10 najlepszych występów Leo Messiego w FC Barcelonie. Deklasacje Realu Madryt, bramka roku, cios w Guardiolę

10 najlepszych występów Leo Messiego w Barcelonie. Deklasacje Realu Madryt, bramka roku, cios w Guardiolę
Xinhua / PressFocus
Wczoraj Barcelona oficjalnie poinformowała o odejściu Leo Messiego. Tym samym zakończyła się jedna z piękniejszych epok w historii futbolu. Argentyńczyk nie jest, ani od wielu lat nie był jedynie piłkarzem. “La Pulga” to symbol, niedościgniony geniusz, żywa legenda. Skala wielkości sprawia, że po jego odejściu na Camp Nou pozostanie jedynie niepomierny smutek i wspomnienia. Tych będzie od groma.
672 gole w 778 spotkaniach, czyli obraz szaleństwa, do którego Messi przyzwyczaił nas w ostatnich latach. Gdyby jakiś młody gwiazdor rozpoczynał dziś karierę i przez następnych 16 sezonów zdobywał po 40 bramek rocznie, to i tak miałby mniej trafień niż Leo w bordowo-granatowych barwach. Argentyńczyk przybył do stolicy Katalonii jako wątły 12-latek, któremu we własnej ojczyźnie nie opłacono niezbędnego leczenia. Miasto Gaudiego opuszcza jako jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy piłkarz w dziejach tej dyscypliny.
Dalsza część tekstu pod wideo
Messi wybudował w Barcelonie pomnik trwalszy niż ze spiżu. Przyjrzyjmy się dokładnie najbardziej spektakularnym fragmentom jego monumentalnego dzieła. Wybór dziesięciu najlepszych spotkań w wykonaniu “Atomowej Pchły” wcale nie był prostym zadaniem. Dość powiedzieć, że w zestawieniu nie znalazł się wygrany finał Ligi Mistrzów okraszony trafieniem, trzy gole z Manchesterem City czy jeden z hat-tricków w El Clasico. Popisów Messiego było zbyt dużo, żeby faktycznie docenić każde spotkanie, w którym wzniósł się na nieosiągalny dla innych poziom. Ale w tych dziesięciu przypadkach robił to w wyjątkowych okolicznościach.

10. vs Liverpool - 1 maja 2019 r.

Zaczynamy od ostatniego momentu, kiedy Barcelona z Messim na czele mogła czuć się pewnie na europejskiej arenie. Sezon 2018/19 upłynął pod znakiem korespondencyjnej walki o miano najlepszego piłkarza świata pomiędzy Leo a Virgilem van Dijkiem. Niemal perfekcyjna gra w defensywie naprzeciw jednoosobowej armii w ataku “Barcy”. Gdy w końcu doszło do starcia Liverpoolu z “Dumą Katalonii”, cały świat zacierał ręce, czekając na bezpośrednie pojedynki obu panów. Ale w pierwszym spotkaniu Argentyńczyk kompletnie zepsuł zabawę.
To był mecz z gatunku “niech wszyscy w Barcelonie podają do Leo, on coś zrobi”. I zrobił. Stając naprzeciwko znakomicie przygotowanej układanki Juergena Kloppa, Messi zachowywał się tak, jakby rywalizował z zawodnikami, z całym szacunkiem, Getafe czy Eibaru. “La Pulga”, niczym na orliku, brał piłkę i, kolokwialnie mówiąc, jechał z Andrew Robertsonem, Fabinho czy Jamesem Milnerem. Ukoronowaniem tego występu był rzut wolny, który można określić jako jeden z ostatnich szczęśliwych momentów w żywocie kibica Barcelony. Piękny początek brutalnego końca. Messi zdjął wówczas pajęczynę z bramki Alissona, posłał rakietę, której nie powstydziliby się ani Jeff Bezos, ani Elon Musk. Żeby odbyć podróż w kosmos wcale nie trzeba opuszczać atmosfery. Wystarczy spojrzeć na grę byłej już “dziesiątki” Barcelony.

9. vs Real Madryt - 23 kwietnia 2017 r.

