Życie zatopione w kieliszku. Od Mundialu do prób samobójczych i szpitala psychiatrycznego

Życie zatopione w kieliszku. Od Mundialu do prób samobójczych i szpitala psychiatrycznego
Youtube
Obserwując zawodników na najwyższym poziomie, czasem zdaje nam się myśleć, że mamy do czynienia ze współczesnymi gladiatorami, perfekcyjnymi atletami, którzy całe swoje życie poświęcają samodoskonaleniu. W całym ferworze międzynarodowych turniejów, kolejnych wielkich spotkań można zapomnieć, że piłkarze to w gruncie rzeczy tylko ludzie. I jak to z ludźmi czasem bywa, potrafią zajść na szczyt, aby prędko z niego zlecieć w oparach używek, skandali i depresji. Tak jak Paul Gascoigne.
Wydawałoby się, że to niezwykle pozytywny gość i jeden z ostatnich kandydatów do przegrania walki z chorobą psychiczną. W sieci można bez trudu znaleźć stare przebitki ukazujące Gascoigne’a jako dobrą duszę towarzystwa. Za tą maską optymistycznego lekkoducha skryło się jednak prawdziwe, znacznie bardziej przygnębiające oblicze.
Dalsza część tekstu pod wideo

W pogoni za marzeniami

Paul John Gascoigne otrzymał imiona na cześć słynnych wykonawców, jednak nie było mu dane spędzić dzieciństwa w malowniczych okolicach miasta Beatlesów. 52-latek urodził się w robotniczej dzielnicy Newcastle, gdzie na pierwszy i przy okazji drugi oraz trzeci plan wysuwały się depresyjne krajobrazy we wszystkich możliwych odcieniach szarości. Nieokiełznane problemy natury psychicznej towarzyszyły Gascoigne’owi od najmłodszych lat, ponieważ jego ojciec chorował na padaczkę.
Ucieczką od przykrej codzienności pozbawionej perspektyw okazał się futbol, co pozwoliło Paulowi dołączyć do młodzieżowych drużyn Newcastle już w wieku 13 lat. W ekipie “Srok” zadebiutował tuż po osiągnięciu pełnoletniości. Awans do drużyny seniorskiej został poprzedzony zdobyciem przez “Czarno-Białych” młodzieżowego Pucharu Anglii i to pod wodzą Gascoigne’a, który dzierżył opaskę kapitańską.
Młody “Gazza” wyróżniał się na tle innych nawet na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej, ponieważ łączył przygotowanie techniczne z pożądaną przez kibiców pasją do gry. Należał do tej grupy piłkarzy, którzy, mimo ogromnego talentu, potrafią zostawić na boisku serducho, płuca i, wedle poleceń pewnego “eksperta”, wątrobę.
Dobre występy na St James’ Park zaowocowały niezwykle głośnym transferem do Tottenhamu. I nie chodzi tu tylko o cenę oscylującą w granicach 2 mln funtów, ale także sposób celebracji przenosin do Londynu. Anglik, zanim podpisał kontrakt z “Kogutami”, imprezował przez bite 3 dni w renomowanym hotelu Hadley Wood.
Włodarze Spurs musieli przymknąć oko na wysokoprocentowe wybryki Gascoigne’a, ponieważ każdy zdawał sobie sprawę z jego boiskowej przydatności. Zwłaszcza, że 21-letni Paul miał już za sobą debiut w kadrze narodowej. I to właśnie reprezentując barwy “Synów Albionu” wychowanek Newcastle osiągnął szczyt swoich możliwości.

