Największa rewelacja Ligi Mistrzów. "Nie czują strachu. Tak dobrze nie było od dekad"

Największa rewelacja Ligi Mistrzów. "Nie czują strachu. Tak dobrze nie było od dekad"
PressFocus
Benfica jest prawdziwą rewelacją tego sezonu. Lizbończycy latem przeprowadzili wiele zmian i podjęli spore ryzyko, dzięki czemu najprawdopodobniej na koniec rozgrywek będą mogli odkorkować szampany. “Orły” mierzą wysoko, rozwijają skrzydła i prezentują futbol na najwyższym poziomie. Także w Lidze Mistrzów.
Tegoroczna edycja Ligi Mistrzów obfituje w piękne historie underdogów, którzy dzielnie stawiają się faworyzowanym potentatom. Szachtar Donieck mimo wielu trudności dzielnie walczy o awans. Club Brugge już zapewniło sobie grę w fazie pucharowej, udowadniając wyższość m.in. nad Atletico Madryt. Za największą niespodziankę można jednak uznać perfekcyjną formę Benfiki, która trafiła do niezwykle wymagającej grupy i na razie rozdaje w niej karty. “Orły” potrafiły bez problemu podbić stolicę Piemontu w starciu z Juventusem, żeby później grać jak równy z równym przeciwko wielkiemu PSG. Na tę chwilę ekipa z Lizbony do każdej rywalizacji może przystąpić z szansami na ostateczne zwycięstwo.
Dalsza część tekstu pod wideo

Architekt sukcesu

W lecie na Estadio da Luz rozbłysło światło kompletnie nowego projektu. Benfica aktywnie działała na rynku, o czym świadczą transfery Davida Neresa, Enzo Fernandeza, Fredrika Aursnesa czy wypożyczenie Juliana Draxlera. Żaden ruch nie odcisnął jednak tak mocnego piętna na drużynie, jak zatrudnienie nowego trenera. Roger Schmidt przybył do klubu, zobaczył i od kilku miesięcy nieprzerwanie zwycięża. Niemiec poprowadził już Benfikę w 19 spotkaniach, jednak wciąż nie zaznał smaku porażki. Co więcej, jego zespół w tym czasie zaliczył tylko trzy remisy, z czego dwa można uznać za drobny sukces, ponieważ nastąpiły w meczach z PSG. W ponad połowie spotkań za kadencji Schmidta lizbończycy zachowali czyste konto przy jednoczesnym zachowaniu wysokiej średniej bramek zdobytych. Tak dobrze na Stadionie Światła nie było od dekad.
- Siłą na pewno jest nowy trener, który wyraźnie różni się od egocentrycznego poprzednika. Jorge Jesus to postać legendarna, ale nie byłby sobą, gdyby opuścił klub w normalny sposób. Był skłócony z najważniejszymi zawodnikami, a w jednym z ostatnich wywiadów żalił się, że po powrocie do Benfiki czuł się niekochany. Schmidt notuje najlepsze wejście trenera w Benfice od 40 lat, więc naprawdę jesteśmy świadkami czegoś wyjątkowego. Osobiście byłem zdziwiony, że Schmidt wziął tę robotę, ponieważ większość zawodników nie była skrojona pod jego granie. Trzeba jednak oddać osobom z zarządu, że na letnim rynku transferowym wykonali kawał roboty, ściągając klasowych zawodników na pozycje (środek pomocy i prawa obrona), które od lat były fatalnie obsadzone - mówi nam Radosław Misiura, ekspert od portugalskiego futbolu, a prywatnie kibic Benfiki.

Zwycięskie metody

Jak na razie sposób pracy Rogera Schmidta owocuje doskonałymi rezultatami. Ostatnie tygodnie pokazują, że zarząd Benfiki podjął dobrą decyzję, powierzając zespół trenerowi, który od lat imponuje swoim warsztatem. Niemiec przede wszystkim dał się poznać jako człowiek zakochany w pressingu i grze na najwyższej możliwej intensywności. Już w 2014 roku jego RB Salzburg potrafił dokonać niemal niemożliwego, demolując boiskową ekspresywnością Bayern Monachium Pepa Guardioli.
- Trenerzy jak Roger są bardzo dobrzy dla futbolu. Bardzo podoba mi się styl, w jakim grają jego drużyny, sposób rozumienia piłki. Kibice kochają taki futbol, sam jestem jego fanem - mówił Pep Guardiola, kiedy później mierzył się z Bayerem Leverkusen prowadzonym przez Schmidta.
- Styl? Chcę, żeby moi piłkarze biegali tak, jakby jutra miało nie być, żeby atakowali jakby to był ich ostatni mecz w życiu. W ten sposób można zaskoczyć każdego przeciwnika - tłumaczył kilka lat temu Schmidt na antenie “ESPN”.
Niemiec w każdym klubie, w którym pracował, stawiał na mordercze przygotowanie swoich zawodników do wielkiego wysiłku. Większość zajęć przygotowanych przez trenera opiera się na grze z piłką, ciągłym bieganiu i walce w pressingu. W RB Salzburg Schmidt kazał zainstalować system, który powodował włączenie się dzwonków, jeśli jedna grupa piłkarzy nie odebrała drugiej futbolówki w ciągu pięciu sekund.
W Benfice modus operandi szkoleniowca nie uległ zmianie. Chociaż jego “Orły” w większości spotkań narzucają rywalom swoje warunki i dominują w zakresie posiadania piłki, to jednocześnie są bezkonkurencyjni pod kątem przygotowania wydolnościowego. W fazie grupowej Ligi Mistrzów zawodnicy “Orłów” biegają średnio 118 kilometrów na mecz. W rozgrywkach europejskich podopieczni Schmidta plasują się na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o wślizgi i liczbę fauli. Pressing czasem prowadzi do odebrania piłki, czasem do przewinienia, jednak najważniejsze, aby rywal nawet nie miał chwili na wzięcie oddechu.