Nigdy nie drażnij lwa. O tej ważnej przestrodze ewidentnie zapomnieli piłkarze Realu Madryt podczas Klasyku sprzed czterech lat. W pierwszej połowie tamtego meczu Messi mógł się czuć jak w sercu oktagonu, a nie na idealnie wypielęgnowanej murawie Santiago Bernabeu. Najpierw kilka mocniejszych wejść ze strony Casemiro, stempel od Sergio Ramosa, a później cios łokciem od Marcelo. Messi krwawił dosłownie, Barcelona w sensie alegorycznym, przegrywając z “Królewskimi”.
W końcu Leo został opatrzony i zaczęła się zabawa. Do pewnego momentu wspomniane El Clasico było zwyczajnym starciem Barcelony z Realu. Kiedy Marcelo zdecydował się znokautować Argentyńczyka, sam wydał wyrok na własny zespół. Messi wrócił na boisko z chustką hamującą krwotok i żądzą natychmiastowej zemsty. Do remisu doprowadził jeszcze w pierwszej połowie. W drugiej wrzucił Marcelo, Ramosa i pozostałych podopiecznych Zinedine’a Zidane’a na karuzelę rodem z najniebezpieczniejszych parków rozrywki. W tamtym spotkaniu Messi wdał się w 11 dryblingów, wygrał 7. W sumie zanotował 14 udanych pojedynków. To on zarobił czerwoną kartkę dla Ramosa, który już spoza murawy obserwował, jak “Atomowa Pchła” zdobywa bramkę nr 500 w barwach Barcelony. Okrągła liczba, gol na wagę zwycięstwa w ostatniej minucie El Clasico i historyczna celebracja przed tysiącami fanów największego wroga. Tego nie wymyśliliby nawet najlepsi scenarzyści w Hollywood.

8. vs Real Zaragoza - 21 marca 2010 r.

Na pierwszy rzut oka hat-trick przeciwko Realowi Zaragoza może nie wzbudzać wielkich emocji, wiedząc ile razy Messi brylował i to z nieco bardziej uznanymi rywalami. Ot, kolejny dzień w pracy najlepszego piłkarza w dziejach Barcelony. Warto jednak wyróżnić to starcie ze względu na jego symbolikę i podkreślenie tego, w jak zabójczym tempie Leo wdarł się na piłkarski Panteon wcześniej zarezerwowany dla nielicznych.
- Ten człowiek jest niesamowity. George Best, Diego Maradona, Johan Cruyff - oni wszyscy są przyćmieni przez tego niesamowitego filigranowego zawodnika. Mówiłem to już wiele razy, ten gość nie jest z tej planety. On jest najlepszy na Ziemi i właśnie dlatego nie może z niej pochodzić - tak zareagował komentator brytyjskiej stacji po trzeciej bramce barcelońskiej “dyszki” w Zaragozie.
22-letni Messi miał już na koncie dwa zwycięstwa w Lidze Mistrzów i pewnie zmierzał po trzecią Złotą Piłkę. Warto mieć to na uwadze, kiedy następnym razem ktoś zdecyduje się porównać do niego Erlinga Haalanda czy Kyliana Mbappe. Nie ten rozmiar buta, ani kapelusza.
A sam mecz z Realem Zaragoza był dowodem na to, że Messi w formie to zawodnik nie do powstrzymania. Rywale nie myśleli wtedy o tym, żeby odebrać mu piłkę, postarać się wyeliminować jego atuty. Oni chcieli zniszczyć Messiego, skopać, poskrobać, odcisnąć na nim stempel. Problem w tym, że byli zbyt wolni. Postawni obrońcy odbijali się od niego jak od ściany. W tamtym meczu Leo przeczył prawom fizyki, oszukiwał grawitację. Choćby zrzuciło się na niego hekatombę, on wówczas pozostałby na nogach, uciekł z piłką i trafił do siatki. Raz, dwa, trzy, do domu. Tako rzecze Zaragoza.

7. vs Atletico - 24 września 2011 r.

W sezonie 2008/09 Messi skompletował hat-tricka w meczu pucharowym z Atletico. Trybuny na Estadio Vicente Calderon nie mogły się dąsać i nagrodziły go burzą braw. Docenienie ze strony kibiców “Rojiblancos” nie zapewniło im jednak taryfy ulgowej w kolejnych latach. Wręcz przeciwnie. “Atleti” to drugi ulubiony rywal w karierze Leo. Przeciwko tej drużynie strzelił w sumie 32 gole.
Ani Jan Oblak, ani David de Gea, ani Thibaut Courtois nie potrafili zatrzymać go, gdy był w formie. Zwłaszcza Belg nie może miło wspominać pojedynków z Messim, gdy reprezentował barwy klubu z czerwonej części Madrytu. Na początku sezonu 2011/12 “Materace” przyjechały na Camp Nou jak na ścięcie. W rolę kata wcielił się nie kto inny, ale autor trzech z pięciu bramek, które przyszło puścić bezbronnemu bramkarzowi.

6. vs Athletic - 30 maja 2015 r.

