AC Milan. Krzysztof Piątek w tarapatach. Pistolety pokryły się rdzą, kibice skaczą mu do gardła

"Disastro Piątek, basta!". Pistolety pokryły się rdzą, kibice skaczą mu do gardła
Marco Canoniero / Shutterstock.com
Na numerze 9 w Milanie straciło zębów mnóstwo gwiazd. Fernando Torres, Luiz Adriano, Alexandre Pato, a ostatnio Gonzalo Higuain. Argentyńczyka w roli snajpera doskonałego miał zastąpić Krzysztof Piątek. Przemawiała za nim świeżość, dynamika, a najbardziej skuteczność w poprzednim klubie. Nic z tego. Odpalane przy każdym golu „pistolety” zardzewiały, a działacze nie zamierzają czekać – szukają napastnika, gotowego przełamać klątwę.
To nie miało prawa się nie udać. „Rossoneri” niemal rok temu nie tylko schwytali w garści najbardziej obiecującego ofensywnego gracza we włoskim futbolu w osobie Krzysztofa Piątka, lecz także pozbyli się drogiego w utrzymaniu i co najmniej rozczarowującego Argentyńczyka.
Dalsza część tekstu pod wideo
Higuain przybył na San Siro wypożyczony latem 2018 roku i trafił do bramki sześć razy w piętnastu meczach. Ale gdy pogorszyła się forma, jego obecność w klubie została zakwestionowana. Zainteresowanie Chelsea zmaterializowało się, a Milan bez żalu pożegnał „niechciane dziecko”.
W jego buty (i koszulkę) wszedł Polak z Genui, który strzelił 13 goli w pierwszych 19 występach we włoskiej elicie. W Polsce jeszcze się o tym milczało lub co najwyżej szeptało, na Półwyspie Apenińskim natomiast głośno mówiło się o dorastającym następcy Roberta Lewandowskiego. Opłata 38 milionów euro miała się okazać powyprzedażową promocją.

„Musi zasłużyć”

Czołowy snajper ligi, zdolny piłkarz, brak konkurenta do miana „żądła” numer jeden – naturalną koleją rzeczy było przekazanie nowej gwieździe „dziewiątki” na plecach. Hola, hola, nie tak szybko. Fani z Mediolanu uważają, że trykot z tym numerem jest przeklęty po serii niepowodzeń z ostatnich lat.
Ówczesny dyrektor sportowy Leonardo stwierdził jednak, że przesądy nie miały nic wspólnego z decyzją. „Poprosił o dziewiątkę, ale uważamy, że należy najpierw na to zasłużyć. To dość ważna liczba, także tutaj, w Mediolanie, przekonaliśmy go, by na razie wziął 19” – wyjaśniał podczas prezentacji Piątka.
Porównanie osiągnięć Piątka w Genui i Milanie
footballwhispers.com
Miał nadzieję na szybki zwrot inwestycji i pierwsze wyniki faktycznie na to wskazywały. Krzysztof zaczął naprawdę dobrze, z siedmioma golami w pierwszych pięciu startach we wszystkich rozgrywkach. Kibice już oczami wyobraźni widzieli, jak „Grande Milan” wraca na należne im miejsce - do Ligi Mistrzów, w których drużyna nie uczestniczyła od sezonu 2013/14.
Marzenia trzasnęły o ziemię w tym samym momencie, gdy Piątek przestał strzelać. Po świetnej serii polski napastnik zdążył trafić do bramki łącznie jeszcze raz, a „Rossoneri” w ostatniej chwili minęli się z kwalifikacją do upragnionych zawodów. Zaledwie piąta lokata w Serie A kosztowała trenera Gennaro Gattuso pracę, ale trudno było obwiniać Polaka o wynik całej drużyny. Zrobił wystarczająco dużo, by przekonać klub, że warto mu zaufać i powierzyć trykot z numerem 9 na kolejną kampanię.

