Napastnik, który nie strzela goli. I w dodatku kręci nosem. Arsenal musi pożegnać się z Lacazettem

Napastnik, który nie strzela goli. I w dodatku kręci nosem. Arsenal musi pożegnać się z Lacazettem
Matthew Ashton / AMA Sports Photo Agency / Pressfocus
Od początku sezonu pozycja napastnika stanowi problem Arsenalu. Klub opuścił już frustrujący Pierre-Emerick Aubameyang, a teraz zapowiada się na odejście Alexandre’a Lacazette’a. Czy będzie jednak po kim płakać? Francuz, choć zakłada ostatnio opaskę kapitańską, zawodzi skutecznością i nie spełnia pokładanych w nim nadziei. To najwyższy czas na rozstanie.
Mikel Arteta powoli zapracowuje sobie na coraz większe zaufanie kibiców Arsenalu. Jego zespół wciąż nie jest finalnym produktem, lecz coraz częściej i przez coraz dłuższe okresy pokazuje poziom godny Ligi Mistrzów. Wciąż jednak potrzebuje kilku szlifów i wzmocnień, bo ma pewne braki. A jeden z najbardziej wyraźnych problemów to pozycja napastnika, o czym szerzej pisaliśmy TUTAJ.
Dalsza część tekstu pod wideo
“Kanonierzy” nie mają bramkostrzelnej “dziewiątki”, na której mogliby polegać. I chociaż ich menedżer niekoniecznie oczekuje od piłkarza w ataku tylko ładowania piłki do siatki, występujący tam Alexandre Lacazette zdaje się nie być odpowiedzią na potrzeby ekipy “The Gunners”. Francuz spełnia wiele wymagań Hiszpana, ale z najważniejszego zadania wywiązuje się po prostu słabo. W związku z tym można go nazwać jednym z najbardziej palących problemów klubu z Emirates.

Deja vu

By zrozumieć, na czym polega kłopot Arsenalu z Lacazettem, najpierw trzeba przybliżyć oczekiwania Artety co do napastnika. Opiekun “Kanonierów” chce, aby zawodnik, którego ustawia samotnie w linii ataku, brał aktywny udział w konstruowaniu akcji. Ma szukać gry kombinacyjnej, przesuwać się bliżej pomocników, aby umożliwiać skrzydłowym sprint za obronę. Krótko mówiąc, wspomagać rozegranie, często przesuwając się na wysokość ofensywnego pomocnika, ustawionego nominalnie za jego plecami.
W ten sposób piłkarze Artety mogą inicjować szybkie ataki w konkretny sposób. Cofająca się “dziewiątka” robi ruch do piłki, gdy jej partnerzy ruszają do przodu. Dzięki temu wypady te są bardzo dynamiczne. W przypadku ataku kombinacyjnego sytuacja wygląda podobnie. Francuz, zamiast uciekać od piłki, pokazuje się do zagrania, stojąc plecami do bramki i może odegrać futbolówkę do partnera wbiegającego w szesnastkę. To ważny element pomysłu stołecznego zespołu na grę. Niestety, napastnik musi też dawać gole.
I właśnie tu mamy największy problem Lacazette’a. 16-krotny reprezentant “Trójkolorowych” w ostatnim czasie zupełnie zatracił umiejętność dobrego zachowania się w polu karnym. Podobnie do Pierre’a-Emericka Aubameyanga przed opuszczeniem Londynu zdaje się zagubiony w kluczowych momentach. Kibice w pewnym sensie mogą mieć deja vu. Już drugi raz w tym sezonie Arsenal zmaga się z indolencją strzelecką napastnika. I znowu okazuje się to kosztowne.
Ta kampania nie jest zbyt udana dla 30-latka, a on sam zdawał się ostatnio sugerować, że rozważa zmianę barw. Jak powiedział francuskiemu “Canal+”, chce grać w Lidze Mistrzów i utrzymuje kontakt z wieloma klubami. “Kanonierzy” wciąż walczą o kwalifikację do tych rozgrywek, lecz spadek ich formy (nawet mimo zwycięstwa z Chelsea) stawia ją pod znakiem zapytania. Zaś umowa Lacazette’a wygasa wraz z końcem sezonu i niewykluczone, że to jego ostatnie tygodnie na Emirates. Tygodnie, podczas których coraz mocniej frustruje kibiców AFC.

