Liga Mistrzów poza Europą to kwestia czasu. Szef UEFA wskazał kierunek. "Oni są w stanie dużo zapłacić"

Liga Mistrzów poza Europą to kwestia czasu. Szef UEFA wskazał kierunek. "Oni są w stanie dużo zapłacić"
Oleg Batrak/shutterstock.com
Prezydent UEFA, Aleksander Ceferin, zadeklarował wprost, że mecze Ligi Mistrzów w Stanach Zjednoczonych są kwestią czasu. I zapewne nie tylko tam. A stoi za tym człowiek dużo bardziej wpływowy niż Słoweniec. Jego poplecznik w walce z Superligą - Nasser Al-Khelaifi.
- Mecze Ligi Mistrzów w USA są możliwe. (...) Piłka nożna jest tam bardzo popularna. Amerykanie są w stanie dużo zapłacić za najlepsze rzeczy. (...) Stany Zjednoczone są bardzo ważnym rynkiem - mówił Ceferin w programie "Men in Blazers". Widać, co jest tu jego główną motywacją.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Kibice nadal będą myśleć: sk***syny ze Szwajcarii myślą tylko o pieniądzach. Oczywiście nasze dochody są ogromne, ale chciałbym... żeby były dużo, dużo wyższe niż teraz - dodał bez żenady.
UEFA oswaja kibiców z tą myślą od kilku lat. Ceferin mówił o takiej możliwości już w 2016 roku, a według "ESPN" pomysł był omawiany w zeszłym roku podczas posiedzenia Komitety Wykonawczego UEFA i spotkaniach Europejskiego Stowarzyszenia Klubów (ECA).



Szefem ECA jest Nasser Al-Khelaifi z PSG. Prezydent PSG objął tę posadę po rozłamie, który nastąpił po upublicznieniu projektu Superligi. Z ECA wyleciał wtedy Andrea Agnelli, a w nagrodę za lojalność Katarczyk znalazł się też w Komitecie Wykonawczym.

Dział kreacji i rozrywki

Al-Khelaifi od dawna pracuje nad tym, by UEFA i ECA połączyły siły. Reprezentuje kluby, które uważają, że monopol szwajcarskiego pośrednika nie działa na ich korzyść i same chcą mieć więcej do powiedzenia przy podziale przychodów z umów za prawa telewizyjne. Perspektywa Superligi sprawia, że UEFA musi słuchać ich głosu.
- Chcemy, żeby w nowej, wspólnej spółce powstał dział kreacji i rozrywki. Miałby on odpowiadać za to, by każdy mecz fazy grupowej był dużym wydarzeniem i właśnie doskonała rozgrywką, by był frapujący. Rynki poza Europą mają ogromny potencjał, ale problemem dla nich jest różnica czasu. Zastanawiamy się, jak temu zaradzić. Myślimy o nowych krajach, nowych stadionach, nowych formatach - mówił wprost w rozmowie z "The Athletic" przed rokiem.
Dokładnie ten sam przekaz płynie z ust Ceferina. I mówimy tu nie tylko o USA. Al-Khelaifi podkreśla też potencjał widowni w Azji. A przecież jest prezesem "beIN Sports" - katarskiego nadawcy, który ma prawa do meczów LM na całym Bliskim Wschodzie, w Turcji, Nowej Zelandii, Francji i USA. Kto jak nie on ma zdawać sobie sprawę, że międzynarodowe prawa telewizyjne to główna nadzieja na duże przychody dla klubów.

To już jest

Można z dużą dozą prawdopodobieństwa rozpisać kolejne kroki. Pierwszym ma być przeformatowanie Superpucharu Europy. Mecz między zwycięzcą Ligi Mistrzów i Ligi Europy zmieni się w turniej czterech drużyn rozgrywany na początku sezonu na neutralnym gruncie. Zapewne już niedługo gdzieś poza Europą. Szlak przetarli Włosi i Hiszpanie. Ich superpuchary od lat odbywają się na Bliskim Wschodzie. La Liga walczy też o prawną możliwość rozgrywania swoich wybranych spotkań w Stanach.
Lokalni (i lojalni) kibice, płacący ciężkie pieniądze za karnety i regularnie przychodzący na stadion w swoim mieście albo jeżdżący za drużyną na ligowe wyjazdy, mogą się denerwować. To kolejny krok oddalenia od nich. Ale i przybliżenia do drugiego gatunku kibica - tego z dalekiej strefy czasowej, który wstaje o nieludzkich porach, by oglądać mecze w telewizji, który też jest oddany i gotowy zapłacić, by raz na jakiś czas zobaczyć swoich idoli na żywo. Czy komuś stanie się krzywda, jeśli ten kibic też raz na jakiś czas zostanie doceniony? To argument, z którym trudno polemizować.

Globalizacja i konkurencja

We wrześniu ECA opublikowała 39-stronicy raport na temat przyszłości kibicowania. Autorzy podkreślają, że "baza kibicowska w Chinach i Stanach Zjednoczonych jest relatywnie młodsza niż w Europie, ma inne motywacje i potrzeby". I oczywiście "reprezentuje wielkie rynki, których potrzeby trzeba spełniać, by wykorzystać potencjał tych rosnących widowni".
- Arogancją byłoby stwierdzenie, że tylko ludzie w Londynie mają prawo do oglądania dla przykładu Arsenalu. Wielkie kluby mają globalne, a nie lokalne społeczności. Wystarczy spojrzeć na obserwujących ich profile w social media - tłumaczy w rozmowie z "The Athletic" chcący zachować anonimowość przedstawiciel klubu z Ligi Mistrzów.
Benchmarkiem dla UEFA są tu kluby NBA i NFL. Jeszcze inną bajką jest Formuła 1, której teamy w ogóle nie bazują na żadnym lokalnym przywiązaniu. A konkurencją dla każdej z tych dyscyplin są dziś inne rozrywki i formy spędzania wolnego czasu. Od Tik Toka po Netflixa. Przecież współpraca z platformami społecznościowymi i streamingowymi to też świetny sposób na wzrost międzynarodowej rozpoznawalności. Spytajcie we Wrexham.
A kibicom spoza Europy, którzy chcą na żywo "dotknąć" Messiego, Mbappe, Haalanda czy Salaha, muszą wystarczyć sparingi w ramach przedsezonowych tournee. Na razie. Przywilej zapłacenia za bilety na mecze o coś więcej niż "o pietruszkę" dotrze do nich wcześniej niż później.

Przeczytaj również