Sensacja el. EURO wraca do korzeni i zaskakuje wszystkich. W United czerpią korzyści. "Ten Hag o tym wie"

Sensacja el. EURO wraca do korzeni i zaskakuje wszystkich. W United czerpią korzyści. "Ten Hag o tym wie"
Stefan Constantin/News Images/SIPA USA/PressFocus
W ostatnich miesiącach Scott McTominay zadziwia piłkarską Europę. Szkot jest jednym z najlepszych strzelców el. EURO i Manchesteru United. To jednak niekoniecznie nowość. Zanim zadebiutował w pierwszym zespole “Czerwonych Diabłów”, gra w ofensywie była jego atutem, ale zupełnie o tym zapomniano. Teraz reprezentacja pomogła o tym przypomnieć.
W klubie gra jako defensywny pomocnik lub wyrobnik w środku pola. W reprezentacji jeszcze niedawno występował na stoperze. A dziś jest sensacją strzelecką eliminacji EURO 2024 i ma tyle samo bramek, co Kylian Mbappe. Scott McTominay w narodowych barwach przeszedł zaskakującą metamorfozę, która rzutuje też na jego ostatnie statystyki w Manchesterze United. Obecnie Szkot to… najlepszy strzelec zespołu Erika ten Haga w lidze.
Dalsza część tekstu pod wideo
McTominay to przykład bardzo ciekawego piłkarza - nie błyszczącego techniką czy świetnym czytaniem gry, ale przydatnego w prostych zadaniach, dlatego zresztą rzucanego po wielu pozycjach. W kadrze jednak wreszcie znaleziono mu optymalną, bardziej ofensywną rolę. A właściwie przywrócono, bo właśnie taką odgrywał w młodzieżówkach “Czerwonych Diabłów”. Później jakby kompletnie o tym zapomniano.

Reprezentacyjne eksperymenty

Kibice Premier League znają Scotta McTominaya przede wszystkim jako pomocnika-pracusia. Czy to występującego w roli najniżej ustawionego zawodnika środkowej linii, czy to gracza operującego wyżej, ale jednak niekojarzonego powszechnie z ofensywą. Tak gra właściwie od początku przygody w pierwszym zespole Manchesteru United, gdy do drużyny wprowadził go Jose Mourinho.
W ciągu sześciu i pół roku uzbierał grubo ponad 200 spotkań dla “Czerwonych Diabłów” i grał właściwie tylko w takich rolach. W reprezentacji mieli na niego inny pomysł, szybko wymyślając mu nową pozycję. W trakcie przygotowań do swojej pierwszej imprezy międzynarodowej został ustawiony przez selekcjonera Steve’a Clarke’a na środku obrony. Wchodząc w skład trzyosobowego bloku stoperów, pomógł kadrze w powrocie na salony za pośrednictwem baraży EURO 2020. Zagrał po 120 minut w wygranych po rzutach karnych półfinale z Izraelem i finale z Serbią.
Na takiej pozycji pokazał się też podczas turnieju, ale już w zeszłym roku, po porażce z Ukrainą w walce o miejsce na mundialu w Katarze, wrócił do znanej z klubu roli w pomocy. Aż tu nagle, ni stąd, ni zowąd, zaczął strzelać niczym najęty w trwających aktualnie eliminacjach mistrzostw Europy. Piłkarz, który w pierwszych 33 meczach w narodowych barwach zdobył tylko jednego gola, w sześciu meczach eliminacyjnych trafił do siatki sześć razy i dorzucił asystę. Wielu fanów przecierało oczy ze zdziwienia: jak to się stało, że zawodnik kojarzony raczej z pracą w destrukcji nagle stał się takim zagrożeniem w polu karnym rywali?
Wszystkie swoje bramki w kwalifikacjach strzelił z akcji, po wejściach w pole karne z głębi pola. Robił więc to, co umie naprawdę dobrze. Choć takie efekty mogą niektórych dziwić, 26-letni pomocnik wreszcie pokazuje to, w czym jest mocny. Coś, co zniknęło w ostatnich latach. Jego dorobek strzelecki to bowiem nie przypadek, ale efekt “powrotu do korzeni”.

