"Po prostu się załamałem". Jak najbardziej wyluzowany, wielki bramkarz odciął się od świata

"Po prostu się załamałem". Jak najbardziej wyluzowany, wielki bramkarz odciął się od świata
Youtube
Ronaldinho przelobował go w ćwierćfinale mistrzostw świata. Nayim zrobił to samo w ostatniej minucie dogrywki finału Pucharu Zdobywców Pucharów. Napastnik reprezentacji San Marino, Davide Gualtieri, strzelił mu gola w dziewiątej… sekundzie meczu eliminacji mundialu. Dla równowagi: były atakujący Sheffield United, Kanadyjczyk Paul Peschisolido, do dziś nie może uwierzyć, jakim cudem nie pokonał ówczesnego bramkarza Arsenalu w końcówce półfinałowego spotkania Pucharu Anglii. Przez całą swoją karierę David Seaman uchodził za najbardziej zdystansowanego piłkarza na Wyspach. Po latach okazuje się, że rzeczywistość była znacznie bardziej skomplikowana.
- Patrzyłem na zegar i myślałem: “zostało pół godziny, proszę was chłopaki, wyciągnijcie mnie z tego” - wspominał kilka miesięcy temu na antenie “Sky Sports” David Seaman. - Około 10 minut później myślałem już: “na razie nic się w tym meczu nie dzieje, co zrobię, jeżeli zostanę potraktowany tak jak Beckham w ‘98 roku?” Myślałem o tym, będąc na boisku! Te myśli nie przejęły nade mną kontroli, ale pojawiły się w mojej głowie. Po ostatnim gwizdku po prostu się załamałem. Czułem, że wszystkich zawiodłem.
Dalsza część tekstu pod wideo

“Który to Seaman?”

Zapytaj kogokolwiek w Anglii o najlepszego bramkarza w historii tamtejszego futbolu, a prawdopodobnie usłyszysz jedną z dwóch odpowiedzi: Gordon Banks (mistrz świata z 1966 roku) lub Peter Shilton. Jeżeli natrafiłeś przypadkiem na kibica Liverpoolu, możesz spotkać się z jeszcze jedną opcją i poznać historię Raya Clemence’a. Jeżeli akurat rozmawiasz jednak z fanem angielskiej piłki nożnej, który wychował się w latach dziewięćdziesiątych, nie bądź zaskoczony, słysząc w odpowiedzi: David Seaman.
Legendarny bramkarz Arsenalu i reprezentacji Anglii to bez wątpienia jedna z najlepiej zapamiętanych postaci “poprzedniego” pokolenia futbolu na Wyspach. Nie tylko ze względu na charakterystyczny wygląd (wąsy, w późniejszym okresie również kucyk). Ani, taka już dola golkipera, spektakularnie… wpuszczone gole. Seaman przeszedł do historii angielskiej - i nie tylko - piłki nożnej przede wszystkim za sprawą swoich boiskowych osiągnięć.
Wystarczy rzucić okiem na liczby. Jedynie wspomniany Shilton rozegrał od niego więcej meczów między słupkami reprezentacji Anglii. Mistrzostwo kraju zdobywał zarówno pod wodzą George’a Grahama (raz), jak i Arsene’a Wengera (dwukrotnie). Triumfował też w rozgrywkach pucharowych: FA Cup (cztery razy), Pucharze Ligi czy Pucharze Zdobywców Pucharów. Został wybrany najlepszym bramkarzem finałów Euro 96. W ćwierćfinałowym konkursie rzutów karnych przeciwko Hiszpanii obronił jedenastkę wykonywaną przez Miguela Angela Nadala, zapewniając swojej drużynie awans do strefy medalowej. W kolejnym roku został wyróżniony odznaczeniem państwowym.
Jest jednak coś jeszcze. Przez ponad dwie dekady Seaman zwyczajnie zawsze… był. Od występów na poziomie czwartej klasy rozgrywkowej w barwach Peterborough United na początku lat osiemdziesiątych, przez Birmingham City i Queens Park Rangers, aż po Arsenal i reprezentację Anglii w zasadzie cały czas był podstawowym bramkarzem. W swojej karierze rozegrał łącznie ponad tysiąc meczów. Tak jak dzisiejsi nastolatkowie nie pamiętają Barcelony bez Leo Messiego czy reprezentacji Hiszpanii bez Sergio Ramosa, tak ich rodzice długo słysząc hasła: “Anglia” i “bramkarz”, myśleli wyłącznie o Seamanie. Nic dziwnego, że kiedy reprezentacja Anglia oldbojów rozgrywa dziś spotkania w różnych europejskich krajach, to właśnie nazwisko byłego golkipera najbardziej przykuwa uwagę kibiców rywali. “Który to Seaman?” - zwykli pytać. Bez charakterystycznych wąsów, ani kucyka, nie tak łatwo go dziś rozpoznać.

