Katalońska katastrofa transferowa. FC Barcelona jak nikt inny pali pieniędzmi w kominku

Katalońska katastrofa transferowa. FC Barcelona jak nikt inny pali pieniędzmi w kominku
Anton_Ivanov / shutterstock
Ponad 800 milionów euro. To suma wszystkich transferów Barcelony od sezonu 2015/16. Żaden nie spowodował, że Barcelona po kilku latach jest lepszą drużyną. Ustępujący już chyba mistrzowie Hiszpanii nadal składają się z osi: ter Stegen, Pique, Alba, Busquets, Messi, Suarez, czyli ludzi, którzy w tym klubie siedzą od wielu lat.
Ostatni raz pierwsza jedenastka “Barcy” została poważnie wzmocniona w lecie 2014 r.. Sześć lat temu wydano 165 milionów euro na znakomite trio: Luis Suarez, Marc-Andre ter Stegen i Ivan Rakitić. Wszyscy „osiedlili” się w kluczowych obszarach zespołu, dzięki czemu “Blaugrana” zakończyła sezon z potrójną koroną: triumfem w Lidze Mistrzów, mistrzostwem i Pucharem Hiszpanii. Nikt nie śmiał zarzucać klubowi źle prowadzonej polityki kadrowej. Co istotne, to także ostatnie okienko, kiedy za transfery odpowiadał dyrektor sportowy Andoni Zubizarreta.
Dalsza część tekstu pod wideo
Od tego czasu „Duma Katalonii” przeznaczyła na nowych graczy ponad 800 milionów euro, a żadnego z nich, nawet z perspektywy historii, nie mogliśmy uznać za lidera zespołu. Rzadko który gracz miał zawsze pewny plac lub choćby spowodował rozpoczęcie poważnej rywalizacji na danej pozycji. Po drodze odchodzili zdobywcy trofeów, tacy jak Andres Iniesta, Xavi, Dani Alves i Javier Mascherano, a działacze nie potrafili zagwarantować klubowi odpowiednich następców. Na wysokich obrotach działała natomiast karuzela wsysająca sprowadzanych zawodników poniżej odpowiedniego poziomu i po pewnym czasie wyrzucająca ich w powietrze, nie robiąc na kibicach „Blaugrany” większego wrażenia.

Sezon 2015/16

Wiele nadziei wiązało się zwłaszcza z Ardą Turanem (34 mln euro), który przychodził do Barcelony jako kluczowa figura na szachownicy Atletico Madryt pod wodzą Diego Simeone. Turek znajdował się w szczytowym momencie kariery i nikomu nawet na chwilę nie przeszło przez myśl, że ten ruch będzie początkiem końca „El Turco”. Już po pierwszym sezonie Luis Enrique posadził go na ławce, a fani głośno domagali się jego odejścia. Choć wydaje się to absurdalne, bo krnąbry piłkarz od lat nie grał w zespole, kontrakt Turana upłynął dopiero kilka dni temu. We wielu rankingach umieszcza się go wśród absolutnie najgorszych transferów w historii Barcelony.
Furory nie zrobił również Aleix Vidal (18 mln), który miał być ciekawą alternatywą na prawym skrzydle, a później zmiennikiem dla Daniego Alvesa na prawej obronie. Po przybyciu na Camp Nou, Luis Enrique poddawał Vidala ostracyzmowi i w końcu nie znalazł dla niego żadnego miejsca, czy to w ofensywie, czy bliżej własnej bramki. W dodatku byłego piłkarz Sevilli niszczyły kontuzje.

