To był duet! Dziś jeden jest bohaterem Realu, a drugi… dogorywa w Polsce

To był duet! Dziś jeden jest bohaterem Realu, a drugi… dogorywa w Polsce
Sergio Ruiz / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński09 May · 09:51
Niesamowicie potrafią toczyć się losy poszczególnych piłkarzy. Dekadę temu rówieśnicy, Joselu i Artur Sobiech, tworzyli duet napastników w Hannoverze 96. Dziś ich status w świecie futbolu rozjechał się o lata świetlne.
Pierwszy na stadionie nazywanym jeszcze wówczas AWD-Arena zameldował się Sobiech. Trwało lato 2011 roku, a wówczas młody polski napastnik był świeżo bo naprawdę solidnym sezonie w barwach Polonii Warszawa. Strzelił dziewięć goli, zaliczył tyle samo asyst, co nie bez powodu przykuło uwagę większych i bogatszych klubów. Hannover wyłożył na stół wcale nie tak dużo, bo 1,1 mln euro, a gracz urodzony w Rudzie Śląskiej przeniósł się za naszą zachodnią granicę.
Dalsza część tekstu pod wideo
Potem Sobiech napisał w Hannoverze kawał historii. Został na sześć lat, rozegrał w tym czasie 145 spotkań, strzelił - co raczej nieszczególnie imponujące - 28 goli. I, a to kluczowe w kontekście tego artykułu, miał okazję współpracować z całą masą piłkarzy. Lepszych, gorszych, mniej znanych, bardziej popularnych.

Rekord klubu za Joselu

W tym gronie był choćby Artjoms Rudnevs, znakomicie znany z Lecha Poznań, Niclas Fuellkrug, a także… Joselu, wczorajszy bohater Realu Madryt. Hiszpan trafił tam latem 2014 za 5 mln euro z Hoffenheim. O tym, jak duże nadzieje wiązano z tym transferem, świadczyć może wspomniana kwota. W tamtym okresie była powiem dla klubu Bundesligi rekordowa. Nigdy wcześniej Hannover 96 nie zapłacił za nikogo więcej. Dopiero kilka lat później bardziej wykosztowano się na Brazylijczyków - Jonathasa i Walace’a.
Co ciekawe, Joselu i Sobiech to rówieśnicy. Obaj urodzili się w 1990 roku. Teoretycznie dziś powinni być więc na podobnym etapie kariery. Ścieżki kolegów z ataku rozjechały się jednak dość konkretnie.
Wtedy, w kampanii 2014/15, skuteczniejszy i bardziej istotny dla zespołu był Joselu. Czy natomiast robił furorę? No nie. W 30 meczach Bundesligi strzelił osiem goli. Dorzucił do tego cztery asysty. Nie był więc może klasycznym flopem, ale obiecywano sobie po nim znacznie więcej.
Co ciekawe, Hiszpan nie zagrał wówczas w żadnym z trzech ostatnich meczów sezonu, co okazało się raczej… wzmocnieniem drużyny. Hannover po 14 spotkaniach bez wygranej z rzędu (13 z Joselu w jedenastce), nagle wrócił na zwycięską ścieżkę już bez niego. Zdobył siedem punktów, dzięki czemu rzutem na taśmę utrzymał się w Bundeslidze. Sobiech leczył już wtedy poważną kontuzję.

Gdzie jeden, a gdzie drugi?

Wcześniej jednak Hiszpan i Polak mieli okazję współpracować. Bywało i tak, że w duecie rozpoczynali mecz w pierwszym składzie. Łącznie rozegrali razem 18 spotkań. a raz Sobiech wpisał się na listę strzelców po podaniu Joselu.
Sobiech Joselu
Transfermarkt
Obaj szatnię dzielili jednak tylko przez rok, bo po sezonie napastnika z Półwyspu Iberyjskiego za 8 mln euro wykupiło angielskie Stoke.
Co było później? Sobiech jeszcze na kilka lat został w Hannoverze, po czym próbował swoich sił w Lechii Gdańsk, Darmstadt, tureckim Karagumruk i od 2021 roku - Lechu Poznań. Dziś leczy kolejny już uraz, ale nawet kiedy jest zdrowy, nie ma wielkich szans na grę w pierwszym zespole “Kolejorza”. W całym obecnym sezonie PKO BP Ekstraklasy spędził na murawie 174 minuty.
Co robi w tym czasie jego rówieśnik i były kolega z ataku Hannoveru? Gra w Realu Madryt i właśnie strzela dwa kluczowe gole w półfinale Ligi Mistrzów, zapewniając “Królewskim” awans do wielkiego finału. Takiego obrotu spraw jeszcze do niedawna nie spodziewałby się na pewno sam Hiszpan, który dwa lata temu też pojawił się na meczu finałowym Champions League, ale jako… kibic ekipy z Santiago Bernabeu.

Nic na to nie wskazywało

To bez wątpienia piękna historia, którą trudno było przewidzieć. Mówimy przecież o zawodniku, który nie podbił Niemiec, nie poradził sobie w Stoke i Newcastle, zaliczył przeciętne wypożyczenie do Deportivo. Wierzył jednak do końca, że nadal jest w stanie zaistnieć. Że nie wszystko jeszcze stracone.
Przełomowy okazał się transfer do Deportivo Alaves, dla którego Joselu w trakcie trzech sezonów strzelił 36 goli, w każdej z kampanii przekraczając barierą przynajmniej dziesięciu trafień. Potem Hiszpan potwierdził jeszcze jakość w spadającym z ligi Espanyolu, po czym niespodziewanie otrzymał szansę od absolutnie topowego klubu Europy, czyli Realu Madryt.
“Królewscy” po odejściu Karima Benzemy nie zdecydowali się od razu na zatrudnienie innego napastnika z najwyższej półki. Postawili w ofensywie na duet Vinicius - Rodrygo, wspierany przez wchodzącego z drugiej linii Jude’a Bellinghama. Ale jednocześnie, by zwiększyć wachlarz opcji w ataku, musieli mieć do dyspozycji jakąś “dziewiątkę”. Nawet w roli jokera. W niej kapitalnie odnajduje się właśnie Joselu.
34-latek zdobył już 16 bramek w obecnym sezonie. Dziewięć razy trafiał w La Liga, zdobył pięć bramek w Lidze Mistrzów, dołożył też dwa trafienia na arenie Pucharu Króla. Wczoraj, w meczu decydującym o awansie do finału Champions League, wszedł na murawę dopiero w 81. minucie, a i tak zdążył ustrzelić dublet, dzięki któremu “Królewscy” wyrzucili Bayern za burtę.
Futbol potrafi pisać naprawdę wyjątkowe historie. Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział Joselu, błąkającemu się po kolejnych średnich klubach bez większego efektu, że “na starość” wróci do wielkiego Realu Madryt, Hiszpan kazałby się pewnie takiej osobie puknąć w czoło.
Historia zatoczyła jednak piękne i niespodziewane koło. Warto bowiem wspomnieć, że Joselu jako nastolatek rozegrał sporo spotkań w rezerwach Realu, a ponadto doczekał się dwóch występów w pierwszym zespole, zdobywając nawet dwie bramki. Te barwy są mu po prostu pisane.

Przeczytaj również