10 szokujących zdarzeń z początku sezonu Premier League. Tego nikt by nie przewidział

10 szokujących zdarzeń z początku sezonu Premier League. Tego nikt by nie przewidział
Xinhua / Press Focus
Za nami cztery kolejki nowego sezonu Premier League, które przyniosły tyle dziwnych rozstrzygnięć, że pozostaje tylko przecierać ze zdumienia i czekać na więcej. Specjalnie dla Was wybraliśmy 10 tych najbardziej nieoczekiwanych zdarzeń!
To nie żart. To nie Football Manager. Angielska elita na starcie kampanii 2020/21 wyrzuciła rutynę do kosza. Zyski liczą za to bukmacherzy, bo każdy kolejny tydzień z Premier League przynosi nowe, praktycznie niemożliwe do przewidzenia rezultaty.
Dalsza część tekstu pod wideo

Harry Kane notuje cztery asysty w 28 minut. Wszystkie przy golach Heung-min Sona

Harry Kane kojarzy nam się raczej ze zdobywaniem bramek, nie asystowaniem, choć to oczywiście napastnik mocno uniwersalny. Czy jednak podejrzewalibyśmy go, że w jednym meczu zaliczy aż cztery asysty, a w dodatku za każdym razem adresatem jego decydującego podania będzie ten sam zawodnik? Bukmacherzy wystawiliby na takie zdarzenie jakiś kosmiczny kurs. A to zdarzyło się naprawdę.
Wygląda to jeszcze bardziej nieprawdopodobnie, gdy dodamy, że w całym poprzednim sezonie Premier League (29 meczów), Kane zaliczył dokładnie dwie asysty. Teraz podwoił ten dorobek w trakcie 28 minut starcia z Southampton.

Aston Villa pokonuje Liverpool 7:2

Aston Villa jeszcze w końcówce lipca do ostatniej kolejki walczyła o utrzymanie w Premier League. Ostatecznie dopięła swego, wyprzedzając Bournemouth o jeden punkt. Piłkarzom i pracownikom “The Villans” spadły potężne kamienie z serca, bo cały sezon w ich wykonaniu był po prostu kiepski. Ledwie 9 wygranych w 38 meczach chluby nie przyniosło.
W tych samych rozgrywkach Liverpool po prostu zmiażdzył konkurencję. Zdobył 99 punktów, wyprzedzając drugi Manchester City o 18 oczek. Wygrał aż 32 z 38 spotkań, przegrywając tylko trzy z nich. Wspomnianą Aston Villę pokonał dwukrotnie. Gdy jednak obie drużyny spotkały się kilkanaście dni temu - “The Reds” przegrali z “The Villans” 2:7 (!). Już sam fakt zwycięstwa gospodarzy był zaskakujący, a co dopiero jego rozmiary. Liverpool siedem bramek stracił pierwszy raz od 1963 roku. Wówczas w identycznym stosunku przegrał z Tottenhamem.

Manchester United vs Tottenham 1:6

Kilka godzin przed spotkaniem Aston Villi i Liverpoolu doszło do innego sensacyjnego rozstrzygnięcia. Wygrana “Kogutów” na Old Trafford nie była może czymś nierealnym do przewidzenia, ale 6:1?! Takiego scenariusza raczej nikt by nie napisał. Zwłaszcza po dwóch minutach meczu, gdy to Manchester prowadził 1:0, wykorzystując rzut karny. Później na murawie istniała już jednak tylko jedna drużyna. Jeszcze przed przerwą do siatki trafili Ndombele, Kane i dwukrotnie Son.
W międzyczasie sytuację “Czerwonych Diabłów” skomplikowała czerwona kartka dla Anthony’ego Martiala, ale czy to usprawiedliwienie dla aż tak fatalnej postawy? Raczej nie. W drugiej połowie “Koguty” trochę spuściły już z tonu, jednak i tak dołożyły jeszcze dwa gole. Najpierw na listę strzelców wpisał się Serge Aurier, a później drugi raz w tym meczu Kane.
W erze Premier League klub z Old Trafford przegrał pięcioma bramkami tylko czterokrotnie. Ostatni raz 1:6 z Manchesterem City w 2011 roku.

Arbiter dyktuje rzut karny po meczu

Kolejna historia z udziałem Manchesteru United. Kolejkę wcześniej “Czerwone Diabły” w dramatycznych okolicznościach pokonały na wyjeździe Brighton Hove & Albion (3:2). Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że decydująca bramka padła po pierwotnym zakończeniu meczu przez arbitra. Najpierw “Mewy” w 95. minucie doprowadziły do wyrównania i wydawało się, że spotkanie musi zakończyć się remisem. Arbiter doliczył przecież właśnie pięć minut.
Sędzia dał jednak piłkarzom obu drużyn jeszcze chwilę pograć. Manchester zdążył wywalczyć rzut rożny, w pole karne powędrowało dośrodkowanie, a Harry Maguire uderzył w rękę Neala Maupay. Tego jednak arbiter nie zauważył i od razu zakończył mecz. Wściekli podopieczni Ole Gunnara Solskjaera ruszyli do arbitra z pretensjami, a ten po chwili faktycznie postanowił sprawdzić sytuację na ekranie VAR. I podyktował jedenastkę! Tę na gola zamienił Bruno Fernandes, dając gościom wygraną.