Sezon 2016/17

To był rok napływu względnie taniego, ale i kompletnie bezużytecznego „szrotu”. Aż dwóch piłkarzy przyszło z Valencii: Andre Gomes (37 mln) i Paco Alcacer (30 mln), lecz obaj po początkowo niezłych pierwszych występach stali się kozłami ofiarnymi gorszych wyników Barcelony. Szczególnie boleśnie oglądało się Portugalczyka, dla którego rozpaczliwie szukano miejsca zaczepienia, ale ten zawodził wszędzie, niezależnie od tego, czy grał na skrzydle, środku czy będąc bocznym obrońcą. Ostatecznie Gomes trafił do Evertonu, gdzie po ciężkiej kontuzji próbuje wrócić do pełnej dyspozycji.
Przychodząc na Camp Nou, Alcacer wiedział, że nie dostanie zbyt wielu minut i musi pokazać 100 procent możliwości, grając ogony i zwykle zmieniając Luisa Suareza. Jego przygoda z hiszpańskim hegemonem zakończyła się na 28 spotkaniach. Uciszył pełnych wątpliwości fanów, strzelając w 2017 roku osiem goli, w tym wiele bardzo ważnych, ale to było za mało, aby zapracować na zaufanie. Alcacer miał świetny jeden sezon w Borussii Dortmund, a teraz odbudowuje się w Villarrealu.
A inni? Samuel Umititi (25 mln) wydawał się tym, który w końcowym rozrachunku będzie w stanie zastąpić w przyszłości Gerarda Pique. Przyzwoity pierwszy sezon chciał poprawić jeszcze lepszym, drugim, ale na prawie 5 miesięcy wykluczyły go liczne problemy z kolanem, które do dziś wracają jak bumerang. Nic nie wskazuje na to, że Francuz mógłby jeszcze osiągnąć optymalną dyspozycję.
Lucas Digne (16,5 mln) generalnie nie zawodził, ale nie miał większych szans na wygranie rywalizacji z Jordim Albą. Bardziej niż na boisku zasłynął tym, że udzielał pierwszej pomocy rannym ofiarom zamachu na La Rambli w sierpniu 2017 roku. Teraz jest mocnym punktem Evertonu. Denis Suarez (3 mln) został wykupiony za sprawą klauzuli wykupu powrotnego, ale po raz kolejny odbił się od ławki rezerwowych Barcy i 46 występów w 3 sezonach nie wpłynęło znacząco na jego notowania.

Sezon 2017/18

Zdecydowanie najbogatszy rok, ale i najmniej efektywny. Philippe Coutinho (145 mln) i Ousmane Dembele (125 mln) to obecnie wzory najgorzej wydanych pieniędzy w wielkiej piłce. “Cou” miewał przebłyski, ale szybko znalazł się na wylocie z klubu, co pewnie już by nastąpiło, gdyby nie bardzo wysokie zarobki. Dembele zaś częściej niż na boisku przebywa na oddziałach rehabilitacyjnych, ciągle też ma problemy z dyscypliną, o której działacze „Dumy Katalonii” musieli wiedzieć już wcześniej, gdy Francuz narobił problemów ludziom z Dortmundu. Do dziś nie odnotowano jakiegokolwiek poważnego zysku sportowego z tytułu sprowadzenia tej dwójki na Camp Nou.
Niezłym pomysłem, niewielką kroplą w morzu porażek, okazało się sprowadzenie. Paulinho (40 mln) . Brazylijczyk zanotował świetny start i już na jesieni wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Jego dobra forma walnie przyczyniła się do osiągnięcia przez Barcelonę dubletu. Nieoczekiwanie jednak pomocnik nie wznowił nowego sezonu w barwach „Dumy Katalonii”, bo wrócił do Chin. Kasa misiu, kasa.
W składzie “Barcy” nie ostały się również inne nabytki sprzed trzech lat. Gerard Deulofeu i Yerry Mina (obaj po 12 mln) zasilili rosnący rok po roku zaprzyjaźniony obóz angielskiej Barcelony, czyli Evertonu. Tylko Nelson Semedo (35 mln) ciągle jeszcze jest brany pod uwagę przez obecnego szkoleniowca, a nawet nierzadko bywa jednym z wyróżniających się katalońskich piłkarzy. Problem w tym, że Portugalczyk służy działaczom jako karta przetargowa do pozyskania kolejnego wysokonakładowego piłkarza. Najpierw chciano nim opłacić część transferu Miralema Pjanicia, a później Lautaro Martineza. Prawy obrońca wciąż nie może być więc pewny kontynuowania kariery w barwach wciąż aktualnego mistrza Hiszpanii.