Zapomniany atut

Gdy Mourinho wprowadzał McTominaya do dorosłej piłki, wystawiał go najczęściej w roli zadaniowca. Oczekiwał od niego jasno określonych rzeczy: miał wnieść na murawę fizyczność, wybieganie, a nawet nieustannie “podgryzać” konkretnego piłkarza przeciwników. Ole Gunnar Solskjaer najczęściej widział w nim alternatywę dla Nemanji Maticia - ustawiał jako najbardziej cofniętego pomocnika i chciał, by zabezpieczał linię pomocy, choć Szkot potrafił np. ustrzelić rekordowo szybki dublet przeciwko Leeds United w pierwszych trzech minutach meczu. Ralf Rangnick w swoim gegenpressingu korzystał z niego regularnie, bo dzięki świetnemu przygotowaniu fizycznemu idealnie pasował do takiej koncepcji - i tutaj Szkot miał trochę większą swobodę w ofensywie. Podobnie jest u Erika ten Haga, o ile na murawie mamy również Casemiro, ale obaj pojawiają się na niej jednocześnie stosunkowo rzadko. 26-latek raczej stanowi alternatywę dla Brazylijczyka. Ponownie, mocno ograniczoną.
Przez większość czasu w klubie wykorzystywano go przede wszystkim do zadań defensywnych. I łatwo to zrozumieć, bo mowa o zawodniku - choć brzmi to bezwzględnie - ograniczonym. W rozegraniu wypada co najwyżej przeciętnie, ma ogromne problemy z pokazywaniem się do gry. Według danych portalu “FBref” w ciągu ostatniego roku zalicza średnio niewiele ponad 46 kontaktów z piłką na 90 minut - to wynik gorszy od 86% pomocników z lig tzw. “wielkiej piątki”. Jeszcze słabiej wypada liczba podań - ponad 33, a więc gorzej od 91%. Dlatego ustawianie go bezpośrednio przed linią defensywy jest często krytykowane, bo tam musi stanowić “łącznik” przekazujący futbolówkę do przodu. Wydaje się, że trenerzy chcieli jednak wykorzystać jego warunki fizyczne i “żelazne płuca”.
W tym wszystkim umknęło im chyba to, jakim piłkarzem był wychowanek United jeszcze przed wejściem do profesjonalnego futbolu. Występował wówczas przede wszystkim w środku pola, ale miał licencję na atakowanie pola karnego, podobnie do tego, co pokazuje obecnie w kadrze. Ba, gdy stawiał pierwsze kroki w ekipie “Czerwonych Diabłów”, z jego profilu na klubowej stronie mogliśmy się dowiedzieć, że gdy w młodzieżówce brakowało napastników, przesuwano go do ataku. Już wtedy dostrzegano u niego zmysł do odnalezienia się w “szesnastce”. Zresztą urywki z tamtych czasów wciąż można znaleźć na YouTube. I Szkot w ostatnich miesiącach do nich nawiązuje.

Może się przydać

Ten Hag, idąc za przykładem Clarke’a, zaczął korzystać z atutu podopiecznego. Już w ostatnich rozgrywkach wychowanek wysłał mu sygnał, strzelając w “reprezentacyjnym” stylu z Omonią Nikozja i Evertonem, ale zmiany nadeszły dopiero niedawno. Szkot okazał się istotny w bardzo nerwowym dla United okresie. Został wpuszczony w 87. minucie spotkania z Brentford przy wyniku 0:1, żeby “polować” w polu karnym. Efekt? Najpierw gol nieuznany z powodu spalonego, a następnie dublet w doliczonym czasie gry, zapewniający dramatyczną wygraną. W następnej kolejce, z Sheffield, również trafił do siatki. Niedawno, przeciwko Fulham, gola “odebrał mu” spalony Harry’ego Maguire’a.
Widać więc, że otworzenie McTominayowi szansy na większe zaangażowanie w ostatniej fazie akcji ofensywnych działa i przynosi korzyści. To piłkarz ograniczony, co często przeszkadza i regularnie o sobie przypomina, np. w słabych występach z Brighton czy Manchesterem City. Ale ma przydatny atut - Ten Hag o tym wie. Paradoksalnie, najlepiej spisuje się, gdy nie ma na nim presji na operowanie piłką i może czekać na futbolówkę w okolicach szesnastki, może wykorzystać swój instynkt strzelecki i pomóc zespołowi.
Opieranie na tym drużyny o ambicjach United nie wchodzi jednak w grę. Dlatego trudno oczekiwać, że Szkot długofalowo będzie stanowił o sile 20-krotnych mistrzów Anglii. Niemniej, może okazać się przydatnym uzupełnieniem składu. Planem “B”, do wpuszczania na boisko, gdy w końcówce trzeba zagrać prościej, wykorzystać warunki fizyczne i chaos w szesnastce przeciwników lub po prostu “podostrzyć”. Tam czuje się dobrze już od lat, a reprezentacja, prezentująca zdecydowanie bardziej bezpośredni futbol, korzysta z tego właściwie cały czas. I, w pewnym sensie, przypomniała o tym ludziom pracującym z nim w klubie.

Przeczytaj również