Zespół liderów

Prawdopodobnie największa różnica względem Benfiki z tego sezonu i poprzednich rozgrywek dotyczy liczby zawodników, którzy zasługują na miano lidera. Jeszcze kilka miesięcy temu niekwestionowaną gwiazdą drużyny był Darwin Nunez. Urugwajczyk miewał momenty gorsze i lepsze, ale koniec końców osiągał niesamowite wyniki strzeleckie, śrubując własną wartość na rynku. Benfica sprzedała napastnika i dziś nikt już nie tęskni za nim na Estadio da Luz. Drużynie nie brakuje bramek, okazji i czysto piłkarskiej jakości.
- Kolektyw. Benfica to jeden, dobrze funkcjonujący organizm, gdzie jednostka nie niweczy pracy wszystkich (co zdarzało się w poprzednich latach). W najsilniejszej jedenastce ciężko o słabe punkty. Do momentu, w którym trzeba wprowadzić rezerwowych wszystko jest na tip-top - podkreśla Radosław Misiura.
Benfica to dziś doskonale skomponowany zespół, w którym właściwie każdy element funkcjonuje tak, jak powinien. Teoretyczną lukę po sprzedaży Darwina Nuneza zapełnił 21-letni Goncalo Ramos, który w tym sezonie strzelił już 10 goli. Swoje w ofensywie dokładają kapitalnie dysponowani Joao Mario i David Neres. W linii obrony błyszczy 18-letni Antonio Silva, którego media już łączą z wielkim transferem w przyszłości. Z kolei Florentino i Enzo Fernandez stanowią duet, o którym marzyłby niemal każdy klub w Europie.

Ostatni patrol

Benfica pozostaje niepokonana w tym sezonie mimo naprawdę wymagającej grupy w Lidze Mistrzów. W dwóch ostatnich kolejkach podopiecznym Schmidta udało się dwukrotnie powstrzymać PSG, które przecież można uznać za jednego z faworytów rozgrywek. Neymar, Leo Messi i Kylian Mbappe zostali jednak ograniczeni przez perfekcyjnie funkcjonujący kolektyw z Lizbony.
Prawdziwym popisem “Orłów” był pierwszy mecz z Juventusem. Na Allianz Stadium Benfica udzieliła “Starej Damie” lekcji futbolu, wywożąc komplet punktów, który może okazać się decydujący w kontekście awansu. Aktualnie Benfica ma na koncie osiem oczek, aż o pięć więcej od zawodników Massimiliano Allegriego. Już dziś lizbończycy staną przed szansą wywalczenia awansu do fazy pucharowej. I patrząc na grę obu drużyn, bez wahania można wskazać tę, która faktycznie zasługuje na wyjście z grupy.
- Benfica nie czuje strachu. Strach to był zawsze jej główny problem w Europie. Turyn? Granie swojej piłki, koncert w drugiej połowie. Gwiazdy z Paryża? No są dobrzy, ale w Lizbonie to Benfica stworzyła więcej stuprocentowych okazji. I nie chcę teraz mówić, czy ktoś na coś zasłużył (bo to przereklamowane słowo, tym bardziej w piłce), ale historycznie Benfica to jeden z najlepszych klubów tych rozgrywek, więc potencjalny półfinał byłby pięknym nawiązaniem do starych czasów i kolejną romantyczną historią - przyznaje Misiura.
Przy utrzymaniu tak okazałej formy Benfica naprawdę ma papiery na to, aby stać się kolejną drużyną, która wbrew wszelkim oczekiwaniom zajdzie daleko w Lidze Mistrzów. W ostatnich latach do półfinału potrafiły już docierać Ajax Amsterdam czy Villarreal. Nie można wykluczyć, że “Orły” dołączą do tego grona, chociaż już samo postawienie się gigantom trzeba uznać za sukces.
- Dobrze wiemy, że w Lidze Mistrzów jest tyle czynników losowych (tym bardziej dla klubów pokroju Benfiki), że ciężko wytypować czarnego konia turnieju (kto w zeszłym roku po fazie grupowej postawiłby pieniądze na Villarreal?). “Orły” najpierw odesłały do Ligi Europy Barcelonę, a teraz mogą to samo zrobić z Juventusem. To też jest coś dużego (choć nieporównywalne do osiągnięcia półfinału najbardziej prestiżowych rozgrywek na świecie), na co warto zwrócić uwagę - dodaje Misiura.
Jeśli Benfica zagra dziś tak jak w Turynie, Juventus będzie miał gigantyczne problemy z odniesieniem zwycięstwa. A tylko komplet punktów może uratować “Bianconerich” przed niechcianą zsyłką do Ligi Europy. Przy czym lizbończycy nawet przy ewentualnej porażce z “Juve”’ mogliby zapewnić sobie awans, jeśli później wygraliby z Maccabi Hajfa. Ale w ekipie Schmidta nikt nie zamierza kalkulować, oszczędzać się i wyliczać matematycznych szans. Benfica gra, aby wygrać, aby dominować i aby imponować. Niewykluczone, że po wieczornym spotkaniu Massimiliano Allegriemu pozostanie usunąć się w cień rzucony przez “Orły”, które wzbijają się na wyżyny piłkarskiej sztuki.

Przeczytaj również