20 lat temu FC Barcelona była w jeszcze większym kryzysie niż teraz. Tak van Gaal prowadził ją w przepaść

20 lat temu Barcelona była w jeszcze większym kryzysie niż teraz. Tak van Gaal prowadził ją w przepaść
Pablo Garcia / Press Focus
FC Barcelona nigdy nie spadła z ligi, choć ten koszmar mógł się urzeczywistnić w sezonie 2002/03, kiedy Louis van Gaal prowadził swoich podopiecznych prosto w przepaść. Było blisko katastrofy. 20 lat temu “Barca” trwała w jeszcze większym kryzysie niż teraz.
Po latach fatalnego zarządzania finansami, rządzący Barceloną spędzili całe tegoroczne lato drastycznie redukując fundusz płacowy, pozbywając się wielu zawodników i przekonując pozostałych do zaakceptowania niższej pensji. Choć nawet i te działania nie wystarczyły, by powstrzymać Leo Messiego przed opuszczeniem klubu. Jeszcze przed latem 2021 “Blaugrana” zyskała sobie opinię drużyny, która w spektakularny sposób wylatywała z Ligi Mistrzów: po kolei wypadała za burtę, dostając bęcki od Romy, Liverpoolu i Bayernu. Wszystko to zajmuje mroczne miejsce w podświadomości fanów “Dumy Katalonii”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Obecny paraliż widać najlepiej po dwóch dekadach nieustannych sukcesów. Aby odnaleźć Barcelonę z większymi problemami niż obecna, należałoby się bowiem cofnąć do sezonu 2002/03. Wtedy też słowo katastrofa odmieniano przy Camp Nou przez wszystkie przypadki.

Twarde rządy Latającego Holendra

Było lato 2002 roku, kiedy Louis van Gaal powrócił do stolicy Katalonii na swoją drugą kadencję w roli menedżera. Chociaż to on nadzorował reprezentację Holandii, którą ominął mundial w Korei Południowej i Japonii, działacze przymknęli oko na tę brutalną porażkę i zdecydowali się sprowadzić byłego selekcjonera “Oranje” ze względu na jego bardzo dobre wyniki podczas pierwszego pobytu w Barcelonie.
W tym letnim okienku transferowym postanowił zabrać ze sobą trzech nowych zawodników: Niemca śp. Roberta Enke (za darmo z Benfiki), Baska Gaizkę Mendietę (wypożyczonego z Lazio) oraz nowego latynoskiego geniusza, Juana Romana Riquelme (za około 10 milionów euro z Boca Juniors). W poprzednim sezonie drużyna zajęła rozczarowujące czwarte miejsce, dla wszystkich więc było jasne, że potrzebuje wzmocnień, chociaż wciąż posiadała utalentowaną grupę zawodników, takich jak Patrick Kluivert, Marc Overmars, Frank de Boer czy Luis Enrique, gotowych rywalizować na najwyższym poziomie.
Całe światło kierowano jednak na Rivaldo, niekwestionowaną gwiazdę, który znajdował się wówczas w poważnym dołku. Brazylijczyk zanotował najmniej skuteczny okres gry dla “Blaugrany”, zdobywając zaledwie 13 goli we wszystkich rozgrywkach. Co z tego, skoro wrócił z mundialu jako nowo koronowany mistrz świata, autor pięciu bramek na turnieju, w dodatku nadal określało się go mianem talizmanu. Pierwsza misja van Gaala? Zwolnić pomocnika, któremu pozostawał rok ważnego kontraktu. Holender nie widział go w planach ekipy na kolejną wymagającą kampanię. Radykalna decyzja nie przysporzyła trenerowi sympatii.
- Van Gaal to główna przyczyna mojego odejścia. Nie lubię go i jestem pewien, że on nie lubi mnie - mówił wtedy były zdobywca Złotej Piłki.
- Brakowało mu zaangażowania w sprawy klubu. Interesowało go tylko zarabianie większych pieniędzy i granie coraz mniej - ripostował z ławki trenerskiej “bufon stulecia”.