Nieskuteczny

Tzw. link up play Francuza stoi na naprawdę wysokim poziomie. Wystarczy tylko powiedzieć, że w okresie od grudnia do połowy marca zaliczył aż siedem asyst w dziewięciu ligowych spotkaniach - więcej niż jakikolwiek inny zawodnik Premier League. Drużynie układało się wtedy prawie wszystko, wyniki były zadowalające. Mało kto więc zwracał uwagę na jego problemy ze skutecznością. Te podkreślono dopiero przy okazji serii z przełomu marca i kwietnia, gdy “Kanonierzy” przegrali aż cztery z pięciu spotkań.
W czterech z nich Lacazette wyszedł w podstawowej jedenastce. Ostatni, porażkę z Southampton, ominął z powodów zdrowotnych. Z kolei przy okazji wygranej z Chelsea wszedł na murawę dopiero w doliczonym czasie gry. Właśnie w poprzedzających zwycięstwo z “The Blues” meczach potrzebowali gracza gotowego, by odnaleźć się w polu karnym i wykorzystać nawet trafiające się “półszanse”.
W ciągu wspomnianej serii spotkań tworzyli sobie bowiem więcej jakościowych okazji od rywali, ale brakowało skuteczności. Tutaj Francuz, mówiąc kolokwialnie, nie dojechał. To właśnie od niego, kapitana, należało oczekiwać, że udźwignie ciężar w kluczowych momentach. To jednak pokazało, że nie stać go na przejęcie takiej odpowiedzialności, bo nawet nie dochodził do szans strzeleckich, które wcześniej łapał regularnie.
Ale czego spodziewać się po piłkarzu z zaledwie trzema golami z gry w tym sezonie? Ostatni raz trafił do bramki nie z rzutu karnego 11 grudnia. Od tamtej pory minęły prawie cztery miesiące! Oczywiście, 30-latek ma specyficzne zadania w systemie Artety, ale mimo wszystko “dziewiątka” powinna dorzucać bramki.

Miał dać więcej niż Giroud

Wychowanek Olympique’u Lyon trafiał na Emirates jako alternatywa dla Oliviera Giroud, krytykowanego za mały dorobek strzelecki. Przygoda kupionego latem 2017 roku napastnika zaczęła się idealnie, bo wpakował piłkę do siatki już w 2. minucie debiutanckiego występu. Okazało się jednak, że nigdy nawet nie wyrównał najlepszego ligowego wyniku strzeleckiego bardziej doświadczonego rodaka w koszulce z armatką na piersi.
Giroud miał w zespole Alexisa Sancheza, Lacazette najpierw Chilijczyka, potem Aubameyanga. Obaj więc nie stanowili głównych źródeł trafień i w rezultacie zostali napastnikami wprowadzającymi partnerów do akcji ofensywnej, grającymi na ścianę, schodzącymi niżej. W pewnym sensie młodszy z nich - trochę przypadkowo stał się dokładnie tym, co miał odsunąć w zapomnienie.
Problem w tym, że obecny napastnik Milanu był bardziej godny zaufania. Może i nie odznaczał się taką dynamiką i zwrotnością, ale zdecydowanie lepiej odnajdował się w szesnastce, miał też większą pewność, jeżeli chodzi o wykończenie, nie mówiąc już o umiejętności znalezienia sposobu na zdobywanie goli z sytuacji wymagających niebywałego kunsztu snajperskiego. Wychowanek Lyonu miał okazać się lekarstwem na (trochę wyolbrzymione) problemy Giroud. A sam zmaga się z takimi samymi.

Pora na rozstanie?

W obliczu ostatnich wypowiedzi Lacazette’a wygląda na to, że jego odejście staje się coraz bardziej prawdopodobne. Czy zatem będzie po kim płakać? Oczywiście, oddanie za darmo piłkarza, którego w normalnych warunkach można sprzedać za naprawdę niezłe pieniądze, to zawsze powód do zmartwień. Prawda jest jednak taka, że Francuz nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań.
Poza niezbyt długimi okresami trudno było mu zaufać. Nie dawał regularnie trafień w ważnych meczach. Ba, nie zaliczał w nich popisowych występów, jeśli chodzi o wkład w grę drużyny. Tak, nosił ostatnio opaskę kapitańską i pokazywał ogromną wolę walki i charyzmę. Sam stwierdził nawet, że ma posłuch u kolegów z szatni. Mimo tego wydaje się, że pod tym względem można go dosyć łatwo zastąpić.
Największy problem związany z jego ewentualnym pożegnaniem to brak opcji w ataku, ponieważ jedyną alternatywą jest młody, niedoświadczony Eddie Nketiah, na którym, pomimo dwóch bramek strzelonych ostatnio Chelsea, trudno opierać ofensywę. Transfer nowej “dziewiątki” to konieczność, o czym doskonale wie Mikel Arteta.
W ostatnim czasie Lacazette stał się napastnikiem wybitnie jednowymiarowym - właściwie tylko rozgrywającym. Okresy bez bramki stają się coraz częstsze i coraz dłuższe, a to stanowi problem Arsenalu. Dlatego jeżeli “Laca” chce odejść, to może i lepiej nie zatrzymywać go na siłę. Pora poszukać innego rozwiązania. Napastnik musi dawać więcej. Teraz trzeba tylko znaleźć właściwego piłkarza.

Przeczytaj również