Ansu Fati, Rodrygo Goes, Martin Odegaard i inne młode gwiazdy podbijają La Liga. Przyszłość leży w ich nogach

Przyszłość La Liga leży w ich nogach. Młode gwiazdy podbijają Półwysep Iberyjski
Rafapress/shutterstock.com
Rozgrywki w Hiszpanii niewątpliwie pozwalają delektować się topowymi zawodnikami z najwyższej futbolowej półki. Niestety nawet tacy wirtuozi, jak Leo Messi, Luka Modrić czy Santi Cazorla czasu nie oszukają. Prędzej niż później nadejdzie zmierzch ich ery, ale w blokach startowych już czekają niemal gotowi następcy. Ten sezon pokazuje, że przejęcie palmy pierwszeństwa może nastąpić szybciej niż można się było tego spodziewać.
Początek bieżących rozgrywek na hiszpańskich boiskach obfituje w kolejne debiuty, które wywołują skrajnie pozytywne emocje. Coraz więcej drużyn, przede wszystkich tym z czołówki, zaczyna odważnie dawać szansę zawodnikom, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w dorosłym futbolu. Z kolei młode perły z nawiązką odpłacają się za obdarzenie zaufaniem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Chłopak znikąd

Największą furorę z pewnością robi Ansu Fati. Nie oszukujmy się, ale przed rozpoczęciem tego sezonu mało kto słyszał o utalentowanym skrzydłowym. I jest to całkowicie zrozumiałe, ponieważ Hiszpan z gwinejskimi korzeniami nawet nie zdążył zadebiutować w ekipie rezerw, czyli 3-ligowej Barcelonie B.
Fatiego mogli znać tylko najzagorzalsi fani barcelońskiej La Masii, którzy uważnie śledzili spotkania Juvenilu A. Nastolatek nawet nie podróżował z pierwszą drużyną „Dumy Katalonii” na przedsezonowe tournee. Dopiero seria niefortunnych zdarzeń w postaci kontuzji m.in. Messiego, Suareza i Dembele sprawiła, że Ernesto Valverde musiał postawić na wychowanka La Masii.
Adept słynnej szkółki wykorzystał powierzone szanse w 100, jak nie nawet w 200%. Fati już w pierwszych spotkaniach zademonstrował swój niebywały wachlarz umiejętności. 17-latek wyglądał tak, jakby w ogóle nie zauważył, że jego rywalami nie są już niedoświadczeni rówieśnicy, ale topowi defensorzy świata. Ansu zdążył zapisać się w annałach, jednak jestem pewien, że to dopiero pierwsze linijki bardzo okazałej historii, którą będziemy mogli z uwagą śledzić w najbliższych latach.

Nowy, lepszy Vinicius

W ubiegłym sezonie największe wrażenie spośród nastolatków występujących w La Liga wywoływał Vinicius. Brazylijczyk, który dopiero debiutował w Realu Madryt nie potrzebował ani chwili na aklimatyzację i zachwycał swoją szybkością i wyszkoleniem technicznym.
Niestety niewątpliwym mankamentem wychowanka Flamengo pozostawała skuteczność. W całym ubiegłym sezonie „Vini” uzbierał zaledwie jedno trafienie w lidze Gdyby brazylijski skrzydłowy poprawił ten aspekt mógłby spokojnie sparafrazować powiedzenie Juliusza Cezara i rzec: „Vini, vidi, vici”.
Na szczęście dla sympatyków „Królewskich” problemów z finalizacją akcji nie ma następny nastoletni Brazylijczyk, którego na Santiago Bernabeu ściągnął Florentino Perez. Sprowadzony z Santosu Rodrygo Goes nie czekał długo na przedstawienie się publiczności zgromadzonej w stolicy i już po 93 sekundach od ligowego debiutu w barwach „Los Blancos” zdobył pierwszą bramkę.
W kolejnym meczu Rodrygo znów znalazł drogę do siatki. Dodatkowo brazylijski talent notuje średnio ponad jedno kluczowe podanie na mecz. Obserwując jego grę trudno nie odnieść wrażenia, że mamy do czynienia ze znacznie ulepszoną wersją Viniciusa Juniora.

Artysta pod wodzą rzemieślnika

W Madrycie aż roi się od utalentowanych nastolatków, czego najlepszym dowodem jest także Joao Felix, który latem zasilił szeregi Atletico. Kwota zapłacona za usługi Portugalczyka wzbudzała pewne kontrowersje, aczkolwiek pierwsze miesiące wychowanka Benfiki w nowych barwach pokazały, że „Los Colchoneros” poczynili znakomitą inwestycję na przyszłość i teraźniejszość.
Joao Felix ma tylko albo aż 2 problemy. Pierwszy to skręcenie kostki, które wykluczyło go z gry w ostatnich tygodniach. Drugim jest sam trener Diego Simeone, którego zdecydowanie nie można nazwać wymarzonym mentorem dla młodego zawodnika z formacji ofensywnej.
„Cholo” to znakomity fachowiec jeśli chodzi o grę obronną, jednak jego obsesja na punkcie szczelności defensywy odbija się na jakości w linii ataku. Atletico w tym sezonie zdobyło zaledwie 12 goli na przestrzeni 12 kolejek. To skandalicznie słaby wynik, który jest efektem siermiężnego podejścia argentyńskiego szkoleniowca do futbolu.
Felix na tyle, na ile może pokazuje swój niebywały potencjał, aczkolwiek niewątpliwie tłamsi go styl gry, zakładający zdobycie maksymalnie jednej bramki, a następnie ustawienie zasieków i porzucenie jakichkolwiek myśli o podwyższeniu rezultatu.

