Ani Juventus Turyn, ani tym bardziej Tottenham. Najlepszy kierunek transferu dla Arkadiusza Milika to Madryt

Ani Juventus, ani tym bardziej Tottenham. Najlepszy kierunek transferu dla Arkadiusza Milika to Madryt
Gennaro Di Rosa / Shutterstock.com
Transferowa saga z udziałem Arkadiusza Milika trwa już od kilku dobrych miesięcy. Chętnych na pozyskanie polskiego napastnika nie brakuje od Londynu po Madryt i Turyn, a ostatnie słowo i tak należy do Napoli. Co zatem powinien zrobić reprezentant Polski?
W ciągu kilku ostatnich miesięcy w temacie ewentualnego transferu Arka Milika pojawiło się multum plotek, sugestii i rzekomych dziennikarskich rewelacji. Brukowce rozpisywały się na temat zainteresowania Manchesteru United, serwisy internetowe wysnuły teorię przenosin snajpera Napoli do AC Milanu, który rzekomo dorzuciłby do puli Francka Kessiego. Gruchnęła też informacja, że były atakujący Ajaksu ma występować w Schalke. Śmiech na sali.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wygląda jednak na to, że od początku jedynymi poważnymi kandydatami do zakontraktowania Polaka były dwie firmy i właściwie wyłącznie one pozostały aktualnie na placu boju. Oczywiście, cała litania przypuszczeń i wróżenia z fusów zniknie, gdy konkretna oferta rozstrzygnie batalię pomiędzy zaangażowanymi działaczami Juventusu i Atletico Madryt. A istnieje też cień szansy, że snajper pozostanie w Neapolu.

Piemonckim szlakiem

Zakładając, że Arek - jak donoszą włoskie gazety - wybierze „Starą Damę”, w ślad za tym należy postawić pytanie: czy polski atakujący sobie poradzi? Odpowiedź brzmi krótko: Jasne! Bo niby kto miałby z nim konkurować w drużynie Juventusu? Gonzalo Higuain już od kilku sezonów obawia się własnego cienia, nie wspominając o regularności formy strzeleckiej.
Cristiano Ronaldo zawsze ma pierwszy plac, Paulo Dybala to piłkarz, na którego patrzy się z przyjemnością, ale brakuje kogoś do tercetu. Na łamach zagranicznych portali często przewija się nazwisko Mauro Icardiego, ale to raczej napastnik uwielbiający czekać na idealnie wypieszczone podanie w pole karne, aby następnie strzelać z najbliżej odległości.
Ronaldo i Dybala lubią poklepać przed szesnastką drużyny przeciwnej, rozegrać daną akcję koronkowo, a w turyńskim zespole, jeśli rozmawiamy o napastnikach, tego typu ogniwa brakuje. Jestem święcie przekonany, że Milik pasowałby do Juventusu, a odnalezienie nici porozumienia przy współpracy z portugalsko-argentyńskim duetem to żaden problem.
Sytuacja zaczęłaby robić się kłopotliwa przy uderzaniu na wiwat i notorycznym pudłom. Nie ma tu choćby krztyny złośliwości. Po prostu zmarnowane okazje podbramkowe mogą sprawić, że koledzy przestaną ufać Arkowi, natomiast ze spotkania na spotkanie dopadnie go syndrom wyżej wymienionego Higuaina. A wokół przecież same gwiazdy. Lepszym rozwiązaniem wydaje się więc kierunek hiszpański.

„Cholo” wzywa!

Sprawa na pozycji numer „9” w Atletico Madryt również wygląda słabiuteńko. Alvaro Morata zagraża bardziej murawie niż golkiperom, Joao Felix plącze się na boisku jakby sam siebie niósł pod pachą, zaś Diego Costa zaprzepaścił tyle setek, że gdyby na własne oczy widział to Sławomir Peszko, bez zawahania umieściłby go w tawernie o zaostrzonym rygorze.
W każdym razie, „Los Rojiblancos” to wymarzona drużyna dla Arkadiusza Milika. System trenera Diego Simeone, oparty na destrukcji, do złudzenia kojarzy się z wieloletnią taktyką stosowaną przez reprezentację Polski. Oczywiście w Hiszpanii jest znacznie wyższy poziom zaawansowania, bo tutaj istnieją jeszcze schematy ofensywne, w których nasz rodak czułby się jak ryba w wodzie, wbrew powszechnej opinii, że “Atleti” gra słabo w ataku.
“Cholo” chętnie widziałby na Wanda Metropolitano właśnie polskiego napastnika. Arek błyskawicznie zaprzeczyłby takim frazom, jak: „potrzeba czasu”, „musi się zaaklimatyzować”, „kilka meczów i dopasuje się do zespołu”, „niebawem dokładniej pozna realia panujące w lidze”, „początki zawsze są trudne”, itd. W jego słowniku wyrażenia tej kategorii nie mają racji bytu, co świetnie świadczy o zawodniku Napoli.
Atletico Madryt to drużyna skrojona na miarę Milika niczym garnitur marki Emporio Armani, a Polak to oryginalna metka wyszyta dla „Los Rojiblancos”. Obyśmy za kilka miesięcy mogli z podziwem obserwować jesienno-wiosenną kolekcję projektanta Diego Simeone, w której snajper wymodeluje wybiegi Primera Division, Copa del Rey czy Champions League. Transfer do stolicy Hiszpanii wydaje się być strzałem w dziesiątkę dla 26-latka.

Don’t cry, Gennaro

Napoli z olbrzymią niechęcią wypuści z gniazda Arkadiusza Milika, co podkreślają wszyscy wysoko postawieni (i nie tylko) pracownicy klubu. Prezes Aurelio De Laurentiis nie zamierza puszczać go za grosze. Zainteresowani muszą się liczyć z wydatkiem około 50 milionów euro. Juventus grymasi, że to suma zaporowa i wolałby wymianę graczy, natomiast Atletico prawdopodobnie jest w stanie zapłacić określoną kwotę.
Podobno z kryjówki wydarzenia związane z Polakiem śledzą specjalni wysłannicy Tottenhamu, co potwierdza zresztą Gianluca di Marzio, ale Milik raczej nie skorzysta akurat z tej opcji. Na dziś to zarządcy madryckiego klubu mają przewagę. Wprawdzie niewielką, ale jednak zawsze. Gdy tylko Arek otrzyma propozycję definitywnego transferu, bez zastanowienia powinien ją zaakceptować. Trzeba wykonać krok naprzód, bo jak nie teraz, to kiedy?

Przeczytaj również