejorza".
Na pewno taka porażka sprowadzi cały klub, piłkarzy, ale i środowisko na ziemie. Może to i dobrze, bo po dwóch latach sukcesów (patrząc ogólnie) wkradła się pycha. Nie pomogło też "dobre losowanie", chociaż ten argument absolutnie nie powinien paść w takiej dyskusji. To tylko nasiliło przekonanie o własnej wartości. Pojawiały się już głosy o ewentualnym drugim koszyku, które nawet sam tonowałem.
W końcu przecież rok temu też była kompromitacja. Tylko tam było gdzie spaść i jeszcze się odbić.

Problemy

Zacznę od samego meczu. Lech Poznań w 2023 roku tylko dwa razy stracił przynajmniej trzy gole w jednym spotkaniu. Było to w domowym spotkaniu z Fiorentiną (tam nawet cztery) i teraz, w wyjazdowym meczu ze Spartakiem Trnawa. W obu tych meczach pojawiło się mnóstwo błędów indywidualnych i to niestety łączy te dwa starcia. Dodatkowo szokować może nastawienie do obu gier. O ile w starciu domowym z Fiorentiną lechici byli czasami za wolni przy rywalach (choć i tak odpuścili mecz w końcówce), o tyle na Słowacji nie włożono do samych zawodów odpowiedniego zaangażowania.
Jak można w 60. minucie meczu, kiedy przegrywasz awans, mieć na koncie dwa popełnione faule przy 14 przeciwników? Podobnie było w meczu z Fiorentiną. Na poziomie europejskich pucharów, jeśli nie dołożysz charakteru, to same umiejętności nie zawsze starczą. Sam Lech przecież pokazywał to, eliminując norweskie Bodo. Lechici, zamiast pokazać, w czym są lepsi, weszli w szarpaną grę rywala, czyli dwa, trzy podania i faul. Potem długa piłka i głowa. O to chodziło Spartakowi, który w miarę upływu minut tracił respekt dla rywala.
To jest punkt wyjścia do dyskusji o tym, co w Lechu nie działa.
Zaczynając od góry. Mikael Ishak? Dał asystę w czwartkowym meczu, ale to jest 50 proc. Szweda, jakiego znamy. Szymczak? Dopiero wraca po kontuzji, dał dobrą zmianę i może trzeba było postawić na niego od początku. Sobiech? Luksusowy zmiennik, który dzisiaj nie podniesie jakości w pierwszym składzie Lecha.
Spójrzmy na pomoc. Hotić nieprzygotowany do gry co trzy dni. Karlstroem z Murawskim w słabszej dyspozycji. Tylko przebłyski, ale to cienie piłkarzy z poprzedniego sezonu. Sousa? Też powinniśmy zacząć wymagać zdecydowanie więcej.
W defensywie? Andersson i jego gra w destrukcji pozostawia bardzo dużo do życzenia, ale... jest to jedyny zawodnik, który od początku był przygotowany na 100 proc. do sezonu. Blazić? Na razie to bardziej elektryk wysokich napięć niż solidny zastępca Dagerstala. Douglas? To już nie ten poziom. No i Alan Czerwiński, do którego coraz bardziej pasuje powiedzenie, że jak grasz wszędzie, to nie grasz nigdzie. Juniorski błąd w czwartkowym meczu dużo Lecha kosztował.
Pereira... tu napiszemy tylko tyle, że czołowy piłkarz Lecha może wypaść na dłużej i to już w samo sobie jest ogromnym (i kolejnym) problemem. No i jeszcze bramka, gdzie mało kto jest w stanie zrozumieć, o co tam chodzi i jak to ma wyglądać.
To tylko kilka problemów kadrowych na dzisiaj. A jeszcze sam mecz? Nadal ciężko to zrozumieć, że w Trnawie Lech stracił trzy gole, sam kreując sytuacji strzeleckich jak na lekarstwo.
Dwie zmiany już w przerwie. Okej, Milić wyglądał jakby we wtorek grał w barwach Arisu na Cyprze z Rakowem, ale ma w nogach najwięcej minut ze wszystkich piłkarzy Lecha w tym sezonie. W Kownie także zszedł w przerwie. Andersson? Pewnie "kara" za kolejny słaby występ, a i Alan Czerwiński na lewej obronie wydaje się być w defensywie bardziej odpowiedzialnym zawodnikiem.
Warto spojrzeć na to, jak wyglądała obrona Lecha w końcówce najważniejszego meczu w lipcu i sierpniu: Czerwiński - Blazić - Dagerstal (pierwsze minuty w tym sezonie, ani razu nie grał w parze z Blaziciem) - Gurgul.
Już podsumowując jątrzenie. Mecz zawalili piłkarze - swoim podejściem, sztab - brakiem odpowiedniego przygotowania mentalnego oraz rozpracowania rywali (nie odrobiono lekcji z poprzedniego meczu) i trener - który zlekceważył przeciwników oraz letnie przygotowania i kosztowało go to największy blamaż podczas jego pracy w Poznaniu.
Ten ostatni wątek sam w sobie jest ciekawy. Lechici mieli najdłuższe urlopy, kadrowicze wrócili najpóźniej do klubu ze wszystkich. Karlstroem przed meczem z Piastem Gliwice trenował tylko 12 dni po urlopie. Mówiło się, że nie był gotowy na 90 minut.
Panie trenerze, to Polska, a nie Holandia. Tu trzeba szykować zespoły na lipiec i sierpień, a nie połowę września. Dobre wyniki w lidze przykryły błędy w przygotowaniach. Przecież dodatkowo zwołany trzydniowy obóz we Wronkach, który wielu osobom wokół klubu pokrzyżował plany, chyba nie został zrobiony na złość, tylko po to, aby dopracować pewne rzeczy, które nie działały?