Kompromitacja i łzy w szatni

Mimo konfliktu personalnego, wszystko zaczęło się dobrze. Drużyna van Gaala wygrała sześć z pierwszych siedmiu oficjalnych meczów, eksperci byli pod wrażeniem występów, dopóki nie została kompletnie zdemolowana przez Betis. Gładkie 0:3. Następnie Barca rozegrała dwa mecze bez zwycięstwa w lidze, remisując u siebie z Osasuną i przegrywając na wyjeździe z Realem. Ale nie z tym z Madrytu. Z Valladolid. Pod stołkiem van Gaala zrobiło się gorąco.
Hiszpańska prasa znana ze swej zapalczywości już wtedy wywierała na Holendrze ogromną presję. Drużyna, choć bardzo dobrze radziła sobie w Lidze Mistrzów, w tabeli krajowych rozgrywek spadała coraz niżej. A sytuacja miała się jeszcze znacząco pogorszyć. Grudzień 2002 to czas, o którym kibice Barcelony chcieliby nigdy nie pamiętać. Wprawdzie pokonali na Camp Nou Newcastle United w LM, ale doznali też trzech kolejnych porażek w lidze: z Realem Sociedad, Rayo Vallecano oraz Sevillą, kończąc rok wstydliwą klęską 0:3 na własnym obiekcie. Wielkimi krokami zbliżał się koniec ery van Gaala, podobnie jak czas prezydenta klubu Joana Gasparta.
Rok 2003 nie zaczął się dużo lepiej. Po wyjazdowym remisie z Malagą wszystko wskazywało na to, że zespół sięgnął dna. Tymczasem prawdziwy wstrząs nastąpił potem: 2:4 z Valencią, 0:2 z Celtą Vigo, a na koniec kompromitująca porażka 0:3 na Vicente Calderon z Atletico Madryt. Po powrocie do Barcelony zdecydowano się rozwiązać kontrakt z van Gaalem po dwugodzinnym spotkaniu z zarządem. W tym czasie Barca znajdowała się na 12. miejscu w tabeli i tylko trzy punkty dzieliły ją od strefy spadkowej. Niech to zapadnie w pamięć: Barcelona i trzy punkty od czerwonej strefy.
Trener nie przyjął decyzji o dymisji zbyt dobrze. Był zdruzgotany.
- Wszedł do szatni po usłyszeniu wiadomości, rozmawiał z nami i nagle rozpłakał się jak dziecko. Naprawdę, tego dnia ludzie z kierownictwa mocno go zranili. Należał do twardych, zimnych osób, a tutaj… po prostu go zniszczono - wspomina wydarzenia z tamtych dni obrońca Philippe Christanval.

Odnowa Rijkaarda

Drużyna została następnie przejęta przez Serba Radomira Anticia, byłego opiekuna Realu Madryt. Dostał prostą instrukcję: za wszelką cenę musisz uniknąć spadku. Po podpisaniu kontraktu z Juanem Pablo Sorinem, Antić wprowadził do pierwszego teamu młodzików: Victora Valdesa oraz Andresa Iniestę. Przesunął również wyżej jednego z pomocników, zwalniając go z obowiązków defensywnych, by mógł pokazać kreatywność. Tym zawodnikiem był Xavi Hernandez.
Forma klubu stopniowo poprawiała się, zmniejszając obawy o spadek. Pozwalała też skupić się na Europie - udało się zajść do ćwierćfinału Champions League. Wreszcie ligę Barcelona zakończyła na szóstym miejscu, ostatnim dającym kwalifikację do Pucharu UEFA. Po trudach sportowych zmagań rozpoczęły się wybory do władz.
Młody, wyrazisty Joan Laporta, który miał pełne poparcie ze strony legendarnego Johana Cruyffa, został wybrany na nowego prezydenta. Nie miał zamiaru dłużej trzymać Anticia. Wolał młodszego menedżera i powierzył trudną misję przebudowy kadry Frankowi Rijkaardowi. Klub od tego momentu zaczął zbierać owoce procesu ewolucji w późniejszym czasie, efektem czego było wicemistrzostwo kraju, a rok później tytuł. Zza chmur wychodziło słońce. Końcowe następstwo zmian przyszło pięć lat później. Potrójna korona, pierwsze triplete “Dumy Katalonii” w historii.

Przeczytaj również