Peter Crouch - niedoceniany śmieszek z Anglii. Miał wszystko, by nie zostać piłkarzem, dziś mogą mu zazdrościć

Niedoceniany śmieszek z Anglii. Miał wszystko, by... nie zostać piłkarzem, dziś mogą mu zazdrościć
YouTube
Wzrost, waga, pochodzenie. Wydawałoby się, że mierząc ponad dwa metry i będąc synem żyjącego w przeszłości na emigracji pracownika agencji reklamowej, nie sposób marzyć o poważnej, piłkarskiej karierze. A co dopiero w Anglii. Peter Crouch szybko przywykł jednak do konieczności ciągłego udowadniania swojej wartości. I jeszcze do tego robił to z godnym pozazdroszczenia dystansem. Do siebie i innych.
- Przez całą swoją karierę miałem coś do udowodnienia - wspominał na początku tego sezonu na antenie “BT Sport” Peter Crouch. - Już w wieku 14-15 lat, gdy wchodziłem na boisko, widywałem ludzi, którzy śmiali się z moich warunków fizycznych. To uczucie podążało za mną, dopóki nie pokazałem, że potrafię grać na najwyższym poziomie w Liverpoolu i reprezentacji Anglii. To była trudna ścieżka. Pod koniec kariery musiałem zresztą udowadniać coś znowu. W wieku 36-37 lat każdy uważał mnie bowiem za rezerwowego, który może przydać się w końcówce meczu. Ja oczekiwałem czegoś więcej. To jeden z dwóch powodów, dla których zakończyłem karierę.
Dalsza część tekstu pod wideo

Więcej niż plan B

Żaden piłkarz w historii Premier League nie strzelił tylu goli głową (53), ani nie rozegrał tylu meczów jako rezerwowy (157), co Peter Crouch. Liczby nie kłamią, choć… potrafią zamazać obraz. Wiele spośród swoich najbardziej pamiętnych bramek były napastnik Aston Villi, Southampton, Liverpoolu, Portsmouth, Tottenhamu, Stoke czy Burnley zdobył bowiem nogą. I to w jakim stylu.
- Drażni mnie, gdy ludzie mówią, że był świetny technicznie jak na wysokiego zawodnika - uważa były partner Croucha z reprezentacji Anglii, Joe Cole. - On był świetny technicznie jak na jakiegokolwiek piłkarza. Gdyby był o kilkanaście centymetrów niższy, mówiono by o nim jako o naprawdę dobrym, technicznym zawodniku. Z piłką przy nodze niewielu było lepszych od niego.
Mierzącemu ponad dwa metry wzrostu napastnikowi zdarzyło się strzelić 11 goli w koszulce reprezentacji Anglii w jednym roku kalendarzowym (2006) czy zanotować siedem trafień w tym samym sezonie rozgrywek Ligi Mistrzów (dwukrotnie: raz w barwach Liverpoolu, a raz Tottenhamu). Równocześnie nawet jemu samemu trudno było oczywiście oczekiwać, by wygrał na dłuższą metę rywalizację o miejsce w składzie z Michaelem Owen i Waynem Rooneyem czy znajdującym się w szczytowej formie Fernando Torresem. Dlaczego jednak momentami nie grał częściej?
- W reprezentacji czułem, że muszę zdobyć bramkę w każdym meczu, ponieważ zawsze byłem planem B i zawsze znalazł się ktoś, kto mógł mnie zastąpić - stwierdził sam zawodnik po latach. - Nigdy nie byłem w modzie! Gdy tylko na mnie postawiono, mówiono, że zagramy długą piłką. Myślę, że moi partnerzy wiedzieli, że możemy też wykorzystać inne moje atuty, takie jak gra do nogi. Menedżerów często określano jednak jako “grających długą piłką”, jeżeli mnie wystawiali i przez to czasami wykręcali się od postawienia na mnie.
&