Złoty duet Realu Sociedad

Tego typu problemy szerokim łukiem omijają Estadio Anoeta, na którym od momentu przejęcia drużyny Realu Sociedad przez Imanola Alguacila gości naprawdę dobry futbol. Solidne wyniki osiągane w przyjemny dla oka sposób są w dużej mierze zasługą trenera oraz jego zaufania do młodych zawodników, którzy stanowią o sile ofensywy baskijskiej drużyny.
Pierwszą „strzelbą” Realu Sociedad został ściągnięty z BVB Alexander Isak. 20-latek nie miał szans na wygranie rywalizacji z Alcacerem i Gotze na Signal Iduna Park, zatem opuścił Dortmund i czas pokazał, że była to świetna decyzja. Szwed ma na swoim koncie dwie bramki, co sprawia, że już przebił osiągnięcie z całego poprzedniego sezonu spędzonego w Borussii.
Dorobek Isaka z pewnością ulegnie poprawie, ponieważ ma on szczęście współpracować z jednym z najlepszych kreatorów w tym sezonie La Liga. Mowa o Martinie Odegaardzie, który niemal każdym kolejnym występem udowadnia, że Real Madryt popełnił błąd odsyłając go na wypożyczenie. 20-letni Norweg nie potrzebuje już ogrania i obycia się w nieco słabszym klubie. To gotowy produkt z najwyższej półki.
Norweg byłby prawdziwym dziś dla środka pola Realu Madryt, który ostatnimi czasy imponuje tylko pod względem nazwisk. Isco czy Modrić to uznane marki, aczkolwiek ich data ważności powoli przemija na Santiago Bernabeu. Już w przyszłym sezonie do drzwi pierwszego składu „Królewskich” zapuka właśnie Martin Odegaard.

Brazylijskie TGV na prawej obronie

Real ma problemy w środkowej strefie, podczas gdy główny rywal „Los Blancos” w walce o tytuł, Barcelona cierpi na deficyt klasowych prawych obrońców. Luka po Danim Alvesu nadal nie została w pełni załatana, mimo że od odejścia Brazylijczyka minęło parę ładnych lat. Ani Nelson Semedo, ani Sergi Roberto nie gwarantują równego, wysokiego poziomu. Obaj panowie, przy dobrych wiatrach, miewają wyłącznie przebłyski solidnej gry.
Remedium na bolączki „Blaugrany” tkwi w osobie Emersona, który był bohaterem dosyć specyficznej transakcji. Otóż Barcelona w styczniu zakupiła brazylijskiego prawego obrońcę za 12 milionów, od razu odesłała go na półroczne wypożyczenie do Betisu po czym sprzedała do tejże ekipy z Sevilli za...6 milionów euro.
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co kierowało działaczami „Dumy Katalonii” przy zawieraniu umowy sprzedaży Emersona. Wszak 20-latek to prawdziwy boiskowy potwór w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Obrońca Betisu jest szybki, dynamiczny, silny, dobrze gra głową i doskonale odnajduje się pod bramką rywali.
Za nami dopiero 12 kolejek, ale Emerson już zdążył zanotować 2 bramki i 2 asysty. Takich liczb nie powstydziłby się ofensywny pomocnik, a co dopiero prawy defensor. Dodatkowo Brazylijczyk nie zapomina o grze w defensywie. Choćby w ostatniej kolejce Emerson niemal całkowicie wyłączył z gry nie byle kogo, a Edena Hazarda. Josep Maria Bartomeu i spółka muszą sobie pluć w brodę, obserwując wyczyny 20-latka.

„We all live in a yellow submarine”

Słowa piosenki Beatlesów muszą pobrzmiewać w głowie skrzydłowego „Żółtej Łodzi Podwodnej”, Samuela Chukwueze. Nigeryjczyk ma na karku dopiero 20 lat, jednak w zupełności nie przeszkadza mu to być jednym z liderów ekipy Villareal.

Chukwueze sieje prawdziwy postrach na obu flankach ze względu na wręcz idealny dla skrzydłowego dobór atrybutów. Wychowanek Villarealu poza szybkością i dryblingiem dysponuje świetnym strzałem oraz nieprzeciętną wizją gry. Dlatego nominacja do nagrody dla najlepszego zawodnika U-21 nie wzbudziła żadnego zaskoczenia.
Kibice z Estadio de la Ceramica mogą spać spokojnie, ponieważ umiejętności Chukwueze w połączeniu z przeglądem pola Santiego Cazorli i skutecznością Gerarda Moreno dają mieszankę wybuchową. Villareal w tym sezonie zdobywa średnio ponad 2 gole na mecz, a jednym z architektów tych wyników jest Samuel Chukwueze.

To dopiero początek

Wszyscy nasi dzisiejsi bohaterowie dysponują ogromnym talentem i pozostaje tylko wierzyć, że zostanie on odpowiednio wykorzystany. Dobrze wiemy na przykładzie choćby Bojana Krkica, że same umiejętności nie wystarczą do odniesienia sukcesu. Piłkarski potencjał musi kroczyć w parze z odpowiednim przygotowaniem mentalnym oraz przede wszystkim zaufaniem szkoleniowców do jeszcze niedoświadczonych diamentów, które potrzebują oszlifowania.
Jeśli wszystko pójdzie po myśli, a głowy, kolokwialnie mówiąc, dojadą do nóg młodych gwiazd, za parę lat Fati, Rodrygo, Felix czy Odegaard będą czołowymi zawodnikami świata. A my, kibice, będziemy mogli z dumą powiedzieć, że na własne oczy widzieliśmy ich pierwsze kroki w dorosłym futbolu.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również