Rewelacja poprzedniego sezonu po czterech kolejkach jest bez punktu

W poprzednim sezonie najbardziej pozytywnym zaskoczeniem w Premier League było zdecydowanie Sheffield United. “Szable” nie grały może futbolu szczególnie miłego dla oka, ale były piekielnie skuteczne. W efekcie zakończyły zmagania na dziewiątej pozycji, a mogło być nawet lepiej, jednak trzy ostatnie mecze nie przyniosły choćby punktu. Arsenal, Wolverhampton i Tottenham uciekły więc na kilka oczek.
Kiepska dyspozycja z samego finiszu rozgrywek trwa do dziś. Ubiegłoroczny beniaminek zaczął kampanię 2020/21 fatalnie. Przegrał wszystkie cztery mecze, strzelając zaledwie jednego gola. Można dostrzec tu pewną zamianę ról między Sheffield i Aston Villą.

Liderem jest Everton

Nie warto oczywiście przesadnie przejmować się wyglądem tabeli na etapie czwartej kolejki, ale fakt, że jedynym zespołem z kompletem punktów jest akurat Everton, może lekko zaskakiwać. Podopieczni Carlo Ancelottiego grają jednak jak z nut. Wygrali wszystkie mecze w naprawdę dobrym stylu: pokonali na wyjeździe Tottenham, wrzucili “piątkę” West Bromowi, “czwórkę” Brighton, a i z wyjazdu na mecz z Crystal Palace przywieźli trzy oczka.
Błyszczą zwłaszcza Dominic Calvert-Lewin i James Rodriguez, ale na pochwały zasługuje cała drużyna. A dyspozycję Kolumbijczyka weźmiemy pod lupę w kolejnym punkcie.

Najlepszym piłkarzem jest zawodnik wypchnięty za darmo z Realu Madryt

Płynnie przechodzimy do wspomnianego Jamesa, który na Goodison Park w końcu odżył. Nikt nie miał wątpliwości, że to piłkarz o niezwykle wysokich umiejętnościach. Problem w tym, że przez ostatnie lata rzadko potrafił je z siebie wydobyć. W efekcie Real oddał go do Evertonu za darmo. I ten wypchnięty z Santiago Bernabeu Kolumbijczyk na starcie sezonu Premier League jest chyba najlepszym zawodnikiem ligi. Trzy gole, dwie asysty, mnóstwo ważnych dla drużyny zagrań. Żadnego czasu potrzebnego na aklimatyzację. Jakość od pierwszego spotkania.
Przypomina się James z mundialu w Brazylii, na którego patrzyło się z wielką przyjemnością. Oby tylko Kolumbijczyk nie zatracił swojej świetnej formy, a wówczas Everton może okazać się czarnym koniem bieżącej kampanii.

Najlepszy strzelec spośród nowych piłkarzy Chelsea to nie Timo Werner, nie Kai Havertz, a Ben Chilwell - obrońca, który zagrał w jednym spotkaniu

Chelsea w minionym okienku rozbiła bank. Sprowadziła do siebie cały tabun wartościowych piłkarzy - Timo Wernera, Kaia Havertza, Hakima Ziyecha, Thiago Silvę, Bena Chillwela czy Edouarda Mendy’ego. Pierwsza trójka miała wnieść ogromną jakość do ofensywy, bo to piłkarze znani ze strzelania goli i notowania asyst.
Marokańczyk póki co nie doczekał się jeszcze oficjalnego debiutu, ale dwaj zawodnicy rodem z Niemiec dostali już od Franka Lamparda sporo szans. Póki co w Premier League nie potrafili jednak trafić do siatki (w poprzednim sezonie strzelili łącznie 40 goli w Bundeslidze). Zrobił to natomiast nominalny obrońca, Ben Chilwell, chociaż zagrał tylko w meczu z Crystal Palace.

West Ham w ciągu kilku dniu pokonuje Wolverhampton 4:0 i Leicester 3:0

West Ham to zespół, który na papierze niemal co sezon wygląda solidnie, ale ostatecznie także niemal co sezon ląduje w dolnej części tabeli. Tym razem “Młoty” też rozpoczęły kiepsko, bo od dwóch porażek - 0:2 z Newcastle u siebie i 1:2 z Arsenalem na wyjeździe. Ten drugi wynik można jeszcze przełknąć, ale inauguracja była sporym rozczarowaniem.
Tym bardziej zaskakujące było to, co ekipa Łukasza Fabiańskiego pokazała w dwóch ostatnich kolejkach. Pokonanie 4:0 Wolverhampton robi naprawdę ogromne wrażenie, bo “Wilki” po powrocie do Premier League wyrosły na drużynę aspirującą do miejsca w ścisłej czołówce ligowej. Tymczasem “Młoty” niespodziewanie sprawiły im konkretne lanie. Na takiej pozytywnej fali West Ham po kilku dniach wszedł jeszcze w mecz z Leicester na King Power Stadium. I wygrał 3:0. Z tym samym zespołem, który chwilę wcześniej pokonał na wyjeździe Manchester City 5:2. Lekki szok.

Brighton kupuje dwóch polskich piłkarzy jednego dnia

Na koniec sytuacja bardziej pozaboiskowa, ale też specyficzna i trudna do przewidzenia. W Premier League nigdy nie roiło się bowiem od polskich piłkarzy, tymczasem na koniec okienka transferowego jeden klub postanowił zakontraktować dwóch zawodników z naszego kraju.
Jakub Moder i Michał Karbownik podpisali kontrakty z Brighton Hove & Albion, ale póki co będą wypożyczeni do swoich dotychczasowych klubów - Lecha Poznań i Legii Warszawa. Do Anglii przeniosą się najprawdopodobniej po sezonie, choć “Mewy” - jeśli będą miały taką chęć - mogą ściągnąć ich do siebie już zimą.

Przeczytaj również