Absurdalna konferencja i szokujące decyzje właściciela klubu. "Spodziewałem się, że zostanie wy***rdolony"

Absurdalna konferencja i szokujące decyzje właściciela klubu. "Spodziewałem się, że zostanie wy***rdolony"
screen
Dzień 7 marca 2023 roku pozostanie na długo w pamięci nie tylko kibiców Motoru Lublin, ale i całej piłkarskiej Polski. Konferencja prasowa, zwołana w kryzysowej sytuacji i poprowadzona przez właściciela klubu, Zbigniewa Jakubasa przyniosła wiele absurdalnych decyzji. Afera z Lublina podana nam jak na… tacy.
Lech Poznań jako pierwszy polski klub, po 32 latach rozegra minimum cztery mecze wiosną w europejskich pucharach. To wręcz nieprawdopodobne, że w takim czasie uwagę środowiska przejął klub, który gra na trzecim poziomie rozgrywkowym. Tego nie wymyśliliby najlepsi specjaliści od marketingu. Pomyśleć, że wystarczył do tego… segregator, który leżał pod ręką wybuchowego trenera.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przypomnijmy - w niedzielę Krzysztof Stanowski poinformował na Twitterze, że Goncalo Feio uderzył tacą prezesa Motoru Lublin, Pawła Tomczyka. Akt przemocy skończył się wizytą w szpitalu i szyciem łuku brwiowego. Co pchnęło do tego szkoleniowca Motoru? W mediach aż zawrzało. Mogliśmy się spodziewać, że portugalski trener ze względów dyscyplinarnych zostanie pożegnany z klubem w trybie natychmiastowym. Osoba z otoczenia klubu powiedziała nam anonimowo: - Spodziewałem się, że w przeciągu godziny Feio zostanie wy***rdolony.

Tomczyk wraca z Lublina na tacy

We wtorek, a więc dwa dni po incydencie, klub zwołał konferencję prasową. Uczestniczył w niej Zbigniew Jakubas, właściciel Motoru Lublin, Izabela Bobrzyk, przewodnicząca rady nadzorczej, Robert Żyśko, członek rady nadzorczej i Goncalo Feio, trener pierwszej drużny. Paweł Tomczyk, prezes klubu, był nieobecny.
Zanosiło się na to, że szkoleniowiec Motoru pożegna się ze swoją funkcją i będzie to najprawdopodobniej oznaczać koniec kariery w Polsce. Akcjonariusz większościowy klubu przyjechał do Lublina specjalnie z Warszawy, by zażegnać bardzo trudną sytuację. Zarządzanie konfliktami to materia, którą Zbigniew Jakubas ma zapewne doskonale opanowaną. Jest przecież doświadczonym przedsiębiorcą z licznymi sukcesami biznesowymi. Oznacza to, że wie jak regulować relacje międzyludzkie. Tym bardziej nie spodziewaliśmy się efektów tego medialnego kabaretu:
  1. Prezes klubu, który dostał tacą w głowę, zostaje zawieszony na trzy miesiące,
  2. Trener klubu, który dopuścił się agresji, ma dalej pracować i - jak twierdzi prezes - nie przemęczać się, gdyż to było przyczyną całej sytuacji,
  3. Rzeczniczka prasowa, która broniła prezesa dostanie inną funkcję w klubie, by nie drażnić nadpobudliwego trenera.
Zwolennicy Zbigniewa Jakubasa twierdzą, że nie można krytykować jego wyborów, bo ma on przecież prawo do robienia w Motorze tego, co mu się żywnie podoba. No jasne - oczywistym przecież jest, że jako większościowy akcjonariusz ma możliwość podejmowania niezależnych decyzji, czasami nawet głupich. Choć nikt z nas nie może decydować o Motorze, to każdy ma prawo - a wręcz powinność - trąbić na okrągło, że jest to decyzja niepoważna i nieodpowiedzialna. Ukarano pokrzywdzonych, a nagrodzono agresora. Kręgosłup moralny w Motorze został połamany, zdeptany i wrzucony do śmietnika.