Co dalej?

Nie ma prawa powtórzyć się scenariusz z zeszłego sezonu, gdzie w połowie października Lech był poza grą o krajowe trofea. To po prostu z "najdroższą kadrą w historii klubu" byłoby niepojęte, chociaż tak można już nazwać brak awansu do IV rundy, co było obowiązkiem dla Lecha przy rozstawieniu w II i III fazie Dzisiaj przy słowackim dramacie nawet czołowa trójka powinna w Poznaniu zostać uznana za rozczarowanie. Według działaczy z Bułgarskiej kadra Lecha jest gotowa na trzy fronty. Teraz będzie grała na dwóch, no to chyba trzeba wymagać?
Bo jeśli trener John van den Brom zarzekał się, że jego kadra jest gotowa na walkę o najwyższe cele, to czas powiedzieć sprawdzam. Tu nie ma już miejsca na wymówki. Lech musi do końca bić się o mistrza, a nawet dublet. Tylko ten scenariusz majowy jest w stanie osłodzić kolejną kompromitację, jaką w czwartek musieli przeżyć fani Lecha Poznań i być może sprawić, że trener van den Brom otrzyma od władz klubu propozycje nowego kontraktu, wygasającego z końcem sezonu.
Ostatni raz, gdy "Kolejorz" nie łączył ligi z pucharami, to skończył na najwyższym stopniu podium. Dobry start w lidze to już jest coś, bo siedem punktów w trzech meczach przy dwóch starciach wyjazdowych to wynik identyczny... jak po trzech meczach w sezonie 2021/22.
Ten początek to może być nadzieja na kolejne trofeum do gabloty. Choć dziwnie się to pisze po takiej kompromitacji. Jednak wszyscy dobrze wiemy, że brak gry co trzy dni pomaga, a nie przeszkadza w sięganiu po krajowe sukcesy i to właśnie "zagwarantował" sobie Lech Poznań.

Przeczytaj również