- Witajcie w świecie Leo Messiego, gdzie szaleństwo staje się czymś przewidywalnym - słowa Raya Hudsona, komentatora stacji “Bein Sports”.
W Barcelonie rozgrywki 2014/15 upłynęły pod znakiem perfekcyjnie funkcjonującego tercetu Messi - Suarez - Neymar. W finale Copa del Rey kompani Leo musieli jednak usunąć się w cień. Na świeczniku był autor dwóch goli, w tym jednego o takiej urodzie, że szczęki trzeba było szukać w okolicy piwnicy. Diego Maradona miał swoje trafienie przeciwko Anglii. Messi najpierw odwzorował jego gola w 2007 roku, aby po ośmiu latach stworzyć własne opus magnum.
- Na powtórkach w telewizji tego nie widać, ale w tamtej akcji ja go naprawdę kopnąłem. Nie myślałem o minucie meczu, o żółtej kartce, chciałem tylko zatrzymać tę akcję. Robię to, kopię, upadam na murawę i widzę, że on nawet się tym nie przejął - stwierdził Mikel Rico, jeden z zawodników Athletiku.

5. vs Bayer Leverkusen - 7 marca 2012 r.

Jeśli ktoś w przyszłości spojrzy na liczby Messiego z sezonu 2011/12, pomyśli, że strony ze statystykami mają jakąś awarię. Przecież to wykracza poza granice pojmowania tego sportu, żeby jeden piłkarz w trakcie kampanii strzelił 73 gole i dołożył do tego 34 asysty. A jednak. Messi dokonał tego głównie dzięki występom na takim poziomie. W rewanżu 1/8 finału Ligi Mistrzów Barcelona miała dwubramkową zaliczkę przywiezioną z Leverkusen. Bayer i Bernd Leno nie mogli jednak liczyć na litość. Messi brutalnie wykorzystywał każdą lukę w niemieckiej defensywie. Dla “Aptekarzy” był równie groźny, co krach na rynku koncernów farmaceutycznych.
Argentyńczyk przewidywał wszystkie progresywne piłki od tercetu Fabregas - Xavi - Iniesta. W pierwszej połowie zdecydował się na dwie bramki lobem. Po godzinie miał na koncie tzw. pokera, cztery gole. W końcu został pierwszym piłkarzem w historii Ligi Mistrzów, któremu udało się zanotować pięć trafień w jednym spotkaniu. Zespół Bayer Full śpiewał, że wierzy w anioła. Bayer Leverkusen po tym meczu uwierzył w piłkarskiego boga.

4. vs Arsenal - 6 kwietnia 2010 r.

Dziś brzmi to niczym abstrakcja, ale w sezonie 2009/10 Arsenal przez chwilę miał wynik, który eliminował Barcelonę z dalszego udziału w Lidze Mistrzów. Po remisie 2:2 na Emirates, kiedy Messi zanotował cichy występ, a dubletem popisał się Zlatan Ibrahimović, na Camp Nou wynik otworzył Nicklas Bendtner. Radość “Kanonierów” oczywiście nie trwała zbyt długo. Oni mieli w składzie armatkę wodną, Barcelona dysponowała argentyńską car-puszką. Gol z dystansu, gol słabszą nogą, gol lobem, gol po założeniu siatki. Czy można sobie wyobrazić bardziej klasyczny zestaw dla Leo Messiego?
- On gra, jak na Playstation. Barcelona to oczywiście bardzo dobry zespół, ale Messi to piłkarz, który w każdym momencie może zrobić różnicę - mówił Arsene Wenger w pomeczowym wywiadzie.

3. vs Bayern - 6 maja 2015 r.

W pamiętnym półfinale Ligi Mistrzów Leo Messi po raz pierwszy stanął naprzeciw Pepa Guardioli. Przed tym meczem wielu zastanawiało się, kto nad kim udowodni wyższość - wyrachowany mistrz nad pojętnym uczniem czy odwrotnie. Kataloński szkoleniowiec jeszcze przed pierwszym gwizdkiem nie szczędził komplementów swojemu byłemu podopiecznemu.
- Kiedy Messi jest w formie, nie zatrzyma go żaden trener, ani żadna linia obrony - stwierdził Guardiola na konferencji prasowej przed starciem na Camp Nou.
Barcelona i Bayern były wówczas drużynami o zbliżonym poziomie. Mecz toczył się w szybkim tempie, jednak wszystko niebezpiecznie zmierzało do bezbramkowego remisu. Wtedy znów objawił się argentyński archanioł futbolu, zwiastując rychłą klęskę Bawarczyków. Messi zaczął spokojnie, z umiarem, od typowej dla siebie bramki po strzale lewą nogą ze skraju pola karnego. Zanim Bayern się po tym otrząsnął, Leo już wysłał Jerome’a Boatenga i Manuela Neuera do innej rzeczywistości.
- To najlepszy piłkarz w historii. Jestem szczęśliwy, że mogę oglądać, jego sposób pojmowania futbolu - przyznał Pep po meczu.