Dyktatura w Motorze

Przez decyzję Jakubasa, Feio będzie mógł cieszyć się nie lada autorytetem w klubie. I nie będzie to bynajmniej autorytet wypracowany drogą naturalną, czyli poprzez szacunek w oczach innych. Będzie to autorytet dyktatora. Jak się go zdobywa? Poprzez strach. Właściciel Motoru Lublin dał przyzwolenie swojemu trenerowi na wszystko. Były już bluzgi, a teraz do kanonu rzeczy dozwolonych wchodzi walenie tacą po głowach. Co będzie następne?
- Trener już w przeszłości wiele razy mnie obrażał, używał niecenzuralnych słów. Powiedzmy, że doszłam do jakiejś granicy wytrzymałości i uznałam, że nie jestem w stanie dłużej robić dobrej miny do złej gry. Zakładać maski, uśmiechać się do trenera, jak gdyby nigdy nic. Nie chciałabym wdawać się w szczegóły, co od niego usłyszałam - wyjaśniła Maciążek w rozmowie z portalem "goal.pl".
Pracownicy klubu, którzy otaczają trenera, nawet jeśli nie będą go szanować, to zmuszeni pozostaną do pozorowania swojej sympatii i spełniania wszystkich życzeń. Bo co się stanie, jeśli podpadniesz trenerowi? Całkiem niewykluczone, że dostaniesz tacą w łeb i zostaniesz wyrzucony z klubu. Ewentualnie prezes Jakubas znajdzie Ci inną rolę w klubie, tak by nie wchodzić w drogą portugalskiemu dyktatorowi. Dokładnie tak, jak będzie to w przypadku Pauliny Maciążek, która zostanie odsunięta od roli rzeczniczki prasowej.
Zbigniew Jakubas, choć podkreślał, że najważniejsze są dla niego relacje międzyludzkie, zdecydował się na podjęcie decyzji bazującej na chłodnej kalkulacji i długoterminowej wizji klubu. Odsunął na bok czynnik ludzki i nie baczył na to, że Feio mocno przekroczył dopuszczalne granice. Większościowy akcjonariusz za pomocą skandalu zdecydował się na pozbycie słabszego jego zdaniem ogniwa w klubie, a więc Pawła Tomczyka. Uznał, że Goncalo Feio ma na tyle wysokie umiejętności trenerskie, że mógł pozwolić sobie nawet na taki skandal, jak pobicie innego pracownika klubu. Portugalczyk w ostatniej rozmowie z “Foot Truckiem”, przyznał, co najbardziej go denerwuje. Teraz widzimy, jak daleko mogą ponieść go emocje.
Feio
własne

Nieszczere przeprosiny Feio. Jaka będzie kara?

Nie nam oceniać, kto miał więcej racji w konflikcie trener - prezes klubu. Osądzić możemy jedynie to, że Feio, nawet jeśli prawda była po jego stronie, a Tomczyk był najgorszym prezesem klubu w Polsce, nie miał prawa użyć przemocy. Szkoleniowiec na konferencji sprawiał wrażenie, jak gdyby słowa skruchy były przygotowane przez kogoś innego, a on jedynie musiał je odczytać.
Warto zwrócić uwagę na to, do kogo skierowane są przeprosiny. Właściwie do wszystkich, tylko nie do samego pokrzywdzonego. Ewidentnie widać, że krewki Portugalczyk nie ma niczego sobie nic do zarzucenia. Odbębnił formułkę, bo został o nią poproszony. Sprawą zainteresował się Rzecznik Dyscyplinarny PZPN, Adam Gilarski, który w rozmowie z “Weszło.com” przekazał, że w czwartek odbędzie się posiedzenie komisji, na którym Feio tłumaczyć będzie swoje zachowanie. Grożą mu różne kary, włącznie z czasową dyskwalifikacją.
Pozostaje mieć nadzieję, że PZPN nie ugnie się przed groźbą Jakubasa, który stwierdził, że jeśli Feio w Motorze nie będzie, to jego też. Oznaczałoby to zakręcenie kurka z olbrzymimi pieniędzmi, które są pompowane w klub. To byłoby nie na rękę PZPN, ponieważ nasza piłka cierpi na niedobór prywatnych, dużych inwestorów. Pieniądze, choć są bardzo ważne w piłce, nie mogą jednak być ważniejsze od szacunku do człowieka. Każdy zasługuje na drugą szansę, nawet Feio po tym, co zrobił. Jednak pierwszym krokiem do tego jest poniesienie konsekwencji. Nie można przejść z tym wybrykiem do porządku dziennego. Popełniłeś błąd - zapłać za niego.
Na sam koniec, przy całej zasłużonej krytyce, która spadła na Motor Lublin, należy pochwalić Zbigniewa Jakubasa za jedno. Chwycił byka za rogi i nie bał się stanąć w świetle kamer w sytuacji kryzysowej. Wyraził swój pogląd, przedstawił decyzje i plany na przyszłości. To coś, czego zabrakło polskiej federacji piłkarskiej podczas “kryzysu premiowego”, kiedy nikt nie wyszedł do mediów, by wyjaśnić okoliczności afery i zaproponować rozwiązanie problemu.

Przeczytaj również