Na granicy życia i śmierci

W 1990 r. Bobby Robson zdecydował się na odważny ruch w postaci postawienia na 23-letniego Gascoigne’a podczas włoskiego Mundialu. “Gazza” odwdzięczył się selekcjonerowi w ostatnim meczu grupowym przeciwko Egiptowi, gdy po jego asyście padła decydująca bramka, będąca przepustką “Trzech Lwów” do fazy pucharowej.
Podczas meczu z Belgią znów to nieopierzony Gascoigne brał na siebie ciężar rozgrywania, co poskutkowało zanotowaniem kolejnego kluczowego podania. Dopiero w ćwierćfinale z Kamerunem bohaterem został Lineker, który kilka dni wcześniej… uratował Gascoigne’owi życie.
W swojej autobiografii Anglik wspominał, że awans do kolejnej rundy świętował wraz z kilkoma innymi reprezentantami na jednej z plaż Sardynii. Po pewnym czasie impreza przeniosła się na jacht, jednak “Gazza” chciał wrócić na ląd. Problem w tym, że rosnący udział alkoholu we krwi nie wpływał pozytywnie na umiejętności pływania, a dystans między Paulem i lądem wciąż nie malał. W końcu po dryfującego rozbitka podpłynął Lineker, ponieważ okazało się, że jego kolega przez kilka minut praktycznie w ogóle nie oddalił się od jachtu.
Do prawdziwej tragedii doszło dopiero w półfinale, gdy Anglia mierzyła się z Niemcami. Mecz był wyrównany, ale w końcówce Gascoigne sfaulował Thomasa Bertholda i wylądował w notesie arbitra. Nagromadzenie żółtych kartek z poprzednich spotkań sprawiło, że w tamtym momencie został wyeliminowany z ewentualnego udziału w finale.
- W jednej chwili zawalił się cały świat. Zrobiłem wszystko, żeby uniknąć kłopotów, a na koniec wiedziałem, że nie zagram w finale Mistrzostw Świata, jeśli uda nam się wygrać - opowiadał angielski pomocnik. Zdjęcie zapłakanego wychowanka Newcastle obiegło cały piłkarski świat.
Stety bądź niestety, w finale nie zagrał ani Gascoigne, ani żaden z Anglików, ponieważ w serii rzutów karnych triumfowali “Die Mannschaft”. To po tamtym spotkaniu Gary Lineker wypowiedział słynne zdanie o futbolu, w którym 22 mężczyzn biega za piłką, a na koniec i tak wygrywają Niemcy. Najbardziej niepocieszony był jednak “Gazza”, który znajdował się w wyśmienitej, można nawet zaryzykować, że w życiowej formie.

Football’s coming home

Ostatni wielki pokaz swoich umiejętności Paul zaprezentował podczas EURO 1996. Terry Venables zdecydował się powołać nieokiełznanego piłkarza do kadry, chociaż poprzednie lata w wykonaniu pomocnika, delikatnie mówiąc, nie należały do najlepszych. Przygodę w Tottenhamie zakończyła paskudna kontuzja kolana, która wyeliminowała go z gry na kilkanaście miesięcy.
Po transferze do Lazio Anglik coraz częściej dawał znać o swojej szkodliwej naturze. Włoski klimat sprzyjał pijaństwu, zabawie i rozpuście. Gascoigne stał się “ulubieńcem” paparazzi, którzy poświęcali mu kolumny, rozpisując się o każdym kolejnym kieliszku wychylonym przez Anglika. Jeden wścibski dziennikarz zapłacił za to dosyć drogo, ponieważ “Gazza” go po prostu pobił. O agresywnych skłonnościach przekonała się także jego żona, która w trakcie trwania małżeństwa wielokrotnie odczuła na własnej skórze gniew Paula.
- Już w tamtym czasie widać było, że będzie miał problemy, gdy przestanie grać. Pewnego razu przyjechał na okres przygotowawczy z 12-kilogramową nadwagą. Jadł lody na śniadanie i wszystko popijał piwem. Najbardziej w karierze żałuję właśnie historii Gascoigne’a - opowiadał ówczesny szkoleniowiec Lazio, Dino Zoff.
Mimo szkodliwych nałogów, skandalista otrzymał powołanie na Mistrzostwa Europy, które rozgrywano w Anglii. Los skrzyżował w grupie ścieżki “Trzech Lwów” oraz Szkocji, czyli dwóch największych rywali na Wyspach Brytyjskich. W meczu, którego stawką były 3 punkty, ale także honor i wieczna chwała, Gascoigne zdobył absolutnie najpiękniejszą bramkę w swojej karierze.
Wszystko układało się po myśli Anglików aż do spotkania półfinałowego, gdzie na drodze “Synów Albionu” stanęli, a jakże, Niemcy. “Die Mannschaft” po raz wtóry wyrzucili ich za burtę ważnego turnieju i to znów po serii rzutów karnych. Co ciekawe, decydującą jedenastkę zmarnował obecny selekcjoner, Gareth Southgate. Gascoigne zaś pewnie egzekwował karnego, ale to i tak były ostatnie podrygi człowieka balansującego na krawędzi.

