Symbol upadku Manchesteru United. Rekord hańby Casemiro

Symbol upadku Manchesteru United. Rekord hańby Casemiro
SPP / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł Grabowski07 May · 11:08
Manchester United kilka razy w tym sezonie wyznaczał nowy poziom upokorzenia, ale porażka z Crystal Palace (0:4) jeszcze mocniej pogłębia dół. Symbolem upadku jest Casemiro - pięciokrotny triumfator Ligi Mistrzów, który na Selhurst Park wyglądał jakby w Premier League znalazł się przypadkiem. Erik Ten Hag dokonał cudu, bo przeistoczył 20-krotnego mistrza Anglii w chłopca do bicia i najbardziej komfortową drużynę dla rywali. Nie ma innej opcji: to muszą być ostatnie tygodnie Holendra w klubie.
Fakty są brutalne: Manchester pierwszy raz w historii Premier League przegrał 13 meczów w jednym sezonie. Ponad połowa tych spotkań zakończyła się stratą co najmniej trzech goli. A przecież cyrk widzieliśmy też w pozostałych rozgrywkach, gdzie 81 straconych bramek pozycjonuje ich najniżej od pół wieku.
Dalsza część tekstu pod wideo
Na Selhurst Park nie dało się tego dłużej pudrować dobrą grą Bruno Fernandesa. Portugalczyk pierwszy raz od czterech lat ominął mecz z powodu urazu, a jego koledzy momentalnie przyjęli rolę sierot. Nie ma sensu tłumaczyć tego kontuzjami. Urazy nie tworzą takich akcji jak ta na 1:0 dla Crystal Palace, gdzie brakuje tylko muzyki z kreskówek i sceny jak główny bohater wywraca się na skórce od banana.
Michael Olise chyba zakończył już karierę Casemiro w Anglii. Jego drybling był fantastyczny, a obrazek ślizgającego się po murawie Brazylijczyka pokazuje kontrast, w jak odmiennych kierunkach zmierzają kariery tych piłkarzy. Być może był to najgorszy mecz w karierze 32-latka, stanowiący puentę do tego wstydliwego sezonu. Casemiro zawalił też przy golu na 0:4. Fakt, że on i 36-letni Johnny Evans muszą ratować Manchester, grając na środku obrony, pokazuje zepsucie, w jakim pogłębia się ten klub. To był czternasty duet środkowych obrońców od sierpnia. Dla porównania rok temu Ten Hag skorzystał z sześciu takich duetów, a 18 czystych kont w Premier League wyniosło drużynę na zupełnie inne miejsce niż te, które mają dzisiaj.

Szambo wybiło

Manchester nigdy w historii nie skończył rozgrywek na pozycji niższej niż siódma. Dzisiaj jest ósmy i grozi mu to, że pierwszy raz od dekady nie zagra w europejskich pucharach. W tym momencie trudno zakładać taki scenariusz, gdy na rozkładzie mają rozpędzony Arsenal, a ich bezpośredni rywale, czyli Newcastle i Chelsea, też wskakują na falę.
Czasem wygląda to tak, jakby nikt w tej drużynie nie chciał już dogrywać tego sezonu do końca. Ten Hag pracuje w klubie dwa lata, a stłamsił go Crystal Pałace, gdzie Oliver Glasner układa klocki dopiero od dwóch miesięcy. Znamienne jest to, że to w tym drugim zespole widać konkretny styl, tożsamość, poczucie jedności grupy i to, że każdy zmierza w jakimś kierunku. Austriak chwalił swoich graczy, że w czwartym meczu z rzędu nie pozwolili rywalowi na oddanie dwucyfrowej liczby strzałów. Pod tym względem Manchester jest po drugiej stronie skali.
Ten Hag nieustannie mówi o kontuzjach, których licznik po urazach Maguire’a i McTominaya dobrnął do 64 w ciągu całego sezonu. Co chwilę kreśli scenariusze, co by było, gdyby. Prawda jest jednak taka, że połowa tej ligi na pewnym etapie sezonu przeżywała kryzys zdrowotny. Chelsea tydzień temu miała 14 kontuzji, a jej najstarszy piłkarz na ławce skończył 21 lat. Mimo wszystko wygrała ostatnio 5:0 z West Hamem i maszeruje z entuzjazmem, którego Ten Hag ani razu nie wywołał. Ten zespół jest wiecznie spóźniony i rozwalony w formacjach. Dopuszcza do gigantycznej liczby strzałów i co chwilę modli się do Andre Onany. Jeśli dodamy do tego zmierzch Christiana Eriksena, pudło transferowe Masona Mounta i zator w ofensywie, to nie dostaniemy ani jednego punktu, na którym można byłoby opierać optymizm.
Manchester nie ma dziś Marcusa Rashforda jak z zeszłego sezonu, ten zresztą i tak jest teraz kontuzjowany. Antony przebudził się lekko wiosną, ale to dalej nie jest piłkarz liczb i regularności. Rasmus Hojlund strzelał w lidze raptem przez dwa miesiące i można tak długo wymieniać poszczególne cegiełki, aż na końcu dojdziemy do Casemiro. Fakt, że nawet tak doświadczony i znakomity zawodnik zdołał utonąć w tym bagnie, jest przerażający.
Rok temu był cementem, który trzymał całą konstrukcję. Przyszedł zaraz po kompromitacji 0:4 z Brentford i wniósł spokój w środku pola. Dzisiaj Manchester znowu wrócił do punktu wyjścia, z tą różnicą, że stracił dwa lata i kupę pieniędzy. Brazylijczyk ma gigantyczną pensję i jeszcze dwa lata umowy. Pozbycie się tego balastu powinno być letnim priorytetem klubu. Pytanie: kto w ogóle z piłkarzem po 30-stce podpisał pięcioletni kontrakt? Przecież na tym poziomie takie rzeczy już się prawie nie zdarzają.

Wyjazd do Arabii

Jamie Carragher nie wytrzymał i w przerwie meczu z Crystal Palace, siedząc w studio Sky, wysłał Casemiro na emeryturę. Celnie zauważył, że w tym momencie to piłkarz raczej na ligę arabską niż angielską, zresztą co jakiś czas pytają o niego kluby Saudi Pro League. Ciekawe jest to, że to będzie pierwszy sezon w 11-letniej karierze Casemiro w Europie, gdy jego klub nie zajmie miejsca w pierwszej czwórce. Topór, którym co roku karczował las w środku pola, stępiał. Drastycznie spadły mu statystyki odbiorów i celnych podań. Rzadko widzi się tak spektakularne zjazdy w ciągu zaledwie dwunastu miesięcy.
Wygranie z takim piłkarzem Pucharu Anglii przeciwko Manchesterowi City 25 maja na Wembley brzmi jak lądowanie UFO. Ten Hag jeszcze jesienią mówił, że chce stworzyć na Old Trafford jedną z najbardziej wertykalnych i bezpośrednich drużyn świata, ale nawet nie zauważył, że ta wertykalność zaczęła działać w drugą stronę. Manchester United w erze Premier League w sumie osiem razy przegrał wyjazdowy mecz co najmniej czterema golami. Trzy z tych spotkań wydarzyły się za kadencji Ten Haga, włączając w to również pamiętne 0:7 z Liverpoolem. Ten związek nie ma już nadziei.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również