Kryzys za kryzysem

Nadszedł zatem czas, żeby klątwie powiedzieć „arrivederci”. Z ofensywnie usposobionym, nowym szkoleniowcem Marco Giampaolo na czele, kilkoma intrygującymi letnimi wzmocnieniami, odświeżonym systemem grania i Piątkiem na szpicy od samego początku. Nie oczekiwano cudów, a powolnej, ale posuwającej się do przodu pewnymi krokami ewolucji. Wola została jasno nakreślona: poprawa stylu i walka o co najmniej pierwszą czwórkę. Czy to tak dużo dla ekipy, która napisała wspaniałą historię dla włoskiego calcio?
Optymizm nie trwał długo. Ulotnił się już w pierwszej kolejce nowego sezonu, kiedy Milan nie sprostał Udinese. Po porażce w Derby della Madonnina narastała jedynie frustracja. Po siedmiu meczach, w których Polak strzelił jedynie dwa gole (oba z karnego), pogoniono z klubu Giampaolo i zatrudniono kolejną osobę, która miała ustabilizować nabierającą wody łajbę, z trudem walczącą z następnymi wysokimi falami.
Za sterami postawiono Stefano Pioliego. Wymiana „miotły” i powrót do formacji 4-3-3 nie do końca jednak wypaliły. Wciąż w pierwszym składzie wybiegał 24-letni napastnik z Dzierżoniowa, ale nadal nie potrafił się wstrzelić w tarczę. „Pistolety” odpaliły tylko raz. Na San Siro zabrzmiały gwizdy, pojawiły się również pierwsze spekulacje o możliwym odejściu Piątka. I to już w styczniu.

Słowa, które ranią

Brak skuteczności to jedno, nierozważne wypowiadanie się w mediach to drugie. Chwilową indolencją strzelecką można rozeźlić fanów każdej drużyny, ale nielojalnymi słowami doprowadza się ich do szewskiej pasji.
Przykładów można podać bez liku, a chyba takim skrajnym i ostatnim jest postawa Garetha Bale’a w Realu. Również i Polak jednym wywiadem i jedną nieostrożną wypowiedzią wzniecił, zupełnie niepotrzebnie, płomienie, które sięgają korony stadionu San Siro.
„W piłce nożnej zawsze chodzi o wyznaczanie nowych celów” – mówił dziennikarzowi TVP Sport. „Teraz jestem wart 38 milionów euro, następnym razem, gdy zmienię klub chciałbym, żeby to było 60-70 milionów. Muszę być ambitny i ciężko pracować, aby tak się stało. W końcu jestem na początku kariery” – wyjaśniał.
Trzeba powiedzieć, że kibice Milanu - uwaga, tu będzie eufemizm – nie przyjęli zbyt dobrze tego wywiadu. Wystarczy tylko poczytać komentarze pod jego wzmianką na oficjalnych kontach klubu, na twitterze czy facebooku. Zero zdziwienia.
Zarówno dlatego, że napastnik nie jest wart nawet tych 38 milionów zapłaconych genueńczykom (mimo, że transfermarkt pokazuje co innego), a także z tego powodu, że uznano tę zawodniczą wizję za zwyczajnym nie okazaniem szacunku do obecnego pracodawcy. Można bronić sportowej formy Krzyśka, ale nie braku wyobraźni w tak wrażliwej kwestii, jak głośne myślenie o przyszłych transferach.
Tak więc przenikające się tu i ówdzie plotki o możliwym końcu polskiej przygody w Mediolanie nikomu nie przeszkadzają. Tym bardziej, że z odsieczą miałby ruszyć Zlatan Ibrahimović i dla przeciętnego fana ACM nie sprawia różnicy, że Szwed ma 38 lat, jedną nogą wita się z emeryturą, a Piątka, mimo zaciętego cyngla, dalej uważa się za talent.
To prawda, że obecnie sprawia wrażenie cienia nieomylnego napastnika z zeszłego roku, ale dziś pozostaje jedyną rasową „9” w zestawie kart Pioliego. Ściągnięty latem Leao, gdy wchodził na boisko, pokazywał, że nie spełnia pewnych wymagań. Portugalczyk otwiera przestrzenie, imponuje szybkością, niemal doskonałą techniką, lecz brakuje mu instynktu zabójcy, kunsztu gry w powietrzu i siły, by przepychać się ze środkowymi obrońcami.
To oczywiste, że w Piątku tkwi mnóstwo talentów. Ma zdolności i wielki potencjał do tego, by być jednym z najlepszych napastników w Europie i wyraźnie dąży do ugruntowania swojej pozycji snajpera niezwykle niebezpiecznego.
Z drugiej strony, może transfer do Milanu przyszedł zbyt wcześnie? Może sam zawodnik zbyt szybko zachłysnął się sławą, liczbą strzelonych goli? Może zamiast pracować nad rejestracją patentową „cieszynki” mógł wziąć dodatkowe lekcje włoskiego i sprostować nieszczęsny wywiad w klubowej telewizji? A może wszystko „siedzi” w tym przekleństwie numeru dziewięć…
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również