Razem z Neymarem miał stworzyć jeden z najlepszych duetów w historii piłki. Teraz Ganso odcina kupony

Razem z Neymarem miał stworzyć jeden z najlepszych duetów w historii piłki. Teraz "Łabędź" odcina kupony
A.RICARDO/shutterstock.com
Dekadę temu Ganso i Neymar mieli stworzyć jeden z najlepszych duetów w historii piłki. Aktualnie pierwszy z nich odcina kupony w ojczyźnie, ale nie od dawnej sławy, a niespełnionego talentu. Nie tak miała potoczyć się kariera zawodnika uznawanego niegdyś za najlepszego młodego pomocnika na świecie.
Paulo Henrique Ganso na przełomie dwóch pierwszych dekad XXI wieku określany był mianem „najlepszego młodego pomocnika świata”. To właśnie mniej więcej w tym okresie przypadły też największe sukcesy w jego karierze - Puchar Brazylii i Copa Libertadores z Santosem. Do nich doszło multum indywidualnych wyróżnień, które sprawiły, że Ganso, obok Neymara, stał się najbardziej łakomym brazylijskim kąskiem na rynku transferowym.
Dalsza część tekstu pod wideo
Minęło dziesięć lat i o Brazylijczyku wspomina się już jedynie przy takich okazjach jak ta, gdy obchodził wczoraj 31. urodziny. W przeciwieństwie do młodszego kolegi, on Europy tak naprawdę nigdy nie zawojował. Od stycznia ubiegłego roku występuje w zespole, który podobnie jak on sam, jest jedynie cieniem dawnej sławy - Fluminense. I choć zdarzają się jeszcze te „magiczne momenty” Ganso, to są już jedynie pojedyncze przypadki.

Spóźnialski o kruchym zdrowiu

Jeśli doszukiwać się gdzieś, przyczyn, dla których Brazylijczyk nigdy nie podbił Starego Kontynentu, należy zwrócić uwagę na dwa aspekty. Pierwszy związany jest bezpośrednio ze zdrowiem piłkarza, a właściwie jego brakiem.
- Zniszczyły go kontuzje. W 2007 i w 2010 zerwał więzadła w kolanie. Według mnie, to właśnie problemy zdrowotne najbardziej wpłynęły na jego karierę - przyznaje Marek Zarzycki, były współpracownik Ambasady RP w Brazylii w Sao Paulo i fan tamtejszego futbolu.
Oba te urazy okazały się brzemienne w skutkach dla losów Ganso. Pierwszy sprawił, że jego rozwój w Santosie został zahamowany, choć wrócił w wielkim stylu, wygrywając w 2007 roku mistrzostwo stanu Sao Paulo do lat 20. Drugi przytrafił się mu latem 2010, kiedy natomiast był na fali i wydawało się, że Dunga popełnił błąd, nie biorąc go na mundial do RPA.
- Jedna rzecz, która mogła mu pomóc w odniesieniu wielkiej kariery, to właśnie ten wyjazd na mistrzostwa świata. Była wtedy nawet taka kampania w Brazylii, by selekcjoner do RPA wziął zarówno Neymara, jak i właśnie Ganso, którzy razem wspieraliby Robinho. Ostatecznie na MŚ pojechał tylko ten ostatni. Gdy się okazało, że 21-letni już wówczas Ganso zostanie w domu, było wiadome, że czeka go już teraz równia pochyła - przyznaje Kamil Plisikiewicz, wielbiciel brazylijskiego futbolu. - Największym jego problemem chyba jednak nie były kontuzje, lecz transfer do Sao Paulo w 2012 roku. To właśnie wtedy powinien on iść do Europy - dodaje.
I rzeczywiście, tu przechodzimy do drugiego problemu, który zaważył na karierze Ganso. Gdy wraz z Neymarem znajdowali się na ustach całego świata, obecny gwiazdor PSG wciąż był nastolatkiem. Z kolei jego o trzy lata starszy kolega wchodził powoli w wiek, w którym gra w Europie powinna być dla niego obowiązkiem. Jeśli doszukiwać się już gdzieś błędów ze strony piłkarza, to rzeczywiście pozostanie w lidze brazylijskiej po transferze do Sao Paulo można traktować jako największy z nich. Zresztą przykład takiego „zasiedzenia” dotyczy też wielu piłkarzy grających już na Starym Kontynencie.
- Podobny błąd popełnił niegdyś Yoann Gourcuff, który co prawda był w Milanie, ale później zdecydowanie za długo zasiedział się w Ligue 1. Jeśli nie pójdziesz w pewnym momencie wyżej, to już na ten poziom możesz nigdy nie trafić - przyznaje Plisikiewicz.