2. vs Real Madryt - 10 marca 2007 r.

Po odebraniu Złotej Piłki w 2006 roku Ronaldinho stwierdził, że nie jest nawet najlepszym zawodnikiem w Barcelonie, co dopiero na świecie. Messi był już wtedy niezwykle rozpoznawalnym zawodnikiem, ale nikt nie postawiłby go w jednym rzędzie z Brazylijczykiem. Do tego potrzebował, jak to ładnie nazywamy w kontekście naszej reprezentacji, meczu założycielskiego. On nadszedł w trakcie wiosennego El Clasico sezonu 2006/07.
Dla Realu strzelali wówczas Sergio Ramos i dwukrotnie zjawiskowy Ruud van Nistelrooy. W składzie Barcelony znaleźli się Ronaldinho, Samuel Eto’o, Deco czy Iniesta, ale to nie miało żadnego znaczenia. Na boisku liczyły się tylko kolejne akcje 19-latka, który w pojedynkę trzymał “Blaugranę” przy życiu. Katalończycy połowę spotkania grali w osłabieniu po czerwonej kartce Oleguera. Ale cóż z tego, jeśli Messi się dwoił, troił, aż w końcu skompletował hat-tricka.
- Jeśli Barcelona pokazała w ostatnich tygodniach, że prezentuje się dobrze fizycznie, to dziś wszyscy w drużynie wyglądali na martwych piłkarzy. Wszyscy? Niezupełnie. Nigdy nie można powiedzieć tego z Messim na boisku. On łączy w sobie gniew, siłę i sztukę - tak występ Leo opisał Javier Gascon z “Mundo Deportivo”.
Real prowadził wtedy Fabio Capello. Dwa lata wcześniej Włoch pracował w Juventusie, który mierzył się z Barceloną w ramach Pucharu Gampera. W trakcie spotkania trener podszedł do Franka Rijkaarda, żeby zapytać, czy Barcelona nie zgodzi się na wypożyczenie tego nieopierzonego Argentyńczyka. Przecież na Camp Nou są już Eto’o, Ronaldinho, a w Turynie miałby pewny plac. Capello usłyszał tylko, że Messi jest nietykalny.

1. vs Manchester United - 28 maja 2011 r.

Każdy może wyróżnić inny mecz “La Pulgi” jako ten najlepszy. Tutaj nie ma złych wyborów, a żeby docenić jego klasę w pełnej krasie trzeba by zrobić nie top 10, lecz listę zawierającą jego wszystkie 778 spotkań w Barcelonie. Ważnym momentem w historii klubu i samego piłkarza z pewnością był jednak drugi finał Ligi Mistrzów pod wodzą Pepa Guardioli. Naprzeciw Messiemu i całej “Dumie Katalonii” znów stanął naszpikowany gwiazdami Manchester United.
“Barca” wygrała 3:1, a Messi zadowolił się zaledwie jedną bramką, nie zanotował żadnej asysty. Cóż w tym wyjątkowego? Obserwując to spotkanie, trudno było zachować spokój, kiedy jeden gracz tak bezpardonowo deklasował innych. Nemanja Vidić, Rio Ferdinand, Patrice Evra, Ryan Giggs, Michael Carrick - cała plejada gwiazd “Czerwonych Diabłów” została odesłana do piłkarskiego piekła. Podsumowaniem tego finału mógł być nerwowo żujący gumę Sir Alex Ferguson, który był bezradny. Nawet najlepszy trener z nieskazitelnym pomysłem na grę nie miał jak zatrzymać Leo Messiego.
Ten mecz jest symboliczny nie tylko ze względu na Argentyńczyka. Dekadę temu Barcelona znajdowała się na absolutnym Mount Evereście futbolu. Chociaż w sezonie 2010/11 Katalończycy nie sięgnęli po potrójną koronę, to grali prawdopodobnie najlepszą piłkę w dziejach sportów zespołowych. A na czele perfekcyjnie funkcjonującej orkiestry stał jej dyrygent, Leo Messi. Przenieśmy się dekadę do przodu na osi czasu. Z “Dumy Katalonii” został już tylko jej drugi człon. Ze składu ostali się jedynie Gerard Pique i Sergio Busquets. Pewna era dobiegła końca.

Przeczytaj również