Pomocna pozycja

- Kochałem być częścią tego klubu - przywoływał początki swojej gry w barwach Arsenalu Seaman. - Było lepiej, niż się spodziewałem. Poczucie wspólnoty między zawodnikami było niesamowite. Powiedzieli mi po prostu: “dawaj” i do nich dołączyłem. Zacząłem wychodzić na miasto, robiliśmy to wszyscy. Zwykliśmy robić to razem. To czyniło grupę silniejszą. A my zwyczajnie chcieliśmy wygrywać. Nie robiliśmy tego w najbardziej atrakcyjny sposób, ale zdobywaliśmy trofea.
Zanim na Highbury zawitał Arsene Wenger, klub z północnego Londynu kojarzył się ze wszystkim tym, z czym… nie utożsamiano go dotychczas nigdy później. Zespół prowadzony przez George’a Grahama na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych określano popularnie mianem “nudnego, nudnego Arsenalu” (ang. “boring, boring Arsenal”), często wygrywającego mecze w stosunku 1:0. Ponadto drużyna, w której poza Seamanem występowali Tony Adams czy Paul Merson, jak żadna inna w Anglii w tamtym okresie symbolizowała tzw. “kulturę picia” wśród piłkarzy.
Nowy, podstawowy bramkarz trafił do niej w 1990 roku. I odnalazł się tam doskonale. Na i poza boiskiem. Wśród kolegów, być może wbrew pozorom, Seaman uchodził za najbardziej wyluzowanego człowieka, jakiego można sobie wyobrazić. Co nie znaczy, że nie zmagał się z problemami. Na swoim koncie ma dwa rozwody: jeden jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, drugi już po zakończeniu kariery.
- Wychowałem się, mieszkając w domu szeregowym - wspominał swoje dzieciństwo urodzony w Rotherham w północnej części Anglii były reprezentacyjny bramkarz. - Dopóki nie skończyłem 14 lat, nie było w nim toalety ani łazienki. Dorastałem bez pieniędzy. Potem, nagle, miałem ich dużo.
Paradoksalnie, według samego zainteresowanego, pozycja na boisku pomogła mu jednak przezwyciężyć niepowodzenia. Piłkarskie i życiowe.
- Błędy wywierały na mnie duży wpływ - nie ukrywa Seaman. - Czułem wtedy, że wszystkich zawiodłem. Myślę jednak, że bycie bramkarzem pomaga w życiu. Kiedy popełniasz błędy, rehabilitujesz się. Musisz się zrehabilitować. Jeżeli popełniasz błąd w pierwszych pięciu minutach meczu i byłbyś wrakiem przez resztę spotkania, mógłbyś stać się dla drużyny prawdziwym ciężarem.
- Po rozwodach przechodziłem do nowego życia. Wiedziałem, że to, gdzie się znajduję, nie było właściwe. Wiem, że wpłynęło to na wielu ludzi. Ale musiałem być samolubny. Odreagowywałem, robiąc rzeczy, które chciałem. Wiele razy wyjeżdżałem na ryby czy pograć w golfa. Nie robiłem tego jednak celowo. Po prostu tak czułem.

Bohaterski powrót

- “Co zrobię?” - Seaman kontynuował swoją wypowiedź dotyczącą następstw wydarzeń z ćwierćfinału Mistrzostw Świata z 2002 roku. - Dopiero kiedy przylecieliśmy do domu na lotnisko Heathrow, kiedy ciągle myślałem: “w jaki sposób zostanę potraktowany, co ja zrobiłem?!”, wszyscy kibice, a było ich tam mnóstwo, zaczęli śpiewać moje nazwisko. To było niemal jak ulga.
Historia Roberta Enke ukazała bramkarza jako najbardziej samotną postać w futbolu. David Seaman potrafił znaleźć pozytywy występowania właśnie na tej pozycji. Jego zdrowie psychiczne również bywało jednak mocno nadszarpnięte.
- Jeżeli spośród dziesięciu ludzi, dziewięciu powie ci, że jesteś niesamowity, a jeden powie, że się nie nadajesz, zapamiętasz tego jednego - zobrazował Seaman. - Pod koniec mojej kariery przestałem czytać gazety i nie rozmawiałem z żadnymi dziennikarzami. W prasie było zbyt wiele negatywnych rzeczy, które wpływały na mnie, kiedy je czytałem. Czułem się poddenerwowany, nie wierzyłem, że jestem wystarczająco dobry. “Czy to prawda, czy jestem za stary?” Musiałem przestać to czytać.
Dziś David Seaman ma już 56 lat i trzecią żonę. Z twarzy zniknęły mu wąsy, ale pozostał uśmiech. Naprawdę sprawia wrażenie niezwykle wyluzowanego. Człowieka, z którym można porozmawiać o wszystkim. A przy okazji porządnie się uśmiać. Pod tą maską kryje się jednak wrażliwa osobowość, która wiele w życiu - nie tylko tym piłkarskim - przeszła. Na szczęście były bramkarz potrafił się z tego wyciągnąć. Z pomocą fanów.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również