Łabędź o przepięknym podaniu

Ganso zanotował więc ostatecznie zaledwie trzyletni epizod w Sevilli, przerwany jeszcze przez wypożyczenie do Amiens, ale nie podbił ani Hiszpanii, ani też Francji. W przeciwieństwie do wspomnianego już kilkukrotnie Neymara, który przebył podobną, acz przy tym jakże inną drogę, wiodącą z brazylijskiej Serie A, przez Primera Division, aż po Ligue 1. Choć obaj się mocno przyjaźnili, to także są zupełnie innymi charakterami. Neymar, poprzez wirtuozerię na boisku, nieskończony repertuar zagrań i trików, wymyślne fryzury oraz obecny na jego twarzy niemal zawsze szeroki uśmiech, jest wręcz idealnym kąskiem pod względem marketingowym zarówno dla sponsorów, jak i zatrudniających go klubów.
Ganso jest i zawsze był inny. Nieco niezdarny, z długą szyją przypominającą tę łabędzia (z portugalskiego „ganso”), od którego wziął się zresztą jego pseudonim. Różnicę w ich zachowaniu widać było nie tylko na boisku, ale i poza nim. Choćby wtedy, gdy obaj gościnnie wzięli udział w odcinku opery mydlanej „Malhação”.
Z pewnością Ganso nigdy nie grał mniej błyskotliwie od byłego klubowego kolegi. Na pewno jednak jego występy były mniej widowiskowe. Ganso na boisku nie popisuje się sztuczkami technicznymi takimi jak „elastico”. Jego geniusz objawia się raczej poprzez subtelne zagrania. A te w ostatnich latach zostały wyparte przez wszystko, co tylko można udostępnić na Instagramie czy Twitterze.

Relikt przeszłości

Pod pewnymi względami Ganso idealnie wpisuje się więc w profil starej południowoamerykańskiej „dychy”, która obecnie traktowana jest przez wielu trenerów jako archaizm. To piłkarz o profilu wolnego elektronu, w obecnych czasach bardzo rzadko mający okazję, by osiągnąć pełnię swoich możliwości. Najlepszym tego typu przykładem z przeszłości jest choćby Juan Roman Riquelme.
- Z pewnością był to piłkarz kreatywny, ze świetnym podaniem, ale w Brazylii mamy masę takich zawodników. By coś osiągnąć, musiałby wykonać jeszcze tę pracę, której dotąd nie zrobił - przyznaje Plisikiewicz.
Być może jednak, gdyby okazano mu w Europie nieco więcej cierpliwości, zdołałby wycisnąć maksimum ze swojej kariery: - Większość Brazylijczyków z reguły potrzebuje czasu na adaptację do gry w Europie. To zawodnik świetny technicznie, który do gry na Starym Kontynencie potrzebowałby też siły fizycznej i spokoju w adaptacji. Jest piłkarzem po prostu potrzebującym zaufania kolegów z drużyny - zauważa Zarzycki.
Ganso tego zaufania w Europie nie otrzymał. Lub też otrzymać nie chciał.

Przeczytaj również