Znienawidzony w Trynidadzie

Na szczęście Crouch spotkał też na swojej drodze trenerów, których nie interesowały “łatki” przypinane im przez media. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że Svena-Gorana Erikssona wszystko interesowało bardziej niż opinie dziennikarzy. I to właśnie pod wodzą byłego szwedzkiego selekcjonera reprezentacji Anglii ówczesny napastnik Liverpoolu zanotował prawdopodobnie największy moment w swojej karierze.
- Nie ma lepszego uczucia na tej planecie niż zdobycie bramki - uważa sam Crouch. A co dopiero zrobienie tego podczas finałów Mistrzostw Świata. Na 1:0. W końcówce meczu. Z dośrodkowania Davida Beckhama. Nawet jeżeli przy okazji zostanie się najbardziej… znienawidzonym człowiekiem w kraju, któremu strzeliło się tego gola. Po dziś dzień.
W Trynidadzie i Tobago, dla którego udział w rozegranym w Niemczech mundialu w 2006 roku nadal stanowi jedyny w historii występ na piłkarskiej imprezie światowej rangi, niezmiennie uważa się bowiem, że przed zdobyciem TAMTEJ bramki Crouch ewidentnie sfaulował w walce o pozycję swojego bezpośredniego rywala, Dennisa Lawrence’a. Po latach napastnik przyznał zresztą… rację kibicom z tych dwóch karaibskich wysp. - To tylko faul - dodał jednak.

Mieszczańskie pochodzenie

Peter Crouch zawsze był inny. I nie chodzi tylko o warunki fizyczne ani - o czym niżej - poczucie humoru. W odróżnieniu od większości swoich boiskowych kolegów z kolejnych klubów, a zwłaszcza reprezentacji, ten 39-letni dziś emerytowany piłkarz nie wywodzi się z klasy robotniczej.
Co szczególnie ciekawe, Crouch spędził trzy lata swojego wczesnego dzieciństwa w Singapurze. Jego pochodzący z zachodniej części Londynu ojciec (kibic Chelsea) pracował tam w agencji reklamowej. Następnie miał szansę kontynuować zawodową karierę w Australii. Wraz z rodziną zdecydował się jednak na powrót do stolicy Anglii.
Jeżeli kariera profesjonalnego piłkarza niekoniecznie była zatem Crouchowi “zapisana w gwiazdach”, praca w mediach, jaką podjął jeszcze pod koniec zawodowej gry w piłkę, raczej nie powinna zaskakiwać. Starając się nie powielać stereotypów, jego wypowiedzi zawsze brzmiały nieco “inaczej” od tych udzielanych przez “przeciętnego” piłkarza. Nietrudno odnieść wręcz wrażenie, że Crouch musiał średnio… pasować do środowiska piłkarskiej szatni.

Komediowy geniusz

Ani pochodzenie, ani wszechobecne szykany nie przeszkodziły Crouchowi w zrobieniu piłkarskiej kariery, jakiej nie powstydziłaby się zdecydowana większość jego kolegów po fachu. Przytoczone wypowiedzi Anglika z początku tego artykułu mogą ukazywać go jako “frustrata”. W rzeczywistości jest jednak dokładnie… odwrotnie. Crouch potrafi się śmiać. Zarówno z innych, jak i - przede wszystkim - z siebie.
Przez całą karierę uśmiech rzadko schodził z jego twarzy. Do historii przeszedł “taniec robota”, który prezentował po zdobywanych bramkach. Pod koniec kariery stworzył… przewodnik rezerwowego. Opowiadał, jak zdarzało mu się klękać, kiedy rozgrzewając się przy linii bocznej, jeden z kibiców w niewybredny sposób zwrócił mu uwagę, że zasłania widok. - Będąc uczciwym, trzeba przyznać, że kibice nie wydają swoich ciężko zarobionych pieniędzy po to, by oglądać rozgrzewającego się przed nimi dwumetrowego rezerwowego - sam zauważył.
Rafie Benitezowi podarował pod choinkę książkę autorstwa Jose Mourinho. Crouch wspomina też, jak znany ze swoich raczej chłodnych relacji z zawodnikami hiszpański trener, zmienił go na początku drugiej połowy meczu po tym, jak Anglik poprosił w przerwie, by ten zostawił go na boisku. Miał już na swoim koncie dwa gole. Liczył na hat-tricka. W swojej autobiografii zatytułowanej “Jak być piłkarzem”, Crouch opowiada o swojej karierze z przymrużeniem oka, koncentrując się bardziej na otoczce wielkiego futbolu aniżeli samym boisku. Recenzenci tej pozycji określili jej współautora mianem “komediowego geniusza” czy “jednej z najśmieszniejszych istot na planecie”.
Bo na boisku to, co robił, widział każdy. I nawet jeżeli nie wszyscy potrafili docenić, Peter Crouch mógłby spokojnie rzucić wyzwanie wszystkim niedowiarkom swojego ponadprzeciętnego, piłkarskiego talentu. “Pokaż mi Twoich pięć najpiękniejszych bramek w karierze”. Crouch trzy ze swoich zdobył po strzałach nożycami.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również