Requiem dla snu

Po udanej przygodzie w Rangersach zwieńczonej kilkoma trofeami, “Gazza” wrócił do Anglii. W międzyczasie jego żona Sheryl wniosła sprawę o rozwód, a sam zawodnik popadał w coraz głębszy alkoholizm. Whisky popijał piwem i odwrotnie. Kaca nie doświadczał, bo tak naprawdę w ogóle nie trzeźwiał. Pojawiały się także pierwsze symptomy depresji.
Gdy reprezentował barwy Middlesbrough, robił wszystko, aby nie być samotnym. Wieść niesie, że Gascoigne popołudniami trenował z wszystkimi możliwymi sekcjami młodzieżowymi, ponieważ nie chciał wracać do opustoszałego domu, gdzie czekała na niego tylko wypełniona po brzegi karafka.
Epizody w Boston United i chińskim GS Tianma stanowiły tylko dorobienie do emerytury. Po zawieszeniu butów na kołku chciał spróbować swoich sił w trenerce. Prowadził Kettering Town, ale zwolniono go po zaledwie kilku tygodniach. Na większość zajęć przychodził w stanie całkowitej nietrzeźwości.
Kolejne lata to już równia pochyła i definicja ludzkiej degrengolady. “Gazza” balansował między pobytami w areszcie za m.in. jazdę pod wpływem alkoholu, posiadanie kokainy czy napastowanie nieznajomej kobiety, a wizytami na odwykach, które nie przynosiły żadnych efektów.
W 2008 r. były piłkarz spędzał noc w jednym z hoteli w Liverpoolu. W pewnym momencie zamówił do pokoju steka, co raczej nie wzbudzało podejrzeń, jednak po kilku minutach zadzwonił do recepcji po raz kolejny. Zmienił zamówienie, prosząc jedynie o nóż. Zaniepokojeni pracownicy hotelu zadzwonili po policję, a ta zastała Gascoigne’a w wannie, gdzie chciał się utopić. Sąd odesłał Anglika do szpitala psychiatrycznego, gdzie stwierdzono, że uzależnienie od alkoholu przez lata szło w parze z depresją.
Po raz ostatni świat usłyszał o “Gazzy” niespełna dwa lata temu, gdy został oskarżony o napaść seksualną na pasażerkę pociągu, którym razem podróżowali. Sam Anglik w wielu wywiadach zaznaczał, że uczęszczał na wiele terapii odwykowych, ale destrukcyjny nałóg nieustannie wraca, jak bumerang. Samotność, alkohol i depresja wciąż pchają go do targnięcia się na własne życie. A ma dopiero 52 lata.
- Przyjaciele Gascoigne’a zniknęli, gdy zgasły światła - napisał w swojej autobiografii Bobby Robson. Żywot angielskiego pomocnika jest bliźniaczo podobny do losów Pijaka z dzieła pt. “Mały Książę” autorstwa Antoine’a de-Saint-Exupery’ego. Gascoigne pił, żeby zapomnieć. Żeby zapomnieć o wstydzie. O wstydzie spowodowanym tym, że pije.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również