Najwięksi wygrani i przegrani finału PP. "Zmarnował wszystko, co miał. Nie da się go chwalić"

Najwięksi wygrani i przegrani finału PP. "Zmarnował wszystko, co miał. Nie da się go chwalić"
Adam Starszynski / PressFocus
Legia Warszawa pokonała Raków Częstochowa i zdobyła Puchar Polski. Oto najwięksi wygrani i przegrani wtorkowego finału na PGE Narodowym.
Poniżej skupimy się na konkretnych nazwiskach, ale nie sposób pominąć, jak bardzo rozczarowujący był to występ Rakowa. Przyszli mistrzowie Polski notorycznie bili głową w mur i nie mieli pomysłu na zaskoczenie Legii, szczególnie w drugiej połowie. Można powiedzieć, że przegrali puchar na własne życzenie. Mimo że szybko “siedli” na rywalu i niemal cały mecz grali w przewadze, to nie potrafili przekuć tego w sukces. Dziś Warszawa triumfuje i paradoksalnie, choć legioniści oddali zaledwie dwa (!) strzały, to właśnie oni zasłużyli na trofeum.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wygrani

Kacper Tobiasz

Trofeum, którego nie byłoby bez Kacpra Tobiasza. Młody bramkarz Legii jeszcze w tej edycji PP nie grał. Od 20 lutego z powodu kontuzji tylko dwukrotnie pojawił się na boisku. Zastanawiano się, czy dostanie szansę od Kosty Runjaicia, czy może Niemiec postawi między słupkami na Cezarego Misztę. Trener trafił w dziesiątkę ze swoim wyborem. To był koncert 20-letniego wychowanka stołecznego klubu.
Zaczął od 8. minuty, kiedy to błysnął po mocnym strzale Iviego Lopeza z rzutu wolnego. Później w sytuacji sam na sam zatrzymał Vladislavsa Gutkovskisa. Wygrał też pojedynek z Koczerhinem, po czym zamknął pierwszą połowę kolejnym triumfem nad “Gutkiem”. Resztę spotkania miał nieco spokojniejszą, lecz nie wykonał właściwie ani jednego fałszywego ruchu, czy to na przedpolu, czy na linii bramkowej. W dogrywce popisał się kapitalną paradą po uderzeniu Koczerhina, nie dał się też zaskoczyć Tudorowi w ostatnich sekundach przed rzutami karnymi. A w nich zrobił to, co powinien zrobić golkiper w serii “jedenastek” - wyjął ten jeden, kluczowy strzał, wyczuwając intencję Mateusza Wdowiaka. Dopełnił tym samym dzieła zniszczenia przeciwnika i podstemplował nagrodę MVP finału.
Jeśli mecz o Puchar Polski miał być oknem wystawowym dla Tobiasza, to 20-latek musiał zachwycić każdego skauta obecnego na PGE Narodowym. Legia może powoli liczyć miliony, które niedługo powinny wpłynąć na jej konto w rozliczeniu za transfer wychowanka. Kacper Tobiasz nie mógł chyba tutaj ugrać więcej. Wielkie chwile dla młodego bramkarza, legionisty, chłopaka przebijającego się przez kolejne szczeble klubowej drabinki, jak widać, aż na sam szczyt. On już zapisał się w historii. Gratulacje.

Kosta Runjaić

Wicemistrzostwo i Puchar Polski w sezonie, który nie miał być dla Legii łatwy. Runjaić może zbierać zasłużone brawa, bo jego praca w stolicy jak na razie okazuje się skuteczna. Niemiec po raz drugi w krótkim czasie znalazł sposób na Marka Papszuna i jego silny zespół. Może i legioniści skupili się wyłącznie na uprzykrzaniu życia rywalom, ale plan ich trenera wypalił w stu procentach. Trudno było oczekiwać czegoś innego po tak szybkiej stracie zawodnika, w dodatku na własne życzenie. 51-latek dobrze zarządzał meczem, reagował na wydarzenia boiskowe konkretnymi zmianami, a tę najważniejszą ze słusznych decyzji podjął jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, stawiając w bramce na Tobiasza. Dziś nikt już nie powie, że Kosta Runjaić to może i niezły fachowiec, ale z pustą gablotą. Były opiekun Pogoni Szczecin w pełni zasłużył na zdobyty puchar. Jeśli dalej będzie podążał w stolicy obraną drogą, na jednym “skalpie” raczej się nie skończy.

Rafał Augustyniak

Cała drużyna Legii zapracowała na ten triumf, właściwie wszyscy piłkarze wykonali tytaniczną pracę w defensywie, by cieszyć się zwycięstwem, ale jeśli mamy wyróżnić jednego zawodnika z pola, to właśnie Augustyniaka. Ustawiony jako centralna postać bloku obronnego “Wojskowych” spisał się fenomenalnie. Zaliczył mnóstwo ważnych interwencji, wybloków, dominował w powietrzu, wiedział, jak radzić sobie z ofensywnymi graczami Rakowa. Podyktował im twarde warunki gry i nie odpuścił ani przez chwilę. Udany występ podsumował pewnym strzałem w serii rzutów karnych. W pionie sportowym klubu mogą przybić sobie piątkę - ubiegłoroczne sprowadzenie bez kwoty odstępnego doświadczonego zawodnika okazało się doskonałym pomysłem. Na PGE Narodowym widzieliśmy tego pełne potwierdzenie.