Sezon 2018/19

Następne okienko wyglądało relatywnie biednie w porównaniu do szalonych zakupów rok wcześniej. Najwięcej kosztował Malcom (40 mln), który przyszedł do Barcelony w ostatniej chwili, zawrócony z samolotu lecącego do Rzymu, gdzie miał się zaprezentować jako nowy piłkarz Romy. Ostatecznie zbytnio nie skorzystał na zmianie decyzji, choć czasem potrafił robić mnóstwo wiatru na skrzydle. Pożegnano go w niejasnych okolicznościach, a on szybko stał się gwiazdą ligi rosyjskiej.
Clemen Lenglet (36 mln) miał być ostatnią nadzieją na obsadę środka obrony i w gruncie rzeczy wydaje się, że wreszcie się udało. Choć zdarzają mu się wpadki, to na dłuższą metę ma lepszą pozycję w składzie niż Umtiti i może spokojnie budować swą pozycję u boku Pique. Tego samego nie może powiedzieć natomiast Arthur (31 mln). Brazylijczyk przychodził na Camp Nou z łatką „drugiego Xaviego”, ale problemy z trenerami Valverde i Setienem, a także kłopoty z kondycją sprawiły, że dziś to fani Juventusu robią do niego maślane oczy.
Ostatnim gotówkowym transferem był Arturo Vidal (18 mln), płuca Barcelony, wojownik i dusza każdej szatni. Uważano, że zawodnik po trzydziestce powinien być wartościowym zmiennikiem dla każdego ofensywnego gracza, tymczasem, nieoczekiwanie, ostatnio został „titular” i odgrywa ważną rolę w składzie Setiena.

Sezon 2019/20

Zeszłego lata “Barca” wróciła do agresywnej polityki na rynku transferowym. Po wielu miesiącach (a może latach?) przepychanek i spekulacji, udało jej się w końcu kupić Antoine’a Griezmanna (120 milionów). Transakcja na razie odbija im się czkawką, bo mistrz świata wydaje się nie rozumieć z kolegami, jest niepopularny wśród kibiców, a i szkoleniowiec nie widzi w nim zbawcy ataku. Marzenie Francuza staje się powoli jego przekleństwem. Czas pokaże, czy wczorajsza piękna bramka z Villarrealem będzie tym momentem przełomowym.
Niezłe natomiast notowania ma nadal Frenkie de Jong (75 mln). Holender nie schodzi poniżej pewnego poziomu, ale prawdopodobnie zakończy sezon ze średnimi liczbami w lidze: 2 gole i 2 asysty. To on jednak w najbliższych latach weźmie na siebie ciężar wczesnego rozgrywania i destrukcji, również eksperci widzą w nim materiał na drugiego Busquetsa.
Duże pieniądze za rezerwowego bramkarza Neto (26 mln) to efekt porozumienia z Valencią i czarów księgowych, a nie realna wycena jego wartości. Junior Firpo (18 mln) jeszcze się nie wykazał, lecz ciągle ma przed sobą dużo nauki, aby wygryźć Jordiego Albę, o ile nie zostanie zawrócony do Betisu. Właśnie w Sewilli aktualnie gra Emerson (12 mln). który prawdopodobnie nie dostanie nawet szansy na poważny test w barwach “Blaugrany”. Z kolei z Markiem Cucurellą (4 mln) pożegnano się równie szybko, jak go powitano.
Ostatni transfer “Barcy”, Martin Braithwaite (18 mln), był jedynie awaryjną opcją, gdy przed pandemią koronawirusa kontuzje zdziesiątkowały niemal całą ofensywę „Blaugrany” . Wszystko wskazuje na to, że za moment okaże się niepotrzebny. Jak wielu jego poprzedników. W paleniu pieniędzmi w piecu Barcelona nie ma sobie równych. I to o tym, a nie o mało prawdopodobnym dogonieniu Realu Madryt w tabeli, powinni poważnie debatować na Camp Nou. Bo na kolejne wpadki klub nie może już sobie pozwolić.

Przeczytaj również