Przegrani

Vladislavs Gutkovskis

Gdy Łotysz schodził z boiska, komentujący finał Cezary Kowalski stwierdził, że “Gutkovskis wszystko zrobił dobrze, poza tym, że nie skorzystał z kilku okazji”. Przy czym mówimy tutaj o środkowym napastniku, który miał na stole wyłożone wszystkie karty, by zamknąć wynik jeszcze w pierwszej połowie. Był jednak zupełnie nieskuteczny. Nie da się chwalić go za aktywność czy ambicję, jeśli każdą sytuację bramkową zmarnował.
  • Oko w oko z Tobiaszem - słaba podcinka, porażka
  • Strzał tuż przed przerwą - kiepski, ułatwienie roboty golkiperowi
  • Piłka spadająca na piąty metr - niechlujny ruch, coś pomiędzy kiksem, a niby-dotknięciem
Rezerwowy Fabian Piasecki, choć nie zagrał zawodów życia, sprawiał wrażenie kogoś, kto dałby radę te okazje “Gutka” zamienić na przynajmniej jednego gola. A tak w Częstochowie mogą sobie jedynie pluć w brodę. Raków nadal pilnie potrzebuje środkowego napastnika z wysokiej półki. Szczególnie na eliminacje Ligi Mistrzów.

Marek Papszun

- Mam sobie sporo do zarzucenia, jeśli chodzi o niewykorzystanie gry w przewadze przez 115 minut i o dokonane zmiany. Piłkarzom nie zarzucam niczego - powiedział po ostatnim gwizdku trener Rakowa, jakby wyprzedzając to, co chcieliśmy tutaj napisać. Częstochowianie zawiedli na całej linii, dając wciągnąć się przeciwnikom w ich sposób gry. Można powiedzieć, że zawodnicy Papszuna grali tam, gdzie chciała Legia i grali tak, jak chciała Legia. Mimo rywalizacji 11 na 10 przyszli mistrzowie Polski nie znaleźli sposobu na dobrze dysponowanych stołecznych i dali sobie wyszarpać puchar z rąk. A przy takim wyniku i okolicznościach trzeba zaliczyć do wielkich przegranych kapitana okrętu spod Jasnej Góry. Marek Papszun doskonale to podsumował powyższą wypowiedzią.

Ivi Lopez

Zawiódł trener, zawiódł też najlepszy piłkarz Rakowa, Ivi Lopez. Nawet jeśli szkoleniowiec nie ma podopiecznym nic do zarzucenia, to akurat Hiszpan jest jednym z tych, którzy zagrali mocno poniżej oczekiwań. To nie był dzień Iviego. Brakowało z jego strony konkretów, podejmował złe decyzje, tracił piłki, dał się tłamsić legionistom. Augustyniak i spółka skutecznie wybili mu z głowy to, co lubi najbardziej, a i on sam sprawiał wrażenie zagubionego. Zamiast magii zaserwował nam mizerię i w końcu opuścił boisko, co nie stanowiło żadnej kontrowersji.

Patryk Kun

Kiedy za kilka tygodni Patryk Kun zamelduje się w szatni Legii, może spodziewać się zasłużonej “szydery” ze strony nowych kolegów z zespołu. Wahadłowy Rakowa, który 1 lipca formalnie dołączy do ekipy Kosty Runjaicia, pewnie najchętniej wymazałby ten finał z pamięci. Wszedł na murawę tuż przed przerwą i nie dał pół argumentu na swoją obronę. Nie napędzał ataków drużyny, gubił się, był łatwy zatrzymywany przez legionistów, aż w końcu trener stracił do niego cierpliwość. “Wędka” po zakończeniu regulaminowego czasu gry najlepiej podsumowuje występ Kuna na PGE Narodowym.
***
Na koniec kilka zdań o dwóch postaciach, które może nie są największymi przegranymi, ale na pewno zasłużyły na parę gorzkich słów. Pierwsza to sędzia Piotr Lasyk. Wprawdzie arbiter nie popełnił rażącego błędu, bo dzięki interwencji wozu VAR ostatecznie wyrzucił z boiska Yuriego Ribeiro, ale wyglądał na kogoś, kto absolutnie nie panuje nad przebiegiem spotkania. Dziwnie zarządzał meczem, sam podłożył sobie kłody pod nogi, szastając kartkami. Dał sobie wejść na głowę, przy linii bocznej non stop było gorąco, a sędzia nie potrafił rozwiązać tego kryzysu. Na jego szczęście z czasem temperatura opadła, choć chaos panował jeszcze po ostatnim gwizdku, gdy wywiązała się bójka. Bójka, po której możemy jedynie zapytać Filipa Mladenovicia z Legii, co miał w głowie, atakując siłą przegranych rywali. Są lepsze sposoby na fetowanie sukcesu niż ciosy w przeciwników. Ciekawe, czy agresywny Serb wybiegnie na boisko do końca sezonu.

Przeczytaj również